[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyniesę, a góiebyś to latał taki karwas drogi, przyniesę&
Praca, Zima
Poszedł zaraz, bo trzeba było równo z dniem stawać na robocie.
I tak mu się zaczęły dnie ciężkiej, znojnej pracy.
I czy mróz choćby i największą skrzytwą prażył, czy zawierucha dęła i biła wichurą
i śniegiem, że oczów nie było można ozewrzeć, czy odwilż przychoóiła, że trzeba
było stać dnie całe w rozmiękłym śniegu, a przykry, wilgotny ziąb w kości właził,
czy śniegi sypały, że topora własnego mało co wióiał trzeba było zrywać się do
dnia, bieżyć i dnie długie pracować, aż gnaty trzeszczały i każda żyła z osobna pruła
się z utruóenia, a śpieszyć się do tego, bo cztery piły tak zeżerały drzewo, że ledwie
mogli nastarczyć i Mateusz poganiał.
Kondycja luóka
Ale nie to mu się mierziło, nie ciężka praca, nie wichry złe, skrzytwy, pluchy czy
śniegi srogie, wzwyczajał się był do tego po trochu bo jak się człek przyłoży, to
Konflikt, Zazdrość
mu i w piekle niezgorzej powiadają mądre luóie, jeno czego znieść nie mógł, to
tego Mateuszowego przodownictwa i tych jego ciągłych doskwierań.
Inni już na to nie baczyli, a on za każdą razą kiej posłyszał, wrzał złością, a nie-
raz tak odwarknął, że tamten ino ślepiami błyskał, a znowu, jakby z rozmysłem, do
wszystkiego się czepiał, niby nie prosto w oczy, ale tak zawżdy utrafił w słabiznę,
aż skóra cierpła na Antku i pięście mu się zwierały, hamował się jednak jeszcze, jak
w p drz i za i rz i ię z i a a żart, nawiązujący do pracy hycla, łowcy
bezpańskich psów, i jego pomocnika, oprawiającego zabite zwierzęta, oraz do zwyczajów w cechach rze-
mieślniczych, góie wyzwoleniem nazywano dawniej promocję ucznia-pomocnika na samoóielnego
czeladnika.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 25
mógł, przyciszał, a tylko te przygryzki w pamięć zgarniał, czuł dobrze, że Mateusz na
okazję czekał, by go z roboty wygonić&
Antkowi zaś tak o robotę nie choóiło wiele, a ino o to, by się nie dać przeprzeć
i zmóc bele komu takiemu łachmytkowi jak Mateusz.
Dość, że się zawzinali na się coraz srożej, bo na samym dnie złości, jak zadra
boląca, tkwiła Jagusia. Obaj oni, a już z dawna, jeszcze od wiosny, a może i od zapust,
choóili za nią na przyprzążkę i przepierali jeden drugiego kryjomo, dobrze jednak
wieóąc o sobie. Jeno Mateusz robił to prawie na oczach wszystkich i w głos powiadał
o swoim miłowaniu, a Antek kryć się z tym musiał, to i głucha, paląca zazdrość parzyła
mu serce.
Nigdy oni nie trzymali ze sobÄ… przyjacielstwa, a zawdy siÄ™ boczyli na siebie i od-
grażali przed ludzmi, że to i każdy z nich miał się za najmocniejszego chłopa we wsi,
ale teraz z dnia na óień rosła w nich złość do siebie i zawziętość, iż po jakimś tygo-
dniu to się już nie witali, a przechoóili mimo, krzesząc ślepiami jako te dwa wilki
rozsrożone.
Mateusz nie był zły ni nieużyty, a nasprzeciw, serce miał wspomogliwe i szeroką
rÄ™kÄ™, jeno zbyt dufaÅ‚ w siebie, zbyt siÄ™ wynosiÅ‚ nad drugie i za nic jew ¹ sobie ważyÅ‚,
a i tę miał jeszcze wadę, że za takiego się miał kawalera, któremu żadna óiewucha
się nie oparła, lubił się tym puszyć, rozpowiadać, byle ino przodować we wszystkim.
Więc i teraz w smak mu to szło i rad gadał, że Antek robi u niego i słucha się we
wszystkim, a w oczy pokornie patrzy jak ta trusia, byle go ino z roboty nie wygonił.
òiwno to byÅ‚o znajÄ…cym Antka, ale jak miarkowali, że siÄ™ chÅ‚op upokorzyÅ‚
i przygiął, byle ino roboty nie stracić, a drugie zasię dowoóili, że z tego wyjdą jeszcze
historie, bo Antek nie daruje i nie óiś, to jutro odb3e swoje, i gotowi byli nawet
o zakład iść, że Mateusza spierze na kwaśne jabłko.
Juści, że Antek o tych gadkach nie wieóiał, bo do chałup nie zaglądał, znajom-
ków wym3ał bez słowa, a z roboty wprost do domu szedł i na odwrót, ale dobrze
czuł, że tak być musi, bo niezgorzej przezierał Mateusza.
Przyrychtuję ja cię, ścierwo, na taką kapustę, że cię psi nie zjeóą, zmięknie
ci rura, nie bęóiesz się puszył i wynosił wyrwało mu się jednego razu na robocie,
aż Bartek posłyszał i rzekł:
Poniechajcie go, płacą mu za to, by poganiał! Nie rozumiał stary.
Nawet pies mnie mierzi, kiej po próżnicy szczeka.
Za baróo bierzecie do serca, jeszcze siÄ™ wamaw ² zapiecze wÄ…troba, a uważam,
że i do roboty gorącujecie się&
Bo mi zimno rzucił byle co.
Kondycja luóka
Z wolna trza wszystko, po porządku, z wolna, a i Pan Jezus mógł świat stawić
w jeden óieÅ„, a wolaÅ‚ go robić bezw ³ caÅ‚y tyóieÅ„, odpoczywajÄ…cy& robota nie ptak,
nie poÊîunie, a narywaćw t siÄ™ law u mÅ‚ynarza czy tam innego, jaka wam wola i mus&
a Mateusz jest od tego, kiej ten piesek, co strzeże chudoby, bęóiecie się to nań zlili
za szczekanie?&
Powieóiałem, jak to uważam. Góieście to latową porą bywali, żem was we
wsi nie ujrzał? zapytał, aby zmienić rozmowę.
w ¹ tj. ich, innych luói.
w ² ama (gw.) wam.
w ³ z (gw.) przez.
w t ar ać ię przepracowywać się, przedzwigać się.
w u a (gw.) dla.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 26
Niecoś się robiło, niecoś świat Boży oglądało, oczy pasło i duszy rosnąć poma-
gało& powiadał wolno obciosując drzewo z drugiej strony, prostował się czasem,
rozciągał, aż mu stawy trzaskały, a fajki z zębów nie puszczał i rad prawił.
Robiłem z Mateuszem przy nowym dworze, ale że poganiał i zwiesnaw v była
na świecie, pachniało słonko, tom go rzucił, a szli natenczas luóie do Kalwarii
poszedłem z nimi, by odpustu dostąpić i świata coś niecoś przejrzeć.
Daleko to do onej Kalwarii?
Dwa tygodnie szlim, aż za Krakowem, alem nie doszedł. W jednej wsi, góie-
śmy połedniowali, stawiał gospodarz chałupę, a tyle się na tym rozumiał, co koza na
pieprzu, zezliłem się, skląłem juchę, bo drzewa namarnował, i ostałem u niego, że to
Wdowa, Małżeństwo
i prosił. Bez dwa miesiące wyrychtowałem mu dom, że na dwór patrzył, aż mnie za
to chciał swatać ze swoją siostrą, wdową, co w podle na piąciu morgach sieóiała.
Pewnikiem stara.
Bogać ta młoda, ale niczego jeszcze, a jakże, tyla że ino łysawa zóiebko, ko-
ślawa i świdrem patrzała, ale na gębie gładka, kiej bochen, którego myszy bez parę
nieóiel obgryzały, galantaw w kobieta, dobra, wyżerkę miałem sielną a to jajecznicę
z kiełbasą, a to gorzałka z tłustością, a to inne smaki były, a tak się znarowiła do mnie,
że óień w óień pod pierzynę była puszczać gotowa& ażem w nocy się wyniósł we
świat& [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Przyniesę, a góiebyś to latał taki karwas drogi, przyniesę&
Praca, Zima
Poszedł zaraz, bo trzeba było równo z dniem stawać na robocie.
I tak mu się zaczęły dnie ciężkiej, znojnej pracy.
I czy mróz choćby i największą skrzytwą prażył, czy zawierucha dęła i biła wichurą
i śniegiem, że oczów nie było można ozewrzeć, czy odwilż przychoóiła, że trzeba
było stać dnie całe w rozmiękłym śniegu, a przykry, wilgotny ziąb w kości właził,
czy śniegi sypały, że topora własnego mało co wióiał trzeba było zrywać się do
dnia, bieżyć i dnie długie pracować, aż gnaty trzeszczały i każda żyła z osobna pruła
się z utruóenia, a śpieszyć się do tego, bo cztery piły tak zeżerały drzewo, że ledwie
mogli nastarczyć i Mateusz poganiał.
Kondycja luóka
Ale nie to mu się mierziło, nie ciężka praca, nie wichry złe, skrzytwy, pluchy czy
śniegi srogie, wzwyczajał się był do tego po trochu bo jak się człek przyłoży, to
Konflikt, Zazdrość
mu i w piekle niezgorzej powiadają mądre luóie, jeno czego znieść nie mógł, to
tego Mateuszowego przodownictwa i tych jego ciągłych doskwierań.
Inni już na to nie baczyli, a on za każdą razą kiej posłyszał, wrzał złością, a nie-
raz tak odwarknął, że tamten ino ślepiami błyskał, a znowu, jakby z rozmysłem, do
wszystkiego się czepiał, niby nie prosto w oczy, ale tak zawżdy utrafił w słabiznę,
aż skóra cierpła na Antku i pięście mu się zwierały, hamował się jednak jeszcze, jak
w p drz i za i rz i ię z i a a żart, nawiązujący do pracy hycla, łowcy
bezpańskich psów, i jego pomocnika, oprawiającego zabite zwierzęta, oraz do zwyczajów w cechach rze-
mieślniczych, góie wyzwoleniem nazywano dawniej promocję ucznia-pomocnika na samoóielnego
czeladnika.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 25
mógł, przyciszał, a tylko te przygryzki w pamięć zgarniał, czuł dobrze, że Mateusz na
okazję czekał, by go z roboty wygonić&
Antkowi zaś tak o robotę nie choóiło wiele, a ino o to, by się nie dać przeprzeć
i zmóc bele komu takiemu łachmytkowi jak Mateusz.
Dość, że się zawzinali na się coraz srożej, bo na samym dnie złości, jak zadra
boląca, tkwiła Jagusia. Obaj oni, a już z dawna, jeszcze od wiosny, a może i od zapust,
choóili za nią na przyprzążkę i przepierali jeden drugiego kryjomo, dobrze jednak
wieóąc o sobie. Jeno Mateusz robił to prawie na oczach wszystkich i w głos powiadał
o swoim miłowaniu, a Antek kryć się z tym musiał, to i głucha, paląca zazdrość parzyła
mu serce.
Nigdy oni nie trzymali ze sobÄ… przyjacielstwa, a zawdy siÄ™ boczyli na siebie i od-
grażali przed ludzmi, że to i każdy z nich miał się za najmocniejszego chłopa we wsi,
ale teraz z dnia na óień rosła w nich złość do siebie i zawziętość, iż po jakimś tygo-
dniu to się już nie witali, a przechoóili mimo, krzesząc ślepiami jako te dwa wilki
rozsrożone.
Mateusz nie był zły ni nieużyty, a nasprzeciw, serce miał wspomogliwe i szeroką
rÄ™kÄ™, jeno zbyt dufaÅ‚ w siebie, zbyt siÄ™ wynosiÅ‚ nad drugie i za nic jew ¹ sobie ważyÅ‚,
a i tę miał jeszcze wadę, że za takiego się miał kawalera, któremu żadna óiewucha
się nie oparła, lubił się tym puszyć, rozpowiadać, byle ino przodować we wszystkim.
Więc i teraz w smak mu to szło i rad gadał, że Antek robi u niego i słucha się we
wszystkim, a w oczy pokornie patrzy jak ta trusia, byle go ino z roboty nie wygonił.
òiwno to byÅ‚o znajÄ…cym Antka, ale jak miarkowali, że siÄ™ chÅ‚op upokorzyÅ‚
i przygiął, byle ino roboty nie stracić, a drugie zasię dowoóili, że z tego wyjdą jeszcze
historie, bo Antek nie daruje i nie óiś, to jutro odb3e swoje, i gotowi byli nawet
o zakład iść, że Mateusza spierze na kwaśne jabłko.
Juści, że Antek o tych gadkach nie wieóiał, bo do chałup nie zaglądał, znajom-
ków wym3ał bez słowa, a z roboty wprost do domu szedł i na odwrót, ale dobrze
czuł, że tak być musi, bo niezgorzej przezierał Mateusza.
Przyrychtuję ja cię, ścierwo, na taką kapustę, że cię psi nie zjeóą, zmięknie
ci rura, nie bęóiesz się puszył i wynosił wyrwało mu się jednego razu na robocie,
aż Bartek posłyszał i rzekł:
Poniechajcie go, płacą mu za to, by poganiał! Nie rozumiał stary.
Nawet pies mnie mierzi, kiej po próżnicy szczeka.
Za baróo bierzecie do serca, jeszcze siÄ™ wamaw ² zapiecze wÄ…troba, a uważam,
że i do roboty gorącujecie się&
Bo mi zimno rzucił byle co.
Kondycja luóka
Z wolna trza wszystko, po porządku, z wolna, a i Pan Jezus mógł świat stawić
w jeden óieÅ„, a wolaÅ‚ go robić bezw ³ caÅ‚y tyóieÅ„, odpoczywajÄ…cy& robota nie ptak,
nie poÊîunie, a narywaćw t siÄ™ law u mÅ‚ynarza czy tam innego, jaka wam wola i mus&
a Mateusz jest od tego, kiej ten piesek, co strzeże chudoby, bęóiecie się to nań zlili
za szczekanie?&
Powieóiałem, jak to uważam. Góieście to latową porą bywali, żem was we
wsi nie ujrzał? zapytał, aby zmienić rozmowę.
w ¹ tj. ich, innych luói.
w ² ama (gw.) wam.
w ³ z (gw.) przez.
w t ar ać ię przepracowywać się, przedzwigać się.
w u a (gw.) dla.
ł ł i ł o C i Część druga Zima 26
Niecoś się robiło, niecoś świat Boży oglądało, oczy pasło i duszy rosnąć poma-
gało& powiadał wolno obciosując drzewo z drugiej strony, prostował się czasem,
rozciągał, aż mu stawy trzaskały, a fajki z zębów nie puszczał i rad prawił.
Robiłem z Mateuszem przy nowym dworze, ale że poganiał i zwiesnaw v była
na świecie, pachniało słonko, tom go rzucił, a szli natenczas luóie do Kalwarii
poszedłem z nimi, by odpustu dostąpić i świata coś niecoś przejrzeć.
Daleko to do onej Kalwarii?
Dwa tygodnie szlim, aż za Krakowem, alem nie doszedł. W jednej wsi, góie-
śmy połedniowali, stawiał gospodarz chałupę, a tyle się na tym rozumiał, co koza na
pieprzu, zezliłem się, skląłem juchę, bo drzewa namarnował, i ostałem u niego, że to
Wdowa, Małżeństwo
i prosił. Bez dwa miesiące wyrychtowałem mu dom, że na dwór patrzył, aż mnie za
to chciał swatać ze swoją siostrą, wdową, co w podle na piąciu morgach sieóiała.
Pewnikiem stara.
Bogać ta młoda, ale niczego jeszcze, a jakże, tyla że ino łysawa zóiebko, ko-
ślawa i świdrem patrzała, ale na gębie gładka, kiej bochen, którego myszy bez parę
nieóiel obgryzały, galantaw w kobieta, dobra, wyżerkę miałem sielną a to jajecznicę
z kiełbasą, a to gorzałka z tłustością, a to inne smaki były, a tak się znarowiła do mnie,
że óień w óień pod pierzynę była puszczać gotowa& ażem w nocy się wyniósł we
świat& [ Pobierz całość w formacie PDF ]