[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mowa jest bez sensu. Jesteś piękną kobietą. Nie myślisz
chyba, że w tym wszystkim nie chodzi też o pożądanie.
Gdybyś mnie kochał - nalegała - w taki sposób, w jaki
chciałabym być pożądana, nie czekałbyś. I to samo doty-
czy mnie. Kocham cię. Jesteś wspaniałym mężczyzną. I
przez długi czas myślałam, że taka miłość wystarczy,
żeby stworzyć udane małżeństwo...
-Aż nagle zmieniłaś zdanie - powiedział z irytacją.
Skinęła głową.
-Myślę, że... dalibyśmy sobie radę. Ale na dłuższą metę
oboje bylibyśmy nieszczęśliwi. Samotni. Nasze małżeń-
stwo nie będzie przypominało związku twoich rodziców,
S
R
ale raczej taki układ, jaki mają moi. Po prostu nie ma
między nami chemii.
Milczał, patrząc na nią, zastanawiając się nad tym, co
powiedziała.
-Mógłbym się z tobą sprzeczać, próbować z tobą roz-
mawiać. Ale widzę, że się zdecydowałaś. Chcesz
wszystkoodwołać - powiedział.
Zdjęła szafir z palca i mu podała. Kiedy nie przyjął, wło-
żyła go delikatnie do kieszonki na jego piersiach. Reed
wciąż nie chciał na niego spojrzeć.
-Powiem wszystkim, że to moja wina. Bo to prawda -
powiedziała.
Natychmiast zaprotestował.
-Potraktują cię wtedy dużo gorzej, niż potraktowaliby
mnie. Ja wezmę winę na siebie. Ale teraz... - Potrząsnął
głową i odwrócił się. - Teraz chyba zrobię sobie przerwę.
Zniknę na kilka dni. Jeśli nie masz nic przeciwko temu,
nie chcę z tobą rozmawiać przez jakiś czas.
Odszedł od niej, minął bramę i zdjął marynarkę, kierując
się prostu w stronę samochodu.
Emma nie pamiętała, kiedy ostatni raz czuła się tak pod-
le.
Nie chciała skrzywdzić tak dobrego przyjaciela, tak do-
brego mężczyzny jak Reed.
A jednak, bez względu na to, jak zle jej było z tym, że go
zraniła, w głębi serca czuła ulgę. Po raz pierwszy od mie-
sięcy mogła swobodnie oddychać.
Jutro na pewno po całym Eastwick rozejdzie się plotka o
ich zerwanych zaręczynach. Ale teraz była wolna. Od-
wróciła się, myśląc, że musi wrócić do sali balowej po
to-
S
R
rebkę i narzutkę, zanim będzie mogła się stąd wydostać.
Przez chwilę wydawało jej się, że dostrzegła jakiś ruch w
cieniu drzew za kutą żelazną bramą.
Skierowała się z powrotem do sali balowej. Chciała wra-
cać do domu albo do galerii. Myślała tylko o tym, żeby
stąd uciec.
O czwartej trzydzieści nad ranem Emma przestała uda-
wać, że może spać. Sącząc kubek herbaty, usiadła na za-
daszonej werandzie na tyłach galerii, wciąż ubrana w
suknię z przyjęcia. Temperatura nieco spadła, więc wy-
ciągnęła z szafy stary sweter i owinęła się nim.
Musiała wyglądać dość śmiesznie, ale nikt jej nie wi-
dział. Słońce miało wzejść dopiero za godzinę. Wiedzia-
ła, że brak snu w końcu się na niej odbije, ale próbowała
trochę uspokoić myśli, zanim zacznie nowy dzień. Wie-
działa, że nie będzie łatwo.
Zanim wyszła z klubu, odnalazła swoją matkę, żeby po-
informować ją o zerwaniu zaręczyn. To był jedyny spo-
sób, żeby powstrzymać ją przed opowiadaniem wszyst-
kim przez resztę wieczoru o ślubie córki. Zanim jeszcze
zdążyła dojechać do galerii, jej komórka wielokrotnie
dzwoniła. -
Najpierw kilka razy odezwała się matka, a potem Felicity
i inne przyjaciółki.
A potem ojciec.
Wyłączyła komórkę oraz wszystkie telefony w galerii.
Było tak pózno, że żaby i świerszcze już umilkły, a księ-
życ zaczął zachodzić. Tak pózno, że od dawna nie słysza-
ła przejeżdżającego samochodu.
S
R
A jednak nie była w stanie odnalezć spokoju.
Nagle w ciemności usłyszała dzwięk otwieranej furtki i
zobaczyła wysoki, ciemny cień. Nie przestraszyła się jed
nak, bo wiedziała, kto to jest.
Garrett podszedł do drzwi werandy i lekko w nie zastu
kał. Ubrany był w wygodne spodnie i koszulkę, strój,
który włożyłaby o tej porze każda inteligentna osoba. Ale
Em ma nie czuła się inteligentna. Była bezbronna i roz-
trzęsiona. Zbyt bezbronna, żeby chcieć widzieć mężczy-
znę, który wiele dla niej znaczył.
-Chciałem zostawić cię w spokoju, ale zobaczyłem
światło w galerii, kiedy wróciłem do domu. Widziałem,
że
nie gaśnie, i zacząłem się martwić, że jeszcze nie śpisz.
No
i miałem rację. - Wszedł szybko i zamknął za sobą siatkę
przeciw owadom. Zamiast jednak podejść do Emmy,
prze
szedł na drugi koniec werandy i usiadł na japońskiej ma-
cie
-Widzisz? Siadam po drugiej stronie. Nie chcę spowo-
dować żadnych kłopotów. Ale... Widziałem cię z narze-
czonym przy basenie.
Wydawało mi się, że ktoś tam jest. - Puls Emmy znów
zaczął tańczyć, reagując na samą jego obecność. - Nie
musisz się o mnie martwić, Garrett.
Ale martwię się. Robię to całe życie. Na tym polega by
cie obsesyjnym pracoholikiem. I myślę sobie... że masz
za sobą ciężką noc.
No cóż... Tak to już jest, kiedy jest się podłym.
Kiedy wyszłaś, po klubie błyskawicznie rozeszła się
plotka, że ślub jest odwołany. Ale nikt nie miał pojęcia,
kto zerwał zaręczyny. Albo dlaczego. Uważano was za
idealną parę.
S
R
To ja odwołałam wszystko. To ja jestem ta podła.
Musisz się kiepsko czuć.
To bardzo boli. Nienawidzę ranić ludzi. A jeszcze bar-
dziej nienawidzę ranić kogoś, kto był dla mnie zawsze ta-
ki dobry.
Chcesz o tym pogadać?
Nie chciała. Z nikim. A już na pewno nie z Garrettem.
Musiała to jednak z siebie wyrzucić.
-Od wielu lat Reed był moim dobrym przyjacielem. Więc
straciłam nie tylko narzeczonego.
Garrett nic nie powiedział. Oparł tylko głowę o ścianę
werandy.
Przez długi czas... przez wiele lat... byłam zdecydowana
nie wychodzić za mąż. Nie chciałam mieć nic wspólnego
z małżeństwem. Pamiętałam to dzikie pożądanie, które
było między nami...
Ja też.
Ale kiedy wyjechałeś na studia, zerwałeś ze mną, wiesz,
co się stało? Kiedy przestałam już cierpieć, poczułam
ulgę. Nawet jako tak młoda dziewczyna bałam się tej
chemii. - Nie ponaglał jej, co sprawiało, że łatwiej jej
było o tym mówić. - Moi rodzice są chyba jednym z naj-
bardziej toksycznych małżeństw w tej okolicy. Stanowią
jeden z tych związków, w których ludzie strasznie się do
siebie odnoszą.
Myślę, że małżeństwo moich rodziców też się kwalifi-
kuje do tej kategorii.
Właśnie o to chodzi. Pieniądze, władza, jakie są w tej
społeczności, to wspaniała sprawa. To ogromny potencjał
do czynienia dobra. I robimy to. Uwielbiam
S
R
tę okolicę. Ale kiedy pieniądze i seks spotykają się... Po-
trząsnęła głową.
Rozumiem. Rozumiem, w jaki sposób wiąże się te z two-
ją niechęcią do małżeństwa.
Tu jest zawsze tak samo. Małżeństwa są jak fuzje przed-
siębiorstw. Kobieta używa swoich umiejętności, że by [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •