[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podejrzewał, że go opuściła. Niesłusznie. Tego rodzaju
pomysł nawet nie przemknął jej przez głowę, nie tylko
dlatego, że ucieczka oznaczałaby zerwanie umowy.
Przecież nie znam twojego numeru telefonu - wymam-
rotała niepewnie.
A, rzeczywiście! Ja twojego też. Zaraz nadrobimy nie-
dopatrzenie.
Wyjął komórkę z jej torebki, wpisał swój numer i po-
prosił, żeby zrobiła to samo. Gdy spełniła jego prośbę,
wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Trochę pózno o tym pomyśleliśmy - wyjaśniła, nie
kryjąc rozbawienia.
Caleb również nie powstrzymał uśmiechu. Ob-
S
R
serwował jej twarz z coraz większym zachwytem. Po
raz pierwszy widział ją tak odprężoną.
-Kiedy się śmiejesz, jesteś jeszcze piękniejsza
niż zwykle - zauważył, gładząc ją po policzku.
-Chciałbym cię taką częściej widywać.
-Ostatnio raczej nie miałam okazji do śmiechu -
przypomniała. Właściwie nigdy - dodała jedynie
w myślach.
Caleb również spoważniał. Ręka, którą gładził Maggie
po buzi, opadła bezwładnie. Stali naprzeciwko siebie w
napięciu, nie wiedząc, co dalej robić. Caleb pierwszy
przerwał kłopotliwe milczenie:
Upiekłem kurczaka. Masz ochotę spróbować?
Chętnie - rzuciła od niechcenia, żeby nie okazać, jak
bardzo ucieszyła ją perspektywa zjedzenia kolacji w
domu. Wypady do luksusowych restauracji z dnia na
dzień coraz bardziej ją nużyły. Z przyjemnością podą-
żyła za nim do nowoczesnej kuchni.
- Gdzie się nauczyłeś gotować?
We własnym domu. Mama nie dotknęłaby garnków
nawet w obliczu śmierci głodowej. Kiedy po bankruc-
twie taty wróciła do Brazylii, gdzie znalazła sobie bo-
gatszego męża, zaraz zatrudniła kucharkę, ale w Anglii
to ja dbałem, by rodzina nie głodowała.
Dzielny chłopak! Przecież byłeś jeszcze dzieckiem! -
wykrzyknęła Maggie z niekłamanym podziwem, ob-
serwując, z jaką wprawą przyrządza sałatkę. Nagle
przypomniała sobie zasłyszaną
S
R
w dniu pogrzebu Toma opinię. Posłała Calebowi pyta-
jące spojrzenie..- Czy rodzinny dramat zaważył na two-
im postępowaniu? Pan Murpłiy twierdzi, że zwykle
łagodnie traktujesz pokonanych przeciwników. Czy
dlatego wykazujesz tyle zrozumienia, że sam cierpiałeś
niedostatek po bankructwie ojca?
Caleb zastygł w bezruchu z łyżką w ręce. Popatrzył na
nią podejrzliwie.
- Pojąłem aluzję, Maggie, oszczędz mi dalszej psycho-
analizy. Ani ty, ani twój ojczym nie zasłuży
liście na litość. Przekroczyliście wszelkie granice
przyzwoitości.
Maggie pożałowała, że w ogóle otworzyła usta. Chył-
kiem pomknęła ku drzwiom.
- Wezmę szybki prysznic - mruknęła na odchodnym.
Caleb odprowadził ją wzrokiem. Potem jeszcze długo
stał nieruchomo, patrząc niewidzącym wzrokiem na
drzwi. Zanim poruszyła bolesny temat, prawie zapo-
mniał, jak żałosne okoliczności doprowadziły do tego
romansu. Gawędził z nią jak z najbliższą sercu przyja-
ciółką. I nagle zaskoczyła go po raz kolejny. Zarówno
rywale, jak i dziennikarze prasy, radia i telewizji od lat
na próżno usiłowali rozszyfrować fenomen Caleba Ca-
merona. Dopiero kontraktowa kochanka dokonała traf-
nego podsumowania. Rzeczywiście rodzinny dramat
ukształtował jego charakter. Patrząc bezradnie przez
całe lata na zrujnowanego, porzuconego przez chciwą
żonę oj-
S
R
ca, poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by uniknąć
życiowej porażki. Ciężką pracą, praktycznie od zera
stworzył finansowe imperium, początkowo w Rio i
Londynie. W wieku trzydziestu sześciu lat był już wła-
ścicielem firm na całym świecie.
Zacisnął ręce w pięści, odegnał przykre wspomnienia.
Przyrzekł sobie, że nie pozwoli Maggie grać na swych
uczuciach.
Stanęła w drzwiach z wysoko uniesioną głową. Dokła-
dała wszelkich starań, by nie okazać, jak głęboko Caleb
ją zranił.
- Co mam zrobić? - spytała.
Odwrócił głowę, nadal ze zmarszczonymi brwiami.
Widok zatroskanej twarzyczki Maggie wbrew woli
poruszył czułą strunę w jego sercu, lecz zgodnie z
wcześniejszym postanowieniem udał, że nie widzi
smutku w wielkich, zielonych oczach.
Nakryj do stołu, rozłóż sztućce, postaw naczynia.
Tak jest, proszę pana -wycedziła przez zaciśnięte zęby,
pospiesznie otwierając kredens, by nie widział jej twa-
rzy.
Nagle para silnych dłoni objęła ją w talii. Caleb obrócił
ją ku sobie tak szybko, że nie zdążyła złapać oddechu.
Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy.
-Nie próbuj mnie rozgryzć, Maggie. Nie szukam w to-
bie bratniej duszy.
Zanim zdążyła zareagować, pochylił głowę i po-
S
R
całował ją w usta. Przylgnęła do niego całym ciałem w
poszukiwaniu pociechy po świeżo doznanych przykro-
ściach.
- Proszę, nie przestawaj - wyszeptała.
Stanęła na palcach, przyciągnęła jego głowę,
lecz z powodu różnicy wzrostu nie sięgnęła ust. Były
zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy, a równocze-
śnie nieskończenie daleko, jak zakazany owoc.
Caleb nie zdołał odeprzeć pokusy. Posadził Mag-gie na
kuchennym blacie i dalej całował z dziką pasją. Oddy-
chała coraz szybciej, wodziła dłońmi po wspaniałym
torsie, usiłując drżącymi palcami rozpiąć guziki koszu-
li. Gdy zdjął jej sweter i ucałował nabrzmiałe sutki,
serce Maggie przyspieszyło do galopu. Rozpaczliwie
go pragnęła.
- Naprawdę mnie chcesz? Teraz? Tutaj? - wyszeptał.
Dopiero natarczywe pytania Caleba uświadomiły jej, że
głośno wyraziła swe pragnienia. Ponieważ rozszerzone
zrenice i przyspieszony oddech Caleba wyraznie mówi-
ły, że je odwzajemnia, skinęła głową bez słowa. Kiedy
zaczęła całować obnażony tors, wziął ją na ręce, zaniósł
do sypialni i kochał do utraty tchu, aż krzyczała z roz-
koszy. Dopiero dzikie, zachłanne pieszczoty przyniosły
jej chwilowe ukojenie.
Zasiedli do kolacji godzinę po zakończeniu przy-
gotowań do posiłku. Maggie nie mogła sobie wyba-
S
R
czyć, że sprowokowała Caleba, by choć na chwilę za-
pomnieć, że jej uczucia nic go nie obchodzą. Wyrzuca-
ła sobie tchórzostwo, ale wbrew wszelkim postanowie-
niom nie umiała spojrzeć bolesnej prawdzie w oczy.
Oczywiście ledwie ochłonęła po miłosnej gorączce,
rozgoryczenie zaatakowało ze zdwojoną siłą. W dodat-
ku palił ją wstyd, że żebrała o pieszczoty.
- Może jeszcze trochę wina? -wyrwał ją z posępnej
zadumy głos Caleba.
Pokręciła głową, nakryła kieliszek ręką.
- Ejże, czyżby smak moich potraw zepsuł ci nastrój? -
zażartował Całeb, by nieco rozładować atmosferę i przy
okazji dowiedzieć się, o co jej chodzi.
Maggie odwróciła wzrok. Pojęła, że z jego punktu wi-
dzenia nie zaszło nic niezwykłego. Nie wątpiła, że jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Podejrzewał, że go opuściła. Niesłusznie. Tego rodzaju
pomysł nawet nie przemknął jej przez głowę, nie tylko
dlatego, że ucieczka oznaczałaby zerwanie umowy.
Przecież nie znam twojego numeru telefonu - wymam-
rotała niepewnie.
A, rzeczywiście! Ja twojego też. Zaraz nadrobimy nie-
dopatrzenie.
Wyjął komórkę z jej torebki, wpisał swój numer i po-
prosił, żeby zrobiła to samo. Gdy spełniła jego prośbę,
wybuchnęła niepohamowanym śmiechem.
- Trochę pózno o tym pomyśleliśmy - wyjaśniła, nie
kryjąc rozbawienia.
Caleb również nie powstrzymał uśmiechu. Ob-
S
R
serwował jej twarz z coraz większym zachwytem. Po
raz pierwszy widział ją tak odprężoną.
-Kiedy się śmiejesz, jesteś jeszcze piękniejsza
niż zwykle - zauważył, gładząc ją po policzku.
-Chciałbym cię taką częściej widywać.
-Ostatnio raczej nie miałam okazji do śmiechu -
przypomniała. Właściwie nigdy - dodała jedynie
w myślach.
Caleb również spoważniał. Ręka, którą gładził Maggie
po buzi, opadła bezwładnie. Stali naprzeciwko siebie w
napięciu, nie wiedząc, co dalej robić. Caleb pierwszy
przerwał kłopotliwe milczenie:
Upiekłem kurczaka. Masz ochotę spróbować?
Chętnie - rzuciła od niechcenia, żeby nie okazać, jak
bardzo ucieszyła ją perspektywa zjedzenia kolacji w
domu. Wypady do luksusowych restauracji z dnia na
dzień coraz bardziej ją nużyły. Z przyjemnością podą-
żyła za nim do nowoczesnej kuchni.
- Gdzie się nauczyłeś gotować?
We własnym domu. Mama nie dotknęłaby garnków
nawet w obliczu śmierci głodowej. Kiedy po bankruc-
twie taty wróciła do Brazylii, gdzie znalazła sobie bo-
gatszego męża, zaraz zatrudniła kucharkę, ale w Anglii
to ja dbałem, by rodzina nie głodowała.
Dzielny chłopak! Przecież byłeś jeszcze dzieckiem! -
wykrzyknęła Maggie z niekłamanym podziwem, ob-
serwując, z jaką wprawą przyrządza sałatkę. Nagle
przypomniała sobie zasłyszaną
S
R
w dniu pogrzebu Toma opinię. Posłała Calebowi pyta-
jące spojrzenie..- Czy rodzinny dramat zaważył na two-
im postępowaniu? Pan Murpłiy twierdzi, że zwykle
łagodnie traktujesz pokonanych przeciwników. Czy
dlatego wykazujesz tyle zrozumienia, że sam cierpiałeś
niedostatek po bankructwie ojca?
Caleb zastygł w bezruchu z łyżką w ręce. Popatrzył na
nią podejrzliwie.
- Pojąłem aluzję, Maggie, oszczędz mi dalszej psycho-
analizy. Ani ty, ani twój ojczym nie zasłuży
liście na litość. Przekroczyliście wszelkie granice
przyzwoitości.
Maggie pożałowała, że w ogóle otworzyła usta. Chył-
kiem pomknęła ku drzwiom.
- Wezmę szybki prysznic - mruknęła na odchodnym.
Caleb odprowadził ją wzrokiem. Potem jeszcze długo
stał nieruchomo, patrząc niewidzącym wzrokiem na
drzwi. Zanim poruszyła bolesny temat, prawie zapo-
mniał, jak żałosne okoliczności doprowadziły do tego
romansu. Gawędził z nią jak z najbliższą sercu przyja-
ciółką. I nagle zaskoczyła go po raz kolejny. Zarówno
rywale, jak i dziennikarze prasy, radia i telewizji od lat
na próżno usiłowali rozszyfrować fenomen Caleba Ca-
merona. Dopiero kontraktowa kochanka dokonała traf-
nego podsumowania. Rzeczywiście rodzinny dramat
ukształtował jego charakter. Patrząc bezradnie przez
całe lata na zrujnowanego, porzuconego przez chciwą
żonę oj-
S
R
ca, poprzysiągł sobie, że zrobi wszystko, by uniknąć
życiowej porażki. Ciężką pracą, praktycznie od zera
stworzył finansowe imperium, początkowo w Rio i
Londynie. W wieku trzydziestu sześciu lat był już wła-
ścicielem firm na całym świecie.
Zacisnął ręce w pięści, odegnał przykre wspomnienia.
Przyrzekł sobie, że nie pozwoli Maggie grać na swych
uczuciach.
Stanęła w drzwiach z wysoko uniesioną głową. Dokła-
dała wszelkich starań, by nie okazać, jak głęboko Caleb
ją zranił.
- Co mam zrobić? - spytała.
Odwrócił głowę, nadal ze zmarszczonymi brwiami.
Widok zatroskanej twarzyczki Maggie wbrew woli
poruszył czułą strunę w jego sercu, lecz zgodnie z
wcześniejszym postanowieniem udał, że nie widzi
smutku w wielkich, zielonych oczach.
Nakryj do stołu, rozłóż sztućce, postaw naczynia.
Tak jest, proszę pana -wycedziła przez zaciśnięte zęby,
pospiesznie otwierając kredens, by nie widział jej twa-
rzy.
Nagle para silnych dłoni objęła ją w talii. Caleb obrócił
ją ku sobie tak szybko, że nie zdążyła złapać oddechu.
Ujął jej twarz w dłonie i zajrzał głęboko w oczy.
-Nie próbuj mnie rozgryzć, Maggie. Nie szukam w to-
bie bratniej duszy.
Zanim zdążyła zareagować, pochylił głowę i po-
S
R
całował ją w usta. Przylgnęła do niego całym ciałem w
poszukiwaniu pociechy po świeżo doznanych przykro-
ściach.
- Proszę, nie przestawaj - wyszeptała.
Stanęła na palcach, przyciągnęła jego głowę,
lecz z powodu różnicy wzrostu nie sięgnęła ust. Były
zaledwie kilka centymetrów od jej twarzy, a równocze-
śnie nieskończenie daleko, jak zakazany owoc.
Caleb nie zdołał odeprzeć pokusy. Posadził Mag-gie na
kuchennym blacie i dalej całował z dziką pasją. Oddy-
chała coraz szybciej, wodziła dłońmi po wspaniałym
torsie, usiłując drżącymi palcami rozpiąć guziki koszu-
li. Gdy zdjął jej sweter i ucałował nabrzmiałe sutki,
serce Maggie przyspieszyło do galopu. Rozpaczliwie
go pragnęła.
- Naprawdę mnie chcesz? Teraz? Tutaj? - wyszeptał.
Dopiero natarczywe pytania Caleba uświadomiły jej, że
głośno wyraziła swe pragnienia. Ponieważ rozszerzone
zrenice i przyspieszony oddech Caleba wyraznie mówi-
ły, że je odwzajemnia, skinęła głową bez słowa. Kiedy
zaczęła całować obnażony tors, wziął ją na ręce, zaniósł
do sypialni i kochał do utraty tchu, aż krzyczała z roz-
koszy. Dopiero dzikie, zachłanne pieszczoty przyniosły
jej chwilowe ukojenie.
Zasiedli do kolacji godzinę po zakończeniu przy-
gotowań do posiłku. Maggie nie mogła sobie wyba-
S
R
czyć, że sprowokowała Caleba, by choć na chwilę za-
pomnieć, że jej uczucia nic go nie obchodzą. Wyrzuca-
ła sobie tchórzostwo, ale wbrew wszelkim postanowie-
niom nie umiała spojrzeć bolesnej prawdzie w oczy.
Oczywiście ledwie ochłonęła po miłosnej gorączce,
rozgoryczenie zaatakowało ze zdwojoną siłą. W dodat-
ku palił ją wstyd, że żebrała o pieszczoty.
- Może jeszcze trochę wina? -wyrwał ją z posępnej
zadumy głos Caleba.
Pokręciła głową, nakryła kieliszek ręką.
- Ejże, czyżby smak moich potraw zepsuł ci nastrój? -
zażartował Całeb, by nieco rozładować atmosferę i przy
okazji dowiedzieć się, o co jej chodzi.
Maggie odwróciła wzrok. Pojęła, że z jego punktu wi-
dzenia nie zaszło nic niezwykłego. Nie wątpiła, że jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]