[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przydałyby się wasze usługi i którzy przypadkiem mają u mnie dług
wdzięczności.
- Przecież nawet nie wiesz, co to za usługi.
- Nie - przyznał - niezupełnie. Ale moja sekretarka wie i to ona zrobiła tę
listę. Zlecenia są wasze, jeśli chcecie.
Podał jej papier, a Allison zawahała się, czując się jak Persefona w
podziemnym królestwie. Kilka pestek granatu przypieczętowało los tej
nieszczęsnej dziewczyny. W wypadku Allison były to nazwiska na liście. Jeśli
na nie spojrzy, będzie zgubiona.
Wzięła listę do ręki. Zawierała może pół tuzina nazwisk. Nie było tu ani
jednego sławnego piosenkarza, jego agenta ani gwiazdy filmowej. Ale Allison
miała w głowie własną listę, więc rozpoznała parę osób należących do elity
miasta - pośrednik w handlu nieruchomościami, inwestor, geniusz
komputerowy. A obok każdego nazwiska widniała data i mały dopisek:
Rocznica", Szesnaste urodziny", Emerytura", Rozdanie nagród". To były
poważne zadania, solidne kontakty, zlecenia, jakie starała się zdobyć od
początku istnienia firmy. To była najlepsza propozycja, jaką kiedykolwiek
otrzymała.
Cisza przedłużała się. Allison patrzyła na kartkę, a Stone czekał na
odpowiedz. W końcu Stella położyła serwetkę obok talerza.
- Cóż - oznajmiła. - Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie, ale widzę,
że już wykonałam swoje zadanie. - Pochyliła się i poklepała Allison po ręce. -
Widzisz, kochanie, on jest niepoprawny. Masz przed sobÄ… ambitne zadanie. A
co do ciebie - powiedziała do Stone'a - zrzekam się deseru na twoją korzyść i
naprawdę oczekuję rekompensaty. I nie przesadzaj z napiwkiem - dodała
odchodzÄ…c.
Allison obserwowała ją trochę oszołomiona, a potem odwróciła się do
Stone'a. Przyglądali się sobie długą chwilę.
- Zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli.
- Gdy mówiłem o mojej rodzinie?
Skinęła głową.
- Mój ojciec był właścicielem cyrku.
W ostatniej chwili powstrzymała się od komentarza. Zamiast tego
popatrzyła na trzymaną w ręku listę. Odchrząknęła.
- Stone...
- Chcę ci powiedzieć, że nie prosiłem jej o pomoc - powiedział szybko. -
Po pierwsze, nie zrobiłaby tego, a po drugie wszystko, cokolwiek by ci o mnie
powiedziała, tylko pogorszyłoby sprawę.
- Masz ciekawe stosunki z matką - uśmiechnęła się. - Ale, Stone...
- To naprawdę dla mnie ważne, Allison - powiedział cicho.
Kiedy spojrzała w jego oczy, zrozumiała, że po raz pierwszy, odkąd go
poznała, mówi szczerą prawdę. To nie tylko było dla niego ważne, to była
najważniejsza rzecz w jego życiu. I on jej chce to powierzyć.
Nie mogła powstrzymać pełnego rezygnacji westchnienia.
- Tylko jedno pytanie.
Trochę się odprężył.
- Jakie?
- Co ty właściwie robisz?
Uśmiech zachwytu powoli pojawiał się na jego twarzy, a oczy mu
rozbłysły. Chwycił ją za rękę.
- Chodz, pokażę ci.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Ktoś mi obiecał deser - poskarżyła się Allison, gdy Stone ciągnął ją
przed oczyma zdziwionej sekretarki do swego gabinetu. Skarga ta nie była
jednak szczera. Czuła się jak dziecko oczekujące na przygodę - tak zarazliwy
okazał się entuzjazm Stone'a. Dotyk jego ręki - nawet przypadkowy -
elektryzował, i nie wiedząc nawet, co zamierza jej pokazać, była dumna, że
wybrał właśnie ją. A może to tylko reakcja na jego bliskość?
- Nie prosiłam o pokaz - dodała. - Mogłeś odpowiedzieć jednym słowem.
Uwierzyłabym.
- Na pewno nie uwierzyłabyś.
Pamiętała to biuro z pierwszej wizyty. Wszystkie detale tkwiły w jej
pamięci - chrom i obsydian, czerń i szarość, światło i cień. Przy jednej ze ścian
stały szafy z przydymionego szkła. Sądziła, że kryje się za ninii coś do zabawy
lub barek. A może i jedno, i drugie. Zciana za biurkiem składała się wyłącznie z
okien. Kiedy nacisnął guzik, przesłoniły je czarne zasłony.
Stone okrążył biurko, wziął Allison za rękę i poprowadził na środek
pokoju. Położywszy ręce na ramionach dziewczyny, obrócił ją w stronę szaf z
przyciemnionego szkła.
- Stój tu i nie ruszaj się - rozkazał.
Powrócił do biurka i Allison patrzyła ze zdumieniem, jak po naciśnięciu
kolejnego guzika szkło rozsuwa się, ukazując ekran komputera. Poczuła dreszcz
oczekiwania. A może obawy? Delikatne światło rzucało cień na skoncentrowaną
twarz Stone'a. Jego palce tańczyły po klawiaturze. Nagle wydał jej się jakiś obcy
- niezwykle przystojny, daleki i tajemniczy, zaabsorbowany bez reszty
tworzonym przez siebie światem. Ale jego głos był jak zwykle miły i znajomy.
- Nie boisz się ciemności?
Nie mogła powstrzymać się przed niepewnym spojrzeniem w stronę
drzwi.
- Nie. Oczywiście, że nie. Co...
Nagle w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno.
Allison naprawdę nie bała się ciemności. Ale istniała różnica między
zwykłą ciemnością i tą nagłą, absolutną czernią. Nie słyszała nawet uderzeń w
klawisze, nie wiedziała, gdzie jest Stone. Może zostawił ją zupełnie samą?!
Wpatrywała się w ciemność i usiłowała przemówić pewnym głosem.
- Stone...
- Patrz - powiedział łagodnie.
Nie mogła zorientować się, z której strony dobiega głos. Wyprostowała
się i spojrzała na sufit. Dach otworzył się, ukazując nocne niebo, granat
upstrzony gwiazdami tak błyszczącymi, że chciało się wziąć je do ręki. Widziała
raz takie niebo na pustyni - zaparło jej wówczas dech w piersiach. Teraz też tak
było. Jeszcze nie zdążyła oswoić się z tym cudem, gdy stało się coś jeszcze
bardziej niezwykłego. Poczuła na policzkach podmuch wiatru. Niewiarygodne,
ale gwiazdy zaczęły się przesuwać. Po chwili zrozumiała, że to nie gwiazdy
płyną, ale podłoga, na której stoi, porusza się ku niebu. Krzyknęła i wyciągnęła
ręce, żeby utrzymać równowagę. Poczuła na plecach dłonie Stone'a.
- Wszystko w porządku - powiedział. - Trzymam cię.
Objął ją mocno w pasie. Allison, już rozluzniona, objęła go ramionami i
przytuliła się, unosząc jednocześnie głowę ku gwiazdom. Wiatr wiał jej teraz
prosto w twarz, rozrzucał włosy i wywoływał gęsią skórkę. Nocne niebo
rozpościerało się wokół nich, dopóki stali - nie, raczej lecieli przez dermie
przestworza, rozjaśnione tylko światłem gwiazd. Serce Allison biło bardzo
mocno. I choć mieszanina zachwytu i strachu sprawiała, że miała ochotę
piszczeć jak dziecko w górskiej kolejce, nie mogła wydobyć głosu. Zatraciła się
bez reszty w oglądanym cudzie, pogrążyła całkowicie w niezwykłych
doznaniach, była przerażona i wzruszona, przejęta i podniecona. Trzymała się
kurczowo Stone'a i oddychała dężko.
Szybkość zmniejszyła się, a silny wiatr zmienił w delikatny podmuch.
Zwiatło, które wcześniej wyglądało jak gwiazdy, zaczęło z wolna nabierać
kształtów planet - niesamowitych, pełnych nieziemskich kolorów, otoczonych
mgiełką atmosfery, o dziwacznie ukształtowanej powierzchni - które przesuwały
się przed jej oczami jak chmury za oknem samolotu. Tylko że nie było okna i
nie było samolotu, to ona sama leciała bezwładnie w kosmos. Ona i Stone, tylko
we dwoje pośród wirujących światów.
Ruch w końcu zamarł i wydawało się, że stoją na powierzchni jakiejś
planety. Wokół nich kłębiło się rdzawe niebo, rozświetlone blaskiem
oddalonego czerwonego słońca. Allison czuła żar jego promieni na policzku. Na
wschodzie widać było dwa pomarańczowe księżyce, jeden nieco wyżej od
drugiego. U jej stóp kłębiła się mglista ciemność, ale kiedy spojrzała przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
przydałyby się wasze usługi i którzy przypadkiem mają u mnie dług
wdzięczności.
- Przecież nawet nie wiesz, co to za usługi.
- Nie - przyznał - niezupełnie. Ale moja sekretarka wie i to ona zrobiła tę
listę. Zlecenia są wasze, jeśli chcecie.
Podał jej papier, a Allison zawahała się, czując się jak Persefona w
podziemnym królestwie. Kilka pestek granatu przypieczętowało los tej
nieszczęsnej dziewczyny. W wypadku Allison były to nazwiska na liście. Jeśli
na nie spojrzy, będzie zgubiona.
Wzięła listę do ręki. Zawierała może pół tuzina nazwisk. Nie było tu ani
jednego sławnego piosenkarza, jego agenta ani gwiazdy filmowej. Ale Allison
miała w głowie własną listę, więc rozpoznała parę osób należących do elity
miasta - pośrednik w handlu nieruchomościami, inwestor, geniusz
komputerowy. A obok każdego nazwiska widniała data i mały dopisek:
Rocznica", Szesnaste urodziny", Emerytura", Rozdanie nagród". To były
poważne zadania, solidne kontakty, zlecenia, jakie starała się zdobyć od
początku istnienia firmy. To była najlepsza propozycja, jaką kiedykolwiek
otrzymała.
Cisza przedłużała się. Allison patrzyła na kartkę, a Stone czekał na
odpowiedz. W końcu Stella położyła serwetkę obok talerza.
- Cóż - oznajmiła. - Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyjdzie, ale widzę,
że już wykonałam swoje zadanie. - Pochyliła się i poklepała Allison po ręce. -
Widzisz, kochanie, on jest niepoprawny. Masz przed sobÄ… ambitne zadanie. A
co do ciebie - powiedziała do Stone'a - zrzekam się deseru na twoją korzyść i
naprawdę oczekuję rekompensaty. I nie przesadzaj z napiwkiem - dodała
odchodzÄ…c.
Allison obserwowała ją trochę oszołomiona, a potem odwróciła się do
Stone'a. Przyglądali się sobie długą chwilę.
- Zaczynam rozumieć, co miałeś na myśli.
- Gdy mówiłem o mojej rodzinie?
Skinęła głową.
- Mój ojciec był właścicielem cyrku.
W ostatniej chwili powstrzymała się od komentarza. Zamiast tego
popatrzyła na trzymaną w ręku listę. Odchrząknęła.
- Stone...
- Chcę ci powiedzieć, że nie prosiłem jej o pomoc - powiedział szybko. -
Po pierwsze, nie zrobiłaby tego, a po drugie wszystko, cokolwiek by ci o mnie
powiedziała, tylko pogorszyłoby sprawę.
- Masz ciekawe stosunki z matką - uśmiechnęła się. - Ale, Stone...
- To naprawdę dla mnie ważne, Allison - powiedział cicho.
Kiedy spojrzała w jego oczy, zrozumiała, że po raz pierwszy, odkąd go
poznała, mówi szczerą prawdę. To nie tylko było dla niego ważne, to była
najważniejsza rzecz w jego życiu. I on jej chce to powierzyć.
Nie mogła powstrzymać pełnego rezygnacji westchnienia.
- Tylko jedno pytanie.
Trochę się odprężył.
- Jakie?
- Co ty właściwie robisz?
Uśmiech zachwytu powoli pojawiał się na jego twarzy, a oczy mu
rozbłysły. Chwycił ją za rękę.
- Chodz, pokażę ci.
ROZDZIAA SIÓDMY
- Ktoś mi obiecał deser - poskarżyła się Allison, gdy Stone ciągnął ją
przed oczyma zdziwionej sekretarki do swego gabinetu. Skarga ta nie była
jednak szczera. Czuła się jak dziecko oczekujące na przygodę - tak zarazliwy
okazał się entuzjazm Stone'a. Dotyk jego ręki - nawet przypadkowy -
elektryzował, i nie wiedząc nawet, co zamierza jej pokazać, była dumna, że
wybrał właśnie ją. A może to tylko reakcja na jego bliskość?
- Nie prosiłam o pokaz - dodała. - Mogłeś odpowiedzieć jednym słowem.
Uwierzyłabym.
- Na pewno nie uwierzyłabyś.
Pamiętała to biuro z pierwszej wizyty. Wszystkie detale tkwiły w jej
pamięci - chrom i obsydian, czerń i szarość, światło i cień. Przy jednej ze ścian
stały szafy z przydymionego szkła. Sądziła, że kryje się za ninii coś do zabawy
lub barek. A może i jedno, i drugie. Zciana za biurkiem składała się wyłącznie z
okien. Kiedy nacisnął guzik, przesłoniły je czarne zasłony.
Stone okrążył biurko, wziął Allison za rękę i poprowadził na środek
pokoju. Położywszy ręce na ramionach dziewczyny, obrócił ją w stronę szaf z
przyciemnionego szkła.
- Stój tu i nie ruszaj się - rozkazał.
Powrócił do biurka i Allison patrzyła ze zdumieniem, jak po naciśnięciu
kolejnego guzika szkło rozsuwa się, ukazując ekran komputera. Poczuła dreszcz
oczekiwania. A może obawy? Delikatne światło rzucało cień na skoncentrowaną
twarz Stone'a. Jego palce tańczyły po klawiaturze. Nagle wydał jej się jakiś obcy
- niezwykle przystojny, daleki i tajemniczy, zaabsorbowany bez reszty
tworzonym przez siebie światem. Ale jego głos był jak zwykle miły i znajomy.
- Nie boisz się ciemności?
Nie mogła powstrzymać się przed niepewnym spojrzeniem w stronę
drzwi.
- Nie. Oczywiście, że nie. Co...
Nagle w pokoju zrobiło się zupełnie ciemno.
Allison naprawdę nie bała się ciemności. Ale istniała różnica między
zwykłą ciemnością i tą nagłą, absolutną czernią. Nie słyszała nawet uderzeń w
klawisze, nie wiedziała, gdzie jest Stone. Może zostawił ją zupełnie samą?!
Wpatrywała się w ciemność i usiłowała przemówić pewnym głosem.
- Stone...
- Patrz - powiedział łagodnie.
Nie mogła zorientować się, z której strony dobiega głos. Wyprostowała
się i spojrzała na sufit. Dach otworzył się, ukazując nocne niebo, granat
upstrzony gwiazdami tak błyszczącymi, że chciało się wziąć je do ręki. Widziała
raz takie niebo na pustyni - zaparło jej wówczas dech w piersiach. Teraz też tak
było. Jeszcze nie zdążyła oswoić się z tym cudem, gdy stało się coś jeszcze
bardziej niezwykłego. Poczuła na policzkach podmuch wiatru. Niewiarygodne,
ale gwiazdy zaczęły się przesuwać. Po chwili zrozumiała, że to nie gwiazdy
płyną, ale podłoga, na której stoi, porusza się ku niebu. Krzyknęła i wyciągnęła
ręce, żeby utrzymać równowagę. Poczuła na plecach dłonie Stone'a.
- Wszystko w porządku - powiedział. - Trzymam cię.
Objął ją mocno w pasie. Allison, już rozluzniona, objęła go ramionami i
przytuliła się, unosząc jednocześnie głowę ku gwiazdom. Wiatr wiał jej teraz
prosto w twarz, rozrzucał włosy i wywoływał gęsią skórkę. Nocne niebo
rozpościerało się wokół nich, dopóki stali - nie, raczej lecieli przez dermie
przestworza, rozjaśnione tylko światłem gwiazd. Serce Allison biło bardzo
mocno. I choć mieszanina zachwytu i strachu sprawiała, że miała ochotę
piszczeć jak dziecko w górskiej kolejce, nie mogła wydobyć głosu. Zatraciła się
bez reszty w oglądanym cudzie, pogrążyła całkowicie w niezwykłych
doznaniach, była przerażona i wzruszona, przejęta i podniecona. Trzymała się
kurczowo Stone'a i oddychała dężko.
Szybkość zmniejszyła się, a silny wiatr zmienił w delikatny podmuch.
Zwiatło, które wcześniej wyglądało jak gwiazdy, zaczęło z wolna nabierać
kształtów planet - niesamowitych, pełnych nieziemskich kolorów, otoczonych
mgiełką atmosfery, o dziwacznie ukształtowanej powierzchni - które przesuwały
się przed jej oczami jak chmury za oknem samolotu. Tylko że nie było okna i
nie było samolotu, to ona sama leciała bezwładnie w kosmos. Ona i Stone, tylko
we dwoje pośród wirujących światów.
Ruch w końcu zamarł i wydawało się, że stoją na powierzchni jakiejś
planety. Wokół nich kłębiło się rdzawe niebo, rozświetlone blaskiem
oddalonego czerwonego słońca. Allison czuła żar jego promieni na policzku. Na
wschodzie widać było dwa pomarańczowe księżyce, jeden nieco wyżej od
drugiego. U jej stóp kłębiła się mglista ciemność, ale kiedy spojrzała przed [ Pobierz całość w formacie PDF ]