[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wybacz, nic miałem zamiaru się wtrącać.
- Naprawdę? Will roześmiał się.
- No, może odrobinkę. Przemyśl to jeszcze raz, proszę.
Z uśmiechem zamknęła drzwi.  Przemyśl to jeszcze raz , powiedziała do siebie na
głos. Zacisnęła wargi i z wściekłością zaczęła wykładać na stół zakupy.  Finn nie może się
pozbierać ,  jest taki nieszczęśliwy ,  tylko ty możesz coś na to poradzić, Lucy . Gorące łzy
napłynęły jej do oczu. Starała się je powstrzymać, ale kiedy już rozpakowała torbę, usiadła i
zaczęła szlochać z twarzą ukrytą w dłoniach.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy wreszcie wstała. Nie zdążyła nawet
przyrządzić sobie do końca hamburgera, gdy odezwał się telefon. Dzwoniła pani Kathleen
Mundy.
- Słuchaj, Lucy, moja droga, bardzo martwię się o Finna. Mike powiedział mi, że już
ze sobÄ… nie chodzicie.
Lucy poczuła się jak w potrzasku. Nigdy ze sobą nie chodzili. On jedynie przychodził
do mnie się uczyć i kochać się ze mną, aż rozkochał mnie w sobie, pomyślała z goryczą. Nie
powiedziała jednak tego głośno.
- To prawda, proszę pani. Stało się, jak chciał Finn. Ma za dużo pracy i...
- No tak, rozumiem. Widzisz, Lucy, Finn to bardzo rzetelny chłopak i czasami przez tę
swoją sumienność coś niepotrzebnie niszczy. Wydawało mi się, że jesteś bardzo za nim,
prawda?
- Tak, proszÄ™ pani.
- No więc jako kobieta, która... Przepraszam cię, nie chciałabym być jeszcze jedną z
tych wiecznie wtrącających się matek, ale Mike i Will powiedzieli mi, że Finn jest okropnie
rozbity, a i ty wyglądasz jak półtora nieszczęścia. Nie musisz mi nic tłumaczyć, lecz, proszę
cię, przemyśl to jeszcze raz... Wybacz, że wtrącam się w twoje prywatne życie, ale w naszej
rodzinie zawsze wszyscy żyli ze sobą blisko.
- Tak, rozumiem.
- Moja ty kochana... Mam nadzieję, że wszystko się jeszcze odmieni. Tak bym chciała
pokazać ci naszą farmę.
Lucy z trudem przełknęła ślinę.
- Dziękuję, pani Mundy. I ja chciałabym ją zobaczyć.
Odłożyła słuchawkę i odwróciła się potrząsając pięścią w stronę drzwi. Nagle poczuła
woń spalenizny. Z hamburgera został skwierczący plastereczek mięsa, a całą kuchnię
wypełniał dym. Znów zadzwonił telefon. Tym razem była to Alexa, która zapraszała ją do
kina.
- Tylko się nic grzeb - poradziła na wiadomość, że obiad właśnie się spalił. - Zostało
jeszcze trochę kurczaka upieczonego przez mamę. Ale jeśli się nie pospieszysz, Benny
pochłonie wszystko.
- No dobrze. Już lecę - zawołała Lucy do słuchawki, schwyciła torebkę i wybiegła
pędem z domu czując, że nie wytrzyma w zamknięciu ani chwili dłużej.
Na podeście schodów wpadła jednak na Finna.
- Cześć - powiedział poważnym tonem. - Co słychać?
- Nic nowego, ale lepiej byłoby, gdybyś zechciał wyjaśnić swojej rodzinie, że
zerwaliśmy, bo ty tak chciałeś. Tymczasem Mike, Will oraz twoja mama żądają ode mnie,
żebym wszystko jeszcze przemyślała.
- Ależ Lucy, wszystko im już naświetliłem. Wiedzą, dlaczego...
- To wytłumacz im to jeszcze raz! - przerwała mu i pobiegła do samochodu.
PiÄ…tkowe popoÅ‚udnie byÅ‚o bardzo upalne, temperatura przekroczyÅ‚a 40°C. Lucy
zrezygnowała z pracy na dworze; wróciła do sklepu i zdjęła z siebie karton. Uczesała się i
potrząsnęła głową, oddychając z ulgą klimatyzowanym powietrzem. Wciągnęła na siebie
niebieską trykotową koszulkę i wygładziła białą spódniczkę.
Mimo że do zamknięcia pozostały jeszcze dwie godziny, postanowiła zwolnić Nan
wcześniej, chociaż prawdę mówiąc przeraża to ją to, że ma zostać w sklepie sama. Jaskier
spał zwinięty na podłodze. Dosypywała właśnie orzeszki do napoczętego pojemnika, gdy
nagle usłyszała głośne:  O, nie! . Podniosła głowę i zobaczyła zirytowaną twarz Nan zajętej
wycieraniem lady, a potem usłyszała ciche den - de - len, den - de - len i ujrzała Finna z
książkami pod pachą.
11
- Cześć - powiedział, spoglądając na nią poważnie.
Rzuciła mu niepewne  cześć , przyglądając się w milczeniu, jak Finn przystawia
sobie krzesło do kontuaru i rozkłada książki. Jaskier podszedł do swego pana dopraszając się
pieszczoty, a kiedy Finn podrapał go za uchem, pies ułożył się znowu u stóp Lucy. Nan
obserwowała całą tę scenę wzruszając ramionami.
- No to idę. Do zobaczenia w poniedziałek - powiedziała głośno i wyszła trzaskając
drzwiami. Przez kwadrans nie odzywali się do siebie ani słowem. W końcu Lucy nie
wytrzymała:
- Naprawdę nie potrzebuję twojej ochrony. Dam sobie radę sama. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •