[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zakradałem się do stołówki i łapałem kilka lodowatych tac. W świetlicy mało nie
dławiłem się zimnymi hot dogami i ziemniakami. Napełniwszy brzuch wracałem
do klasy, dumny z tego, że sam się nakarmiłem.
Biegnąc z powrotem do domu, myślałem o tym, jak to nazajutrz znowu ukradnę
jedzenie ze stołówki. Matka niebawem zmusiła mnie do zaniechania owych
praktyk. Zawlokła mnie do łazienki i walnęła w żołądek, aż się zgiąłem wpół.
Zaciągnęła mnie do sedesu i kazała wetknąć palec w gardło. Stawiłem opór.
Uciekłem się do starej sztuczki, czyli liczenia w myślach i patrzenia nieruchomo w
porcelanową muszlę klozetu. Nie doszedłem do trzech. Matka wepchnęła mi do
gardła swój palec, jakby chciała przewlec żołądek przez usta. Wiłem się, chcąc się
wyrwać. W końcu mnie puściła, ale pod warunkiem, że sam zwymiotuję.
Przeczuwałem, co się za chwilę stanie. Zamknąłem oczy, nie chcąc oglądać
spływających do muszli kawałków czerwonego mięsa. Matka stała za mną z
rękami na biodrach.
- Wiedziałam! Zobaczysz, powiem o wszystkim ojcu.
Naprężyłem się w oczekiwaniu gradu uderzeń, który jednak nie nastąpił. Po
chwili odwróciłem się i zobaczyłem, że Matki nie ma w łazience. Domyślałem się,
że czeka mnie jakiś ciąg dalszy. Po chwili wróciła z miseczką, do której kazała
zebrać na poły strawione jedzenie z muszli. Ojca akurat nie było, więc zbierała
dla niego materiał dowodowy.
Tego dnia wieczorem, gdy już poi obiłem wszystko w domu, Matka kazała mi stać
przy kuchennym stole i czekać, aż skończy naradzać się z Ojcem w sypialni.
Przede mną postawiła miseczkę ze zwymiotowanymi hot dogami. Nie mogłem na
nie patrzeć, zamknąłem oczy i próbowałem wyobrażać sobie, /.e jestem gdzieś
daleko stąd. Po chwili wpadli obydwoje do kuchni.
- Patrz, Steve - warknęła Matka, pokazując na miseczkę. - A ty myślałeś, że
chłopakowi przeszły już ciągoty do kradzieży jedzenia!
Po minie Ojca sądziłem, że naprawdę ma dość tego ciągłego wyliczania
występków, jakich dopuścił się "chłopak". Potrząsnął niezadowolony głową i
bąknął:
-Wiesz co, Roerva, może po prostu daj chłopakowi coś do jedzenia.
Na moich oczach rozegrała się gwałtowna potyczka na słowa, z której jak zwykle
zwycięsko wyszła Matka.
- DO JEDZENIA? Chcesz dać chłopakowi jeść? Nie ma sprawy, zaraz coś ZJE! Może
zjeść to! - Matka wrzasnęła ile tchu w piersiach, pchnęła w moją stronę miskę i
wypadła do sypialni.
W kuchni zrobiło się tak cicho, że słyszałem przyspieszony oddech Ojca.
Delikatnie położył mi rękę na ramieniu i powiedział:
- Poczekaj, Tygrys, spróbuję coś zrobić.
Po chwili wrócił, mając za sobą próby wyperswadowania Matce jej nakazu. Z
przygnębionego wyrazu twarzy natychmiast poznałem, że nic nie wskórał.
Usiadłem na krześle i zacząłem wyciągać ręką kawałki hot doga. Gdy wkładałem j
e do ust, po palcach spływały mi krople gęstej śliny. Usiłując to wszystko
przełknąć, zacząłem jęczeć. Zwróciłem się do Ojca, który stał z kieliszkiem w ręku
i patrzył na mnie pustym wzrokiem. Ruchem głowy zachęcił mnie, bym nie
ustawał. Nie mieściło mi się w głowie, że może sobie tak po prostu stać i patrzeć,
jak pochłaniam odrażającą zawartość miseczki. Wiedziałem już, że dzieli nas
przepaść.
Próbowałem przełknąć bez odczuwania smaku, gdy nagle na karku zacisnęła mi
się twarda ręka.
- %7łuj! - warknęła Matka. - Zjadaj! Zjedz wszystko! - dorzuciła, wskazując ślinę.
Przesunąłem się na krześle. Po policzkach płynęły mi strugi łez. Przeżułem
wszystko, co zostało w misce i odchyliłem do tyłu głowę, żeby nie zwymiotować.
Zamknąłem oczy i w myślach nakazywałem sobie zatrzymać to w żołądku. Oczy
otworzyłem dopiero, gdy poczułem, że echo posiłku ze stołówki pozostanie w
żołądku. Gdy je otworzyłem, mój wzrok padł na Ojca, który odwrócił się, by nie
widzieć mojego cierpienia. W tej chwili Matki nienawidziłem bezgranicznie, ale
nienawiść do Ojca była jeszcze silniejsza. Mężczyzna, który kiedyś mi pomagał,
stał teraz jak wmurowany i patrzył, jak jego syn je coś, czego nie tknąłby nawet
pies.
Gdy skończyłem przetworzony posiłek, pojawiła się Matka w szlafroku i rzuciła
mi stos gazet. Powiadomiła mnie, że odtąd będą mi służyć za koc, a łóżko /najdę
sobie pod stołem. Ponownie rzuciłem okiem na Ojca, ale on zachowywał się tak,
jakby niczego nie widział. Powstrzymując łzy wgramoliłem się w ubraniu pod
stół i przykryłem gazetami; siedziałem jak szczur w klatce.
Pod stołem, obok pudełka z kociętami, spałem wiele miesięcy i niedługo
nauczyłem się korzystać z gazet. Gdy się nimi owinąłem, było mi ciepło. W końcu
Matka powiedziała, że nie zasługuję już, aby spać na piętrze i zostałem wygnany
do garażu. Za łóżko służyła mi teraz stara wojskowa prycza. Usiłowałem spać jak
najbliżej gazowego pieca. Po kilku nocach, gdy zmarzłem, doszedłem do tego, że
najlepiej trzymać ręce pod pachami, a nogi podkurczyć pod pośladki. Czasami się
budziłem i wyobrażałem sobie, że jestem normalnym człowiekiem, który śpi pod
elektrycznym kocem, wie, że nic mu nie grozi i ktoś go kocha. To trochę
pomagało, ale zimne noce sprowadzały mnie na ziemię. Wiedziałem, że znikąd
nie ma pomocy. Ani ze strony nauczycieli, ani tak zwanych braci, ani Ojca. Byłem
zupełnie sam i co noc prosiłem Boga, żeby dał siłę duszy i ciału. Leżałem na
pryczy w ciemnym garażu, i drżałem z zimna, zanim nadszedł niespokojny sen.
Kiedyś, gdy marzyłem w środku nocy, wpadłem na pomysł, że będę żebrał o
jedzenie po drodze do szkoły. Mimo że co dzień przeprowadzano teraz w domu
kontrolę wymiocin, przypuszczałem, że jedzenie spożyte rano zostanie do tego
czasu strawione. Biegłem do szkoły jeszcze szybciej, żeby zaoszczędzić więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Zakradałem się do stołówki i łapałem kilka lodowatych tac. W świetlicy mało nie
dławiłem się zimnymi hot dogami i ziemniakami. Napełniwszy brzuch wracałem
do klasy, dumny z tego, że sam się nakarmiłem.
Biegnąc z powrotem do domu, myślałem o tym, jak to nazajutrz znowu ukradnę
jedzenie ze stołówki. Matka niebawem zmusiła mnie do zaniechania owych
praktyk. Zawlokła mnie do łazienki i walnęła w żołądek, aż się zgiąłem wpół.
Zaciągnęła mnie do sedesu i kazała wetknąć palec w gardło. Stawiłem opór.
Uciekłem się do starej sztuczki, czyli liczenia w myślach i patrzenia nieruchomo w
porcelanową muszlę klozetu. Nie doszedłem do trzech. Matka wepchnęła mi do
gardła swój palec, jakby chciała przewlec żołądek przez usta. Wiłem się, chcąc się
wyrwać. W końcu mnie puściła, ale pod warunkiem, że sam zwymiotuję.
Przeczuwałem, co się za chwilę stanie. Zamknąłem oczy, nie chcąc oglądać
spływających do muszli kawałków czerwonego mięsa. Matka stała za mną z
rękami na biodrach.
- Wiedziałam! Zobaczysz, powiem o wszystkim ojcu.
Naprężyłem się w oczekiwaniu gradu uderzeń, który jednak nie nastąpił. Po
chwili odwróciłem się i zobaczyłem, że Matki nie ma w łazience. Domyślałem się,
że czeka mnie jakiś ciąg dalszy. Po chwili wróciła z miseczką, do której kazała
zebrać na poły strawione jedzenie z muszli. Ojca akurat nie było, więc zbierała
dla niego materiał dowodowy.
Tego dnia wieczorem, gdy już poi obiłem wszystko w domu, Matka kazała mi stać
przy kuchennym stole i czekać, aż skończy naradzać się z Ojcem w sypialni.
Przede mną postawiła miseczkę ze zwymiotowanymi hot dogami. Nie mogłem na
nie patrzeć, zamknąłem oczy i próbowałem wyobrażać sobie, /.e jestem gdzieś
daleko stąd. Po chwili wpadli obydwoje do kuchni.
- Patrz, Steve - warknęła Matka, pokazując na miseczkę. - A ty myślałeś, że
chłopakowi przeszły już ciągoty do kradzieży jedzenia!
Po minie Ojca sądziłem, że naprawdę ma dość tego ciągłego wyliczania
występków, jakich dopuścił się "chłopak". Potrząsnął niezadowolony głową i
bąknął:
-Wiesz co, Roerva, może po prostu daj chłopakowi coś do jedzenia.
Na moich oczach rozegrała się gwałtowna potyczka na słowa, z której jak zwykle
zwycięsko wyszła Matka.
- DO JEDZENIA? Chcesz dać chłopakowi jeść? Nie ma sprawy, zaraz coś ZJE! Może
zjeść to! - Matka wrzasnęła ile tchu w piersiach, pchnęła w moją stronę miskę i
wypadła do sypialni.
W kuchni zrobiło się tak cicho, że słyszałem przyspieszony oddech Ojca.
Delikatnie położył mi rękę na ramieniu i powiedział:
- Poczekaj, Tygrys, spróbuję coś zrobić.
Po chwili wrócił, mając za sobą próby wyperswadowania Matce jej nakazu. Z
przygnębionego wyrazu twarzy natychmiast poznałem, że nic nie wskórał.
Usiadłem na krześle i zacząłem wyciągać ręką kawałki hot doga. Gdy wkładałem j
e do ust, po palcach spływały mi krople gęstej śliny. Usiłując to wszystko
przełknąć, zacząłem jęczeć. Zwróciłem się do Ojca, który stał z kieliszkiem w ręku
i patrzył na mnie pustym wzrokiem. Ruchem głowy zachęcił mnie, bym nie
ustawał. Nie mieściło mi się w głowie, że może sobie tak po prostu stać i patrzeć,
jak pochłaniam odrażającą zawartość miseczki. Wiedziałem już, że dzieli nas
przepaść.
Próbowałem przełknąć bez odczuwania smaku, gdy nagle na karku zacisnęła mi
się twarda ręka.
- %7łuj! - warknęła Matka. - Zjadaj! Zjedz wszystko! - dorzuciła, wskazując ślinę.
Przesunąłem się na krześle. Po policzkach płynęły mi strugi łez. Przeżułem
wszystko, co zostało w misce i odchyliłem do tyłu głowę, żeby nie zwymiotować.
Zamknąłem oczy i w myślach nakazywałem sobie zatrzymać to w żołądku. Oczy
otworzyłem dopiero, gdy poczułem, że echo posiłku ze stołówki pozostanie w
żołądku. Gdy je otworzyłem, mój wzrok padł na Ojca, który odwrócił się, by nie
widzieć mojego cierpienia. W tej chwili Matki nienawidziłem bezgranicznie, ale
nienawiść do Ojca była jeszcze silniejsza. Mężczyzna, który kiedyś mi pomagał,
stał teraz jak wmurowany i patrzył, jak jego syn je coś, czego nie tknąłby nawet
pies.
Gdy skończyłem przetworzony posiłek, pojawiła się Matka w szlafroku i rzuciła
mi stos gazet. Powiadomiła mnie, że odtąd będą mi służyć za koc, a łóżko /najdę
sobie pod stołem. Ponownie rzuciłem okiem na Ojca, ale on zachowywał się tak,
jakby niczego nie widział. Powstrzymując łzy wgramoliłem się w ubraniu pod
stół i przykryłem gazetami; siedziałem jak szczur w klatce.
Pod stołem, obok pudełka z kociętami, spałem wiele miesięcy i niedługo
nauczyłem się korzystać z gazet. Gdy się nimi owinąłem, było mi ciepło. W końcu
Matka powiedziała, że nie zasługuję już, aby spać na piętrze i zostałem wygnany
do garażu. Za łóżko służyła mi teraz stara wojskowa prycza. Usiłowałem spać jak
najbliżej gazowego pieca. Po kilku nocach, gdy zmarzłem, doszedłem do tego, że
najlepiej trzymać ręce pod pachami, a nogi podkurczyć pod pośladki. Czasami się
budziłem i wyobrażałem sobie, że jestem normalnym człowiekiem, który śpi pod
elektrycznym kocem, wie, że nic mu nie grozi i ktoś go kocha. To trochę
pomagało, ale zimne noce sprowadzały mnie na ziemię. Wiedziałem, że znikąd
nie ma pomocy. Ani ze strony nauczycieli, ani tak zwanych braci, ani Ojca. Byłem
zupełnie sam i co noc prosiłem Boga, żeby dał siłę duszy i ciału. Leżałem na
pryczy w ciemnym garażu, i drżałem z zimna, zanim nadszedł niespokojny sen.
Kiedyś, gdy marzyłem w środku nocy, wpadłem na pomysł, że będę żebrał o
jedzenie po drodze do szkoły. Mimo że co dzień przeprowadzano teraz w domu
kontrolę wymiocin, przypuszczałem, że jedzenie spożyte rano zostanie do tego
czasu strawione. Biegłem do szkoły jeszcze szybciej, żeby zaoszczędzić więcej [ Pobierz całość w formacie PDF ]