[ Pobierz całość w formacie PDF ]

modląc się w duchu, aby pocisk tylko go drasnął. Dłoń była czysta, poczuł więc
niesłychaną ulgę. Strzelanina trwała nadal. Shae zaczął czołgać się po korytarzu.
Nagle zaświtało mu, że dźwięk dochodził z sypialni. W chwilę potem
uprzytomnił sobie, że hałas nie pochodzi z zewnątrz, tylko z przenośnego
telewizora, który stał na biurku. Zatrzymał się w drzwiach. Przeszukał wzrokiem
pokój. Nie zobaczył nic podejrzanego, więc wczołgał się do środka. Teraz widział
fotel stojący obok łóżka. Serce mu zamarło, gdy ujrzał, że ktoś w nim siedzi.
Uniósł głowę i przyglądał się niesamowicie owłosionym plecom. Co teraz? Był
nieuzbrojony. „Trzeba było wziąć wazę albo parasol ze stojaka” – pomyślał. Ze
swego miejsca nie mógł ocenić wzrostu mężczyzny – żadna kobieta nie mogła
być tak owłosiona – ale to nie miało znaczenia. Przyczołgał się do łóżka i uniósł
nieco.
Oczy rozszerzyły mu się ze zdumienia, a potem zwęziły z niedowierzania,
gdy rozpoznał, kto był przyczyną zamieszania. W fotelu siedziała Magnolia ze
wzrokiem wlepionym w Hossa Cartwrighta, ponurego szeryfa, Ojca, Adama i
Małego Joe’ego galopujących przez dziewiętnastocalowy ekran w pogoni za
trójką mężczyzn w ogromnych czarnych kapeluszach.
– Magnolia! – ryknął zirytowany, zrywając się na nogi.
Magnolia obejrzała się i oczy zaokrągliły się jej na dźwięk
zdenerwowanego głosu. Shae rzucił się przez łóżko, aby odebrać małpce pilota.
– Oddaj mi to! Jak tu weszłaś?
Małpka popatrzyła z niewinną miną na niewielki otwór w ścianie tuż przy
podwójnych szklanych drzwiach prowadzących na patio.
– Cholera, psie drzwiczki – mruknął Malone, natychmiast pojmując, co się
stało. Babka kazała zamontować wejście dla psa, aby jej ulubieniec, mały bokser,
mógł wchodzić i wychodzić, kiedy tylko miał na to ochotę. „Trzeba je
natychmiast zamurować” – pomyślał.
Zapinając po drodze spodnie i koszulę, powędrował boso do kuchni i
zastanawiał się, po jakim czasie Harri spostrzeże, że jedno ze zwierząt znów się
zgubiło.
Magnolia objęła jego nogę.
– Słuchaj... nie mogę chodzić w ten sposób – mówił do małpki. Zatrzymał
się, aby ją odczepić, ale na próżno. – Dobrze, wygrałaś. Przynajmniej do czasu, aż
wypiję kawę.
Wszedł do kuchni i poszukał aspiryny. W głowie pulsowało mu, gdy
otwierał buteleczkę i wysypywał tabletki na dłoń. Włożył dwie do ust i popił
wodą. Wtedy sięgnął po ekspres do kawy. Nalał do niego wody, włączył, po czym
zaaplikował sobie kilka kropli do nosa. Spojrzał gniewnie na zegarek i
wymamrotał coś o ludziach, którzy robią z domu zwierzyniec.
Magnolia zachichotała, a gdy schylił się do lodówki, wspięła się na jego
ramię. Otworzył drzwi i wyjął resztki pizzy, pojemnik z kotletami z brokułów,
naleśnikami, rangon z krabów i dwie paczki czegoś, co ledwie przypominało
sardynki, oraz cztery skrzydełka kurczaka „na ostro” zawinięte w papierowy
ręcznik. Wreszcie znalazł zawiniątko z bekonem.
Podszedł do wciąż nie rozpakowanego pudła z garnkami i wyjął z hałasem
patelnię.
Kilka minut później zapach bekonu wypełnił cały dom i uchodził przez
otwarte okna.
Zmęczony, wstawił do ekspresu filiżankę i czekał, aż się napełni. Zerknął
na włochatą kulę uczepioną jego ramienia. Jego wzrok napotkał parę
ciekawskich, brązowych paciorków.
– Dlaczego nie przyczepisz się do czegoś innego... na przykład do stołu
albo do pociągu towarowego, jak będzie wyjeżdżał z miasta?
Magnolia ze spokojem wyciągnęła rękę, położyła palec na nosie Shae i
nacisnęła.
– Odczep się, dobrze! – warknął przez nos. Wypił łyk kawy i zastanowił się
po raz kolejny, dlaczego dał się namówić na przyjazd do Cloverdale. Jeżeli tak
dalej pójdzie, to nie ma co marzyć o ukończeniu książki w wyznaczonym
terminie.
Pomyślał o Harriet i natychmiast odsunął od siebie to wspomnienie.
Któregoś dnia będzie musiał jej wyjaśnić, że jest Perrym Bealem – szczególnie
teraz, po tym, jak zaoferowała mu pomoc w pisaniu książki.
Podszedł do szafki, wyjął chleb z pojemnika i włożył dwie kromki do
tostera. Najwyższy czas poważnie porozmawiać z Harriet Whitlock. Z pewnością
nie mógł pozwolić, aby pomagała mu w pracy. I jeszcze jedno: albo będzie
pilnowała zwierząt, albo będą musiały wrócić do zoo. A jeśli będzie miała coś
przeciwko, przypomni jej tylko, że w każdej chwili może sprowadzić komisję
okręgową, dla zbadania, czy normalny obywatel może być zmuszony do
mieszkania w sąsiedztwie pytonów lub zakochanych małp. Niechby dowiedziała
się, co sądzi o tym komisja.
Magnolia zapiszczała z oburzeniem, jak gdyby czytała w jego myślach.
Shae spokojnie podniósł filiżankę do ust, nie zwracając uwagi na zwierzę.
„Nie obrażaj się, staruszko; takie jest życie” – powiedział w myślach.
Harri zatrzymała się przed kuchennymi drzwiami domu Malone’a i
głęboko odetchnęła. Aromat smażonego bekonu zagłuszał zapach zasadzonych
jeszcze przez Eleonorę róż odmiany American Beauty, które rosły wzdłuż [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •