[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ściankach kubka, a do płuc Bena dotrze znacznie zmniejszona dawka leku -
wyjaśniła Katrina.
Rhys powtórzył całą procedurę.
- Czy syn był już hospitalizowany z powodu choroby? - zapytała Katrina.
- Nie - odrzekła matka Bena.
- Muszą być państwo przerażeni. Ale proszę się nie obawiać. W karetce
podadzą Benowi tlen i podłączą go do specjalistycznej aparatury, aby
zmierzyć ilość gazu we krwi. Od jego reakcji zależy, czy będzie trzeba
zawiezć go do szpitala. Tam przejdzie wszystkie badania. Jeśli okaże się, że
astma się rozwinęła, trzeba będzie przemyśleć podanie Benowi innych
leków.
RS
101
- Często mają państwo do czynienia z takimi przypadkami? - zapytał
ojciec chłopca.
Katrina pokiwała głową.
- Pracujemy na oddziale pediatrycznym. Widzieliśmy już gorsze ataki,
więc proszę spróbować się nie martwić.
Rhys nadal dawkował lek, ale Ben nie reagował, Katrina odetchnęła więc
z ulgą na myśl o wezwanym ambulansie.
- Są państwo tutaj na wakacjach? - zapytała.
- Tak, przerwa międzysemestralna - wyjaśniła kobieta.
- Bardzo przyjemna okolica. Powinni państwo jechać do Walberswick, na
wybrzeże - doradziła im Katrina z uśmiechem.
- Pani jest stąd?
- Tu się urodziłam. Teraz odwiedzam rodzinę.
- A my zepsuliśmy państwu urlop. - Ojciec Bena przygryzł wargę. -
Bardzo mi przykro.
- To nie do końca urlop - napomknął Rhys, potrząsając inhalatorem. -
Zwiętujemy nasze zaręczyny.
- Zaręczyny? Gratulacje. A my was tutaj zatrzymujemy, kiedy...
- Jesteśmy lekarzami, to nasza praca - przerwał delikatnie mamie Bena
Rhys. - Nie moglibyśmy siedzieć i patrzeć, jak wasz syn się męczy.
- Właśnie - potwierdziła Katrina, mierzwiąc włosy chłopca. Na szczęście
rzężenie zaczęło słabnąć. Rhys spojrzał na nią i odetchnął z ulgą.
Zanim przyjechała karetka, Ben odzyskał oddech.
- Powinni go państwo jednak przebadać - ostrzegł Rhys i razem z Katrina
odprowadził rodzinę do karetki, aby przekazać ratownikom historię
choroby.
Gdy wrócili do stolika, goście w restauracji przywitali ich oklaskami.
- To nasza praca. Nie zrobiliśmy nic wyjątkowego - powiedział Rhys.
- Nieprawda. - Mair, najmłodsza córka Llewellyna i Dilys, podeszła do
niego i mocno go uścisnęła. - Mój brat bohater. Jestem z ciebie dumna.
Rhys nie odpowiedział, ale z jego oczu Katrina wyczytała, że w końcu
poczuł się jak członek własnej rodziny, akceptowany i doceniany. Poczuła
łzy pod powiekami.
- Musieliśmy odesłać wasze desery - powiedziała Babs. - Lody się
rozpuściły, a szarlotka wystygła, ale zaraz poproszę kelnera o kolejne
porcje.
Katrina uśmiechnęła się.
RS
102
- Dzięki, mamo, ale nie trzeba.
- Ja również dziękuję - dodał Rhys. - Za dużo adrenaliny.
- Ale nie odmówiłabym kawy. Danny roześmiał się.
- Zaraz zamówię. Dla wszystkich?
- Tak wygląda wasza praca? - zapytała Sian. - Ratujecie życie i tak dalej?
- Nie zawsze - wyjaśnił Rhys. - Tym zajmuje się ostry dyżur. Do nas
przysyłają już ustabilizowanych pacjentów. Ale przyjmujemy też pacjentów
w przychodni i czasami trafiają się tam nagłe przypadki.
- A poza tym pracujemy na oddziale, lecząc dzieci, które tam leżą -
dodała Katrina.
- A moja przyszła żona spędza pół godziny dziennie, opowiadając
naszym małym pacjentom bajki. - Otoczył ją ramieniem i przyciągnął do
siebie. - Zbeształem ją za to pierwszego dnia, kiedy się poznaliśmy.
Powiedziałem, że za bardzo angażuje się w sprawy pacjentów. Ale szybko
przekonałem się, że postępuje właściwie.
Po chwili do stolika wrócił Danny, za nim szła kelnerka z kawą.
Dilys szturchnęła Llewellyna.
- Teraz jest dobry moment.
- Na co? - zapytał Rhys.
- Aby wam to dać. - Llewellyn wyjął spod stołu paczkę i podał ją
Katrinie. - To taka tradycja.
Katrina rozerwała opakowanie i zobaczyła drewnianą łyżkę.
- Walijska łyżka miłości - objaśnił Rhys.
- To symbol - dodał Llewellyn. - Serce, podkowa i celtycki węzeł
oznaczają miłość, szczęście i wieczność.
- Jest piękna - odezwała się Katrina. Dilys znów szturchnęła męża.
- Powiedz im wszystko.
Llewellyn zaczerwienił się, ale milczał.
- Mężczyzni. - Dilys przewróciła oczami. - Sam ją dla was wyrzezbił.
Pracował nad nią od powrotu z Londynu.
- Chciałem, żeby była wyjątkowa.
- I jest. - Głos Rhysa lekko się załamał. - Dziękuję, tato.
RS
103
ROZDZIAA PITNASTY
- Nie będziemy potrzebować confetti - oświadczyła Madison, wchodząc
do sypialni Katriny w dzień jej ślubu. - Pada śnieg.
- To niemożliwe. Przecież jest Wielkanoc.
- Która w tym roku przypada wcześniej. Jeśli nie wierzysz, wyjrzyj przez
okno.
Katrina tak zrobiła. Z nieba leciały wielkie płatki śniegu, tworząc na
ziemi cieniutką białą warstwę.
- Zdjęcia ślubne będą wprost zachwycające - zauważyła Madison.
- Racja, ale co z Helen? Ma dopiero dwa miesiące.
- Nie panikuj. Będzie się świetnie bawić pod opieką taty, babci i wujka. A
my mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia. Pomogę ci mimo tego, że nie
pozwoliłaś mi kupić różowej sukienki. - Madison uśmiechnęła się do
Katriny i pociągnęła za ręcznik, którym owinięte były jej mokre włosy. -
Zaczniemy od tego.
- Mam jeszcze coś do zrobienia. - Katrina chwyciła swoją komórkę i
przesłała Rhysowi wiadomość.  Kocham cię. Do zobaczenia w kościele".
Musiał na to czekać, bo odpowiedz nadeszła natychmiast.  Ja też cię
kocham. I nie mogę doczekać się chwili, w której przeniosę cię przez próg
sypialni".
Madison jęknęła.
- To pewnie Rhys. Panna młoda powinna się rumienić, ale jeśli zaczniesz
już teraz, nie zdołam cię odpowiednio umalować. Pomyśl o... sama nie
wiem. Przestań myśleć o tym, co sugeruje ci twój przyszły mąż, i zacznij na
przykład nazywać po kolei wszystkie kości szkieletu, albo coś w tym stylu.
- Wychodzę za mąż. Za Rhysa. Dzisiaj. Naprawdę wychodzę za mąż.
Madison przytuliła ją. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •