[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie będzie się z nim bić.
- W ogóle nie jesteśmy do siebie podobni - zawołała.
- A właśnie, że tak. Na to, kim teraz jesteśmy, wpłynęli nasi ojcowie. Twój wychował cię tak, byś zajęła
miejsce syna, którego nie miał. A potem odszedł, a ty przejęłaś jego obowiązki.
- On nie odszedł. Umarł na atak serca. To nie była jego wina.
- Ale ty go obwiniasz.
- Jak śmiesz!
- Tak jest, obwiniasz go. Za to, że zostawił cię z tymi wszystkimi nieporadnymi kobietami, którymi
musiałaś się zająć. Za to, że straciłaś szansę na ukończenie college’u i zrealizowanie własnych marzeń.
- Nie..
Dillon nie słuchał.
- A teraz o mnie. Cholera! Przy moim starym twój ojciec to anioł. Stary nauczył mnie tylko tego, że moje
życie jest nic niewarte. Wszystko stało się wbrew jego woli, bo matka umarła, gdy miałem dwa lata. Nigdy
mnie nie kochał. Ciągle mówił, że przeszkadzam, że wolałby, bym się nie narodził. To przez niego
stawiałem czoło niebezpieczeństwom, po to, by pokazać, że jestem coś wart. Że nie jestem tylko
smarkaczem, synem tego wykolejeńca, Lonnie’ego McKenny.
Słowa Dillona poruszyły Cat do głębi. Złość zamieniła się w nagłą sympatię dla zranionego dziecka. Przez
chwilę oczyma duszy oglądała małego chłopca, bosego, brudnego i siedzącego przed sklepem w Red Dog
City. Ściskał w dłoni kawałek bułki, którą niewątpliwie kupił mu ktoś litościwy, i szarpał ją zębami, jakby
od kilku dni nie jadł.
- Dobrze pamiętasz, jaki byłem - powiedział ochryple. Cat spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich ból i
wstyd.
- Dillonie, ja...
- Nic nie mów. Nie potrzebuję litości. Oboje przyjmowaliśmy wyzwania. Ty, za ojca, utrzymywałaś całą
rodzinę. Ja ryzykowałem życie przy każdej możliwej okazji.
- Dillonie, proszę...
- Oboje mamy około trzydziestu pięciu lat i jesteśmy samotni. Unikamy prawdziwego ryzyka. Nie mamy
ani partnerów, ani dzieci.
Tego już nie mogła zaakceptować.
- Bardzo wielu ludzi w naszym wieku nie ma rodzin. Choćby Bob Tamberlaine, Lizzie Spooner czy Adora.
Nim skończyła, żałowała, że wspomniała o siostrze. Zbyt wiele spraw, o których nie chciała mówić,
wiązało się z Adora.
Dillon dobrze o tym wiedział.
- Aha, Adora. To też część problemu. Nie cały, oczywiście, ale jego lwia część. Od tego się zaczyna.
- Nie chcę mówić o...
Dillon puścił jej ramię szybko, ze złością.
- To żadna nowość. Oczywiście, że nie chcesz mówić o Adorze. W ogóle nie chcesz mówić, a zwłaszcza o
niczym, co mogłoby zburzyć mur pomiędzy nami.
Cat cofnęła się, ale Dillon mówił dalej:
- Będziesz wymyślać różne rzeczy i wmawiać sobie, że facet to tylko kłopot. W ten sposób masz
wymówkę, by trzymać się od mężczyzn z daleka.
Tego już nie mogła znieść. Obróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z Dillonem.
30
- To nieprawda - powiedziała. Nie brzmiało to zbyt przekonywająco, nawet dla niej samej.
- Być może kiedyś w to uwierzysz. Cholera, a jeśli już w to uwierzyłaś? Zapamiętaj raz na zawsze -
pomiędzy mną a Adorą nie ma niczego poza przyjaźnią.
- Powiedziałeś to Adorze?
- Oczywiście, że tak.
Zaskoczona, przez chwilę milczała.
- Kiedy?
- Wczoraj w nocy.
- Ja... To znaczy... o której z nią rozmawiałeś? I gdzie?
Spojrzał na Cat podejrzliwie i wzruszył ramionami.
- Po zamknięciu baru pojechałem do jej mieszkania i tam rozmawialiśmy. Dlaczego pytasz?
- Co jej powiedziałeś?
- To samo, co powiedziałem tobie parę tygodni temu. Że to, co było kiedyś między nami, dawno się
skończyło. Szesnaście lat temu.
- To wszystko?
- Powiedziałem też, co czuję do ciebie. Że mnie pociągasz i chcę się do ciebie zbliżyć, ale nie dajesz mi
szansy.
- I co na to Adora?
- Słuchała i kiwała głową. Nie wiem, czy naprawdę w to uwierzyła. Co, do diabła, mogłem jeszcze zrobić?
Cat pomyślała o swojej siostrze i o tym, czego sobie nie powiedziały przez telefon kilka godzin temu.
Muszą odbyć ze sobą długą rozmowę. Zerknęła przez okno, za którym szalała śnieżyca.
- Cat? - zapytał Dillon cicho miękkim głosem. - Dlaczego to takie ważne, kiedy i o której rozmawiałem z
Adorą?
Odwróciła się od okna. Nie powinna mu mówić o zeszłej nocy. Wystarczy już, że widział, jak zrobiła z
siebie idiotkę w rozgrywce ze Spikiem. Nie musiał znać całej reszty.
Podszedł do niej i ukląkł u jej stóp. Skrzywił się z bólu.
- O co chodzi? - zapytał miękkim, czułym i pełnym niepokoju głosem.
- Ja... widziałam w nocy twój samochód pod domem Adory.
- Co?
- Nie mogłam spać, więc wstałam, ubrałam się i pojechałam do ciebie. Siedziałam w samochodzie i
zastanawiałam się, co właściwie robię pod twoim domem. Nie wiedziałam, czy jesteś w środku i czy jesteś
sam. Potem wysiadłam i stukałam w drzwi przez jakiś czas.
- Cat - powiedział z czułością i ujął jej dłonie. Ten gest dodał jej odwagi i wyznała resztę. Opowiedziała, że
pojechała do miasta i zobaczyła jego samochód przed domem Adory.
Kiedy skończyła, zapytał:
- Jeśli chciałaś wiedzieć, co robimy, to czemu nie weszłaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
nie będzie się z nim bić.
- W ogóle nie jesteśmy do siebie podobni - zawołała.
- A właśnie, że tak. Na to, kim teraz jesteśmy, wpłynęli nasi ojcowie. Twój wychował cię tak, byś zajęła
miejsce syna, którego nie miał. A potem odszedł, a ty przejęłaś jego obowiązki.
- On nie odszedł. Umarł na atak serca. To nie była jego wina.
- Ale ty go obwiniasz.
- Jak śmiesz!
- Tak jest, obwiniasz go. Za to, że zostawił cię z tymi wszystkimi nieporadnymi kobietami, którymi
musiałaś się zająć. Za to, że straciłaś szansę na ukończenie college’u i zrealizowanie własnych marzeń.
- Nie..
Dillon nie słuchał.
- A teraz o mnie. Cholera! Przy moim starym twój ojciec to anioł. Stary nauczył mnie tylko tego, że moje
życie jest nic niewarte. Wszystko stało się wbrew jego woli, bo matka umarła, gdy miałem dwa lata. Nigdy
mnie nie kochał. Ciągle mówił, że przeszkadzam, że wolałby, bym się nie narodził. To przez niego
stawiałem czoło niebezpieczeństwom, po to, by pokazać, że jestem coś wart. Że nie jestem tylko
smarkaczem, synem tego wykolejeńca, Lonnie’ego McKenny.
Słowa Dillona poruszyły Cat do głębi. Złość zamieniła się w nagłą sympatię dla zranionego dziecka. Przez
chwilę oczyma duszy oglądała małego chłopca, bosego, brudnego i siedzącego przed sklepem w Red Dog
City. Ściskał w dłoni kawałek bułki, którą niewątpliwie kupił mu ktoś litościwy, i szarpał ją zębami, jakby
od kilku dni nie jadł.
- Dobrze pamiętasz, jaki byłem - powiedział ochryple. Cat spojrzała mu w oczy. Dostrzegła w nich ból i
wstyd.
- Dillonie, ja...
- Nic nie mów. Nie potrzebuję litości. Oboje przyjmowaliśmy wyzwania. Ty, za ojca, utrzymywałaś całą
rodzinę. Ja ryzykowałem życie przy każdej możliwej okazji.
- Dillonie, proszę...
- Oboje mamy około trzydziestu pięciu lat i jesteśmy samotni. Unikamy prawdziwego ryzyka. Nie mamy
ani partnerów, ani dzieci.
Tego już nie mogła zaakceptować.
- Bardzo wielu ludzi w naszym wieku nie ma rodzin. Choćby Bob Tamberlaine, Lizzie Spooner czy Adora.
Nim skończyła, żałowała, że wspomniała o siostrze. Zbyt wiele spraw, o których nie chciała mówić,
wiązało się z Adora.
Dillon dobrze o tym wiedział.
- Aha, Adora. To też część problemu. Nie cały, oczywiście, ale jego lwia część. Od tego się zaczyna.
- Nie chcę mówić o...
Dillon puścił jej ramię szybko, ze złością.
- To żadna nowość. Oczywiście, że nie chcesz mówić o Adorze. W ogóle nie chcesz mówić, a zwłaszcza o
niczym, co mogłoby zburzyć mur pomiędzy nami.
Cat cofnęła się, ale Dillon mówił dalej:
- Będziesz wymyślać różne rzeczy i wmawiać sobie, że facet to tylko kłopot. W ten sposób masz
wymówkę, by trzymać się od mężczyzn z daleka.
Tego już nie mogła znieść. Obróciła się na pięcie i stanęła twarzą w twarz z Dillonem.
30
- To nieprawda - powiedziała. Nie brzmiało to zbyt przekonywająco, nawet dla niej samej.
- Być może kiedyś w to uwierzysz. Cholera, a jeśli już w to uwierzyłaś? Zapamiętaj raz na zawsze -
pomiędzy mną a Adorą nie ma niczego poza przyjaźnią.
- Powiedziałeś to Adorze?
- Oczywiście, że tak.
Zaskoczona, przez chwilę milczała.
- Kiedy?
- Wczoraj w nocy.
- Ja... To znaczy... o której z nią rozmawiałeś? I gdzie?
Spojrzał na Cat podejrzliwie i wzruszył ramionami.
- Po zamknięciu baru pojechałem do jej mieszkania i tam rozmawialiśmy. Dlaczego pytasz?
- Co jej powiedziałeś?
- To samo, co powiedziałem tobie parę tygodni temu. Że to, co było kiedyś między nami, dawno się
skończyło. Szesnaście lat temu.
- To wszystko?
- Powiedziałem też, co czuję do ciebie. Że mnie pociągasz i chcę się do ciebie zbliżyć, ale nie dajesz mi
szansy.
- I co na to Adora?
- Słuchała i kiwała głową. Nie wiem, czy naprawdę w to uwierzyła. Co, do diabła, mogłem jeszcze zrobić?
Cat pomyślała o swojej siostrze i o tym, czego sobie nie powiedziały przez telefon kilka godzin temu.
Muszą odbyć ze sobą długą rozmowę. Zerknęła przez okno, za którym szalała śnieżyca.
- Cat? - zapytał Dillon cicho miękkim głosem. - Dlaczego to takie ważne, kiedy i o której rozmawiałem z
Adorą?
Odwróciła się od okna. Nie powinna mu mówić o zeszłej nocy. Wystarczy już, że widział, jak zrobiła z
siebie idiotkę w rozgrywce ze Spikiem. Nie musiał znać całej reszty.
Podszedł do niej i ukląkł u jej stóp. Skrzywił się z bólu.
- O co chodzi? - zapytał miękkim, czułym i pełnym niepokoju głosem.
- Ja... widziałam w nocy twój samochód pod domem Adory.
- Co?
- Nie mogłam spać, więc wstałam, ubrałam się i pojechałam do ciebie. Siedziałam w samochodzie i
zastanawiałam się, co właściwie robię pod twoim domem. Nie wiedziałam, czy jesteś w środku i czy jesteś
sam. Potem wysiadłam i stukałam w drzwi przez jakiś czas.
- Cat - powiedział z czułością i ujął jej dłonie. Ten gest dodał jej odwagi i wyznała resztę. Opowiedziała, że
pojechała do miasta i zobaczyła jego samochód przed domem Adory.
Kiedy skończyła, zapytał:
- Jeśli chciałaś wiedzieć, co robimy, to czemu nie weszłaś? [ Pobierz całość w formacie PDF ]