[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było.
Wsiadając z powrotem do samochodu, położył lekką
sportową marynarkę na siedzeniu pasażera, na rzeczach,
które odebrał trupowi.
Zegar na tablicy rozdzielczej pokazywał tę samą godzinę
co jego zegarek: 17.11.
Wyjechał na ulicę i skręcił w prawo z trzykrotnie uśmier-
conym mężczyzną w bagażniku i o wiele bardziej koszmar-
nymi wizjami w głowie.
16
Dwie przecznice od domu Mitch zatrzymał się przy kra-
wężniku i przez kilka chwil stał, nie gasząc silnika, nie
otwierając szyb i nie odblokowując drzwi.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej zablokował
drzwi samochodu, siedząc w środku.
Nagle zerknął w lusterko wsteczne, przeświadczony, że
klapa bagażnika otworzyła się sama i wszyscy mogą zoba-
czyć jego zawartość. Bagażnik był zamknięty.
W portfelu zabitego były karty kredytowe i kalifornijskie
prawo jazdy wystawione na Johna Knoksa. Młody bandyta
uśmiechał się na fotografii niczym gwiazda boysbandu.
Knox miał przy sobie pięćset osiemdziesiąt pięć dolarów,
w tym pięć studolarowych banknotów. Mitch przeliczył
pieniądze, nie wyciągając ich z przegródki.
Nic, co znalazł w portfelu, nie mówiło o zawodzie, osobi-
stych zainteresowaniach ani o kontaktach mężczyzny.
Brakowało wizytówki, karty bibliotecznej czy legitymacji
ubezpieczeniowej. Nie było żadnych zdjęć bliskich. %7ład-
nych kwitów, paragonów i karteczek z rzeczami do zapa-
miętania.
Z prawa jazdy wynikało, że Knox mieszkał w Laguna
Beach. W jego miejscu zamieszkania można było znalezć
jakieś ważne informacje.
Mitch potrzebował czasu, by zastanowić się, czy warto
ryzykować i tam jechać. Poza tym przed wyznaczonym na
szóstą po południu telefonem chciał odwiedzić kogoś jesz-
cze.
Włożył portfel, komórkę i kluczyki zabitego do schowka
na rękawiczki, a rewolwer i kaburę pod swój foteł.
Pistolet nadal leżał na sąsiednim siedzeniu, pod sporto-
wą marynarką.
Klucząc pustymi na ogół osiedlowymi uliczkami i igno-
rując ograniczenia prędkości, a nawet kilka znaków stop,
Mitch dotarł o godzinie 17.35 do domu swoich rodziców we
wschodniej części hrabstwa Orange. Zaparkował na pod-
jezdzie i zamknął samochód na klucz.
Elegancki dom stał na wzgórzu, za nim wznosiło się pa-
smo jeszcze wyższych pagórków. Na opadającej w stronę
płaskiego terenu dwupasmowej ulicy nie było żadnego po-
dejrzanego pojazdu, który podążałby śladem hondy.
Od wschodu wiał łagodny wietrzyk. Wysokie eukaliptusy
poszeptywały ze sobą w tysiącu srebrzystolistnych języ-
ków.
Mitch uniósł wzrok i spojrzał na okno pokoju nauki. W
wieku ośmiu lat spędził tam dwadzieścia dni z rzędu, za
zamkniętymi wewnętrznymi okiennicami.
Deprywacja sensoryczna pomaga skupić myśli, oczyścić
umysł. Ta teoria uzasadniała istnienie ciemnego, cichego
pustego pokoju nauki.
Drzwi otworzył ojciec Mitcha, Daniel. W wieku sześć-
dziesięciu jeden lat nadal był uderzająco przystojnym męż-
czyzną i nie wypadły mu włosy, choć ich kolor zmienił się
na biały.
Być może dlatego, że miał tak zdecydowane i przyjemne
rysy wprost idealne, gdyby chciał zostać aktorem sce-
nicznym jego zęby wydawały się zbyt małe. Wszystkie
były naturalne, co do jednego. Miał bzika na punkcie hi-
gieny jamy ustnej. Wybielone laserem lśniły, ale były małe
niczym rząd białych ziarenek w kolbie kukurydzy.
Mitch... Katherine nie powiedziała mi, że dzwoniłeś
powiedział, mrugając oczyma. Jego zaskoczenie było
odrobinę zbyt teatralne.
Katherine była matką Mitcha.
Nie dzwoniłem przyznał Mitch. Miałem nadzieję,
że nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli wpadnę bez
uprzedzenia.
O tej porze mam przeważnie jakieś takie lub inne cho-
lerne zobowiązania i mógłbyś pocałować klamkę. Ale aku-
rat dziś wieczorem jestem wolny.
To dobrze.
Miałem jednak zamiar poświęcić kilka godzin na lek-
turę.
Nie zostanę długo zapewnił go Mitch.
Dzieci Daniela i Katherine Raffertych, obecnie wszystkie
dorosłe, wiedziały, że powinny szanować prywatność rodzi-
ców i uzgadniać z nimi wszystkie wizyty.
No to wejdz powiedział ojciec, odsuwając się od
drzwi.
W wyłożonym białym marmurem holu Mitch przyjrzał
się swoim podobiznom, które odbijały się w nieskończo-
ność w dwóch zawieszonych naprzeciwko siebie wielkich
lustrach w ramach z nierdzewnej stali.
Jest Kathy? zapytał.
Dziewczyny wybrały się na miasto odparł ojciec.
Razem z Donną Watson i tą Robinson pojechały na ja-
kieś przedstawienie.
Myślałem, że ją zastanę.
Wrócą pózno rzekł ojciec, zamykając drzwi.
Zawsze się spózniają. Trajkoczą ze sobą przez cały wieczór
i nie przestają tego robić, nawet kiedy podjeżdżają pod
dom. Znasz tę Robinson?
Nie. Pierwszy raz o niej słyszę.
Jest irytująca stwierdził ojciec. Nie rozumiem, co
Katherine w niej widzi. To matematyczka.
Nie wiedziałem, że matematycy cię denerwują.
Ta denerwuje.
Rodzice Mitcha byli oboje doktorami psychologii beha-
wioralnej, wykładowcami na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Ich znajomi reprezentowali w większości dziedzinę, którą
akademicy nazywali ostatnio naukami społecznymi, by
uniknąć terminu nauki nieścisłe". W tych kręgach mate-
matycy mogli być równie irytujący jak kamyk w bucie.
Nalałem sobie właśnie szkockiej z wodą sodową
powiedział Daniel. Chcesz się czegoś napić?
Nie, dziękuję panu.
Czyżbyś zaczął do mnie mówić per pan?
Przepraszam, Danielu.
Samo biologiczne pokrewieństwo...
...nie stanowi o statusie społecznym dokończył za
niego Mitch.
Pięcioro dzieci Raffertych przestało na swoje trzynaste
urodziny zwracać się do rodziców tato" i mamo" i zaczęło
mówić im po imieniu. Matka Mitcha, Katherine wolała
formę Kathy", lecz ojciec nie chciał zniżyć się do Dan-
ny'ego" zamiast Daniela.
Doktor Daniel Rafferty wyznawał od wczesnej młodości
zdecydowane poglądy na temat wychowania dzieci. Kathy
nie miała w tej kwestii wyrobionego zdania, jednak intrygo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
było.
Wsiadając z powrotem do samochodu, położył lekką
sportową marynarkę na siedzeniu pasażera, na rzeczach,
które odebrał trupowi.
Zegar na tablicy rozdzielczej pokazywał tę samą godzinę
co jego zegarek: 17.11.
Wyjechał na ulicę i skręcił w prawo z trzykrotnie uśmier-
conym mężczyzną w bagażniku i o wiele bardziej koszmar-
nymi wizjami w głowie.
16
Dwie przecznice od domu Mitch zatrzymał się przy kra-
wężniku i przez kilka chwil stał, nie gasząc silnika, nie
otwierając szyb i nie odblokowując drzwi.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek wcześniej zablokował
drzwi samochodu, siedząc w środku.
Nagle zerknął w lusterko wsteczne, przeświadczony, że
klapa bagażnika otworzyła się sama i wszyscy mogą zoba-
czyć jego zawartość. Bagażnik był zamknięty.
W portfelu zabitego były karty kredytowe i kalifornijskie
prawo jazdy wystawione na Johna Knoksa. Młody bandyta
uśmiechał się na fotografii niczym gwiazda boysbandu.
Knox miał przy sobie pięćset osiemdziesiąt pięć dolarów,
w tym pięć studolarowych banknotów. Mitch przeliczył
pieniądze, nie wyciągając ich z przegródki.
Nic, co znalazł w portfelu, nie mówiło o zawodzie, osobi-
stych zainteresowaniach ani o kontaktach mężczyzny.
Brakowało wizytówki, karty bibliotecznej czy legitymacji
ubezpieczeniowej. Nie było żadnych zdjęć bliskich. %7ład-
nych kwitów, paragonów i karteczek z rzeczami do zapa-
miętania.
Z prawa jazdy wynikało, że Knox mieszkał w Laguna
Beach. W jego miejscu zamieszkania można było znalezć
jakieś ważne informacje.
Mitch potrzebował czasu, by zastanowić się, czy warto
ryzykować i tam jechać. Poza tym przed wyznaczonym na
szóstą po południu telefonem chciał odwiedzić kogoś jesz-
cze.
Włożył portfel, komórkę i kluczyki zabitego do schowka
na rękawiczki, a rewolwer i kaburę pod swój foteł.
Pistolet nadal leżał na sąsiednim siedzeniu, pod sporto-
wą marynarką.
Klucząc pustymi na ogół osiedlowymi uliczkami i igno-
rując ograniczenia prędkości, a nawet kilka znaków stop,
Mitch dotarł o godzinie 17.35 do domu swoich rodziców we
wschodniej części hrabstwa Orange. Zaparkował na pod-
jezdzie i zamknął samochód na klucz.
Elegancki dom stał na wzgórzu, za nim wznosiło się pa-
smo jeszcze wyższych pagórków. Na opadającej w stronę
płaskiego terenu dwupasmowej ulicy nie było żadnego po-
dejrzanego pojazdu, który podążałby śladem hondy.
Od wschodu wiał łagodny wietrzyk. Wysokie eukaliptusy
poszeptywały ze sobą w tysiącu srebrzystolistnych języ-
ków.
Mitch uniósł wzrok i spojrzał na okno pokoju nauki. W
wieku ośmiu lat spędził tam dwadzieścia dni z rzędu, za
zamkniętymi wewnętrznymi okiennicami.
Deprywacja sensoryczna pomaga skupić myśli, oczyścić
umysł. Ta teoria uzasadniała istnienie ciemnego, cichego
pustego pokoju nauki.
Drzwi otworzył ojciec Mitcha, Daniel. W wieku sześć-
dziesięciu jeden lat nadal był uderzająco przystojnym męż-
czyzną i nie wypadły mu włosy, choć ich kolor zmienił się
na biały.
Być może dlatego, że miał tak zdecydowane i przyjemne
rysy wprost idealne, gdyby chciał zostać aktorem sce-
nicznym jego zęby wydawały się zbyt małe. Wszystkie
były naturalne, co do jednego. Miał bzika na punkcie hi-
gieny jamy ustnej. Wybielone laserem lśniły, ale były małe
niczym rząd białych ziarenek w kolbie kukurydzy.
Mitch... Katherine nie powiedziała mi, że dzwoniłeś
powiedział, mrugając oczyma. Jego zaskoczenie było
odrobinę zbyt teatralne.
Katherine była matką Mitcha.
Nie dzwoniłem przyznał Mitch. Miałem nadzieję,
że nie będziecie mieli nic przeciwko, jeśli wpadnę bez
uprzedzenia.
O tej porze mam przeważnie jakieś takie lub inne cho-
lerne zobowiązania i mógłbyś pocałować klamkę. Ale aku-
rat dziś wieczorem jestem wolny.
To dobrze.
Miałem jednak zamiar poświęcić kilka godzin na lek-
turę.
Nie zostanę długo zapewnił go Mitch.
Dzieci Daniela i Katherine Raffertych, obecnie wszystkie
dorosłe, wiedziały, że powinny szanować prywatność rodzi-
ców i uzgadniać z nimi wszystkie wizyty.
No to wejdz powiedział ojciec, odsuwając się od
drzwi.
W wyłożonym białym marmurem holu Mitch przyjrzał
się swoim podobiznom, które odbijały się w nieskończo-
ność w dwóch zawieszonych naprzeciwko siebie wielkich
lustrach w ramach z nierdzewnej stali.
Jest Kathy? zapytał.
Dziewczyny wybrały się na miasto odparł ojciec.
Razem z Donną Watson i tą Robinson pojechały na ja-
kieś przedstawienie.
Myślałem, że ją zastanę.
Wrócą pózno rzekł ojciec, zamykając drzwi.
Zawsze się spózniają. Trajkoczą ze sobą przez cały wieczór
i nie przestają tego robić, nawet kiedy podjeżdżają pod
dom. Znasz tę Robinson?
Nie. Pierwszy raz o niej słyszę.
Jest irytująca stwierdził ojciec. Nie rozumiem, co
Katherine w niej widzi. To matematyczka.
Nie wiedziałem, że matematycy cię denerwują.
Ta denerwuje.
Rodzice Mitcha byli oboje doktorami psychologii beha-
wioralnej, wykładowcami na Uniwersytecie Kalifornijskim.
Ich znajomi reprezentowali w większości dziedzinę, którą
akademicy nazywali ostatnio naukami społecznymi, by
uniknąć terminu nauki nieścisłe". W tych kręgach mate-
matycy mogli być równie irytujący jak kamyk w bucie.
Nalałem sobie właśnie szkockiej z wodą sodową
powiedział Daniel. Chcesz się czegoś napić?
Nie, dziękuję panu.
Czyżbyś zaczął do mnie mówić per pan?
Przepraszam, Danielu.
Samo biologiczne pokrewieństwo...
...nie stanowi o statusie społecznym dokończył za
niego Mitch.
Pięcioro dzieci Raffertych przestało na swoje trzynaste
urodziny zwracać się do rodziców tato" i mamo" i zaczęło
mówić im po imieniu. Matka Mitcha, Katherine wolała
formę Kathy", lecz ojciec nie chciał zniżyć się do Dan-
ny'ego" zamiast Daniela.
Doktor Daniel Rafferty wyznawał od wczesnej młodości
zdecydowane poglądy na temat wychowania dzieci. Kathy
nie miała w tej kwestii wyrobionego zdania, jednak intrygo [ Pobierz całość w formacie PDF ]