[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wprawdzie Ashe przekazał inicjatywę Rossowi, ale poszedł z nim. Travis zamierzał iść za nimi,
ale ostry ból w posiniaczonym udzie zmusił go do skorzystania z regenerującego siły żelu.
Dokuśtykał do  kołyski , zdjął ubranie, wyciągnął się w niej, krzywiąc się przy tym z bólu, i
spróbował się odprężyć.
Musiał się chyba zdrzemnąć, gdy lecznicza galareta wchłaniała go w siebie, odczytując potrzeby
jego organizmu, gdyż ocknąwszy się ujrzał Rossa próbującego go dobudzić.
 W czym problem?
Ross nie dał mu czasu na protesty.
 Ashe zniknął!  Jego kamienna twarz nie wyrażała żadnej emocji, ale w oczach błyszczały
piekielne ogniki.
 Zniknął?!  otępienie spowodowane leczniczą kąpielą nie pomagało Travisowi w szybkim
myśleniu.  Gdzie zniknął?
 Tego właśnie musimy się dowiedzieć. Ruszaj się!
Travis ubierał się szybko. Jego bóle i siniaki znikły. Ross wepchnął mu w dłonie pas z blasterem.
 Opowiedz mi wszystko  zażądał Apacz.
 Wyszliśmy na zewnątrz& Znalezliśmy odpowiedni kamień. Było tam kilka tych latających
stworzeń, obserwowały nas i poczekaliśmy chwilę, żeby zobaczyć, czy wylądują. Gdy nie chciały
lądować, Ashe stwierdził, żebyśmy lepiej się ukryli, jak byśmy chcieli iść dalej do budynków. Ashe
obszedł zwalone drzewo  widziałem, jak idzie. Mówię ci  widziałem go! Wtedy zniknął! 
Ross był najwidoczniej zbyt wstrząśnięty, aby zachować swój zwykły spokój.
 Pułapka ziemna?  Była to pierwsza myśl, jaka przyszła Travisowi do głowy, gdy szybkim
krokiem szli do śluzy. Był tam Renfry, który w pośpiechu przygotowywał dwie linki z jedwabistej
plecionki; nie była ona grubsza od wełny do robienia na drutach, ale, jak już się przekonali,
posiadała niewiarygodną wytrzymałość. Umocowani w ten sposób do statku mogli po cichu
przeszukać otoczenie statku, pozostając jednocześnie w kontakcie z nim.
 Przeszukałem tam każdy centymetr ziemi  powiedział Ross przez zaciśnięte zęby.  Nic
większego od dziurki po robaku. W jednej chwili był tam  a potem go nie było!
Przywiązali końce linek do uchwytów w śluzie, po czym, pozostawiając Renfry ego na straży,
zeszli na zdewastowany teren dokoła statku, gdzie zieleń blakła już w promieniach słońca
chylącego się ku zachodowi. Ciemność utrudniłaby im poszukiwania. Musieli poruszać się szybko i
znalezć jakiś ślad, zanim zapadnie zmrok.
Ross poszedł pierwszy, balansując na pniu zwalonego drzewa, aż dotarli do korony podobnej do
gigantycznej kępy paproci, teraz połamanych i zmiażdżonych.
 Był dokładnie tutaj.
Travis miękko zeskoczył na usłaną zerwanymi liśćmi ziemię. Ostry zapach lepkiego soku w
połączeniu z ciężkimi woniami kwiatów i liści przyprawiał go o mdłości. Ross miał rację. Na sporej
powierzchni grunt został oczyszczony z roślinności i nic nie wskazywało na to, aby ziemia pod nią
została naruszona. Dostrzegł ślad stopy o okrągłych palcach, ale był on identyczny z odciskiem jego
własnej nogi w mchu i mógł go zostawić zarówno Ross, jak i Ashe. Ponieważ jednak był to jedyny
możliwy trop, Apacz skierował się w kierunku, w którym prowadził.
Kilka sekund pózniej, na skraju placyku, Travis zauważył coś jeszcze: pień innego drzewa,
pozostałość po prawdziwym leśnym gigancie. Nie został on powalony przez lądujący statek, ale
leżał tam wystarczająco długo, aby przykryły go spadające liście i aby porósł czerwonym mchem i
pleśnią.
W tym mchu odcisnęły się jeszcze dwa ślady: głęboko wyryte bruzdy, jak gdyby ktoś się
zapierał przeciw ciągnącej go sile. Ashe? Ale w jaki sposób został schwytany, tak że Ross ani nic
nie widział, ani nie słyszał?
Travis przeskoczył przez zwalone drzewo. To, co ujrzał, utwierdziło go w jego przekonaniu.
Następne ślady również były odciśnięte głęboko w pokrywie pleśni. Za nimi jednak nie było nic!
%7ładne żywe stworzenie nie byłoby w stanie przejść po tym miękkim podłożu, nie zostawiając śladu.
Wydawało się, że w tym miejscu Ashe rozpłynął się w powietrzu.
Powietrze! To, czego szukali, musiało się znajdować nie na ziemi, a w powietrzu! Travis zawołał
Rossa. Dokoła nich wznosiły się wysokie drzewa; drzewa, których pierwsze paprociowate gałęzie
wyrastały z gładkiego pnia na wysokości co najmniej pięciu metrów. W gałęziach szumiał wiatr, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •