[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dodawało tajemniczości spojrzeniu... Tak bardzo, wręcz boleśnie chciał przeżyć z nią tę
chwilę szaleństwa.
Nie chodziło mu o to, żeby zobaczyć ją nagą czy nawet wciągnąć w jakieś śmielsze
zabawy, choć nie miałby nic przeciwko temu. Najbardziej pragnął, by zapomniała o tych
wszystkich sztywnych zasadach, które ją krępowały, by pozbyła się hamulców, przestała być
grzeczną dziewczynką i w wodnym żywiole połączyła się z nim człowiekiem żyjącym po
drugiej stronie granicy wyznaczonej przez konwenanse i schematy.
Chciał, żeby wybierając go, wzniosła się ponad przyzwyczajenia swojego środowiska,
odrzuciła ciasny sposób myślenia właściwy osobom takim jak jej matka czy King Beecroft.
Próbował nawet znalezć jakieś argumenty, które by ją przekonały, ale tylko jeden przyszedł
mu do głowy.
Nie dotknę cię, przyrzekam.
Zatrzepotała rzęsami, ale nic nie powiedziała. Wciąż jeszcze nie była przekonana.
Wreszcie powoli, lecz zdecydowanie podniosła ręce, by rozpiąć swą zapinaną z tyłu sukienkę.
Tkanina z przodu rozsunęła się, ukazując gładką, jasną skórę. Rip widział teraz znacznie
większy kawałek dekoltu niż ten, który oglądał przez cały wieczór i który mimo to sprawiał,
że raz po raz musiał odganiać zbyt śmiałe myśli.
Rozejrzał się dokoła, po czym ruszył w kierunku pasa piaszczystej plaży, nad którą
wznosiło się kilka drzew. Nie uważał, żeby to było konieczne, ale nie chciał krępować Anny
ani robić niczego, co wskazywałoby, że działa wbrew złożonemu przed chwilą przyrzeczeniu.
Błyskawicznie ściągnął ubranie, starając się nie zwracać przodem do Anny, choć kątem
oka widział kuszące krągłości jej ciała. Kilkoma susami dopadł do brzegu i zanurkował, chcąc
dać Annie czas na swobodne zanurzenie się w jeziorze.
Woda, choć ciepła, ochłodziła jego rozpaloną skórę. Kontakt z nią wyzwolił w jego
pamięci obrazy z okresu, gdy przychodzili w te okolice razem z Tomem. Jakiż to był żywy,
pełen fantazji chłopak! Miewał zupełnie zwariowane pomysły, a jednocześnie był wrażliwy i
inteligentny. Dzielili się wszystkim, nawet ubraniami i gumą do żucia. Jeden uważał drugiego
za brata, tyle że o innym nazwisku. Czasami przychodziły jednak momenty, w których Kip
pragnął ze wszystkich sił, by okazało się, że Tom jest jego prawdziwym bratem Anna zaś
siostrą.
W tej ostatniej sprawie zmienił jednak zdanie już jakiś czas przed tamtą feralną nocą.
Wynurzył się z głośnym prychnięciem, położył na plecach i odwrócił głowę w stronę
brzegu. Anna wchodziła dopiero do wody, całkowicie nieświadoma faktu, że robi to z
niesłychaną gracją. Blask księżyca nadał jej skórze kolor marmuru, tak że wyglądała, jakby
była rzezbą, którą nagle ktoś ożywił. Piersi miała kształtne, niewielkie, ale proporcjonalne w
stosunku do bioder. Jej brzuch był płaski, uda smukłe. Między udami a brzuchem rysował się
jasny, złocisty trójkąt.
Obiecał, że jej nie dotknie, ale nie obiecał, że nie będzie patrzył.
Jeszcze raz zanurkował, a gdy wypłynął na powierzchnię, Anna zbliżała się już do niego.
Poruszała się bezgłośnie, tak jakby cząsteczki jej ciała złączyły się w jedno z taflą wody.
Zawładnęła nim nagła chęć posiadania jej tutaj, natychmiast. To przemożne uczucie
zapierało mu dech w piersiach, sprawiało, że krew odpływała mu z głowy i pulsując, skupiała
się w dole brzucha. Musiał się opanować, pokonać swe pragnienia.
To Anna powinna przyjść do niego, tylko w ten sposób cokolwiek może się zdarzyć
między nimi.
Powinna. Teraz albo nigdy.
Jeszcze tylko kilka razy machnie ramionami i będzie tu, obok...
Zatrzymała się co najmniej dwa metry od niego. Uśmiechała się jakoś niepewnie,
nieśmiało.
Rip obrał kierunek na środek jeziora i ruszył spokojnym crawlem. Sekundę pózniej Anna
zrobiła to samo i zrównała się z nim. Płynęli obok siebie, posuwając się do przodu w tym
samym rytmie. Woda tak samo obmywała ich ciała, drażniła piersi, stawiała opór. Gdy się
zmęczyli, położyli się na plecach, łapiąc szybko powietrze. Nocny wiaterek owiewał ich
przyjemnie, ale w końcu zrobiło im się chłodno i by się rozgrzać, znowu zaczęli płynąć, przed
siebie, w stronę księżyca.
Księżyc jednak zdawał coraz bardziej się oddalać, tak że go nie dosięgli. Zdyszani,
zawrócili do brzegu. Wyszli z wody, nie mówiąc nic ani nie patrząc na siebie. Wysuszyli się
jak mogli, każde z osobna, po czym włożyli ubrania na wilgotną skórę.
Rip stał przez chwilę, patrząc gdzieś w dal. Chciał dać Annie czas, by mogła spokojnie
się ogarnąć. Myślał o tym, że zle zrobił, rzucając hasło do tej nocnej kąpieli. Owszem, było
pięknie, ale to wszystko zupełnie niczego nie dało.
Czegoś takiego już by nie powtórzył. Po co podsycać pragnienia, które i tak są podsycone
do niemożliwości, po co igrać z ogniem? Stawka w tej grze jest zbyt duża, żeby pozwalać
sobie na takie wybryki, choćby najprzyjemniejsze.
Szelest, który go doszedł, oznaczał, że Anna jest gotowa. Chciał ją ująć za ramię, żeby
być blisko, na wypadek gdyby potknęła się w ciemnościach, ale ona zrobiła unik.
Natychmiast opuścił rękę i zacisnął ją w pięść.
ROZDZIAA 7
Następnego dnia rano Anna nie wspomniała matce ani słowem o barbecue u Sally Jo, ani
tym bardziej o nocnym pływaniu. Nie zwierzyła się jej również ze swoich planów
dotyczących obiadu w klubie, choć miała pewność, że nie minie kilka godzin, a całe miasto
będzie trąbiło o niej i o Ripie. Wolała trzymać matkę w nieświadomości, aby ta nie próbowała
zabronić jej uczestniczenia w obiedzie czy, co gorsza, przeszkodzić w wyjściu. Jedno było
pewne: i tak nie obejdzie się bez wyrzekań i zrzędzenia. Lepiej wysłuchać ich tylko raz, gdy
już będzie po wszystkim, a nie przed i po.
Bardzo smucił ją fakt, że z matką niemożliwa jest rzeczowa, spokojna dyskusja. Matylda
cierpiała jak potępieniec, lecz jednocześnie nie chciała przyjąć znikąd pomocy. Anna
wiedziała, że nie ma w tym jej winy, jednakże to racjonalne tłumaczenie wcale jej nie
pocieszało.
Obiad miał się odbyć w zwykłym miejscu, to znaczy w zarezerwowanej przez klub sali
restauracyjnej. Organizatorom zależało na nieformalnym charakterze spotkania, dlatego
zaplanowano bufet każdy miał obsługiwać się sam. Było to szczególnie na rękę osobom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
dodawało tajemniczości spojrzeniu... Tak bardzo, wręcz boleśnie chciał przeżyć z nią tę
chwilę szaleństwa.
Nie chodziło mu o to, żeby zobaczyć ją nagą czy nawet wciągnąć w jakieś śmielsze
zabawy, choć nie miałby nic przeciwko temu. Najbardziej pragnął, by zapomniała o tych
wszystkich sztywnych zasadach, które ją krępowały, by pozbyła się hamulców, przestała być
grzeczną dziewczynką i w wodnym żywiole połączyła się z nim człowiekiem żyjącym po
drugiej stronie granicy wyznaczonej przez konwenanse i schematy.
Chciał, żeby wybierając go, wzniosła się ponad przyzwyczajenia swojego środowiska,
odrzuciła ciasny sposób myślenia właściwy osobom takim jak jej matka czy King Beecroft.
Próbował nawet znalezć jakieś argumenty, które by ją przekonały, ale tylko jeden przyszedł
mu do głowy.
Nie dotknę cię, przyrzekam.
Zatrzepotała rzęsami, ale nic nie powiedziała. Wciąż jeszcze nie była przekonana.
Wreszcie powoli, lecz zdecydowanie podniosła ręce, by rozpiąć swą zapinaną z tyłu sukienkę.
Tkanina z przodu rozsunęła się, ukazując gładką, jasną skórę. Rip widział teraz znacznie
większy kawałek dekoltu niż ten, który oglądał przez cały wieczór i który mimo to sprawiał,
że raz po raz musiał odganiać zbyt śmiałe myśli.
Rozejrzał się dokoła, po czym ruszył w kierunku pasa piaszczystej plaży, nad którą
wznosiło się kilka drzew. Nie uważał, żeby to było konieczne, ale nie chciał krępować Anny
ani robić niczego, co wskazywałoby, że działa wbrew złożonemu przed chwilą przyrzeczeniu.
Błyskawicznie ściągnął ubranie, starając się nie zwracać przodem do Anny, choć kątem
oka widział kuszące krągłości jej ciała. Kilkoma susami dopadł do brzegu i zanurkował, chcąc
dać Annie czas na swobodne zanurzenie się w jeziorze.
Woda, choć ciepła, ochłodziła jego rozpaloną skórę. Kontakt z nią wyzwolił w jego
pamięci obrazy z okresu, gdy przychodzili w te okolice razem z Tomem. Jakiż to był żywy,
pełen fantazji chłopak! Miewał zupełnie zwariowane pomysły, a jednocześnie był wrażliwy i
inteligentny. Dzielili się wszystkim, nawet ubraniami i gumą do żucia. Jeden uważał drugiego
za brata, tyle że o innym nazwisku. Czasami przychodziły jednak momenty, w których Kip
pragnął ze wszystkich sił, by okazało się, że Tom jest jego prawdziwym bratem Anna zaś
siostrą.
W tej ostatniej sprawie zmienił jednak zdanie już jakiś czas przed tamtą feralną nocą.
Wynurzył się z głośnym prychnięciem, położył na plecach i odwrócił głowę w stronę
brzegu. Anna wchodziła dopiero do wody, całkowicie nieświadoma faktu, że robi to z
niesłychaną gracją. Blask księżyca nadał jej skórze kolor marmuru, tak że wyglądała, jakby
była rzezbą, którą nagle ktoś ożywił. Piersi miała kształtne, niewielkie, ale proporcjonalne w
stosunku do bioder. Jej brzuch był płaski, uda smukłe. Między udami a brzuchem rysował się
jasny, złocisty trójkąt.
Obiecał, że jej nie dotknie, ale nie obiecał, że nie będzie patrzył.
Jeszcze raz zanurkował, a gdy wypłynął na powierzchnię, Anna zbliżała się już do niego.
Poruszała się bezgłośnie, tak jakby cząsteczki jej ciała złączyły się w jedno z taflą wody.
Zawładnęła nim nagła chęć posiadania jej tutaj, natychmiast. To przemożne uczucie
zapierało mu dech w piersiach, sprawiało, że krew odpływała mu z głowy i pulsując, skupiała
się w dole brzucha. Musiał się opanować, pokonać swe pragnienia.
To Anna powinna przyjść do niego, tylko w ten sposób cokolwiek może się zdarzyć
między nimi.
Powinna. Teraz albo nigdy.
Jeszcze tylko kilka razy machnie ramionami i będzie tu, obok...
Zatrzymała się co najmniej dwa metry od niego. Uśmiechała się jakoś niepewnie,
nieśmiało.
Rip obrał kierunek na środek jeziora i ruszył spokojnym crawlem. Sekundę pózniej Anna
zrobiła to samo i zrównała się z nim. Płynęli obok siebie, posuwając się do przodu w tym
samym rytmie. Woda tak samo obmywała ich ciała, drażniła piersi, stawiała opór. Gdy się
zmęczyli, położyli się na plecach, łapiąc szybko powietrze. Nocny wiaterek owiewał ich
przyjemnie, ale w końcu zrobiło im się chłodno i by się rozgrzać, znowu zaczęli płynąć, przed
siebie, w stronę księżyca.
Księżyc jednak zdawał coraz bardziej się oddalać, tak że go nie dosięgli. Zdyszani,
zawrócili do brzegu. Wyszli z wody, nie mówiąc nic ani nie patrząc na siebie. Wysuszyli się
jak mogli, każde z osobna, po czym włożyli ubrania na wilgotną skórę.
Rip stał przez chwilę, patrząc gdzieś w dal. Chciał dać Annie czas, by mogła spokojnie
się ogarnąć. Myślał o tym, że zle zrobił, rzucając hasło do tej nocnej kąpieli. Owszem, było
pięknie, ale to wszystko zupełnie niczego nie dało.
Czegoś takiego już by nie powtórzył. Po co podsycać pragnienia, które i tak są podsycone
do niemożliwości, po co igrać z ogniem? Stawka w tej grze jest zbyt duża, żeby pozwalać
sobie na takie wybryki, choćby najprzyjemniejsze.
Szelest, który go doszedł, oznaczał, że Anna jest gotowa. Chciał ją ująć za ramię, żeby
być blisko, na wypadek gdyby potknęła się w ciemnościach, ale ona zrobiła unik.
Natychmiast opuścił rękę i zacisnął ją w pięść.
ROZDZIAA 7
Następnego dnia rano Anna nie wspomniała matce ani słowem o barbecue u Sally Jo, ani
tym bardziej o nocnym pływaniu. Nie zwierzyła się jej również ze swoich planów
dotyczących obiadu w klubie, choć miała pewność, że nie minie kilka godzin, a całe miasto
będzie trąbiło o niej i o Ripie. Wolała trzymać matkę w nieświadomości, aby ta nie próbowała
zabronić jej uczestniczenia w obiedzie czy, co gorsza, przeszkodzić w wyjściu. Jedno było
pewne: i tak nie obejdzie się bez wyrzekań i zrzędzenia. Lepiej wysłuchać ich tylko raz, gdy
już będzie po wszystkim, a nie przed i po.
Bardzo smucił ją fakt, że z matką niemożliwa jest rzeczowa, spokojna dyskusja. Matylda
cierpiała jak potępieniec, lecz jednocześnie nie chciała przyjąć znikąd pomocy. Anna
wiedziała, że nie ma w tym jej winy, jednakże to racjonalne tłumaczenie wcale jej nie
pocieszało.
Obiad miał się odbyć w zwykłym miejscu, to znaczy w zarezerwowanej przez klub sali
restauracyjnej. Organizatorom zależało na nieformalnym charakterze spotkania, dlatego
zaplanowano bufet każdy miał obsługiwać się sam. Było to szczególnie na rękę osobom, [ Pobierz całość w formacie PDF ]