[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pękiem dziwacznej biżuterii. Poruszała się w sposób nerwowy i sztuczny. Dla Laury
Whitstable to właśnie było najbardziej czytelną oznaką przemiany. Ktokolwiek myślał
o Ann Prentice, tej sprzed dwóch lat, miał przed oczami obraz kobiety łagodnej, nie-
spiesznej i spokojnej.
Teraz kręciła się tu i tam, przestawiała różne drobiazgi, wygładzała dłonią nie istnie-
jące zmarszczki na obiciach, jednocześnie zasypując gościa całą serią pytań, choć odpo-
wiedzi na nie najwyrazniej nie docierały do jej świadomości.
To już tyle czasu, wieki całe. Oczywiście, czytywałam o tobie w gazetach. I co po-
wiesz o Indiach? Podobno w Stanach było z twojego powodu mnóstwo zamieszania.
Prawda to? Mam nadzieję, że dobrze cię żywiono: befsztyki i cała reszta, tak? Kiedy
wróciłaś?
Dwa tygodnie temu. Dzwoniłam do ciebie, ale nie było cię w domu. Sądzę, że
Edith zapomniała ci o tym powiedzieć.
Biedna staruszka. Z jej pamięcią jest coraz gorzej. Nie, chyba rzeczywiście mó-
wiła mi o twoim telefonie, i nawet zamierzałam oddzwonić, ale wiesz, jak to jest.
Zachichotała. %7łyje się w takim pośpiechu.
To do ciebie niepodobne, Ann. Od kiedy cię znam, zawsze miałaś czas na
wszystko.
96
Doprawdy? Cóż, świat się zmienia Ann odparła wymijająco. Napijesz się
czegoś, Lauro? Dżin z cytryną?
Nie, dziękuję. Nie pijam koktajli.
Jasne. Twój trunek to brandy z wodą sodową. Bardzo proszę. Nalała alkohol do
szklanki, podała ją przyjaciółce i wróciła do barku, by przyrządzić sobie koktajl.
Co u Sarah? zapytała Laura.
Odpowiedz była dość wymijająca:
Och, wszystko w porządku. Rzadko się widujemy. Gdzie jest dżin? Edith! Edith!
Weszła Edith.
Dlaczego nie ma ani kropli dżinu?
Pewnie się skończył odparła służąca.
Tego już za wiele, Edith. Ile razy mam ci powtarzać, że dom powinien być odpo-
wiednio zaopatrzony w alkohol!
Na mój rozum jest, i to aż zanadto.
Dosyć! krzyknęła Ann. Masz w tej chwili wyjść i postarać się o butelkę
dżinu.
Czy ja dobrze słyszę? W tej chwili?
Tak, w tej chwili.
Kiedy drzwi zamknęły się za służącą, Ann powiedziała ze złością:
Zapomina o wszystkim. Ona jest beznadziejna!
Dobrze, już dobrze, moja droga, nie unoś się tak. Usiądz wreszcie i opowiedz mi
wszystko o sobie.
Nie ma o czym opowiadać roześmiała się Ann.
Wychodziłaś gdzieś właśnie? Pewnie cię zatrzymuję?
Och, nie, nie. I tak czekam na przyjaciela.
Na pułkownika Granta?
Biednego starego Jamesa? Skądże. Ostatnio prawie go nie widuję.
A to dlaczego?
Ci starzejący się mężczyzni są, wierz mi, koszmarnie nudni. James jest kochany,
oczywiście, lecz te jego rozwlekłe, nie kończące się opowieści doprowadzają mnie do
rozpaczy. Ann wzruszyła ramionami. To okropne z mojej strony, wiem, ale nic na
to nie poradzę!
Nie powiedziałaś mi nic o Sarah. Ma jakiegoś chłopaka?
Och, i to ilu. Chwała Bogu, Sarah cieszy się dużym wzięciem... Nie zniosłabym
drętwej, nijakiej córki.
A zatem nie ma kogoś jednego, od serca?
No cóżżż... Trudno powiedzieć. Dziewczęta nie zwierzają się swoim matkom ze
wszystkiego, sama wiesz.
97
A co z młodym Geraldem Lloydem, tym, o którego trochę się niepokoiłaś?
Och, wyjechał do Ameryki, czy gdzie indziej. Na szczęście to skończona historia.
%7łe też ty o nim pamiętasz!
Pamiętam każdy szczegół z życia twojej córki. Jestem do niej bardzo przywią-
zana.
To miło z twojej strony, Lauro. No więc z Sarah wszystko w porządku. Jest trochę
samolubna i męcząca, lecz przypuszczam, że to kwestia wieku. Za jakiś czas...
Zadzwonił telefon i Ann poderwała się z miejsca.
Halo? Ach, to ty, kochanie... Przestań, proszę. Oczywiście, że cię kocham... Tak, po-
zwól, że zajrzę do kalendarzyka... O rety, gdzieś mi się zapodział... Ależ tak, w porząd-
ku... Zatem wtorek... Petit Chat... Tak... Tak... To zabawne, jak ten Johnnie kompletnie się
zalał... No wiesz, wszyscy byliśmy trochę wstawieni... Jasne, pasuje mi...
Odłożyła słuchawkę i z nutą satysfakcji, zadającej kłam słowom, rzuciła uwagę:
Ach, te telefony. Dzwonią jak dzień długi.
Do tego w końcu służą oschle zauważyła Laura Whitstable. Coś mi się zdaje,
że prowadzisz bardzo wesołe życie, Ann.
Człowiek nie może poprzestać jedynie na wegetowaniu, moja droga. Och, sły-
szysz? Czyżby Sarah wróciła?
W tejże chwili z hallu doleciał głos dziewczyny:
Kto taki, Edith? Laura Whitstable? Och, to wspaniale!
Do salonu wpadła jak burza atrakcyjna, młoda kobieta, o niezwykle wdzięcznej twa-
rzy i równie powabnej figurze. Po dawnej dziewczęcej kanciastości i trzpiotowatości nie
zostało ani śladu. Laura Whitstable wpatrywała się w nią jak urzeczona.
Stając przed obliczem chrzestnej matki, Sarah rozpromieniła się i ucałowała ją ser-
decznie.
Lauro, moja kochana! Jak to dobrze, że wreszcie jesteś. Doprawdy, wyglądasz cu-
downie w tym kapeluszu, niby angielska królowa na wakacjach w Tyrolu.
Bezczelny dzieciak powiedziała Laura, śmiejąc się do chrzestnej córki.
Wcale nie żartuję. Jesteś rzeczywiście wielką figurą, nawet nie próbuj zaprzeczać,
moje ty kochanie.
A ty z kolei jesteś bardzo urodziwą młodą damą!
Och, to tylko ten makijaż.
Znów zadzwonił telefon. Tym razem Sarah podniosła słuchawkę.
Halo? Kto mówi? Tak, jest tutaj. To do ciebie, mamo. Jak zwykle.
Sarah oddała słuchawkę matce, a sama przysiadła na poręczy fotela Laury.
Mama odbiera telefony przez cały dzień powiedziała, śmiejąc się.
Uspokój się, Sarah, nic nie słyszę rzuciła Ann ostro. Tak... Chyba tak... Nie,
w przyszłym tygodniu jestem bardzo zajęta... Zajrzę do kalendarzyka. Sarah, znajdz mi
98
kalendarzyk. Pewnie jest na nocnej szafce. Sarah wyszła z pokoju. Ależ tak Ann
kontynuowała rozmowę wiem, co masz na myśli... Tak, to bardzo zobowiązujące...
Naprawdę, kochanie?... Tak, jeżeli o mnie chodzi... Tak, mam na myśli Edwarda... Ja...
Sarah podsunęła matce kalendarzyk. O, już sprawdzam daty... Nie, z piątku ni-
ci...Tak, ostatecznie mogę... A zatem w porządku, spotkamy się u Smithów... Och tak,
zgadzam się. Ona jest przerazliwie nudna.
Odłożyła słuchawkę na widełki, protestując głośno:
Mam dość tych telefonów! Zaczynam się już gubić...
Ależ mamo, ty je uwielbiasz. I uwielbiasz wychodzić z domu, dobrze wiesz.
Sarah zwróciła się do Laury Whitstable z zapytaniem: Nie uważasz, że marna wy-
gląda niesamowicie elegancko w tej nowej fryzurze? Całe lata młodsza, prawda?
Ann uśmiechnęła się sztucznie.
Sarah nie pozwala mi pogrążyć się w urokach wieku średniego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
pękiem dziwacznej biżuterii. Poruszała się w sposób nerwowy i sztuczny. Dla Laury
Whitstable to właśnie było najbardziej czytelną oznaką przemiany. Ktokolwiek myślał
o Ann Prentice, tej sprzed dwóch lat, miał przed oczami obraz kobiety łagodnej, nie-
spiesznej i spokojnej.
Teraz kręciła się tu i tam, przestawiała różne drobiazgi, wygładzała dłonią nie istnie-
jące zmarszczki na obiciach, jednocześnie zasypując gościa całą serią pytań, choć odpo-
wiedzi na nie najwyrazniej nie docierały do jej świadomości.
To już tyle czasu, wieki całe. Oczywiście, czytywałam o tobie w gazetach. I co po-
wiesz o Indiach? Podobno w Stanach było z twojego powodu mnóstwo zamieszania.
Prawda to? Mam nadzieję, że dobrze cię żywiono: befsztyki i cała reszta, tak? Kiedy
wróciłaś?
Dwa tygodnie temu. Dzwoniłam do ciebie, ale nie było cię w domu. Sądzę, że
Edith zapomniała ci o tym powiedzieć.
Biedna staruszka. Z jej pamięcią jest coraz gorzej. Nie, chyba rzeczywiście mó-
wiła mi o twoim telefonie, i nawet zamierzałam oddzwonić, ale wiesz, jak to jest.
Zachichotała. %7łyje się w takim pośpiechu.
To do ciebie niepodobne, Ann. Od kiedy cię znam, zawsze miałaś czas na
wszystko.
96
Doprawdy? Cóż, świat się zmienia Ann odparła wymijająco. Napijesz się
czegoś, Lauro? Dżin z cytryną?
Nie, dziękuję. Nie pijam koktajli.
Jasne. Twój trunek to brandy z wodą sodową. Bardzo proszę. Nalała alkohol do
szklanki, podała ją przyjaciółce i wróciła do barku, by przyrządzić sobie koktajl.
Co u Sarah? zapytała Laura.
Odpowiedz była dość wymijająca:
Och, wszystko w porządku. Rzadko się widujemy. Gdzie jest dżin? Edith! Edith!
Weszła Edith.
Dlaczego nie ma ani kropli dżinu?
Pewnie się skończył odparła służąca.
Tego już za wiele, Edith. Ile razy mam ci powtarzać, że dom powinien być odpo-
wiednio zaopatrzony w alkohol!
Na mój rozum jest, i to aż zanadto.
Dosyć! krzyknęła Ann. Masz w tej chwili wyjść i postarać się o butelkę
dżinu.
Czy ja dobrze słyszę? W tej chwili?
Tak, w tej chwili.
Kiedy drzwi zamknęły się za służącą, Ann powiedziała ze złością:
Zapomina o wszystkim. Ona jest beznadziejna!
Dobrze, już dobrze, moja droga, nie unoś się tak. Usiądz wreszcie i opowiedz mi
wszystko o sobie.
Nie ma o czym opowiadać roześmiała się Ann.
Wychodziłaś gdzieś właśnie? Pewnie cię zatrzymuję?
Och, nie, nie. I tak czekam na przyjaciela.
Na pułkownika Granta?
Biednego starego Jamesa? Skądże. Ostatnio prawie go nie widuję.
A to dlaczego?
Ci starzejący się mężczyzni są, wierz mi, koszmarnie nudni. James jest kochany,
oczywiście, lecz te jego rozwlekłe, nie kończące się opowieści doprowadzają mnie do
rozpaczy. Ann wzruszyła ramionami. To okropne z mojej strony, wiem, ale nic na
to nie poradzę!
Nie powiedziałaś mi nic o Sarah. Ma jakiegoś chłopaka?
Och, i to ilu. Chwała Bogu, Sarah cieszy się dużym wzięciem... Nie zniosłabym
drętwej, nijakiej córki.
A zatem nie ma kogoś jednego, od serca?
No cóżżż... Trudno powiedzieć. Dziewczęta nie zwierzają się swoim matkom ze
wszystkiego, sama wiesz.
97
A co z młodym Geraldem Lloydem, tym, o którego trochę się niepokoiłaś?
Och, wyjechał do Ameryki, czy gdzie indziej. Na szczęście to skończona historia.
%7łe też ty o nim pamiętasz!
Pamiętam każdy szczegół z życia twojej córki. Jestem do niej bardzo przywią-
zana.
To miło z twojej strony, Lauro. No więc z Sarah wszystko w porządku. Jest trochę
samolubna i męcząca, lecz przypuszczam, że to kwestia wieku. Za jakiś czas...
Zadzwonił telefon i Ann poderwała się z miejsca.
Halo? Ach, to ty, kochanie... Przestań, proszę. Oczywiście, że cię kocham... Tak, po-
zwól, że zajrzę do kalendarzyka... O rety, gdzieś mi się zapodział... Ależ tak, w porząd-
ku... Zatem wtorek... Petit Chat... Tak... Tak... To zabawne, jak ten Johnnie kompletnie się
zalał... No wiesz, wszyscy byliśmy trochę wstawieni... Jasne, pasuje mi...
Odłożyła słuchawkę i z nutą satysfakcji, zadającej kłam słowom, rzuciła uwagę:
Ach, te telefony. Dzwonią jak dzień długi.
Do tego w końcu służą oschle zauważyła Laura Whitstable. Coś mi się zdaje,
że prowadzisz bardzo wesołe życie, Ann.
Człowiek nie może poprzestać jedynie na wegetowaniu, moja droga. Och, sły-
szysz? Czyżby Sarah wróciła?
W tejże chwili z hallu doleciał głos dziewczyny:
Kto taki, Edith? Laura Whitstable? Och, to wspaniale!
Do salonu wpadła jak burza atrakcyjna, młoda kobieta, o niezwykle wdzięcznej twa-
rzy i równie powabnej figurze. Po dawnej dziewczęcej kanciastości i trzpiotowatości nie
zostało ani śladu. Laura Whitstable wpatrywała się w nią jak urzeczona.
Stając przed obliczem chrzestnej matki, Sarah rozpromieniła się i ucałowała ją ser-
decznie.
Lauro, moja kochana! Jak to dobrze, że wreszcie jesteś. Doprawdy, wyglądasz cu-
downie w tym kapeluszu, niby angielska królowa na wakacjach w Tyrolu.
Bezczelny dzieciak powiedziała Laura, śmiejąc się do chrzestnej córki.
Wcale nie żartuję. Jesteś rzeczywiście wielką figurą, nawet nie próbuj zaprzeczać,
moje ty kochanie.
A ty z kolei jesteś bardzo urodziwą młodą damą!
Och, to tylko ten makijaż.
Znów zadzwonił telefon. Tym razem Sarah podniosła słuchawkę.
Halo? Kto mówi? Tak, jest tutaj. To do ciebie, mamo. Jak zwykle.
Sarah oddała słuchawkę matce, a sama przysiadła na poręczy fotela Laury.
Mama odbiera telefony przez cały dzień powiedziała, śmiejąc się.
Uspokój się, Sarah, nic nie słyszę rzuciła Ann ostro. Tak... Chyba tak... Nie,
w przyszłym tygodniu jestem bardzo zajęta... Zajrzę do kalendarzyka. Sarah, znajdz mi
98
kalendarzyk. Pewnie jest na nocnej szafce. Sarah wyszła z pokoju. Ależ tak Ann
kontynuowała rozmowę wiem, co masz na myśli... Tak, to bardzo zobowiązujące...
Naprawdę, kochanie?... Tak, jeżeli o mnie chodzi... Tak, mam na myśli Edwarda... Ja...
Sarah podsunęła matce kalendarzyk. O, już sprawdzam daty... Nie, z piątku ni-
ci...Tak, ostatecznie mogę... A zatem w porządku, spotkamy się u Smithów... Och tak,
zgadzam się. Ona jest przerazliwie nudna.
Odłożyła słuchawkę na widełki, protestując głośno:
Mam dość tych telefonów! Zaczynam się już gubić...
Ależ mamo, ty je uwielbiasz. I uwielbiasz wychodzić z domu, dobrze wiesz.
Sarah zwróciła się do Laury Whitstable z zapytaniem: Nie uważasz, że marna wy-
gląda niesamowicie elegancko w tej nowej fryzurze? Całe lata młodsza, prawda?
Ann uśmiechnęła się sztucznie.
Sarah nie pozwala mi pogrążyć się w urokach wieku średniego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]