[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nadal nie wierzysz, że jestem wystarczająco doświadczoną projektantką, żeby
wykonać dla Larissy idealną suknię. To dlatego chcesz mieć mnie na oku. Już powiedzia-
łam, że jestem gotowa harować dzień i noc, by zdążyć na czas i stworzyć coś naprawdę
wyjątkowego. Dlaczego mi nie ufasz?
- Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - warknął pod nosem, krocząc powoli w jej kie-
runku.
Zaufał Sadie, ponieważ zaślepiła go miłość. Zrobiła z niego idiotę. Poczuł, jak do
jego żył zaczyna się sączyć znajoma, znienawidzona trucizna. Nigdy nie zapomni, jak
tamta kobieta zdradziła go i odebrała mu dziecko, które w sobie nosiła. Jego dziecko.
Sam pomysł, aby ponownie zaufać jakiejś kobiecie, wydawał mu się absurdalny i idio-
tyczny.
R
L
T
Belle wstrzymała oddech, gdy Loukas zatrzymał się kilka centymetrów od niej. W
jego oczach dostrzegła jednak coś dziwnego. Jakiś smutek... niemalże kruchość. Nie mo-
głaby tego wytłumaczyć. Bardziej to czuła, niż rozumiała. Miała ochotę objąć go ramio-
nami i przytulić.
Już chwilę pózniej jego twarz zmieniła się, jakby zamknęła, a oczy znowu wyglą-
dały jak dwa kawałki stali. Opromieniony bladym światłem księżyca, wyglądał jak rzez-
ba wykuta z granitu. Belle doszła do wniosku, że cierpienie, które wcześniej ujrzała w
jego oczach, było jedynie iluzją.
- Chcę, żebyś wiedział, że zgodziłam się zostać na Aurze tylko ze względu na La-
rissę. Nie chcę utrudniać jej życia. To wszystko.
Ruszyła do przodu, wymijając Loukasa, lecz nagle chwycił jej ramię. Posłała mu
gromiące spojrzenie, lecz on wyszeptał:
- Jestem ci winny przeprosiny.
Słowa puść mnie!" zamarły jej na rozchylonych ustach.
- Co masz na myśli? - zapytała.
Zwiatło księżyca zamieniło jej włosy w srebrną rzekę spływającą po ramionach i
plecach, ziewającą się ze srebrną sukienką. Wyglądała tak przepięknie i eterycznie jak
syrena lub anioł, który sfrunął na dach z jednej z chmur sunących po niebie. Loukas po-
czuł ukłucie w sercu. Znał to uczucie. Doznawał go czasami, oglądając wschód słońca
nad morzem i wyobrażając sobie, że gdzieś w oddali jego ojciec płynie w swojej rybac-
kiej łódce.
Z jakiegoś powodu ta kobieta działała na niego mocniej i dotykała go głębiej niż
inne. Była drobna i delikatna, ale też buńczuczna i odważna. Nie bała mu się przeciw-
stawiać. To była miła odmiana po zastępach przymilnych, lecz nierzadko fałszywych i
dwulicowych kochanek.
- Nie powinienem był wyładowywać się na tobie tylko dlatego, że poprzednia pro-
jektantka oszukała Larissę - wyjaśnił. - Staram się chronić swoją siostrę. Nie chciałem,
aby znowu ktoś ją zranił. - Przesunął wzrokiem po jej smukłej, filigranowej sylwetce.
Dopiero teraz dostrzegł, że pod sukienką nie ma stanika. Gwałtownie wezbrała w nim
R
L
T
fala potężnego pożądania. - Już wiem, że jesteś utalentowaną projektantką. Cieszę się, że
wykonasz suknię ślubną dla Larissy.
- Och - wyszeptała ledwo słyszalnie.
Przeprosiny zupełnie ją oszołomiły. Przypatrywała się jego twarzy, przeniosła
wzrok na zmysłowe usta i poczuła w brzuchu wirujące ciepło. Uświadomiła sobie, że jej
odruchowa niechęć do tego mężczyzny była formą samoobrony. Przerażało ją to, jak się
przez niego czuła, co myślała, o czym marzyła. Nadal ściskał dłonią jej ramię. Przeszedł
ją lekki dreszcz, kiedy jego palce wspięły się po jej ramieniu i zatrzymały na obojczyku.
- Jeśli zostaniesz na Aurze, ułatwisz Larissie życie. - Zrobił pauzę i dodał zupełnie
innym głosem: - Ale to nie jedyny powód, dla którego chciałem, żebyś została.
Belle poczuła, jak serce tłucze o jej żebra. Stała jak sparaliżowana, obserwując, jak
Loukas zbliża do niej twarz.
- Zatem dlaczego...
- Dlatego.
Musnął ustami jej rozchylone wargi, wchłaniając cichy jęk. Pocałunek był powol-
ny, delikatny, niewysłowienie zmysłowy. Zrozumiała, że właśnie tego pragnęła już od
momentu, gdy ujrzała go w porcie. Cały dzień próbowała wyprzeć tę myśl z głowy,
okłamywać samą siebie, czuć do niego niechęć, ale wreszcie się poddała. Tak, właśnie
tego pragnęła. Jego ust. Ich smaku. Jego ciepła. Jego ciała.
Boże! - zawołała w myślach, gdy Loukas pogłębił pocałunek, wsuwając język po-
między jej wargi, przenosząc całe doznanie na zupełnie inny, wyższy poziom. Przylgnęła
do jego twardego jak mur ciała, a on zamknął ją w swoich silnych ramionach. Brakło jej
tchu, lecz nie chciała przerywać pocałunku. Poczuła na brzuchu dowód jego podniecenia
i jęknęła pod nosem, oszołomiona. Jej ciało nie słuchało głosu rozsądku.
Całe życie była rozsądna i posłuszna, zmuszana do przestrzegania zasad i wyko-
nywania rozkazów. Tak, może popełniała błąd, nie wyrywając się z ramion Loukasa,
odwzajemniając jego pocałunek, ale tak bardzo go pragnęła. Rozkoszując się tą chwilą,
pomyślała: coś tak cudownego nie może być niczym złym... prawda?
Loukas wiedział, że powinien przerwać pocałunek, zanim straci nad sobą panowa-
nie. Po chwili przyznał szczerze w myślach, że już dawno to się stało - jego umiejętność
R
L
T
panowania nad sobą osłabła, niemal zanikła w momencie, gdy ujrzał Belle z oddali, sto-
jącą na pomoście w porcie. Już wtedy poczuł, że ta kobieta jest wyjątkowa, chociaż jesz-
cze nic o niej nie widział. %7ładna inna nie podniecała go tak jak Belle. %7ładna od czasów
Sadie. Choć ta myśl przepełniała go teraz odrazą, kiedyś naprawdę kochał Sadie, a pożą-
danie, które w nim budziła, nie było jedynie fizyczną potrzebą odbycia z nią stosunku,
tylko czymś więcej. To, co czuł do tej filigranowej blondynki w jego ramionach, było
natomiast tylko czystą żądzą.
To szaleństwo, pomyślała Belle, wydając z siebie ciche westchnienie rozkoszy,
kiedy Loukas muskał ustami jej policzek, a potem ucho. Miała wrażenie, że całe jej ciało
jest jedną wielką strefą erogenną.
- Chcę cię zobaczyć... nagą.
Jego głos był ochrypły, gardłowy, przepełniony dławiącym pożądaniem. Belle za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Nadal nie wierzysz, że jestem wystarczająco doświadczoną projektantką, żeby
wykonać dla Larissy idealną suknię. To dlatego chcesz mieć mnie na oku. Już powiedzia-
łam, że jestem gotowa harować dzień i noc, by zdążyć na czas i stworzyć coś naprawdę
wyjątkowego. Dlaczego mi nie ufasz?
- Na zaufanie trzeba sobie zasłużyć - warknął pod nosem, krocząc powoli w jej kie-
runku.
Zaufał Sadie, ponieważ zaślepiła go miłość. Zrobiła z niego idiotę. Poczuł, jak do
jego żył zaczyna się sączyć znajoma, znienawidzona trucizna. Nigdy nie zapomni, jak
tamta kobieta zdradziła go i odebrała mu dziecko, które w sobie nosiła. Jego dziecko.
Sam pomysł, aby ponownie zaufać jakiejś kobiecie, wydawał mu się absurdalny i idio-
tyczny.
R
L
T
Belle wstrzymała oddech, gdy Loukas zatrzymał się kilka centymetrów od niej. W
jego oczach dostrzegła jednak coś dziwnego. Jakiś smutek... niemalże kruchość. Nie mo-
głaby tego wytłumaczyć. Bardziej to czuła, niż rozumiała. Miała ochotę objąć go ramio-
nami i przytulić.
Już chwilę pózniej jego twarz zmieniła się, jakby zamknęła, a oczy znowu wyglą-
dały jak dwa kawałki stali. Opromieniony bladym światłem księżyca, wyglądał jak rzez-
ba wykuta z granitu. Belle doszła do wniosku, że cierpienie, które wcześniej ujrzała w
jego oczach, było jedynie iluzją.
- Chcę, żebyś wiedział, że zgodziłam się zostać na Aurze tylko ze względu na La-
rissę. Nie chcę utrudniać jej życia. To wszystko.
Ruszyła do przodu, wymijając Loukasa, lecz nagle chwycił jej ramię. Posłała mu
gromiące spojrzenie, lecz on wyszeptał:
- Jestem ci winny przeprosiny.
Słowa puść mnie!" zamarły jej na rozchylonych ustach.
- Co masz na myśli? - zapytała.
Zwiatło księżyca zamieniło jej włosy w srebrną rzekę spływającą po ramionach i
plecach, ziewającą się ze srebrną sukienką. Wyglądała tak przepięknie i eterycznie jak
syrena lub anioł, który sfrunął na dach z jednej z chmur sunących po niebie. Loukas po-
czuł ukłucie w sercu. Znał to uczucie. Doznawał go czasami, oglądając wschód słońca
nad morzem i wyobrażając sobie, że gdzieś w oddali jego ojciec płynie w swojej rybac-
kiej łódce.
Z jakiegoś powodu ta kobieta działała na niego mocniej i dotykała go głębiej niż
inne. Była drobna i delikatna, ale też buńczuczna i odważna. Nie bała mu się przeciw-
stawiać. To była miła odmiana po zastępach przymilnych, lecz nierzadko fałszywych i
dwulicowych kochanek.
- Nie powinienem był wyładowywać się na tobie tylko dlatego, że poprzednia pro-
jektantka oszukała Larissę - wyjaśnił. - Staram się chronić swoją siostrę. Nie chciałem,
aby znowu ktoś ją zranił. - Przesunął wzrokiem po jej smukłej, filigranowej sylwetce.
Dopiero teraz dostrzegł, że pod sukienką nie ma stanika. Gwałtownie wezbrała w nim
R
L
T
fala potężnego pożądania. - Już wiem, że jesteś utalentowaną projektantką. Cieszę się, że
wykonasz suknię ślubną dla Larissy.
- Och - wyszeptała ledwo słyszalnie.
Przeprosiny zupełnie ją oszołomiły. Przypatrywała się jego twarzy, przeniosła
wzrok na zmysłowe usta i poczuła w brzuchu wirujące ciepło. Uświadomiła sobie, że jej
odruchowa niechęć do tego mężczyzny była formą samoobrony. Przerażało ją to, jak się
przez niego czuła, co myślała, o czym marzyła. Nadal ściskał dłonią jej ramię. Przeszedł
ją lekki dreszcz, kiedy jego palce wspięły się po jej ramieniu i zatrzymały na obojczyku.
- Jeśli zostaniesz na Aurze, ułatwisz Larissie życie. - Zrobił pauzę i dodał zupełnie
innym głosem: - Ale to nie jedyny powód, dla którego chciałem, żebyś została.
Belle poczuła, jak serce tłucze o jej żebra. Stała jak sparaliżowana, obserwując, jak
Loukas zbliża do niej twarz.
- Zatem dlaczego...
- Dlatego.
Musnął ustami jej rozchylone wargi, wchłaniając cichy jęk. Pocałunek był powol-
ny, delikatny, niewysłowienie zmysłowy. Zrozumiała, że właśnie tego pragnęła już od
momentu, gdy ujrzała go w porcie. Cały dzień próbowała wyprzeć tę myśl z głowy,
okłamywać samą siebie, czuć do niego niechęć, ale wreszcie się poddała. Tak, właśnie
tego pragnęła. Jego ust. Ich smaku. Jego ciepła. Jego ciała.
Boże! - zawołała w myślach, gdy Loukas pogłębił pocałunek, wsuwając język po-
między jej wargi, przenosząc całe doznanie na zupełnie inny, wyższy poziom. Przylgnęła
do jego twardego jak mur ciała, a on zamknął ją w swoich silnych ramionach. Brakło jej
tchu, lecz nie chciała przerywać pocałunku. Poczuła na brzuchu dowód jego podniecenia
i jęknęła pod nosem, oszołomiona. Jej ciało nie słuchało głosu rozsądku.
Całe życie była rozsądna i posłuszna, zmuszana do przestrzegania zasad i wyko-
nywania rozkazów. Tak, może popełniała błąd, nie wyrywając się z ramion Loukasa,
odwzajemniając jego pocałunek, ale tak bardzo go pragnęła. Rozkoszując się tą chwilą,
pomyślała: coś tak cudownego nie może być niczym złym... prawda?
Loukas wiedział, że powinien przerwać pocałunek, zanim straci nad sobą panowa-
nie. Po chwili przyznał szczerze w myślach, że już dawno to się stało - jego umiejętność
R
L
T
panowania nad sobą osłabła, niemal zanikła w momencie, gdy ujrzał Belle z oddali, sto-
jącą na pomoście w porcie. Już wtedy poczuł, że ta kobieta jest wyjątkowa, chociaż jesz-
cze nic o niej nie widział. %7ładna inna nie podniecała go tak jak Belle. %7ładna od czasów
Sadie. Choć ta myśl przepełniała go teraz odrazą, kiedyś naprawdę kochał Sadie, a pożą-
danie, które w nim budziła, nie było jedynie fizyczną potrzebą odbycia z nią stosunku,
tylko czymś więcej. To, co czuł do tej filigranowej blondynki w jego ramionach, było
natomiast tylko czystą żądzą.
To szaleństwo, pomyślała Belle, wydając z siebie ciche westchnienie rozkoszy,
kiedy Loukas muskał ustami jej policzek, a potem ucho. Miała wrażenie, że całe jej ciało
jest jedną wielką strefą erogenną.
- Chcę cię zobaczyć... nagą.
Jego głos był ochrypły, gardłowy, przepełniony dławiącym pożądaniem. Belle za- [ Pobierz całość w formacie PDF ]