[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powozy robią w dzisiejszych czasach! Nic nie jest już takie jak dawniej.
Był zły i naburmuszony po podróży i humor wcale mu się nie poprawił, gdy zobaczył, że
końmi zajmuje się pomocnik ogrodnika, a nie, jak trzeba, chłopiec stajenny.
- Gdzie się ten przeklęty leń podział? - ryknął Snivel. - Czy on nie wie, gdzie jest jego
miejsce?
- On uciekł, łaskawy panie sędzio - wyjąkał parobek. Był tak przerażony, że dzwonił zębami,
jeśli w ogóle jakieś zęby miał.
- Uciekł? Jak to uciekł? - parskał Snivel, groznie patrząc się na parobka.
Ten rozglądał się spłoszony.
- Eee, ja nie wiem, łaskawy panie.
Nawet dziecko by się domyśliło, że kłamie. Snivel jednak nie miał siły sprzeczać się z tym
głupim prostakiem, burknął coś tylko i wszedł do domu.
Tam powitała go jedynie gospodyni z podejrzanie zaczerwienionymi oczyma.
- Gdzie ochmistrz? Tylko mi nie mów, że on też uciekł!
- Ale to prawda, łaskawy panie - jęknęła gospodyni. - I jeszcze wielu wymówiło.
Twarz Snivela zaczęła przybierać kolor niebieskoczerwony.
96
- Co to, do kroćset diabłów, za bzdury? Czy wszystkim się we łbach pomieszało? A może... -
Naszło go podejrzenie. - Może oni zostali przekupieni? Przez Elistrand?
- Nie, panie. Ale tu we dworze dzieją się okropne rzeczy. Nie jest tu już bezpiecznie.
- Nie jest bezpiecznie? Co masz na myśli, głupia babo? Gadaj mi tu, natychmiast!
- Ludzie mają widzenia, panie. Chłopak stajenny był pierwszy. Mówił, że widuje takiego
małego człowieczka, który huśta się na linie i wyśmiewa się z niego. A innego dnia...
podłoga w stajni zaroiła się od duchów i upiorów.
Przez chwilę gospodyni bała się, że pan Snivel dostanie apopleksji, bo jego twarz zrobiła się
teraz prawie czarna, oczy omal mu nie wyszły z orbit i nawet uszy sterczały bardziej niż
zwykle.
- To najgłupsze, co słyszałem w całym swoim życiu! Upiory? I on w to uwierzył?
- Nie tylko on, panie. Ochmistrz nie miał spokoju od... od pewnej kobiety. Była bardzo
natarczywa wobec niego, mówił. A jedna z dziewczyn kuchennych...
- Dość! Nie chcę słyszeć ani słowa więcej! - ryknął sędzia i wszedł do salonu. - Każ
nakrywać do obiadu! Podaj mi najpierw karafkę wina! I żadnych więcej bzdur!
Gdy pobiegła wypełnić polecenia, przywołał ją z powrotem.
- Muszę mieć ochmistrza, tak być nie może. Powiedz Larsenowi, że będzie musiał przejąć
obowiązki ochmistrza, przynajmniej on sprawia wrażenie, że ma trochę oleju w głowie, a nie
tylko wióry jak większość innych. Jeżeli on także nie uciekł.
- Nie, Larsen nadal jest. Powiem mu.
Larsen był do tej pory pokojowcem sędziego i jego prawą ręką. To on utrzymywał w
porządku papiery i dbał, by jego pan zabrał zawsze w podróż wszystko, co mu będzie
potrzebne. Był to milkliwy mężczyzna, pozbawiony fantazji, ale miał rzeczywiście sporo
rozumu, a przynajmniej przebiegłości.
Wkrótce wszedł do salonu - niski mężczyzna w średnim wieku, bez uśmiechu.
- Aha, Larsen przyszedł - rzekł na jego widok Snivel i nalał sobie kieliszek wina. -
Powiedziano ci, czego od ciebie chcę? Będziesz teraz ochmistrzem. Odpowiadasz za
wszystko w domu. Zarządca zajmie się, oczywiście, sprawami gospodarstwa.
- Zarządca wyjechał, łaskawy panie.
Snivel zamarł z na wpół podniesionym kieliszkiem.
97
- Co? Wyjechał?
- Z całą rodziną, łaskawy panie. Twierdził, że widzi ducha, który siedzi na kalenicy i piętami
stuka w dach. Delirium, oczywiście. Pozwoliłem sobie zatrudnić nowego zarządcę.
Przyjedzie jutro.
- Hm. Dobrze, Larsen! A ty nie masz żadnych widzeń?
- Nie, panie - odparł blady człowieczek z grobową powagą. - To tylko głupie gadanie, żeby
straszyć ludzi.
- Oczywiście, że tak! Jakiś przeklęty drań musi za tym stać. Ktoś rozsiewa te głupie plotki,
żeby mi szkodzić.
Opróżnił kieliszek, nalał sobie znowu i mówił dalej:
- Teraz, kiedy zostałeś ochmistrzem, musisz znalezć kogoś, kto przejmie twoje
dotychczasowe obowiązki.
- Poradzę sobie ze wszystkim, łaskawy panie sędzio - oświadczył Larsen, który za nic nie
chciał mieć konkurenta do łask Snivela.
- Sam? No, możemy spróbować przez jakiś czas, a potem zobaczymy. To w końcu ilu tych
idiotów uciekło?
- Ochmistrz i zarządca z rodzinami, chłopiec stajenny i drugi stangret, dwie dziewczyny
kuchenne i chłopiec z kuchni. Kucharka straszy, że też wymówi, ale na razie udało mi się ją
zatrzymać.
- Dobrze! Ona w żadnym razie nie może odejść! Nikt nie umie tak smażyć żeberek jak ona!
Kto jeszcze?
- Kilka kobiet, ale to bez znaczenia. Aatwo je zastąpić.
- %7ładen... z moich ludzi?
- %7ładen. Zresztą oni przecież mieszkają oddzielnie.
Ludzie Snivela to była jego ochrona. To tych właśnie ludzi wysyłał, by pozbyli się Vingi i
innych przeciwników. A przeciwników pan Snivel miał wielu.
- Dobrze, znakomicie! Całe szczęście, że jest tu jeszcze ktoś rozsądny.
- Gorzej jest w domu, wasza wysokość. Nikt nie chce wejść na strych. Mówią, że tam
straszy - zakończył Larsen z wyrazną niechęcią.
98
- Co to znowu za cholerne głupstwa! - ryknął Snivel i grzmotnął pięścią w stół z taką siłą, że
wino rozlało się z kieliszka. Larsen dyskretnie wytarł plamę. - Nigdy przedtem nie było mowy
o żadnych strachach w Grastensholm. Kto nawkładał tym durniom takich głupstw do głów?
Zamilkł. I on, i Larsen unikali patrzenia na siebie. Nagle obaj przypomnieli sobie, co
opowiadano o Grastensholm w czasach, kiedy mieszkała tu Ingrid z Ulvhedinem. O różnych
dziwnych rzeczach, które się tu działy.
Ale przecież rozsądny człowiek wzrusza tylko ramionami na coś takiego. To przesądni
prostacy uwielbiają puszczać wodze wyobrazni.
Larsen rzekł sucho i rzeczowo:
- Ja myślę, że nie powinniśmy się tym przejmować, łaskawy panie sędzio. To nie ma
znaczenia. Ważniejsze jest chyba to, co mówią...
- Tak?
- Co mówią o Elistrand. %7łe panna Tark ma towarzystwo. Ten... niesamowity Lind z Ludzi
Lodu mieszka teraz w Elistrand.
Snivel pochylił się nad stołem, oparty na rękach. W oczach miał złe błyski.
- Aha! Więc gadzina wypełzła nareszcie ze swojej kryjówki! To są konkretne wiadomości,
Larsen! Dostaniemy go wkrótce. Zechciej przysłać mi tu moich ludzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •