[ Pobierz całość w formacie PDF ]
¹- Nazwy drinków
Jej kroki zadudniły w oddali i pozwoliłam nogom opaść swobodnie, prawa strona
mojego ciała uderzyła w ścianę i osunęłam się na dół. Linoleum było chłodne, ale nie
odważyłam się na nie spojrzeć. Byłam pewna, że było tak samo brudne jak podłoga w
klubie a nie chciałam mieć ponownej fali mdłości. Zamknęłam oczy oddychając głęboko i
czekając aż rozjaśni mi się w głowię. W uszach przestało mi dzwonić a intensywność
dochodzących dzwięków uległa rozproszeniu.
Wstałam na drżących nogach używając ściany, aby się podeprzeć i pochyliłam się
nad zlewem. Umyłam ręce i przepłukałam usta. Gorzki posmak metalu pozostał w nich i
przymknęłam oczy, aby nie zwymiotować.
Te moje nowe wampirze zadania poważnie rozpieprzały mój dotychczasowy styl
życia. Nie mogłam dzisiaj pracować. Powrót do baru z tymi przytłaczającymi hałasami,
światłami i zapachami nie przyniesie mi niczego ponad kolejną falą mdłości. Odwróciłam
się tak, aby nie spoglądać w lustro z obawy co mogłabym w nim zobaczyć. Hector czekał
na mnie, kiedy otworzyłam drzwi a na jego przystojnej twarzy widniała mieszanina irytacji i
troski.
O co chodzi Rhiannon?
Starałam się wyglądać najbardziej żałośnie jak to tylko możliwe, co wcale nie było
takie trudne. yle siÄ™ czujÄ™.
To zabieraj tyłek do domu. Nie rozsiewaj mi tu tego gówna po klubie. Ruszył
pośpiesznie w głąb korytarza, trzymając się jak najdalej od tego co uważał, że niechcący
rozprzestrzeniam, zgarniajÄ…c po drodze Cassie na rozmowÄ™.
Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać.
Próbowałam blokować dzwięki dochodzące z klubu wołanie klientów, dudnienie
głośników i Lonniego warczącego na Deene. Moje stopy wydawały się być lżejsze z
każdym krokiem, który prowadził mnie korytarzem ku perspektywie błogiej ciszy. Nie
miałam pojęcia jak do cholery Disco radził sobie z tą całą intensywnością. Na to się nie
zgadzałam, pijąc krew.
Dzwięk metalu drapiącego o metal, gdy otwierałam drzwi sprawił, że zadzwoniło mi
w uszach i odetchnęłam z ulgą, kiedy zamknęły się już cicho. Absorbowałam odgłosy
nocy, rozkoszując się ciszą wiedząc, że już nigdy więcej nie będę uważać ciszy za coś
oczywistego. Nagle mój nos i oczy jakby dostały kopa, pracując na podkręconych
obrotach. Ktoś nadchodził z za rogu i to szybko. Mój zmysł nekromancji ostrzegał mnie na
swój własny sposób, tym dziwacznym odczuciem płynącym z głębi mego ciała.
Wiedziałam, kto nadchodzi i nie był to Disco. Ostrzeżenia Goose'a rozległy się ponownie
w mojej głowie. Mówił, że przyjdą. Cóż pieprzyć mój nieszczęsny tyłek. Miał rację. Trzy
wampiry wyszły z za rogu, odziane podobnie w ciemne gotyckie ubrania, każdy miał
kudłate włosy. Zatrzymali się kilka stóp dalej, pozwalając zachować mi trochę wolnej
przestrzeni, co było z ich strony nieomal szlachetnym gestem. Najwyższy z całej trójki
wystąpił do przodu.
Rhiannon Murphy? Ton jego głosu był nawet przyjemny, mówił dokładnie jak
świadek Jehowy chcący podzielić się z tobą dobrym słowem. Chciałbym zamienić z tobą
słowo.
Stałam zupełnie spokojnie. Skąd do cholery znali moje nazwisko? Może zapytali w
barze. Nie. Deena i Hector prędzej kazaliby im iść pobawić się w chowanego i przelecieć
się nawzajem, niż udzielili jakichkolwiek informacji na temat pracownika.
To nie najlepsza pora.
Szkoda. Wskazał na swoich towarzyszy. Bo to jedyna pora, jaką mamy.
Drzwi otwarły się z przerazliwym zgrzytem metalu, a mój żołądek fiknął salto, nie
obejrzałam się jednak, aby zobaczyć kto to. Mój nos z łatwością odróżnił kwiatowy zapach
ulubionych perfum Deeny.
Rhiannon. Miękki głos Deeny odbił się echem w moich uszach. Hector
powiedział, że jesteś chora. Potrzebujesz czegoś?
Odwróciłam nieznacznie głowę i zawołałam przez ramię. Nic mi nie jest Deena.
Wracaj do środka. Zadzwonię do ciebie pózniej.
Drzwi trzasnęły zamykane i usłyszałam stukot obcasów na chodniku. Niech to
szlag. Wyszła na zewnątrz. Pan wysysająca twarz wydawał się zadowolony tą nagłą
zmianą okoliczności. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.
Czuję się głupio, że prosiłam cię dzisiaj o przyjście powiedziała Deena,
uśmiechając się do wysokiej, przystojnej pijawki. Zlustrowała go z góry na dół i
zamruczała. Czy to twój przyjaciel?
Jestem Evan. Powitał ją niby od niechcenia, ale jego głos zrobił się chrapliwy.
Deena przestała się poruszać, nagle zrobiła się spokojna i cicha jak marmurowy
kamień.
Nie radziłabym ci tego robić warknęłam. Nasi ochroniarze przyjdą jej
szukać. Jest dziś jedyną barmanką i nie będzie długo trwało nim ktoś odkryje jej
nieobecność.
Więc powinniśmy się zbierać. Evan odwrócił się i zaoferował swoje ramię.
Rzuciłam wściekłe spojrzenie żałując, że nadludzka siła nie jest jedną z moich nowych
umiejętności, tak abym mogła oderwać mu to ramię i walnąć go nim w łeb. Jego uśmiech
poszerzył się, gdy obniżył ramię i przesunął się w kierunku Deeny.
Wyciągnął dłoń, aby dotknąć tatuażu przedstawiającego łapę geparda zdobiącego
jej biceps i ryknęłam. Nawet o tym nie myśl, dupku! Sięgnęłam do kieszeni, oplotłam
palce wokół różańca. Zamiast tego odsunął się od niej i zbliżył do mnie. Jego ciemne oczy
błysnęły, kiedy ryknął. Pierwsza rzecz, nad którą popracuję to twoja postawa i
nastawienie.
Wez sobie numerek. Wyciągnęłam różaniec, zaciskając palce wokół
krzyżyka. Jest długa kolejka. Wysunęłam rękę, koraliki przetaczały się po mojej dłoni, po
czym pchnęłam mu je w twarz.
W tej właśnie chwili dowiedziałam się trzech bardzo ważnych rzeczy. Ojciec
Rooney pobłogosławił mój różaniec wręcz idealnie, ciało wampira śmierdzi jak palone
tworzywo sztuczne, gdy płonie oraz tego, że perfekcyjnie krzyczeli, gdy przychodziło co do
czego. Jego krzyk odbijał się echem od kamiennych ścian wypełniających alejkę i wydawał
się niesiony z chodnika aż do samego nieba. Nakrył twarz dłońmi, pochylił się i drżącymi
palcami sprawdzał uszkodzenia.
Złapałam ramię Deeny. Musimy wejść do środka, natychmiast Deena!
Zachwiała się, gdy ją szarpnęłam, ale była nieporuszona i nie odpowiadała.
Dwa inne wampiry znalazły się przy nas. Jeden złapał Deenę, oplatając ramionami
jej szyję. Drugi pchnął mnie na ścianę, uderzyłam podstawą czaszki o kamienie. Pojawił
się Evan i był solidnie wkurzony. Różaniec, którym go poczęstowałam zostawił połączone
ze sobą dziurki wzdłuż całej jego twarzy.
To nie była zbyt inteligentna decyzja. Jego długie, białe kły błysnęły. Moja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
¹- Nazwy drinków
Jej kroki zadudniły w oddali i pozwoliłam nogom opaść swobodnie, prawa strona
mojego ciała uderzyła w ścianę i osunęłam się na dół. Linoleum było chłodne, ale nie
odważyłam się na nie spojrzeć. Byłam pewna, że było tak samo brudne jak podłoga w
klubie a nie chciałam mieć ponownej fali mdłości. Zamknęłam oczy oddychając głęboko i
czekając aż rozjaśni mi się w głowię. W uszach przestało mi dzwonić a intensywność
dochodzących dzwięków uległa rozproszeniu.
Wstałam na drżących nogach używając ściany, aby się podeprzeć i pochyliłam się
nad zlewem. Umyłam ręce i przepłukałam usta. Gorzki posmak metalu pozostał w nich i
przymknęłam oczy, aby nie zwymiotować.
Te moje nowe wampirze zadania poważnie rozpieprzały mój dotychczasowy styl
życia. Nie mogłam dzisiaj pracować. Powrót do baru z tymi przytłaczającymi hałasami,
światłami i zapachami nie przyniesie mi niczego ponad kolejną falą mdłości. Odwróciłam
się tak, aby nie spoglądać w lustro z obawy co mogłabym w nim zobaczyć. Hector czekał
na mnie, kiedy otworzyłam drzwi a na jego przystojnej twarzy widniała mieszanina irytacji i
troski.
O co chodzi Rhiannon?
Starałam się wyglądać najbardziej żałośnie jak to tylko możliwe, co wcale nie było
takie trudne. yle siÄ™ czujÄ™.
To zabieraj tyłek do domu. Nie rozsiewaj mi tu tego gówna po klubie. Ruszył
pośpiesznie w głąb korytarza, trzymając się jak najdalej od tego co uważał, że niechcący
rozprzestrzeniam, zgarniajÄ…c po drodze Cassie na rozmowÄ™.
Nie musiał mi tego dwa razy powtarzać.
Próbowałam blokować dzwięki dochodzące z klubu wołanie klientów, dudnienie
głośników i Lonniego warczącego na Deene. Moje stopy wydawały się być lżejsze z
każdym krokiem, który prowadził mnie korytarzem ku perspektywie błogiej ciszy. Nie
miałam pojęcia jak do cholery Disco radził sobie z tą całą intensywnością. Na to się nie
zgadzałam, pijąc krew.
Dzwięk metalu drapiącego o metal, gdy otwierałam drzwi sprawił, że zadzwoniło mi
w uszach i odetchnęłam z ulgą, kiedy zamknęły się już cicho. Absorbowałam odgłosy
nocy, rozkoszując się ciszą wiedząc, że już nigdy więcej nie będę uważać ciszy za coś
oczywistego. Nagle mój nos i oczy jakby dostały kopa, pracując na podkręconych
obrotach. Ktoś nadchodził z za rogu i to szybko. Mój zmysł nekromancji ostrzegał mnie na
swój własny sposób, tym dziwacznym odczuciem płynącym z głębi mego ciała.
Wiedziałam, kto nadchodzi i nie był to Disco. Ostrzeżenia Goose'a rozległy się ponownie
w mojej głowie. Mówił, że przyjdą. Cóż pieprzyć mój nieszczęsny tyłek. Miał rację. Trzy
wampiry wyszły z za rogu, odziane podobnie w ciemne gotyckie ubrania, każdy miał
kudłate włosy. Zatrzymali się kilka stóp dalej, pozwalając zachować mi trochę wolnej
przestrzeni, co było z ich strony nieomal szlachetnym gestem. Najwyższy z całej trójki
wystąpił do przodu.
Rhiannon Murphy? Ton jego głosu był nawet przyjemny, mówił dokładnie jak
świadek Jehowy chcący podzielić się z tobą dobrym słowem. Chciałbym zamienić z tobą
słowo.
Stałam zupełnie spokojnie. Skąd do cholery znali moje nazwisko? Może zapytali w
barze. Nie. Deena i Hector prędzej kazaliby im iść pobawić się w chowanego i przelecieć
się nawzajem, niż udzielili jakichkolwiek informacji na temat pracownika.
To nie najlepsza pora.
Szkoda. Wskazał na swoich towarzyszy. Bo to jedyna pora, jaką mamy.
Drzwi otwarły się z przerazliwym zgrzytem metalu, a mój żołądek fiknął salto, nie
obejrzałam się jednak, aby zobaczyć kto to. Mój nos z łatwością odróżnił kwiatowy zapach
ulubionych perfum Deeny.
Rhiannon. Miękki głos Deeny odbił się echem w moich uszach. Hector
powiedział, że jesteś chora. Potrzebujesz czegoś?
Odwróciłam nieznacznie głowę i zawołałam przez ramię. Nic mi nie jest Deena.
Wracaj do środka. Zadzwonię do ciebie pózniej.
Drzwi trzasnęły zamykane i usłyszałam stukot obcasów na chodniku. Niech to
szlag. Wyszła na zewnątrz. Pan wysysająca twarz wydawał się zadowolony tą nagłą
zmianą okoliczności. Szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.
Czuję się głupio, że prosiłam cię dzisiaj o przyjście powiedziała Deena,
uśmiechając się do wysokiej, przystojnej pijawki. Zlustrowała go z góry na dół i
zamruczała. Czy to twój przyjaciel?
Jestem Evan. Powitał ją niby od niechcenia, ale jego głos zrobił się chrapliwy.
Deena przestała się poruszać, nagle zrobiła się spokojna i cicha jak marmurowy
kamień.
Nie radziłabym ci tego robić warknęłam. Nasi ochroniarze przyjdą jej
szukać. Jest dziś jedyną barmanką i nie będzie długo trwało nim ktoś odkryje jej
nieobecność.
Więc powinniśmy się zbierać. Evan odwrócił się i zaoferował swoje ramię.
Rzuciłam wściekłe spojrzenie żałując, że nadludzka siła nie jest jedną z moich nowych
umiejętności, tak abym mogła oderwać mu to ramię i walnąć go nim w łeb. Jego uśmiech
poszerzył się, gdy obniżył ramię i przesunął się w kierunku Deeny.
Wyciągnął dłoń, aby dotknąć tatuażu przedstawiającego łapę geparda zdobiącego
jej biceps i ryknęłam. Nawet o tym nie myśl, dupku! Sięgnęłam do kieszeni, oplotłam
palce wokół różańca. Zamiast tego odsunął się od niej i zbliżył do mnie. Jego ciemne oczy
błysnęły, kiedy ryknął. Pierwsza rzecz, nad którą popracuję to twoja postawa i
nastawienie.
Wez sobie numerek. Wyciągnęłam różaniec, zaciskając palce wokół
krzyżyka. Jest długa kolejka. Wysunęłam rękę, koraliki przetaczały się po mojej dłoni, po
czym pchnęłam mu je w twarz.
W tej właśnie chwili dowiedziałam się trzech bardzo ważnych rzeczy. Ojciec
Rooney pobłogosławił mój różaniec wręcz idealnie, ciało wampira śmierdzi jak palone
tworzywo sztuczne, gdy płonie oraz tego, że perfekcyjnie krzyczeli, gdy przychodziło co do
czego. Jego krzyk odbijał się echem od kamiennych ścian wypełniających alejkę i wydawał
się niesiony z chodnika aż do samego nieba. Nakrył twarz dłońmi, pochylił się i drżącymi
palcami sprawdzał uszkodzenia.
Złapałam ramię Deeny. Musimy wejść do środka, natychmiast Deena!
Zachwiała się, gdy ją szarpnęłam, ale była nieporuszona i nie odpowiadała.
Dwa inne wampiry znalazły się przy nas. Jeden złapał Deenę, oplatając ramionami
jej szyję. Drugi pchnął mnie na ścianę, uderzyłam podstawą czaszki o kamienie. Pojawił
się Evan i był solidnie wkurzony. Różaniec, którym go poczęstowałam zostawił połączone
ze sobą dziurki wzdłuż całej jego twarzy.
To nie była zbyt inteligentna decyzja. Jego długie, białe kły błysnęły. Moja [ Pobierz całość w formacie PDF ]