[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wgląd do konta pani Kozielskiej. Chciałbym, żebyś możliwie szybko zakończył tę cholerną sprawę.
Nie możemy zbyt długo przetrzymywać Waldera. Mamy za mało materiału dowodowego przeciwko
niemu.
Walczak pokiwał głową.
 Tak, wiem. Postaram się nadać śledztwu jak najszybsze tempo, jeżeli oczywiście...

Jeżeli co?  zaniepokoił się pułkownik.

Jeżeli moja hipoteza się sprawdzi  uśmiechnął się Walczak.

Masz wątpliwości?

Coraz większe.

O, do diabla! Więc przypuszczasz, że to wszystko mogło być zupełnie inaczej?
 Oczywiście. Przecież to tylko hipoteza, nie pozbawiona cech prawdopodobieństwa, ale jednak
hipoteza. A jak ci wiadomo, każda hipoteza może w rezultacie okazać się fałszywa.

Niepokoisz mnie. Długo się to ciągnie...
 Mogę cię pocieszyć, że ja sam jestem bardzo zaniepokojony. Bo jeżeli mi to wszystko nie
wyjdzie...

Jeżeli nie wyjdzie...  powtórzył Leśniewski.

... trzeba będzie zaczynać od początku.

Masz jakąś inną koncepcję?

%7ładnej. Ale nie przesądzajmy sprawy. Sądzę, że jednak trafiłem.
Jeżeli nie, będziemy mieli dosyć czasu, żeby się martwić. Cześć.
Wracając do swojego pokoju, Walczak spotka! na korytarzu Olszewskiego.

Wyobraz sobie, Jugosłowianie już odpowiedzieli.

Tak szybko?  zdziwi! się porucznik.
 Błyskawicznie. Wpadnij do mnie. Przejrzymy te materiały.
Lektura była istotnie bardzo interesująca. Kiedy skończyli czytać, Olszewski spojrzał na Walczaka
i powiedział:

Wygląda na to, że twoja teoria ma ręce i nogi.
 Teraz chodzi tylko o to, żeby wszystko zgrabnie rozegrać  odezwa! się major po dłuższej
chwili milczenia.

Chcesz przeprowadzić tę rozmowę w komendzie czy w mieszkaniu?
 spyta! Olszewski.
 Właśnie się nad tym zastanawiam. Rozmowa w komendzie ma oczywiście charakter bardziej
oficjalny.

Ja ci radzę mieszkanie prywatne.

Pojedziesz ze mną?

Oczywiście. Bardzo chętnie.
ROZDZIAA VI
Pani Kozielska przyjęła swych gości z niezmąconym spokojem. Nic nie wskazywało na to, że
wizyta oficerów milicji przyprawia ją o zdenerwowanie. Jak zwykle była bardzo elegancka i pełna
godności.
Miała na sobie ciemnopopielatą sukienkę, zapiętą pod szyję, a jedyną ozdobę stanowił sznur
grubych bursztynów.
Włosy upięte w wysoki kok podkreślały jeszcze wygląd wielkiej damy, wyjętej ze starego
portretu.
Weszli do tego samego pokoju, w którym Walczak został przyjęty podczas swej pierwszej wizyty.
Na małym, stylowym stoliczku stała srebrna taca, a na niej maszynka z kawą, filiżanki, cukiernica z
epoki Księstwa Warszawskiego, butelka koniaku i kieliszki.
Mimo najszczerszych chęci nie mogli wymigać się od poczęstunku. Pani Kozielska nalała kawę i
koniak, nie pytając nikogo o zgodę, a zrobiła to z takim pełnym prostoty wdziękiem, że nie sposób
było odmówić.
Walczak stwierdził, że kawa jest znakomita i przeklinał w duchu Olszewskiego, który namówił go
na rozmowę w prywatnym mieszkaniu.
W komendzie byli panami sytuacji i nikt nie mógł im narzucić kawy ani koniaku. Ten towarzyski
nastrój w obecnej chwili wcale mu nie odpowiadał, a wprost przeciwnie, stawał
się czymś niezwykle krępującym. Nie było jednak rady. Tak czy inaczej należało sprawę
doprowadzić do końca. Pierwsza odezwała się pani Kozielska.
 Rozumiem, że panowie odwiedzili mnie w związku z tragiczną śmiercią mego męża 
powiedziała równym, poważnym głosem.
Walczak skinął głową.

Tak. Ta sprawa jest istotnie tematem rozmowy, którą pragniemy z panią przeprowadzić, ale nie
tylko ona.
Spojrzała na niego zdziwiona.
 Nie rozumiem. Może mi to pan jaśniej wytłumaczy?
 Oczywiście. Interesujemy się również pani pierwszym mężem, Ryszardem Gondarem, który
także zginął tragiczną śmiercią.
 Mój pierwszy mąż zginął w wypadku samochodowym.

Tak. Wiem. W Jugosławii. Wóz stoczył się do przepaści.

Tak.
 Czy byłaby pani skłonna opowiedzieć nam to zdarzenie.
 Nie wiem, co to może mieć wspólnego ze śmiercią mojego drugiego męża, ale jeżeli to panom
do czegoś potrzebne...

Bardzo będziemy zobowiązani. Słuchamy. Powtórnie napełniła filiżanki kawą i zapaliła
papierosa.
 Pojechaliśmy z mężem na wycieczkę do Jugosławii.

Na pożegnalną wycieczkę  wtrącił Walczak..

Co pan ma na myśli?
 Mieli się przecież państwo rozchodzić, a ta wycieczka miała być końcowym akordem waszego
małżeństwa.

Widzę, że pan jest znakomicie poinformowany.

Mój zawód polega głównie na zbieraniu informacji

uśmiechnął się Walczak.  Ale nie odbiegajmy od tematu. Więc podczas tej wycieczki zdarzyło
się, że...

Tak. Samochód stoczył się do przepaści.

Jak to się stało, że pani uszła z życiem?
 Po prostu w tym momencie nie było mnie w wozie.

Czyżby mąż pani odjechał, zostawiając panią na szosie?

Tak. Posprzeczaliśmy się. Ja wysiadłam, a mój mąż pojechał dalej.

Podobno był doskonałym kierowcą.
 Owszem, dobrze prowadził, ale najlepszym kierowcom zdarzają się przecież nieszczęśliwe
wypadki.
 Czy w momencie, kiedy wóz stoczył się do przepaści, mąż pani by! w takim stanie, że mógł go
prowadzić?

Oczywiście. Nie rozumiem pytania.
 Zaraz to. wyjaśnię  powiedział Walczak cierpliwym tonem.  Otóż sekcja zwłok,
przeprowadzo-na przez władze jugosłowiańskie, wykazała, że pani małżonek był tak pijany, iż w
żaden sposób nie byłby w stanic prowadzić wozu. Czyżby pani tego wtedy nie zauważyła?
Końcem języka zwilżyła wyschnięte wargi: pierwszy objaw zdenerwowania.

Tak... rzeczywiście... mój mąż wypił wtedy trochę, ale żeby był aż tak pijany...

Pijany do nieprzytomności, proszę pani.  Głos Walczaka stracił
nagle swój łagodny i uprzejmy
timbre.  Do nieprzytomności! Czy pani ma prawo jazdy?

Oczywiście.
 i podczas wycieczki do Jugosławii prowadziła pani wóz?

Tak. Na zmianę z mężem.
 A wtedy pozwoliła pani siąść za kierownicą zupełnie nieprzytomnemu człowiekowi?
Pani Kozielska poruszyła się niecierpliwie. Zaczynała tracić pewność siebie. Nerwowym ruchem
zgasiła papierosa w popielniczce.

Nie pamiętam wszystkiego tak dokładnie. To było bardzo dawno.

Ale przypomina pani sobie z pewnością, że mąż przed tą podróżą do Jugosławii otrzymał bardzo
duży spadek w dolarach?

Co to ma wspólnego? Walczak uśmiechnął się.
 Tak się jakoś składa, proszę pani, że często zachodzi ścisły związek pomiędzy dolarami a
śmiertel-nymi wypadkami.

Co pan chce sugerować?
 Nic specjalnego. Wygłosiłem tylko powszechnie znaną prawdę.
Pieniądze zawsze były, są i chyba do końca świata będą jednym z najgłówniejszych motywów
zbrodni. Nic tak łatwo jest pogodzić się z myślą, że ogromny spadek przypadnie w udziale innej
kobiecie. Pan Ryszard Gondar postanowił rozejść się z panią i wstąpić w nowy związek małżeński.
Milion dolarów diabli by wzięli, a właściwie nie diabli, tylko nowa pani Gondarowa.
Kozielska zbladła gwałtownie.

Pan mnie oskarża...? Walczak nie odpowiedział. Spytał;

Czy znała pani niejakiego Andrzeja Zlewickiego?
Kozielska chciała zapalić nowego papierosa, ale nie mogła. Ręce tak jej drżały, że nie była w
stanie utrzymać zapałki. Walczak pomógł jej uprzejmie.
 Czy pani znała pana Andrzeja Zlewickiego?  powtórzył pytanie.
.  Tak... To znaczy... Poznałam go kiedyś przypadkowo przez męża.
Widziałam go chyba ze dwa razy w życiu. Trudno to w ogóle nazwać znajomością. Przelotnie
poznaje się przecież bardzo wiele osób.
 Hm...  Walczak wyglądał na ogromnie zatroskanego.  Trzeba przyznać, że to wszystko
poważnie się komplikuje. Więc pani twierdzi, że tylko przelotnie poznała pani kiedyś pana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •