[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godzin.
- Dobrze, w takim razie sprowadzam Ninę" do stajni. Przepraszam, staruszko.
- Nigdy nam nie mówiłeś, że Nina" jest koniem.
- Teraz też tego nie mówię. Przykro mi, że musimy ją tu zostawiać tylko dlatego, by zyskać
parę lichych metrów na sekundę.
- Za kilka godzin, Maks, będziemy dziękować Bogu za te parę lichych metrów". A poza tym
zawsze istnieje szansa, że ktoś znajdzie tutaj Ninę".
Bardzo w to wątpię" - pomyślał Maks. A zresztą może to dobrze, że zostawiali j ą tutaj.
Będzie przypominać innym o pierwszej wizycie człowieka w królestwie Jowisza.
Włączył silniki sterujące i delikatnie, stopniowo zwiększając ciąg sprowadził Ninę" w
pobliże olbrzymiej kuli będącej na Discove-ry" modułem podtrzymywania życia. Jego
koledzy na pokładzie dowodzenia nie poświęcili mu wiele uwagi, gdy przelatywał obok
sferycznego okna. Otworzyły się przed nim wrota kosmicznego garażu, potem ukazało się
ramię wysięgnika, do którego starannie przymocował Ninę".
- Wciągnijcie mnie - powiedział, gdy dobiegł go trzask zamykających się zasuw. - To była
jedna z najlepiej zaplanowanych misji poza statkiem: został jeszcze cały kilogram paliwa na
ostatnią podróż,,Niny".
W normalnych warunkach odpalanie silników w przestrzeni kosmicznej nie było niczym
niezwykłym. W przeciwieństwie do startów z powierzchni planet, zawsze dość ryzykownych,
odpalanie w kosmosie było pozbawione najsilniejszych efektów dramatycznych, czyli huku i
ognia. W przypadku drobnej awarii - na przykład gdy silniki nie od razu osiągały pełny ciąg -
istniał zazwyczaj spory margines swobody, dzięki któremu można było wprowadzić poprawki
przez, powiedzmy, dłuższe spalanie. Można też było nie robić nic i dopiero w odpowiednim
punkcie orbity ponowić uruchomienie statku.
Tym razem jednak, gdy odliczanie zbliżało się do zera, napięcie na obydwu statkach osiągnęło
punkt kulminacyjny. Wszyscy zdawa-
227
li sobie sprawę, że był to pierwszy rzeczywisty sprawdzian posłuszeństwa Hala. Oprócz
Floyda, Cumowa i Orłowów nikt nie miał pojęcia o zabezpieczeniu, które zresztą -jak
wszystkie urządzenia -mogło okazać się zawodne.
- Powodzenia, Leonów" - powiedziała Kontrola Lotu na pięć minut przed zapłonem. -
Mamy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Przy okazji, mamy małą prośbę. Przelatując
obok Jowisza, zróbcie nam kilka zbliżeń równika, długość sto piętnaście. Pojawiła się tam
dziwna czarna plama - prawdopodobnie jakieś zawirowanie - o idealnie kolistym kształcie i
średnicy tysiąca kilometrów. Przypomina cień satelity, ale to chyba coś innego".
Tania potwierdziła odbiór, zaznaczając w kilku prostych słowach całkowity brak
zainteresowania obecnie meteorologią Jowisza. Kontrola Lotu wykazywała czasami
niezrównany brak taktu i zrozumienia potrzeb innych.
- Wszystkie systemy działają normalnie - powiedział Hal. - Zapłon za dwie minuty.
To dziwne - pomyślał Floyd - jak często zdarza się, że język i terminologia są trwalsze
aniżeli opisywane przez nie technologie". Zapłon istniał tylko w rakietach chemicznych.
Obecnie, nawet gdyby doszło do zetknięcia się wodoru z tlenem w napędzie nuklearnym czy
plazmowym, panująca tam temperatura była za wysoka, by umożliwić spalanie. Było tam tak
gorąco, że wszystkie związki rozpadały się na pierwiastki.
Floyd w dalszym ciągu rozważał przykłady trwałości języka. Ludzie - szczególnie starsi -
ciągle mówili o wkładaniu filmu do kamery" i napełnianiu baku gazem". W studiach nagrań
słyszało się jeszcze powiedzenie o cięciu taśmy", sięgające dwa pokolenia zapomnianych
technologii wstecz.
Minuta do zapłonu.
Floyd wrócił myślami na statek. Ta minuta była najważniejsza. Prawie od stu lat na
wszystkich wyrzutniach i we wszystkich ośrodkach sterowania lotem było to sześćdziesiąt
sekund najdłuższe z możliwych. Wiele razy jedyną rzeczą, która zdarzała się potem, była
katastrofa. Zawsze jednak pamięta się zwycięstwa. A co przydarzy się nam?
Kusiło go, aby kolejny raz wsunąć rękę do kieszeni, w której spoczywało urządzenie
uruchamiające pułapkę na Hala", mimo że logika mu podpowiadała, iż będzie miał mnóstwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
godzin.
- Dobrze, w takim razie sprowadzam Ninę" do stajni. Przepraszam, staruszko.
- Nigdy nam nie mówiłeś, że Nina" jest koniem.
- Teraz też tego nie mówię. Przykro mi, że musimy ją tu zostawiać tylko dlatego, by zyskać
parę lichych metrów na sekundę.
- Za kilka godzin, Maks, będziemy dziękować Bogu za te parę lichych metrów". A poza tym
zawsze istnieje szansa, że ktoś znajdzie tutaj Ninę".
Bardzo w to wątpię" - pomyślał Maks. A zresztą może to dobrze, że zostawiali j ą tutaj.
Będzie przypominać innym o pierwszej wizycie człowieka w królestwie Jowisza.
Włączył silniki sterujące i delikatnie, stopniowo zwiększając ciąg sprowadził Ninę" w
pobliże olbrzymiej kuli będącej na Discove-ry" modułem podtrzymywania życia. Jego
koledzy na pokładzie dowodzenia nie poświęcili mu wiele uwagi, gdy przelatywał obok
sferycznego okna. Otworzyły się przed nim wrota kosmicznego garażu, potem ukazało się
ramię wysięgnika, do którego starannie przymocował Ninę".
- Wciągnijcie mnie - powiedział, gdy dobiegł go trzask zamykających się zasuw. - To była
jedna z najlepiej zaplanowanych misji poza statkiem: został jeszcze cały kilogram paliwa na
ostatnią podróż,,Niny".
W normalnych warunkach odpalanie silników w przestrzeni kosmicznej nie było niczym
niezwykłym. W przeciwieństwie do startów z powierzchni planet, zawsze dość ryzykownych,
odpalanie w kosmosie było pozbawione najsilniejszych efektów dramatycznych, czyli huku i
ognia. W przypadku drobnej awarii - na przykład gdy silniki nie od razu osiągały pełny ciąg -
istniał zazwyczaj spory margines swobody, dzięki któremu można było wprowadzić poprawki
przez, powiedzmy, dłuższe spalanie. Można też było nie robić nic i dopiero w odpowiednim
punkcie orbity ponowić uruchomienie statku.
Tym razem jednak, gdy odliczanie zbliżało się do zera, napięcie na obydwu statkach osiągnęło
punkt kulminacyjny. Wszyscy zdawa-
227
li sobie sprawę, że był to pierwszy rzeczywisty sprawdzian posłuszeństwa Hala. Oprócz
Floyda, Cumowa i Orłowów nikt nie miał pojęcia o zabezpieczeniu, które zresztą -jak
wszystkie urządzenia -mogło okazać się zawodne.
- Powodzenia, Leonów" - powiedziała Kontrola Lotu na pięć minut przed zapłonem. -
Mamy nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Przy okazji, mamy małą prośbę. Przelatując
obok Jowisza, zróbcie nam kilka zbliżeń równika, długość sto piętnaście. Pojawiła się tam
dziwna czarna plama - prawdopodobnie jakieś zawirowanie - o idealnie kolistym kształcie i
średnicy tysiąca kilometrów. Przypomina cień satelity, ale to chyba coś innego".
Tania potwierdziła odbiór, zaznaczając w kilku prostych słowach całkowity brak
zainteresowania obecnie meteorologią Jowisza. Kontrola Lotu wykazywała czasami
niezrównany brak taktu i zrozumienia potrzeb innych.
- Wszystkie systemy działają normalnie - powiedział Hal. - Zapłon za dwie minuty.
To dziwne - pomyślał Floyd - jak często zdarza się, że język i terminologia są trwalsze
aniżeli opisywane przez nie technologie". Zapłon istniał tylko w rakietach chemicznych.
Obecnie, nawet gdyby doszło do zetknięcia się wodoru z tlenem w napędzie nuklearnym czy
plazmowym, panująca tam temperatura była za wysoka, by umożliwić spalanie. Było tam tak
gorąco, że wszystkie związki rozpadały się na pierwiastki.
Floyd w dalszym ciągu rozważał przykłady trwałości języka. Ludzie - szczególnie starsi -
ciągle mówili o wkładaniu filmu do kamery" i napełnianiu baku gazem". W studiach nagrań
słyszało się jeszcze powiedzenie o cięciu taśmy", sięgające dwa pokolenia zapomnianych
technologii wstecz.
Minuta do zapłonu.
Floyd wrócił myślami na statek. Ta minuta była najważniejsza. Prawie od stu lat na
wszystkich wyrzutniach i we wszystkich ośrodkach sterowania lotem było to sześćdziesiąt
sekund najdłuższe z możliwych. Wiele razy jedyną rzeczą, która zdarzała się potem, była
katastrofa. Zawsze jednak pamięta się zwycięstwa. A co przydarzy się nam?
Kusiło go, aby kolejny raz wsunąć rękę do kieszeni, w której spoczywało urządzenie
uruchamiające pułapkę na Hala", mimo że logika mu podpowiadała, iż będzie miał mnóstwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]