[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ścielną wieś Kosiczynek *, pałac piętrowy w Lipie *, nędzne wioszczyny  zresztą
nigdzie naszych jałowcowych, szarych gór. Zboże i zboże. Natomiast spojrzawszy
na południe  doznajesz wrażenia, jakby cię ktoś urzekał, jakby jakieś głosy
tajemnicze szeptały nieustannie. Oto wielka kępa ogromnym czworobokiem leży w
sześciowiorstowym oddaleniu. Ze środka jej wystrzela wysmukła różowa wieżyca
pałacu.
To grób Zygmunta Krasińskiego: Opinogóra.
Na zachód i północ  leży brzozowy las. Na płaszczyznie tej widać wszystko jak
na dłoni. Gdzieś tam, o trzy, cztery wiorsty idzie człowiek, widać wszystkie
jego ruchy. Inaczej u nas! Na czarnym tle naszych gór nie zobaczysz człowieka.
Tam ziemia i człowiek  to jedno. Tam ziemia cię kocha, kryje, pilnuje.
W niedzielę jeszcze wysłałem listy do Heli i macochy. Kiedy nań otrzymam
odpowiedz? Nieopisane czekanie, nieopisane wyglądanie na listonosza... Wiem,
najpewniejszy jestem, że listu do mnie nie będzie, gdy jednak idzie oto z
Ciechanowa posłaniec  bije mi serce. O, Helu, Helu!
22 VII (piątek).
Panna Maria, którą dla skrócenia, treściwości i ścisłości będę nazywał odtąd
Telimeną, pokazywała mi dziś pachnące bratki. Gdyby nie mówiła przy tym tak
wiele  byłoby to nader przyjemne odkrycie. Panna Telimeną mówi tak dużo, że
przewyższa wszelkie możliwe granice wielomówności. Wielomówność panny
Skupieńskiej, Karuni B.  niknie. Helena wobec niej byłaby uosobieniem grobowego
milczenia. Jeśli kiedy jakikolwiek rząd monarchiczny zechce mnie za
republikanizm, wolnomyślność i tym podobne grzechy główne skazać na srogie
męczarnie  doradzę mu, by mię zamknął z taką p. Telimeną na pół dnia w jednym
pokoju (bez świad-
T
SZULMIERZ, 1887
111
ków nawet). Umarłbym pewno krócej niż po upływie tygodnia.
Pomimo to wszystko  jest mi tu bardzo dobrze, z wyjątkiem tych chwil bolesnych,
kiedy wypalam ostatniego papierosa. Dwa dni już, jak przestałem palić, a
ponieważ nie widzę w przyszłości żadnego obiecującego mi papierosy punktu  więc
wielce a srodze cierpię moralnie. Filozofuję co prawda, że trzeba być filozofem
w takich razach  ale kiepskie są moje sofizmaty, bo paliłbym kartofle, badyle,
trawę...
Czytam już od tygodnia Notes sur 1'Angleterre Taine'a * i niewiele
przesylabizowałem. Za to  Kuriera" czytam starannie, uważnie, rozsądnie, z
ogłoszeniami i inseratami. Dziś spotkałem tutaj znakomicie pisaną  noweletę" pt.
Rp. Morph. acet...  prawdopodobnie Stebelskiego (Stb.) *. Jest to humor tak
subtelny i cięty, że może stać obok Prusa. Prawdziwa sól attycka.
Ja zabieram się i nie mogę zabrać do pisania. Pisałem w dzienniku otrzymanym od
Heli początek nowelki pt. Józia. Aadna rzecz będzie.
W lesie brzozowym byłem, mrowisko rozgrzebałem, żmij się obawiając uciekłem,
lecz pójdę jutro zobaczyć, czy mrówki potrafią załatać tę dziurę, jaką im
uczyniłem w budynku.
Lękam się studiów nad sobą, nie chcę, formalnie nie chcę  pisać szczerej
prawdy. Mówiąc o świniach nigdy nie można być pewnym, że się nie mówi o sobie.
Pół dnia korepetycyj  pół dnia jedzenia i rozmawiania z p. Retmańskim. Jest to
chodzący pamiętnik Warszawy.
U2 _____DZIENNIKI, TOMIK XIV
Czterdzieści pięć lat przesłużył w Archiwum Głównym Kr. Poi. * Spojrzawszy na
niego, zdaje się, że widzisz pożółkły dokument historyczny: kamizelka, pantofle,
wąsy, cera, kapelusz, łacina, surdut  wszystko pargaminem trąci. Ciekawy on
jest niewymownie: słuchając go zdajesz się czytać ciekawy pamiętnik
wszystkowidza, pamiętnik pisany w ciągu lat blisko siedmdziesięciu. Dużo się od
niego nauczyłem. Tradycje wszystkich ważniejszych gmachów Warszawy, prawie
wszystkich kamienic Starego Miasta, tajemnice rewolucji, powstania, te drobne
sekreciki, o jakich historia nie powie, jakie zna tylko pamięć takiego starca
zasuszonego w archiwach, starego łacinnika, co jednocześnie łaził po tym
gruncie, brał udział w historii, czytał o niej  zna ją jednym słowem na wylot.
Mam więc wolny wstęp do owego Archiwum (róg Długiej i Krasińskiego Placu,
parter), a obecnie z przyjemnością znoszę klerykalizm starego, moralne nauki,
jezuityzm, manią uwielbiania pijarów  byleby gadał o tej przeszłości Warszawy,
tyle ciekawej  między rokiem 20 a 60.
Kiedy siedzi w ogrodzie w wielkim kapeluszu, którego skrzydła spadają mu na
ramiona i dosięgają środka krzyża  jest najzupełniej podobny do zmokniętego
jastrzębia Siadam obok niego, zażywam tabakę, jaką mię cięstoje, i słucham: ,,Bo
to, panie, za moich czasów  to pijarzy" itd.
Ach, gdybym mógł usnąć i zobaczyć cię we śnie, gdybym mógł jedno słowo zamienić
z tobą! Wolno mi tylko nieustannie chodzić myślami za tobą, jak wiatr tułać się
u stóp twoich, jak szmer miłosnych słów dzwonić ci w uchu, jak zapach całować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •