[ Pobierz całość w formacie PDF ]
krzesla, ale w zamieszaniu zgubil gdzies Debere. Przerazil sie i uswiadomil sobie, ze nie jest
w stanie oderwac od niej mysli, nawet na krotka chwile. Gdy sie odnalezli w tlumie, jego
dlon powedrowala ku niej rownie szybko, jak jej dlon ku niemu i trzymajac sie za rece staneli
w kolejce po jedzenie.
Znalezli w koncu wolne miejsca przy jednym z dlugich blatow, opartych na koziolkach.
Wszyscy rozmawiali o muzyce, spiewakach i orkiestracji, zadowoleni, ze znalezli sie w
Weyrze, ktoremu zawsze dawano pierwszenstwo. Naturalnie, muzyka na Pernie byla
bardzo wazna. Instrumenty i melodie przywiezli Ojcowie Zalozyciele ze starej ojczyzny, a o
rozwoj tej sztuki troszczyl sie nie tylko Uniwersytet, lecz takze wszystkie Weyry i Warownie.
Wszystkie dzieci potrafily czytac nuty; zachecano je do nauki gry przynajmniej na jednym
instrumencie, a nawet na dwoch albo trzech. Tylko w bardzo biednych gospodarstwach nie
znalazlaby sie gitara, dudy albo chociaz bebenek, by ozywic dlugie zimowe wieczory i umilic
swieta.
Jedzenie bylo bardzo dobre, choc Iantine musial sie skoncentrowac, by poczuc jego smak.
Wszystkimi zmyslami chlonal bliskosc Debery. Dziewczyna byla niezwykle ozywiona i
chetnie rozmawiala z sasiadami przy stole, szczegolowo omawiajac poszczegolne partie
wokalne i instrumentalne, jak rowniez linie melodyczne, ktore jej sie szczegolnie spodobaly.
Zarumienila sie i oczy jej blyszczaly. Nigdy jeszcze nie widzial jej tak radosnej. Zreszta on
sam tez byl w doskonalym nastroju, niemal bez tchu oczekujac chwili, gdy zaczna sie tance.
Bedzie ja wtedy mogl wziac w ramiona i miec blisko przy sobie, nawet blizej, niz teraz. Nie
mogl sie tego doczekac.
Ale naturalnie, musial zdobyc sie na cierpliwosc, gdyz jak zwykle w Pierwszy Dzien podano
lody, specjalny, tradycyjny deser, na ktory wszyscy mieli apetyt. Tym razem byly owocowe,
pachnace smietanka, smakowite, aromatyczne, z malenkimi kawaleczkami miazszu. Sam
nie wiedzial, czy ma jesc powoli, ryzykujac, ze sie roztopia, bo w dolnej jaskini bylo bardzo
cieplo, czy tez lykac twarde, zimne kesy. Spostrzegl, ze Debera je szybko, wiec i on wybral
ten sposob.
Po posilku usunieto stoly i poodsuwano krzesla pod sciane, robiac miejsce do tanca.
Muzycy utworzyli male zespoly instrumentalne, ktore mogly sie zastepowac, tak by muzyka
grala bez przerwy, i zabrali sie za strojenie instrumentow.
Gdy wszystko bylo gotowe, K'vin zaprosil do tanca Zulaye. Prezentowala sie wspaniale w
czerwonej brokatowej sukni, w ktorej pozowala do portretu. Rozpoczeli tance zgodnie z
tradycja. Iantine zlapal sie na mysli, ze chetnie naszkicowalby te szlachetna pare, ale ukryl
notes w piramidzie stolow. Mogl tylko starac sie zapamietac szczegoly. Nigdy do tej pory
nie widzial, by Zulaya byla tak zalotna, a K'vin traktowal ja z niezwykla galanteria. Iantine
zauwazyl, ze niektorzy jezdzcy wymieniaja miedzy soba jakies spostrzezenia, obserwujac
pare Przywodcow, ale nie slyszal, o czym mowa. Moga przypatrywac sie do woli, to nie
moja sprawa, skarcil sie w mysli.
Nastepnie dowodcy skrzydel poprowadzili swe partnerki do tanca, a po trzech zwrotkach
melodii dolaczyli do nich zastepcy. Potem Tisha wraz z Maranisem, lekarzem Weyru,
zaczeli zataczac wdzieczne kregi wsrod tancerzy. Skonczyl sie pierwszy taniec i teraz
wszyscy mogli juz sie bawic przy wtorze muzyki. Rozlegla sie skoczna przygrywka.
-Zatanczysz ze mna, Debero? - Iantine sklonil sie oficjalnie. Debera, z blyszczacymi
oczyma, wysoko uniesiona glowa i usmiechem tak szerokim, ze niemal dzielil jej glowe na
pol, przysiadla w dworskim dygu.
-Mialam nadzieje, ze mnie zaprosisz, Iantine!
-Ja zamawiam nastepny! - zawolal Leopol, pojawiajac sie niespodziewanie obok. Patrzyl na
Debere nienormalnie blyszczacymi oczyma.
-Czy moze udalo ci sie wycyganic gdzies troche wina? - spytal podejrzliwie Iantine.
-Nikt nie chcial mi dac - poskarzyl sie chlopiec z uraza w glosie.
-Nie ma takiej rzeczy, ktorej bys nie umial zdobyc na wlasna reke, jesli opiekunowie ci
odmowia, Leo - stwierdzila Debera. - Mimo to zatancze z toba. Ale pozniej.
Z tymi slowy weszla w krag tanczacych, a Iantine odprowadzil ja od . chlopca najszybciej,
jak potrafil.
-Jest nad wiek rozwiniety, nawet jak na dziecko z Weyru - skomentowala Debera, uniosla
ramiona i znalazla sie w objeciach lantina.
-Nie da sie ukryc - odpowiedzial. Nie chcial jednak rozmawiac o Leopolu w chwili, gdy
prowadzil jej szczupla, silna postac posrod innych par, az na drugi koniec jaskini, daleko od
chlopca.
-Dobrze wiesz, ze i tak bedzie chodzil za nami, az z nim zatancze - stwierdzila z usmiechem.
-A, to jeszcze zobaczymy - odparl i mocniej objal jej mocne, drobne ramiona zaborczym
gestem.
Czy ja tez bede mogla tanczyc, jak urosne? Uslyszal wyraznie pytanie zielonej smoczycy.
Zaskoczony, spojrzal na Debere i po usmiechu, czajacym sie w jej oczach poznal, ze
Morath przemowila do nich obojga.
-Smoki nie tancza- odpowiedziala dziewczyna czulym glosem. Iantine zauwazyl, ze do
Morath zwracala sie zawsze specjalnym, serdecznym tonem.
-Ale za to spiewaja - dodal, zastanawiajac sie, czy kiedykolwiek uda mu sie wylaczyc
Morath z rozmowy na tak dlugo, by zdazyl napomknac o nich.
Nie, zawsze bede sluchac tego, co mowisz, odezwal sie w jego myslach glos smoczycy,
brzmiacy niemal tak samo, jak Debery.
Iantine skrzywil sie. Jak u licha w tej sytuacji ma zdobyc sie na rozmowe w cztery oczy ze
swa ukochana.
No, to nie bede sluchac, powiedziala Morath z zalem.
-Ile czasu bedziesz w Bendenie, Ian? - spytala Debera.
Ciekaw byl, czy Morath znowu mowila do nich dwojga, ale postanowil nie pytac. W ogole
nie chcial rozmawiac o wyjezdzie, a tym bardziej nie z Debera. Przeciez dziewczyna byla
najwazniejszym powodem, dla ktorego wcale nie pragnal ruszac sie z Telgaru.
-Ach - powiedzial beztrosko - chcialbym wykonac dobra robote dla Lorda i Lady Bridgely.
Wiesz, zaplacili za moje wyksztalcenie i duzo im zawdzieczam.
-Dobrze ich znasz?
-Ja? Nie, moi rodzice maja gorskie gospodarstwo.
-Moi tez mieli. - Mieli?
Zasmiala sie, skonsternowana.
-Nie rozmawiajmy o rodzinach.
-To moze zamiast tego porozmawiamy o nas - zaproponowal i natychmiast skarcil sie w
myslach za sztampowa odpowiedz.
Twarz dziewczyny spochmurniala.
-Powiedzialem cos zlego? - opiekunczo otoczyl ja ramieniem. Miala taka zalosna mine. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
krzesla, ale w zamieszaniu zgubil gdzies Debere. Przerazil sie i uswiadomil sobie, ze nie jest
w stanie oderwac od niej mysli, nawet na krotka chwile. Gdy sie odnalezli w tlumie, jego
dlon powedrowala ku niej rownie szybko, jak jej dlon ku niemu i trzymajac sie za rece staneli
w kolejce po jedzenie.
Znalezli w koncu wolne miejsca przy jednym z dlugich blatow, opartych na koziolkach.
Wszyscy rozmawiali o muzyce, spiewakach i orkiestracji, zadowoleni, ze znalezli sie w
Weyrze, ktoremu zawsze dawano pierwszenstwo. Naturalnie, muzyka na Pernie byla
bardzo wazna. Instrumenty i melodie przywiezli Ojcowie Zalozyciele ze starej ojczyzny, a o
rozwoj tej sztuki troszczyl sie nie tylko Uniwersytet, lecz takze wszystkie Weyry i Warownie.
Wszystkie dzieci potrafily czytac nuty; zachecano je do nauki gry przynajmniej na jednym
instrumencie, a nawet na dwoch albo trzech. Tylko w bardzo biednych gospodarstwach nie
znalazlaby sie gitara, dudy albo chociaz bebenek, by ozywic dlugie zimowe wieczory i umilic
swieta.
Jedzenie bylo bardzo dobre, choc Iantine musial sie skoncentrowac, by poczuc jego smak.
Wszystkimi zmyslami chlonal bliskosc Debery. Dziewczyna byla niezwykle ozywiona i
chetnie rozmawiala z sasiadami przy stole, szczegolowo omawiajac poszczegolne partie
wokalne i instrumentalne, jak rowniez linie melodyczne, ktore jej sie szczegolnie spodobaly.
Zarumienila sie i oczy jej blyszczaly. Nigdy jeszcze nie widzial jej tak radosnej. Zreszta on
sam tez byl w doskonalym nastroju, niemal bez tchu oczekujac chwili, gdy zaczna sie tance.
Bedzie ja wtedy mogl wziac w ramiona i miec blisko przy sobie, nawet blizej, niz teraz. Nie
mogl sie tego doczekac.
Ale naturalnie, musial zdobyc sie na cierpliwosc, gdyz jak zwykle w Pierwszy Dzien podano
lody, specjalny, tradycyjny deser, na ktory wszyscy mieli apetyt. Tym razem byly owocowe,
pachnace smietanka, smakowite, aromatyczne, z malenkimi kawaleczkami miazszu. Sam
nie wiedzial, czy ma jesc powoli, ryzykujac, ze sie roztopia, bo w dolnej jaskini bylo bardzo
cieplo, czy tez lykac twarde, zimne kesy. Spostrzegl, ze Debera je szybko, wiec i on wybral
ten sposob.
Po posilku usunieto stoly i poodsuwano krzesla pod sciane, robiac miejsce do tanca.
Muzycy utworzyli male zespoly instrumentalne, ktore mogly sie zastepowac, tak by muzyka
grala bez przerwy, i zabrali sie za strojenie instrumentow.
Gdy wszystko bylo gotowe, K'vin zaprosil do tanca Zulaye. Prezentowala sie wspaniale w
czerwonej brokatowej sukni, w ktorej pozowala do portretu. Rozpoczeli tance zgodnie z
tradycja. Iantine zlapal sie na mysli, ze chetnie naszkicowalby te szlachetna pare, ale ukryl
notes w piramidzie stolow. Mogl tylko starac sie zapamietac szczegoly. Nigdy do tej pory
nie widzial, by Zulaya byla tak zalotna, a K'vin traktowal ja z niezwykla galanteria. Iantine
zauwazyl, ze niektorzy jezdzcy wymieniaja miedzy soba jakies spostrzezenia, obserwujac
pare Przywodcow, ale nie slyszal, o czym mowa. Moga przypatrywac sie do woli, to nie
moja sprawa, skarcil sie w mysli.
Nastepnie dowodcy skrzydel poprowadzili swe partnerki do tanca, a po trzech zwrotkach
melodii dolaczyli do nich zastepcy. Potem Tisha wraz z Maranisem, lekarzem Weyru,
zaczeli zataczac wdzieczne kregi wsrod tancerzy. Skonczyl sie pierwszy taniec i teraz
wszyscy mogli juz sie bawic przy wtorze muzyki. Rozlegla sie skoczna przygrywka.
-Zatanczysz ze mna, Debero? - Iantine sklonil sie oficjalnie. Debera, z blyszczacymi
oczyma, wysoko uniesiona glowa i usmiechem tak szerokim, ze niemal dzielil jej glowe na
pol, przysiadla w dworskim dygu.
-Mialam nadzieje, ze mnie zaprosisz, Iantine!
-Ja zamawiam nastepny! - zawolal Leopol, pojawiajac sie niespodziewanie obok. Patrzyl na
Debere nienormalnie blyszczacymi oczyma.
-Czy moze udalo ci sie wycyganic gdzies troche wina? - spytal podejrzliwie Iantine.
-Nikt nie chcial mi dac - poskarzyl sie chlopiec z uraza w glosie.
-Nie ma takiej rzeczy, ktorej bys nie umial zdobyc na wlasna reke, jesli opiekunowie ci
odmowia, Leo - stwierdzila Debera. - Mimo to zatancze z toba. Ale pozniej.
Z tymi slowy weszla w krag tanczacych, a Iantine odprowadzil ja od . chlopca najszybciej,
jak potrafil.
-Jest nad wiek rozwiniety, nawet jak na dziecko z Weyru - skomentowala Debera, uniosla
ramiona i znalazla sie w objeciach lantina.
-Nie da sie ukryc - odpowiedzial. Nie chcial jednak rozmawiac o Leopolu w chwili, gdy
prowadzil jej szczupla, silna postac posrod innych par, az na drugi koniec jaskini, daleko od
chlopca.
-Dobrze wiesz, ze i tak bedzie chodzil za nami, az z nim zatancze - stwierdzila z usmiechem.
-A, to jeszcze zobaczymy - odparl i mocniej objal jej mocne, drobne ramiona zaborczym
gestem.
Czy ja tez bede mogla tanczyc, jak urosne? Uslyszal wyraznie pytanie zielonej smoczycy.
Zaskoczony, spojrzal na Debere i po usmiechu, czajacym sie w jej oczach poznal, ze
Morath przemowila do nich obojga.
-Smoki nie tancza- odpowiedziala dziewczyna czulym glosem. Iantine zauwazyl, ze do
Morath zwracala sie zawsze specjalnym, serdecznym tonem.
-Ale za to spiewaja - dodal, zastanawiajac sie, czy kiedykolwiek uda mu sie wylaczyc
Morath z rozmowy na tak dlugo, by zdazyl napomknac o nich.
Nie, zawsze bede sluchac tego, co mowisz, odezwal sie w jego myslach glos smoczycy,
brzmiacy niemal tak samo, jak Debery.
Iantine skrzywil sie. Jak u licha w tej sytuacji ma zdobyc sie na rozmowe w cztery oczy ze
swa ukochana.
No, to nie bede sluchac, powiedziala Morath z zalem.
-Ile czasu bedziesz w Bendenie, Ian? - spytala Debera.
Ciekaw byl, czy Morath znowu mowila do nich dwojga, ale postanowil nie pytac. W ogole
nie chcial rozmawiac o wyjezdzie, a tym bardziej nie z Debera. Przeciez dziewczyna byla
najwazniejszym powodem, dla ktorego wcale nie pragnal ruszac sie z Telgaru.
-Ach - powiedzial beztrosko - chcialbym wykonac dobra robote dla Lorda i Lady Bridgely.
Wiesz, zaplacili za moje wyksztalcenie i duzo im zawdzieczam.
-Dobrze ich znasz?
-Ja? Nie, moi rodzice maja gorskie gospodarstwo.
-Moi tez mieli. - Mieli?
Zasmiala sie, skonsternowana.
-Nie rozmawiajmy o rodzinach.
-To moze zamiast tego porozmawiamy o nas - zaproponowal i natychmiast skarcil sie w
myslach za sztampowa odpowiedz.
Twarz dziewczyny spochmurniala.
-Powiedzialem cos zlego? - opiekunczo otoczyl ja ramieniem. Miala taka zalosna mine. [ Pobierz całość w formacie PDF ]