[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zawsze.
A potem, sam w ciemnościach swego gabinetu, nad
kieliszkiem brandy, rozmawiał z matką. Dopiero teraz.
 Przebacz mi, błagam  szeptał.  Jestem najgłup-
szym z ludzi. Obarczyłem ciebie winą, której wcale nie
popełniłaś, uczepiłem się tego, zamiast dojść prawdy
i pomóc ci, matko, wesprzeć cię w tym, co uczyniłaś...
Niebiosa nie zesłały żadnej odpowiedzi, nie oczeki-
wał zresztą tego, ale było mu lżej, że wyznał swój
grzech, grzech jakże ciężki.
Nad drugim kieliszkiem brandy zaczął myśleć
o Hannie, o tym, jak ona wręcz desperacko pragnie
dotrzeć do prawdy. Wielki Boże... Przecież ona nie
chce już zaakceptować faktu, że dzięki lady Winthrop
ma imię i nazwisko. Nie chce być tym, kim była
przez całe swoje dotychczasowe życie. Cóż uczyni,
jeśli nie sposób będzie dowiedzieć się czegokolwiek?
192 Gail Whitiker
Czy wyjedzie, zaszyje się w jakiejś wiosce na najdal-
szym odludziu? I wybierze życie samotne.... Mówiła
mu przecież, jak ważna jest ta przeszłość dla jej
przyszłości.
Poruszył kieliszkiem, bursztynowy płyn zawirował.
Gdyby Hanna zdecydowała się na samotność... O,
nie! To kobieta stworzona do tego, aby ją kochać, i aby
ona darzyła miłością. Ileż ona ma w sobie ciepła,
słodyczy... Któryż mężczyzna by nie pragnął, aby
została panią jego domu...
Jego domu...
Ta myśl pojawiła się nagle i uderzyła tak mocno, że
aż mimowolnie zadrżał. Bursztynowy płyn pokonał
krawędz kieliszka...
Hanna panią jego domu. Na Boga, o czymże on
myśli!? Czyżby on... Hannę... Nie. To niemożliwe. On
na pewno nie żywi do Hanny uczuć tego rodzaju. Zbyt
długo była jego siostrą, zbyt długo, aby teraz myśleć
o niej inaczej. Owszem, uparł się, żeby nie jechała do
Szkocji, i sam wziął się za poszukiwania, ale tylko
dlatego, że chciał, aby pozostała tu, na miejscu. Lubił jej
towarzystwo, a poza tym tutaj była pod jego opieką
i nikt jej skrzywdzić nie mógł. W końcu Hanna, siostra
nie siostra, to istota, która istnieje w jego życiu od
chwili, gdy skończył lat dwanaście.
I to wszystko. Niczego więcej czuć do niej nie mógł.
ROZDZIAA JEDENASTY
Zgodnie z obietnicą wieczór u lorda i lady Thorpe
był kameralnym spotkaniem obu rodzin. Lord Thorpe
i jego małżonka, starsi o parę lat od sir Rogera i lady
Montgomery, szybko znalezli ze swymi gośćmi wspól-
ny język. Panie gawędziły o modnych strojach oraz
o spotkaniach towarzyskich, na które koniecznie nale-
żało zabrać córkę, panowie odkryli wspólną pasję
 wędkowanie.
Zadaniem panny Thorpe było zabawianie trójki
młodszych gości, nie minęło jednak wiele czasu i stało
się oczywiste, że Caroline ma ochotę zabawiać tylko
lorda Winthropa. Hanna poprosiła więc o talię kart
i razem z kuzynką zasiadły do gry. Czas upływał
bardzo przyjemnie, bez żadnych perturbacji, dopóki
nie okazało się, że kuzynka wcale nie jest bez reszty
pochłonięta grą. Wkrótce zresztą Hanna usłyszała jej
cichutki szept:
194 Gail Whitiker
 Hanno? Ja uważam, że panna Thorpe całkowicie
pozbawiona jest subtelności. Proszę spojrzeć, czyż ona
swej przychylności nie okazuje kuzynowi Robertowi
zbyt otwarcie?
 Nie sądzę  mruknęła Hanna, zajęta układaniem
swoich kart.  Panna Thorpe i mój... brat znają się już
dość długo i panna Thorpe może sobie pozwolić na
zachowanie nieco swobodniejsze.
Alice była jednak nieugięta.
 Mnie nie chodzi o to, że panna Thorpe zachowuje
się swobodnie. Ona po prostu nie kryje, że Robert jej się
podoba. Zobacz, Hanno, jak ona trzepocze rzęsami.
Hanna uniosła głowę i dojrzała bardzo piękne ru-
mieńce na policzkach panny Thorpe. A ponieważ głowa
Roberta była zaledwie kilka centymetrów dalej, przy-
czyna ciemnej barwy twarzy panny była aż nadto
oczywista. Gdyby Robert uśmiechał się do Hanny w taki
właśnie sposób, ona również roztopiłaby się jak wosk.
Jakże trudno jest zerkać na cudze szczęście, szczęś-
cie, którego odmawia się sobie samej...
 Hanno? Nie uważasz, moja droga! Powinnaś po
prostu zrzucić damę.
Hanna oprzytomniała i nagle zrozumiała, że przy-
glądając się Robertowi i pannie Thorpe, popełniła
okropny błąd. A kiedy nagle cały pokój wypełnił
perlisty śmiech panny Thorpe, zwykle spokojna, zrów-
noważona Hanna zapragnęła nagle cisnąć swoje karty
chociażby na sam środek salonu.
 Alice, wybacz, muszę zaczerpnąć nieco świeżego
powietrza.
Skandaliczne zaloty 195
 Ale my nie skończyłyśmy jeszcze gry!
 Bardzo mi przykro, Alice  oświadczyła Hanna
i zebrawszy fałdy sukni, zerwała się z krzesła.  Może
uda ci się namówić swoją mamę, aby mnie zastąpiła. Ja
zupełnie nie mam dziś głowy do kart.
Nie czekając na odpowiedz kuzynki, szybkim kro-
kiem wyszła na taras. Wieczór był bardzo ciepły, ale
ona i tak wybiegłaby na taras w najbardziej siarczysty
mróz. Musiała pooddychać głęboko, musiała poszeptać
do siebie.
 Hanno, proszę, błagam, uspokój się. Nie bądzże
tak nierozsądną. Musisz przywyknąć, że twemu niby-
-bratu damy nie są obojętne...
Jeszcze raz nabrała głęboko powietrza. Przywyknąć.
Jakież to trudne! Kiedy usłyszała śmiech Caroline,
poczuła złość, a potem ileż trzeba było wysiłku, aby nie
zapłakać. A to kłucie... w sercu  nie, to nie do
zniesienia. Dlaczego Robert uśmiecha się do Caroline
tak... tak szczególnie... Do niej nigdy nie będzie uśmie-
chał się w taki sposób, przecież sam mówił, że kobieta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •