[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmiała się zawsze z prób tłumaczenia przez poważnych psychologów, iż dzieciństwo w przeważającym stopniu determinuje przyszłość
człowieka. Gówno prawda, orzeszki! przypomniała sobie powiedzenie jednej z redaktorek, która tłumaczyła stażystce z prowincji,
zachwyconej wiewiórkami w Aazienkach, iż to wstrętne drapieżniki, które wyjadają jajka i pisklęta z gniazd bezbronnych ptaków.
Powtórzyła to sobie teraz w duchu. W sumie miała szczęśliwe dzieciństwo i powolny upadek rodzinnego domu obchodził ją o tyle, o ile
stawał się dla niej niewygodny. Z ulgą skorzystała wtedy z pretekstu, jakim był gniew ojca, żeby uciec stamtąd i spokojnie zapomnieć, że
gdzieś tam dwoje ludzi zmierza nieuchronnie ku unicestwieniu. Przecież wiedziała, że ojciec wróciłby do butelki i natychmiast zapomniał o
incydencie, ale była wtedy taka młoda& Jeszcze potrzebowała usprawiedliwienia przed samą sobą. Bała się, że wyrzuty sumienia zmuszą
ją kiedyś do powrotu. A potem okazało się, że tak naprawdę to nie ma sumienia i tylko zapach, który dopadał ją po takich chwilach
napięcia, był przestrogą i przypomnieniem. Nie spieprzy sobie życia tak jak rodzice. Pociągnęła nosem i kiedy poczuła jedynie woń
skropionego przez polewaczkę, parującego asfaltu, była pewna, że tym razem zapach zatracającego się w morzu alkoholu rodzinnego
domu wrócił do niej po raz ostatni.
Wsiadła do samochodu i kazała kierowcy jechać na Stare Miasto. Wraz ze świtem muszę skończyć swoje porachunki. Jeden rozdział
przed chwilą zamknęłam. Ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia . I przypomniała sobie tybetańskie przysłowie: lepiej żyć jeden
dzień jak tygrys niż sto jak owca. Pomyślała, że jeden dzień to za mało. Chce ich więcej. Zawsze chciała. Wyjęła puderniczkę i z precyzją
zaczęła naprawiać spustoszenie, jakie incydent sprzed kilku minut poczynił na jej twarzy.
Zniósł z góry przygotowane wcześniej dwie walizki, zostawił je w holu i jeszcze raz wrócił do salonu. Usiadłszy w fotelu przed
portretem żony, głęboko się zamyślił. To, że jakiś natręt zakłócił spokój jego domu, wiedział od momentu przekroczenia progu. Poczuł w
powietrzu nieprzyjazne fluidy, zapach agresji, siły i wręcz zwierzęcej zawziętości. Kiedy zorientował się, iż oświetlenie portretu zostało
wyłączone, był już pewien, że nieproszony gość czekał tu na niego. To nie był jakiś złodziej, włamywacz łasy na kosztowne drobiazgi.
Obejście skomplikowanego alarmu wymagało najwyższego profesjonalizmu, a pobieżna lustracja wnętrz potwierdziła to przypuszczenie,
wszystko bowiem było na swoim miejscu. Wstrząsnął się, kiedy pomyślał, że stąpał po cienkiej i mogącej w każdej chwili załamać się
kładce. Gdyby jego komunikat nie dotarł w porę do Hydry, gdyby wcześniej wrócił do domu, gdyby& Wiedział, że prawie wyczerpał swój
limit szczęścia, i tylko błagał los, by jeszcze w jednej ważnej sprawie zechciał mu sprzyjać.
Koliński spojrzał na oświetlony znowu portret żony. Aagodny uśmiech nadal gościł na jej twarzy, ale oczy były puste i bez życia. Tyle
wieczorów spędził, prowadząc niemy dialog, wpatrzony w jej twarz, w której oczy odpowiadały na każde jego pytanie, rozwiewały
wszelkie wątpliwości i podtrzymywały wrażenie, że jest ciągle przy nim i wspiera go, tak jak kiedyś, we wszystkich działaniach.
Dlaczego nie odpowiadasz? pytał w duchu, niepewny i zagubiony. Chciałbym, żebyś mnie zrozumiała, to nie jest zdrada, zawsze
cię będę kochał, choć tyle lat już minęło od twojego odejścia, ale ta dziewczyna może mnie przywrócić do życia, sprawić, że będę znowu
szczęśliwy . Patrzył na dwie niebieskie plamki okolone długimi, czarnymi rzęsami i nic nie mógł odczytać, oczy nic mu nie chciały
odpowiedzieć. Daj jakiś znak! błagał niemo. W końcu bezradnie opuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach.
Gdy po dłuższej chwili zerknął ponownie na portret, zerwał się z fotela, podszedł bliżej do płótna i z niedowierzaniem zaczął wpatrywać
się w trzymającą jedną różę rękę żony. Z serdecznego palca zniknęła obrączka. Dziękuję wyszeptał i wybiegł z salonu.
Od dłuższej chwili leżała z szeroko otwartymi oczami, jak zwykle doskonale wiedząc, gdzie się znajduje. Nigdy do tej pory nie zdarzyło
się jej obudzić i zapytać samą siebie: gdzie ja jestem? Delikatnie zwróciła głowę w bok i z namysłem zaczęła przyglądać się profilowi
mężczyzny, który leżał obok na wąskim, niewygodnym motelowym łóżku. Zsunięte prześcieradło odsłaniało znakomicie umięśnioną klatkę
piersiową i Anita pomyślała z przyjemnością, iż instynkt jej nie zawiódł. Wybrała doskonałe ciało pozbawione mózgu, nie potrzebowała
bowiem intelektualnych igraszek słownych, podchodów i gry wstępnej, tylko mięśniaka, niestrudzonego w braniu i dawaniu fizycznej
przyjemności.
Wsłuchana w regularny i głęboki oddech mężczyzny, cofnęła się myślami do chwili, gdy pozostawiona przez kierowcę błądziła
uliczkami Starego Miasta, z każdą minutą tracąc nadzieję na odnalezienie BARU. Już kilka kamieniczek wprowadziło ją w błąd, łudząc, że
to właśnie ta i że za chwilę rozpozna drzwi składające się z małych matowych szybek, uchyli je i wejdzie do środka, usiądzie przy barze
obok Niny i nie spoglądając nawet w jej stronę, opowie ze szczegółami, jak właśnie wygrała kolejny raz. I jak sobie przyrzekła, że nigdy
nie wydarzy się nic, wobec czego będzie bezsilna, bo właśnie to, że nie ma zasad i sumienia, pozwoli jej wyjść zwycięsko z każdej opresji.
Przemilczy chwilę słabości, do której nie chciała się już przyznać nawet przed samą sobą, dokładnie wymazując z pamięci to, co zaszło w
mieszkaniu Ireny, i swoje bredzenie o samotności, miłości, chęci zerwania z poprzednim życiem. Nie powie ani słowa o Marku, spojrzy z
politowaniem na niemodny strój Niny i dumnie podnosząc głowę, wyjdzie z baru, zostawiając za sobą kobietę, która żyje złudzeniami i
nie chce dopuścić myśli, że przegrała wszystko.
Skręciła w kolejny zaułek i mocno już znużona zajrzała do małego barku, chcąc choć na chwilę przysiąść i dać ulgę zmęczonym
nogom. Skinęła na barmana.
Byłam kiedyś na Starówce w takim barze i tu szczegółowo opisała kamienicę i wnętrze lokalu a teraz nie mogę go znalezć.
Barman w zamyśleniu podkręcił siwego, sumiastego wąsa.
Był taki bar, przed wojną, zbierała się tam warszawska bohema, w czasie okupacji aktorki robiły za kelnerki, ale zaraz po wojnie go
zlikwidowano. Niewiele osób o nim pamięta. A pani, taka młoda, wie o nim& pisze pani o historii Starego Miasta?
Tak odpowiedziała niedbale i zerknęła w stronę napakowanego młodzieńca, który od kilku minut prężył tors i rzucał jej
powłóczyste spojrzenia. Wstała zza baru, kiwnęła niedbale ręką w stronę zaskoczonego mężczyzny i wyszła na zewnątrz.
Masz mieszkanie czy jedziemy do motelu?
Właśnie takiego potrzebowała prymitywnego samca, który mówi tylko o, kurde , by na zakończenie ich seksualnych wyczynów
powiedzieć z zachwytem:
No, w te klocki to jesteś mistrzyni świata.
Anita powoli wstała z łóżka, cichutko szepnęła: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Zmiała się zawsze z prób tłumaczenia przez poważnych psychologów, iż dzieciństwo w przeważającym stopniu determinuje przyszłość
człowieka. Gówno prawda, orzeszki! przypomniała sobie powiedzenie jednej z redaktorek, która tłumaczyła stażystce z prowincji,
zachwyconej wiewiórkami w Aazienkach, iż to wstrętne drapieżniki, które wyjadają jajka i pisklęta z gniazd bezbronnych ptaków.
Powtórzyła to sobie teraz w duchu. W sumie miała szczęśliwe dzieciństwo i powolny upadek rodzinnego domu obchodził ją o tyle, o ile
stawał się dla niej niewygodny. Z ulgą skorzystała wtedy z pretekstu, jakim był gniew ojca, żeby uciec stamtąd i spokojnie zapomnieć, że
gdzieś tam dwoje ludzi zmierza nieuchronnie ku unicestwieniu. Przecież wiedziała, że ojciec wróciłby do butelki i natychmiast zapomniał o
incydencie, ale była wtedy taka młoda& Jeszcze potrzebowała usprawiedliwienia przed samą sobą. Bała się, że wyrzuty sumienia zmuszą
ją kiedyś do powrotu. A potem okazało się, że tak naprawdę to nie ma sumienia i tylko zapach, który dopadał ją po takich chwilach
napięcia, był przestrogą i przypomnieniem. Nie spieprzy sobie życia tak jak rodzice. Pociągnęła nosem i kiedy poczuła jedynie woń
skropionego przez polewaczkę, parującego asfaltu, była pewna, że tym razem zapach zatracającego się w morzu alkoholu rodzinnego
domu wrócił do niej po raz ostatni.
Wsiadła do samochodu i kazała kierowcy jechać na Stare Miasto. Wraz ze świtem muszę skończyć swoje porachunki. Jeden rozdział
przed chwilą zamknęłam. Ale mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia . I przypomniała sobie tybetańskie przysłowie: lepiej żyć jeden
dzień jak tygrys niż sto jak owca. Pomyślała, że jeden dzień to za mało. Chce ich więcej. Zawsze chciała. Wyjęła puderniczkę i z precyzją
zaczęła naprawiać spustoszenie, jakie incydent sprzed kilku minut poczynił na jej twarzy.
Zniósł z góry przygotowane wcześniej dwie walizki, zostawił je w holu i jeszcze raz wrócił do salonu. Usiadłszy w fotelu przed
portretem żony, głęboko się zamyślił. To, że jakiś natręt zakłócił spokój jego domu, wiedział od momentu przekroczenia progu. Poczuł w
powietrzu nieprzyjazne fluidy, zapach agresji, siły i wręcz zwierzęcej zawziętości. Kiedy zorientował się, iż oświetlenie portretu zostało
wyłączone, był już pewien, że nieproszony gość czekał tu na niego. To nie był jakiś złodziej, włamywacz łasy na kosztowne drobiazgi.
Obejście skomplikowanego alarmu wymagało najwyższego profesjonalizmu, a pobieżna lustracja wnętrz potwierdziła to przypuszczenie,
wszystko bowiem było na swoim miejscu. Wstrząsnął się, kiedy pomyślał, że stąpał po cienkiej i mogącej w każdej chwili załamać się
kładce. Gdyby jego komunikat nie dotarł w porę do Hydry, gdyby wcześniej wrócił do domu, gdyby& Wiedział, że prawie wyczerpał swój
limit szczęścia, i tylko błagał los, by jeszcze w jednej ważnej sprawie zechciał mu sprzyjać.
Koliński spojrzał na oświetlony znowu portret żony. Aagodny uśmiech nadal gościł na jej twarzy, ale oczy były puste i bez życia. Tyle
wieczorów spędził, prowadząc niemy dialog, wpatrzony w jej twarz, w której oczy odpowiadały na każde jego pytanie, rozwiewały
wszelkie wątpliwości i podtrzymywały wrażenie, że jest ciągle przy nim i wspiera go, tak jak kiedyś, we wszystkich działaniach.
Dlaczego nie odpowiadasz? pytał w duchu, niepewny i zagubiony. Chciałbym, żebyś mnie zrozumiała, to nie jest zdrada, zawsze
cię będę kochał, choć tyle lat już minęło od twojego odejścia, ale ta dziewczyna może mnie przywrócić do życia, sprawić, że będę znowu
szczęśliwy . Patrzył na dwie niebieskie plamki okolone długimi, czarnymi rzęsami i nic nie mógł odczytać, oczy nic mu nie chciały
odpowiedzieć. Daj jakiś znak! błagał niemo. W końcu bezradnie opuścił głowę i ukrył twarz w dłoniach.
Gdy po dłuższej chwili zerknął ponownie na portret, zerwał się z fotela, podszedł bliżej do płótna i z niedowierzaniem zaczął wpatrywać
się w trzymającą jedną różę rękę żony. Z serdecznego palca zniknęła obrączka. Dziękuję wyszeptał i wybiegł z salonu.
Od dłuższej chwili leżała z szeroko otwartymi oczami, jak zwykle doskonale wiedząc, gdzie się znajduje. Nigdy do tej pory nie zdarzyło
się jej obudzić i zapytać samą siebie: gdzie ja jestem? Delikatnie zwróciła głowę w bok i z namysłem zaczęła przyglądać się profilowi
mężczyzny, który leżał obok na wąskim, niewygodnym motelowym łóżku. Zsunięte prześcieradło odsłaniało znakomicie umięśnioną klatkę
piersiową i Anita pomyślała z przyjemnością, iż instynkt jej nie zawiódł. Wybrała doskonałe ciało pozbawione mózgu, nie potrzebowała
bowiem intelektualnych igraszek słownych, podchodów i gry wstępnej, tylko mięśniaka, niestrudzonego w braniu i dawaniu fizycznej
przyjemności.
Wsłuchana w regularny i głęboki oddech mężczyzny, cofnęła się myślami do chwili, gdy pozostawiona przez kierowcę błądziła
uliczkami Starego Miasta, z każdą minutą tracąc nadzieję na odnalezienie BARU. Już kilka kamieniczek wprowadziło ją w błąd, łudząc, że
to właśnie ta i że za chwilę rozpozna drzwi składające się z małych matowych szybek, uchyli je i wejdzie do środka, usiądzie przy barze
obok Niny i nie spoglądając nawet w jej stronę, opowie ze szczegółami, jak właśnie wygrała kolejny raz. I jak sobie przyrzekła, że nigdy
nie wydarzy się nic, wobec czego będzie bezsilna, bo właśnie to, że nie ma zasad i sumienia, pozwoli jej wyjść zwycięsko z każdej opresji.
Przemilczy chwilę słabości, do której nie chciała się już przyznać nawet przed samą sobą, dokładnie wymazując z pamięci to, co zaszło w
mieszkaniu Ireny, i swoje bredzenie o samotności, miłości, chęci zerwania z poprzednim życiem. Nie powie ani słowa o Marku, spojrzy z
politowaniem na niemodny strój Niny i dumnie podnosząc głowę, wyjdzie z baru, zostawiając za sobą kobietę, która żyje złudzeniami i
nie chce dopuścić myśli, że przegrała wszystko.
Skręciła w kolejny zaułek i mocno już znużona zajrzała do małego barku, chcąc choć na chwilę przysiąść i dać ulgę zmęczonym
nogom. Skinęła na barmana.
Byłam kiedyś na Starówce w takim barze i tu szczegółowo opisała kamienicę i wnętrze lokalu a teraz nie mogę go znalezć.
Barman w zamyśleniu podkręcił siwego, sumiastego wąsa.
Był taki bar, przed wojną, zbierała się tam warszawska bohema, w czasie okupacji aktorki robiły za kelnerki, ale zaraz po wojnie go
zlikwidowano. Niewiele osób o nim pamięta. A pani, taka młoda, wie o nim& pisze pani o historii Starego Miasta?
Tak odpowiedziała niedbale i zerknęła w stronę napakowanego młodzieńca, który od kilku minut prężył tors i rzucał jej
powłóczyste spojrzenia. Wstała zza baru, kiwnęła niedbale ręką w stronę zaskoczonego mężczyzny i wyszła na zewnątrz.
Masz mieszkanie czy jedziemy do motelu?
Właśnie takiego potrzebowała prymitywnego samca, który mówi tylko o, kurde , by na zakończenie ich seksualnych wyczynów
powiedzieć z zachwytem:
No, w te klocki to jesteś mistrzyni świata.
Anita powoli wstała z łóżka, cichutko szepnęła: [ Pobierz całość w formacie PDF ]