[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczywistym i realnym jak ogień w kominku, białe mgły nisko ścielące się nad bagniskiem, tęskne
wycie wiatru za oknami... I oto nagle musi pogodzić się z tym, że zdarzył się cud, tu i teraz, w samym
sercu Brooklynu. Znów odezwały się echem baśnie dzieciństwa, znów zamajaczyły dym z torfowisk i
mgła, i ogień, walenie wiatru w okiennice...
 Moja babka, Panie daj pokój jej starej, steranej duszy, opowiadała jeszcze jedną historię 
ciągnęła
127
pani 0'Geoghan cichym głosem.  Kto znalazł się w posiadaniu monety, obdarzony był jeszcze inną
mocą. W nocy, gdy spał, jego duch mógł odrywać się od ciała i przemierzać szeroki świat w
poszukiwaniu osoby, którą kochał, nigdy nie mając pewności, że ją w końcu odnajdzie.  Tak właśnie
wygląda szczęście Irlandczyka - mawiała babka - zawsze niepełne, zawsze niepewne i bez gwarancji."
Katie słuchała w napięciu, nie poruszając się; wyraz smutku i niepokoju na jej twarzy nieco
złagodniał.
 I nawet owe poszukiwania napotykały na wielkie trudności  mówiła dalej starsza kobieta  bo
bywało, że ci, którzy szukali bez skutku, już nigdy nie mogli całkiem wrócić do siebie. Moja babka
wciąż opowiadała o bracie Paddy'ego White'a, Thomasie; tym, co zabił Paddy'ego, aby zabrać mu
monetę. Od tego czasu bez przerwy opowiadał o różnych dziwach, o dalekich krajach  on, który
przez całe życie nosa nie wyściubił poza kamieniste, strome ulice Ballyvaghan. Aż wreszcie nadszedł
czas, kiedy Thomas już nie nadawał się do normalnego życia i przyjaciele wsadzili go do domu
obłąkanych w Galway, gdzie bredził bez ustanku o tym, że musi szukać, szukać, szukać... szukać bez
końca.
Bardzo ostrożnie, jak po coś niezwykle kruchego, Katie sięgnęła po monetę, którą pani 0'Geoghan
trzymała w dłoni. Wziąwszy pieniążek, poderwała się tak gwałtownie, że stara kobieta aż się
przestraszyła. Lecz to, co ujrzała w twarzy dziewczyny, przeraziło ją jeszcze bardziej.
 Katie!  zawołała.
 Muszę już iść, pani 0'Geoghan.
 Dokąd?
128
 Do domu.
 Poczekaj chwilkę, napij się jeszcze herbaty  poprosiła gospodyni, a w głosie jej zabrzmiał lęk. 
Czy powiedziałam coś, co cię zmartwiło, zdenerwowało?
 Zdenerwowało?  Katie uśmiechnęła się.  Nie, broń Boże.  Z wielką ostrożnością włożyła
monetę do torebki, którą wsunęła pod ramię.
 Czy przyjdziesz tu wkrótce, Katie?  spytała pani 0'Geoghan głosem pełnym trwogi, jak pyta ktoś,
kto pragnie zatrzymać, choćby na chwilkę, gnanego wiecznym niepokojem podróżnika, który
wyjeżdża na sam koniec świata, by już nigdy stamtąd nie wrócić.  Potem dodała szybko:  Mój syn
Liffey, ten kawaler, odwiedzi mnie w przyszłym tygodniu. Pieniędzy nie ma za wiele, ale to wysoki
chłopak, aż miło spojrzeć, i ma oczy ojca, czarne jak węgiel. A ja z całego serca polecam siebie jako
teściową...
Zamilkła; oczy jej napełniły się łzami, spostrzegła bowiem, że Katie wcale jej nie słucha, że myślami
jest gdzieś daleko.
 Pewnego dnia wrócę  obiecała dziewczyna cichym, łagodnym głosem.  A na razie dobranoc.
Zeszła schodami na przesyconą wilgocią ulicę. Kroczyła z wysoko podniesionym czołem; ruchy jej
młodego ciała były lekkie, gibkie i sprężyste. Widok jasnych włosów Katie, oblanych złotem
ulicznych świateł, tak przykuwał uwagę, że oglądał się za nią niejeden przechodzień. Niejednego też
zdumiały jej oczy: nie kolor, lecz buchający z nich żywy płomień, niczym żar z rozpalonych kotłów
parowych w huczącej maszynowni statku.
126  W pogoni za miłością
129
II
O żeglarzach, którzy ją widzieli, i o tym, co się działo, kiedy ją zobaczyli, krąży wiele opowieści.
Pierwszy podoficer na Dewey ujrzał ją, gdy schodził pod pokład. Rzucił się w pościg, ale gdzieś
znikła, jakby zapadła się pod ziemię. Ponieważ słyszał, że czasem żony Australijczyków próbują
nielegalnie przedostać się dó Ameryki, zarządził trzydniowe przeszukiwanie statku.
Na Myronie ukazała się pewnemu porucznikowi Amerykańskiej Marynarki Wojennej; natychmiast
zrobił wielką awanturę w mesie oficerskiej, oskarżając o sprowadzenie dziewczyny na statek jednego
z oficerów rezerwy, który znany był z tego, że lubił przechwalać się swym powodzeniem u kobiet.
Nieszczęsny miłośnik płci pięknej musiał się pózniej gęsto tłumaczyć przed kapitanem.
Widział ją też kwatermistrz na rufie Pasadeny. Potem długo nie mógł zasnąć w nocy. Kiedyś zrobił
dziecko jakiejś dziewczynie z San Francisco, po czym uciekł. Dziewczyna umarła. Teraz był
przekonany, że to jej duch ściga go na morzu...
Widziano ją na Vermoncie, Swanee, Decaturze, Cape Romano, Schuylkilku, Tulare i wielu, wielu in-
130
nych statkach. Na każdym ukazywała się tylko jednemu człowiekowi. Opisywano ją na różne
sposoby. Jedni mówili, że była wysoka, inni, że niska; jednym wydała się piękna, innym  mało
urodziwa. Lecz większość zwróciła uwagę na wspaniały kolor włosów dziewczyny i wszystkim
zapadł w pamięć głęboki tembr jej głosu. I choć na ogół nie uważali, że była piękna, to jednak każdego
uderzył wyraz jej oczu, pełnych niezwykłego blasku. Często opisywali ją tak, jak opisuje się kobietę
najbliższą sercu, najbardziej wytęsknioną, najgoręcej upragnioną.
* * *
Sonnen był płatnikiem na transportowcu czarterowym Curleigh. Tuż za biurem, gdzie urzędował,
znajdowała się jego kabina jz koją o długości niespełna dwóch metrów, regalikiem z książkami, nie-
wielką szafą we wnęce i umywalką. W kabinie było tak ciasno, że na podłodze mogła stanąć tylko
jedna osoba. Jednak Sonnen, który uwielbiał wyciągnąć się na koi i czytać książki, miał tu swoje
zaciszne schronienie. Dlatego uważał się za największego szczęściarza na statku, jedynego człowieka
pod pokładem, który mógł sobie pozwolić na luksus samotności  najcenniejszy i najmniej dostępny
skarb na Curleigh.
Pracę na statku Sonnen rozpoczął na trzy lata przed wybuchem wojny. Przez cały czas pełnił funkcję
płatnika. Latem pływał na trasach północnych, zimą  do tropików. A to, że teraz, w czasie wojny,
statek przewoził w swych trzech ładowniach i na-
128
pięciu kondygnacjach tylu żołnierzy, ilu tylko zdołał pomieścić  niewiele go obchodziło.
Dowodzenie jednostką sprawiało wiele trudności. Tak się złożyło, że odpowiedzialny za ludzi
pułkownik nie był w stanie znieść zapachu wymiocin i w związku z tym wciąż przebywał na górnym
pokładzie, pozostawiając wszelkie troski swoim podwładnym. To oni musieli martwić się o chorych,
borykać się z brakiem powietrza i żywności oraz wiecznie zapchanymi, przeciążonymi toaletami.
Uporanie się z tym problemem znacznie przerastało możliwości młodszych rangą oficerów. W
praktyce ich działania sprowadzały się do uczestnictwa w różnorakich ćwiczeniach oraz inspekcjach,
względnie zlecania czyszczenia ustępów ludziom, którzy z wycieńczenia ledwie trzymali się na
nogach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •