[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w krześle. To był Nermarken.
Rozejrzał się uważnie wokół, jakby chciał się upewnić, czy nikt ich nie słyszy.
- Aha, więc chciałbyś pracować w kopalni srebra w Kongsberg, młody człowieku? - zapytał
Mattiasa z fałszywym uśmieszkiem, a świńskie oczka zniknęły mu w fałdach tłuszczu.
- Muszę zarobić trochę pieniędzy, żeby wrócić do domu, do mamy. Ona na mnie czeka.
Olaves upominał go wielokrotnie, by nie wspominał o swoim dziadku asesorze. Bo wtedy
Nermarken uznałby na pewno, że Mattias jest zbyt delikatny do pracy w kopalni i nie przyjął go.
Nermarken śmiał się tak, że aż się cały trząsł.
- No dobrze, co do płacy na pewno się zgodzimy. Możesz zaczynać zaraz. Chodz ze mną.
Olaves chrząknął znacząco i Nermarken wsunął mu do ręki kilka miedziaków. Tamten
chwycił je i natychmiast zniknął, nie pożegnawszy się nawet z chłopcem.
Nermarken wyjrzał na zewnątrz, a gdy stwierdził, że w pobliżu nie ma nikogo, dał znak
Mattiasowi, by poszedł za nim. Tak szybko, jak tylko na to pozwalał jego wielki brzuch, ruszył ku
tej wielkiej dziurze w ziemi. Zeszli w dół po długiej drabinie i znalezli się w podziemnym
korytarzu. Paliło się tam kilka pochodni. Nermarken wziął jedną z nich.
- Chodz - mruknął tajemniczo i pociągnął Mattiasa za sobą w mroczną, nieznaną głębię.
Chłopca ogarnął lęk. Wszędzie było tak okropnie ciemno, gdzieś chlupotała woda.
Zaczął się opierać.
- Ja nie wiem, czy chcę...
Wielka, tłusta ręka ścisnęła go mocniej.
- Pospiesz się, chłopcze. I nie rób hałasu! Teraz tu pracujesz, rozumiesz, i za pózno na
protesty.
Mattias poczuł bolesny ucisk w gardle, ale przełknął tylko ślinę i nic już nie powiedział.
Szli długo. Za każdym razem, kiedy kogoś spotykali, Nermarken osłaniał ręką pochodnię i
wciągał Mattiasa w jakieś ciemne boczne przejście.
Na koniec dotarli do miejsca, które, zdaniem Mattiasa, musiało być najbardziej
tajemniczym, najgłębszym miejscem ziemi.
Znajdowali się w sporym, słabo oświetlonym kilkoma łuczywami pomieszczeniu. Chodził
po nim jakiś człowiek, pewnie nadzorca bo wrzeszczał na pracujących w łamanym norweskim
języku.
- Hauber, zajmij się tym tutaj - mruknął Nermarken. - Jest mały i drobny, dobrze się nada na
miejsce tamtego.
- To być takie chuchro - burknął Hauber ze złością, zresztą w ogóle nie wyglądał na
sympatycznego. - Ale on dobry, jak tylko ja pożartuję z nim jakąś chwilę.
- To jest sztygar - wyjaśnił Nermarken Mattiasowi. - Masz go ślepo słuchać, bo on dobrze
wie, co robić z takimi zuchami jak ty.
I odszedł, nie mówiąc nic więcej.
Już wkrótce Mattias dowiedział się, na czym polega praca w kopalni. Na tym poziomie
znajdowało się czterech chłopców.
Posyłano ich do ciasnych, nowych wyrobisk, przeważnie tak wąskich, że nie mieścili się w
nich dorośli mężczyzni. Z początku Mattias nie rozumiał, jak bardzo niebezpieczne jest dla małych
chłopców takie zajęcie.
Uważał tylko, że jest tam bardzo nieprzyjemnie. Wyobrażał sobie, że w mrocznej głębi, do
której kazano mu się wczołgiwać, czają się okropne ropuchy lub węże albo po prostu trolle. Dali
mu nieduży kilof, miał nim odbijać próbki i podawać dorosłym mężczyznom, żeby stwierdzili, czy
w tym wyrobisku warto kopać. Małe chłopięce ciała miały swoją wartość także wtedy, gdy
osypywała się ściana - mogły się przeciskać wąskimi kanałami i poprzez szczeliny w skałach. Dla
chłopców nigdy nie brakowało zajęcia.
Pierwszego wieczora dowiedział się więcej. Prawdę powiedziawszy, nie był pewien, czy to
wieczór, ale tak przypuszczał, skoro dorośli poszli do domu.
Wyprostował bolące plecy i chciał pójść za nimi.
- O nie - zawołał sztygar Hauber. - Co ty sobie myślisz, że co to jest za praca? Ty mieszkasz
tutaj, w kopalni, razem z tamtymi chłopakami.
Wskazał na jakąś wnękę w korytarzu, wyglądającą jak niewielka hala.
Mattias niepewnie poszedł, gdzie mu kazano. Znalazł się w małym pomieszczeniu z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
w krześle. To był Nermarken.
Rozejrzał się uważnie wokół, jakby chciał się upewnić, czy nikt ich nie słyszy.
- Aha, więc chciałbyś pracować w kopalni srebra w Kongsberg, młody człowieku? - zapytał
Mattiasa z fałszywym uśmieszkiem, a świńskie oczka zniknęły mu w fałdach tłuszczu.
- Muszę zarobić trochę pieniędzy, żeby wrócić do domu, do mamy. Ona na mnie czeka.
Olaves upominał go wielokrotnie, by nie wspominał o swoim dziadku asesorze. Bo wtedy
Nermarken uznałby na pewno, że Mattias jest zbyt delikatny do pracy w kopalni i nie przyjął go.
Nermarken śmiał się tak, że aż się cały trząsł.
- No dobrze, co do płacy na pewno się zgodzimy. Możesz zaczynać zaraz. Chodz ze mną.
Olaves chrząknął znacząco i Nermarken wsunął mu do ręki kilka miedziaków. Tamten
chwycił je i natychmiast zniknął, nie pożegnawszy się nawet z chłopcem.
Nermarken wyjrzał na zewnątrz, a gdy stwierdził, że w pobliżu nie ma nikogo, dał znak
Mattiasowi, by poszedł za nim. Tak szybko, jak tylko na to pozwalał jego wielki brzuch, ruszył ku
tej wielkiej dziurze w ziemi. Zeszli w dół po długiej drabinie i znalezli się w podziemnym
korytarzu. Paliło się tam kilka pochodni. Nermarken wziął jedną z nich.
- Chodz - mruknął tajemniczo i pociągnął Mattiasa za sobą w mroczną, nieznaną głębię.
Chłopca ogarnął lęk. Wszędzie było tak okropnie ciemno, gdzieś chlupotała woda.
Zaczął się opierać.
- Ja nie wiem, czy chcę...
Wielka, tłusta ręka ścisnęła go mocniej.
- Pospiesz się, chłopcze. I nie rób hałasu! Teraz tu pracujesz, rozumiesz, i za pózno na
protesty.
Mattias poczuł bolesny ucisk w gardle, ale przełknął tylko ślinę i nic już nie powiedział.
Szli długo. Za każdym razem, kiedy kogoś spotykali, Nermarken osłaniał ręką pochodnię i
wciągał Mattiasa w jakieś ciemne boczne przejście.
Na koniec dotarli do miejsca, które, zdaniem Mattiasa, musiało być najbardziej
tajemniczym, najgłębszym miejscem ziemi.
Znajdowali się w sporym, słabo oświetlonym kilkoma łuczywami pomieszczeniu. Chodził
po nim jakiś człowiek, pewnie nadzorca bo wrzeszczał na pracujących w łamanym norweskim
języku.
- Hauber, zajmij się tym tutaj - mruknął Nermarken. - Jest mały i drobny, dobrze się nada na
miejsce tamtego.
- To być takie chuchro - burknął Hauber ze złością, zresztą w ogóle nie wyglądał na
sympatycznego. - Ale on dobry, jak tylko ja pożartuję z nim jakąś chwilę.
- To jest sztygar - wyjaśnił Nermarken Mattiasowi. - Masz go ślepo słuchać, bo on dobrze
wie, co robić z takimi zuchami jak ty.
I odszedł, nie mówiąc nic więcej.
Już wkrótce Mattias dowiedział się, na czym polega praca w kopalni. Na tym poziomie
znajdowało się czterech chłopców.
Posyłano ich do ciasnych, nowych wyrobisk, przeważnie tak wąskich, że nie mieścili się w
nich dorośli mężczyzni. Z początku Mattias nie rozumiał, jak bardzo niebezpieczne jest dla małych
chłopców takie zajęcie.
Uważał tylko, że jest tam bardzo nieprzyjemnie. Wyobrażał sobie, że w mrocznej głębi, do
której kazano mu się wczołgiwać, czają się okropne ropuchy lub węże albo po prostu trolle. Dali
mu nieduży kilof, miał nim odbijać próbki i podawać dorosłym mężczyznom, żeby stwierdzili, czy
w tym wyrobisku warto kopać. Małe chłopięce ciała miały swoją wartość także wtedy, gdy
osypywała się ściana - mogły się przeciskać wąskimi kanałami i poprzez szczeliny w skałach. Dla
chłopców nigdy nie brakowało zajęcia.
Pierwszego wieczora dowiedział się więcej. Prawdę powiedziawszy, nie był pewien, czy to
wieczór, ale tak przypuszczał, skoro dorośli poszli do domu.
Wyprostował bolące plecy i chciał pójść za nimi.
- O nie - zawołał sztygar Hauber. - Co ty sobie myślisz, że co to jest za praca? Ty mieszkasz
tutaj, w kopalni, razem z tamtymi chłopakami.
Wskazał na jakąś wnękę w korytarzu, wyglądającą jak niewielka hala.
Mattias niepewnie poszedł, gdzie mu kazano. Znalazł się w małym pomieszczeniu z [ Pobierz całość w formacie PDF ]