[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Johan moglibyście się zajmować czym innym. Nie, naprawdę nie mogli przyjechać w lepszej
porze.
- Trzeba też naostrzyć nożyce do owiec - przypomniała babka. - Będzie jak znalazł przy
następnym strzyżeniu.
Mali słuchała tego z dziwnym skurczem żołądka. Przypominała sobie cygański tabor,
który zatrzymał się w Gjelstad prawie rok temu, i czuła, że się rumieni. Pospiesznie spuściła
wzrok. Nie zapomniała Jo, wysokiego, ciemnoskórego Cygana, który miał najpiękniejsze
oczy, jakie kiedykolwiek widziała, szarozielone ze złotymi plamkami. Tego, który pomógł jej
dzwigać kosz z praniem i powiedział, że jest bardzo ładna. Wyprostowała się i nerwowym
ruchem sięgnęła po ciastko, choć wcale nie miała na nie ochoty. Ech, tyle cygańskich taborów
krąży po kraju, pomyślała, dlaczego miałby to akurat być ten sam, który poznała w Gjelstad?
Zobaczyła go natychmiast, gdy tylko zeskoczył z wozu, i wtedy jakby ją ktoś zaciśniętą
pięścią uderzył w pierś, nie mogła złapać tchu. Sivert wstał, uścisnął rękę, którą wyciągał do
niego przybysz.
- Wędrowny lud, jak widzę, nas odwiedza? - powiedział.
- Otóż to - potwierdził Cygan. - Jestem Jo, ludzie często mówią o mnie Cygan Jo. Myślisz,
że moglibyśmy zatrzymać się na noc czy dwie w waszej stodole? Jest koło dziesięciu osób,
małych i dużych. No i konie, rzecz jasna - wyjaśnił.
Beret wstała, rzeczowa jak zawsze, ale dość życzliwa.
- Miejsca w stodole jest dość - powiedziała. - I roboty też mamy dla was na wiele dni.
Dobrze, że przyjechaliście - dodała, jak na nią bardzo przyjaznie.
Rozejrzała się, czy nie ma w pobliżu którejś służącej, ale żadnej nie było.
- Ty, Mali, będziesz musiała im pokazać, gdzie mogą się rozłożyć - rzekła krótko.
Mali wstała i podniosła wzrok. Przez nieskończenie długą chwilę patrzyła w te oczy,
których nigdy nie zapomniała. Jo wyciągnął do niej rękę, a ona nie miała odwagi jej nie
przyjąć. Dotyk tego mężczyzny wprawił jej ciało w drżenie. Na moment przeraziła się, że
Cygan przypomni ich znajomość, choć nie bardzo rozumiała, jakie by to mogło mieć
znaczenie. Znaczenia nie ma żadnego, żebym tylko nie była taka dziwnie słaba, myślała. Jo
ujął jej rękę dokładnie tak samo jak za pierwszym razem i spojrzał na nią tymi szarozielonymi
oczyma. Niepokój przenikał jej ciało, cofnęła rękę i skinęła głową.
- Po prostu jedzcie za Mali - poleciła Beret. - A ja potem przyślę służącą z robotą.
Mali czekała, bo Jo poszedł do swoich i coś im tłumaczył. Próbowała zobaczyć, kto tym
razem jest w taborze, czy przyjechał też ktoś z tych, których spotkała w Gjelstad. Gdyby
miała być tak do końca szczera, to musiałaby przyznać, że szczególnie interesuje ją jedna
osoba, ciemnowłosa kobieta z dzieckiem na rękach. Nigdzie jednak jej nie zauważała. Jo
wrócił do niej i ruszyli w stronę stodoły, a tabor wolno jechał za nimi. Kiedy znalezli się dalej
od domu i ludzi siedzących przy kawie, Jo jeszcze raz na nią popatrzył.
- A więc znowu się spotykamy, Mali - rzekł cicho. - Powinnaś wiedzieć, że ja cię nie
zapomniałem.
- Ilu kobietom powiedziałeś to samo od tamtego czasu? - spytała dość ostro i zarumieniła
się z powodu własnej śmiałości.
- Niewielu - odparł ze śmiechem. - Ty, jak widzę, nie masz zbyt dobrego wyobrażenia o
mężczyznach, co? W tym roku pracujesz tutaj - rzekł poważnie, kiedy nie odpowiadała na
tamto pytanie.
Potrząsnęła przecząco głową tak mocno, że warkocz opadł jej na plecy. Kiedy Jo go
chwycił, wyrwała mu się.
- Boisz się mnie? - spytał.
Chciała powiedzieć, że tak, boi się go, ale nie tak bardzo jak samej siebie. Coś jej mówiło,
że powinna się trzymać z daleka od tej stodoły, dopóki on tutaj będzie. A zarazem
zastanawiała się, jakich powinna szukać pretekstów, żeby go widywać, i naprawdę nie
umiałaby powiedzieć, dlaczego jej tak na tym zależy.
- Co w takim razie robisz w tym dworze, skoro nie wynajęłaś się do pracy?
Szedł bardzo blisko niej. Za blisko, przemknęło jej przez myśl.
- Wyszłam za mąż za tutejszego dziedzica - bąknęła. - Za Johana Stornesa.
Przez krótką chwilę Jo się nie odzywał. Mali nie miała odwagi na niego spojrzeć.
- To wyszłaś za mąż po tym, jak widzieliśmy się ostatnio - rzekł bardziej do siebie niż do
niej. - Zostałaś gospodynią wielkiego dworu. Wielu musiało ci tego zazdrościć, w tych
stronach ludzie tacy są.
Mali milczała. Pospiesznie upinała warkocz.
- Ale tego Johana Stornesa to ja dobrze rozumiem - powiedział Jo spokojnie.
- Nie powinieneś tak mówić - zaprotestowała Mali. - Nie masz prawa. Wcale mnie nie
znasz i... I ja jestem mężatką - dokończyła jakoś beznadziejnie.
Potem napotkała jego szarozielony wzrok i nie miała już żadnych wątpliwości, że zaczyna
się pogrążać w jakąś otchłań. Boże drogi, myślała zrozpaczona. Co się ze mną dzieje?
- Tak, teraz się domyślam, że jesteś mężatką - powiedział Jo i obrzucił ją spojrzeniem,
którego nie rozumiała.
Wróciła ze stodoły tak szybko, jak tylko mogła. Tamto spojrzenie wciąż paliło jej plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Johan moglibyście się zajmować czym innym. Nie, naprawdę nie mogli przyjechać w lepszej
porze.
- Trzeba też naostrzyć nożyce do owiec - przypomniała babka. - Będzie jak znalazł przy
następnym strzyżeniu.
Mali słuchała tego z dziwnym skurczem żołądka. Przypominała sobie cygański tabor,
który zatrzymał się w Gjelstad prawie rok temu, i czuła, że się rumieni. Pospiesznie spuściła
wzrok. Nie zapomniała Jo, wysokiego, ciemnoskórego Cygana, który miał najpiękniejsze
oczy, jakie kiedykolwiek widziała, szarozielone ze złotymi plamkami. Tego, który pomógł jej
dzwigać kosz z praniem i powiedział, że jest bardzo ładna. Wyprostowała się i nerwowym
ruchem sięgnęła po ciastko, choć wcale nie miała na nie ochoty. Ech, tyle cygańskich taborów
krąży po kraju, pomyślała, dlaczego miałby to akurat być ten sam, który poznała w Gjelstad?
Zobaczyła go natychmiast, gdy tylko zeskoczył z wozu, i wtedy jakby ją ktoś zaciśniętą
pięścią uderzył w pierś, nie mogła złapać tchu. Sivert wstał, uścisnął rękę, którą wyciągał do
niego przybysz.
- Wędrowny lud, jak widzę, nas odwiedza? - powiedział.
- Otóż to - potwierdził Cygan. - Jestem Jo, ludzie często mówią o mnie Cygan Jo. Myślisz,
że moglibyśmy zatrzymać się na noc czy dwie w waszej stodole? Jest koło dziesięciu osób,
małych i dużych. No i konie, rzecz jasna - wyjaśnił.
Beret wstała, rzeczowa jak zawsze, ale dość życzliwa.
- Miejsca w stodole jest dość - powiedziała. - I roboty też mamy dla was na wiele dni.
Dobrze, że przyjechaliście - dodała, jak na nią bardzo przyjaznie.
Rozejrzała się, czy nie ma w pobliżu którejś służącej, ale żadnej nie było.
- Ty, Mali, będziesz musiała im pokazać, gdzie mogą się rozłożyć - rzekła krótko.
Mali wstała i podniosła wzrok. Przez nieskończenie długą chwilę patrzyła w te oczy,
których nigdy nie zapomniała. Jo wyciągnął do niej rękę, a ona nie miała odwagi jej nie
przyjąć. Dotyk tego mężczyzny wprawił jej ciało w drżenie. Na moment przeraziła się, że
Cygan przypomni ich znajomość, choć nie bardzo rozumiała, jakie by to mogło mieć
znaczenie. Znaczenia nie ma żadnego, żebym tylko nie była taka dziwnie słaba, myślała. Jo
ujął jej rękę dokładnie tak samo jak za pierwszym razem i spojrzał na nią tymi szarozielonymi
oczyma. Niepokój przenikał jej ciało, cofnęła rękę i skinęła głową.
- Po prostu jedzcie za Mali - poleciła Beret. - A ja potem przyślę służącą z robotą.
Mali czekała, bo Jo poszedł do swoich i coś im tłumaczył. Próbowała zobaczyć, kto tym
razem jest w taborze, czy przyjechał też ktoś z tych, których spotkała w Gjelstad. Gdyby
miała być tak do końca szczera, to musiałaby przyznać, że szczególnie interesuje ją jedna
osoba, ciemnowłosa kobieta z dzieckiem na rękach. Nigdzie jednak jej nie zauważała. Jo
wrócił do niej i ruszyli w stronę stodoły, a tabor wolno jechał za nimi. Kiedy znalezli się dalej
od domu i ludzi siedzących przy kawie, Jo jeszcze raz na nią popatrzył.
- A więc znowu się spotykamy, Mali - rzekł cicho. - Powinnaś wiedzieć, że ja cię nie
zapomniałem.
- Ilu kobietom powiedziałeś to samo od tamtego czasu? - spytała dość ostro i zarumieniła
się z powodu własnej śmiałości.
- Niewielu - odparł ze śmiechem. - Ty, jak widzę, nie masz zbyt dobrego wyobrażenia o
mężczyznach, co? W tym roku pracujesz tutaj - rzekł poważnie, kiedy nie odpowiadała na
tamto pytanie.
Potrząsnęła przecząco głową tak mocno, że warkocz opadł jej na plecy. Kiedy Jo go
chwycił, wyrwała mu się.
- Boisz się mnie? - spytał.
Chciała powiedzieć, że tak, boi się go, ale nie tak bardzo jak samej siebie. Coś jej mówiło,
że powinna się trzymać z daleka od tej stodoły, dopóki on tutaj będzie. A zarazem
zastanawiała się, jakich powinna szukać pretekstów, żeby go widywać, i naprawdę nie
umiałaby powiedzieć, dlaczego jej tak na tym zależy.
- Co w takim razie robisz w tym dworze, skoro nie wynajęłaś się do pracy?
Szedł bardzo blisko niej. Za blisko, przemknęło jej przez myśl.
- Wyszłam za mąż za tutejszego dziedzica - bąknęła. - Za Johana Stornesa.
Przez krótką chwilę Jo się nie odzywał. Mali nie miała odwagi na niego spojrzeć.
- To wyszłaś za mąż po tym, jak widzieliśmy się ostatnio - rzekł bardziej do siebie niż do
niej. - Zostałaś gospodynią wielkiego dworu. Wielu musiało ci tego zazdrościć, w tych
stronach ludzie tacy są.
Mali milczała. Pospiesznie upinała warkocz.
- Ale tego Johana Stornesa to ja dobrze rozumiem - powiedział Jo spokojnie.
- Nie powinieneś tak mówić - zaprotestowała Mali. - Nie masz prawa. Wcale mnie nie
znasz i... I ja jestem mężatką - dokończyła jakoś beznadziejnie.
Potem napotkała jego szarozielony wzrok i nie miała już żadnych wątpliwości, że zaczyna
się pogrążać w jakąś otchłań. Boże drogi, myślała zrozpaczona. Co się ze mną dzieje?
- Tak, teraz się domyślam, że jesteś mężatką - powiedział Jo i obrzucił ją spojrzeniem,
którego nie rozumiała.
Wróciła ze stodoły tak szybko, jak tylko mogła. Tamto spojrzenie wciąż paliło jej plecy [ Pobierz całość w formacie PDF ]