[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z miejsca ostatniego spoczynku do trzech ciał jednej nocy. . . każdej nocy. Kilka
dni pózniej zwracał je, pokryte zgrabnymi bliznami świadczącymi o przeprowa-
dzonej sekcji.
 Trybuna Triumfu prawie przez rok publikowała codziennie listę ostatnio
zbezczeszczonych zwłok. Rósł powszechny strach, ludzie bali się czegoś, czego
nie rozumieli. . . dlaczego on to robił?
Mieli zrozumienie dla rabowania grobów. Wciąż się to zdarzało: włamania do
grobowców, przeszukiwanie sarkofagów, plądrowanie mauzoleów. Wszystko, co
przedstawiało jakąś wartość, było rozkradane.
Ale nikt nigdy nie zaiwaniał zwłok!
A O Log wykopywał zwłoki bez chwili zwłoki. Biedny czy bogaty, dostojeń-
stwa i rangi, nic z tego nie miało dla niego znaczenia. Kierował się tylko jednym
kryterium wyboru  świeżością.
Tylko odwadze pewnego niskiego rangą funkcjonariusza Czarnej Straży, który
zaczaił się w sosnowym płaszczyku po swym własnym, nagłośnionym pogrzebie,
109
można zawdzięczać powstrzymanie makabrycznych czynów  Ekshumatora . Na
szczęście O Log zachował się tak, jak się spodziewano, toteż funkcjonariusz ów
nie musiał czekać zbyt długo, by wyskoczyć z trumny i zatrzasnąć kajdanki na
brudnych nadgarstkach  Ekshumatora .
Kapitan Barak przeszedł od tego czasu długą drogę.
Ale O Log z tą jego niezdrową ciekawością w stosunku do tych, którzy prze-
stają żyć, wciąż przyprawiał go o ciarki na plecach. Fascynacja przywiodła Pata
na granicę dobrego smaku: jego ciągłe dążenie do odkrycia, dlaczego wystarczy
przytrzymać kogoś pod wodą przez kilka godzin, a zacznie się dławić i przesta-
nie oddychać; zdumienie, jakie ogarnęło go, gdy pojął, że jeśli straci się palec
w walce, to będzie boleć, a jeśli straci się w walce nerkę, to też nie wszystko bę-
dzie w porządku, ale wystarczy stracić małą, czerwoną pompkę ze środka klatki
piersiowej  i już koniec.
Musiał brać ochotników, skąd tylko się dało, cóż, przecież i tak nie byli już do
niczego potrzebni, a on ich mył i odkładał z powrotem na miejsce.
Aawa przysięgłych uniewinniła go, a sędzia orzekł, że może kontynuować
swoje eksperymenty, ale tylko na kryminalistach.
Kapitan Barak wzdrygnął się, zacisnął pięść, zapukał w drzwi ozdobione ta-
bliczką  Laboratorium Pata O Loga , wszedł do środka i się rozejrzał.
Na ścianach wisiały półki zapchane butelkami z zakonserwowanymi wnętrz-
nościami i dziwacznymi kończynami. W przeciwległym rogu jaskini znajdował
się pojedynczy, słabo widoczny w świetle rzucanym przez łojową lampę, dość
sponiewierany kościotrup, który zwisał z haka wbitego w skałę. Barak na prze-
strzeni lat przyzwyczaił się do widoku większości ozdób laboratorium O Loga.
Istniała jednak pewna rzecz, która zawsze go odrzucała, która bezlitośnie atako-
wała część jego mózgu odpowiedzialną za mdłości. Na widok leżącego na ogrom-
nej kamiennej płycie ciała Stana Kowalskiego jego żołądek jął miotać się niczym
wyjęty z wody karp. Wokół ciała rozrysowane było wielkie koło, którego obwód
ozdabiały litery i symbole skrupulatnie wyrysowane kredą i oświetlone łojowymi
świeczkami. Całość wyglądała tak, jakby lada moment miał odbyć się tutaj jakiś
mroczny rytuał połączony ze złożeniem ofiary  ciało na ołtarzu, krąg świec,
butelki z wnętrznościami. Ogólne wrażenie psuł tylko królik.
Królik oraz ciąg marchewek ustawionych przed narysowanymi kredą literami.
Pat O Log dzierżył z wyczekiwaniem gęsie pióro nad pergaminem przypię-
tym do tabliczki i wpatrywał się z uwagą w kłapouchego zwierzaka podejrzliwie
obwąchującego marchewki.
Barak nerwowo odchrząknął, zastanawiając się nad aktualną równowagą umy-
słu O Loga i rozważając, czy nie powinien w gruncie rzeczy wycofać się stąd
i zostawić wariata w spokoju. W końcu nic wielkiego się nie stanie, jeśli wróci za
kilka godzin lub dni, lub. . .
 Aaa, Barak! Oczekiwałem cię  wycedził O Log. W jego ustach to nie-
110
winne zdanie zabrzmiało o wiele bardziej podejrzanie, niż powinno.
Wypowiedziawszy te słowa, na powrót zwrócił uwagę ku ruszającemu nosem,
kręcącemu się w kółko królikowi. Zwierzak skierował się ku kolejnej marchew-
ce. Ostrożnie, utrzymując zadnie łapy w gotowości do dania drapaka, obwąchał
warzywo leżące przed literą  q , a następnie niepewnie je skubnął.
O Log wybuchnął wściekłością i rzucił tabliczką w zaskoczonego królika.
 Grrr! Brakowało mi tylko królika z dysleksją!  pisnął na widok białego
ogonka znikającego za kamienną płytą.  Moje badania, moje badania! Na nic!
Tyle godzin na nic. . .  Mięsista twarz zadrżała w słabym świetle, z ust poleciała
para.
Barak uderzył się w bok głowy, jakby była jakimś urządzeniem, które uparcie
odmawia prawidłowego funkcjonowania.
 Królika? Obwiniasz królika?  wydukał Barak z niedowierzaniem.
 Coś nie w porządku?  odburknął Pat, obrzucając Baraka gniewnym spoj-
rzeniem.  Przecież to ewidentna wina tego bydlaka!  Q , czyż nie?  zapytał
retorycznie.  Dlaczego nie wskazał samogłoski, choćby jednej?
 . . . .?. . .  Barak jęknął niezrozumiale.
 Nic nie rozumiesz, prawda?  odrzekł Pat pogardliwie, czując, jak wzrasta
w nim arogancja.  Czyżby odkrycia Pat O Loga uczyniły od twojej poprzedniej
wizyty aż tak wielkie postępy? Czyżby nie dane ci było słyszeć o królikomancji?
 zapytał z teatralnym gestem.
 Królikomancji. . . ?  wykrztusił Barak, po czym przeniósł wzrok z za-
myślonej twarzy Pata na małego białego króliczka wyglądającego nerwowo zza
kamiennej płyty.  No nie. Czy to ma znaczyć, że używasz królików do. . .
 Przepowiadania przeszłości. Nie inaczej!  oznajmił Pat, zamaszystym
gestem zdejmując z rąk cienkie białe rękawice i ciskając je za siebie.  Swo-
imi noskami potrafią wskazać powód śmierci dowolnej istoty. W każdym razie
większość potrafi!  zapiszczał i spojrzał oskarżycielsko na puchate stworzonko
ruszające noskiem w jego stronę.  Przynajmniej te, które potrafią czytać. Sam
spójrz!  Podniósł z podłogi tabliczkę i podetknął Barakowi pod nos. W rubryce
 powód zgonu stało czarno na białym  zxrrtq .
 Na nic!  Pat podniósł ręce.  Równie dobrze mógłbym otworzyć jeden [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •