[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale podejrzewam, że zostawiła sobie coś na czarną godzinę.
 I myślisz, że spróbują cię załatwić?
 Owszem. Pomyśl tylko, Sandy. W obecnej sytuacji Trudy na niczym by
tak nie zależało jak na mojej śmierci. Gdyby zdołała się mnie pozbyć, mogłaby
zatrzymać dla siebie wszystko, co ma, i zapomnieć o roszczeniach towarzystwa
ubezpieczeniowego. Znam ją dobrze. Liczy się dla niej jedynie forsa i odpowiedni
styl życia.
 Tylko w jaki sposób. . .
 Wszystko da się załatwić, Sandy. Nie takie numery już wyczyniano.
Patrick oznajmił to stanowczym, pewnym tonem człowieka, który dopuścił się
najcięższej zbrodni i ma być za nią osądzony. Kiedy McDermott to sobie uświa-
domił, serce w nim zamarło.
 To nawet nie byłoby takie trudne  dodał Lanigan z roziskrzonym wzro-
kiem; zmarszczki w kącikach jego oczu zbiegły się w drobniutką siateczkę.
 Rozumiem, tylko co ja miałbym zrobić? Samemu objąć straż przed drzwia-
mi twojej izolatki?
 Wystarczy przejąć inicjatywę, Sandy.
 Jak?
 Najpierw powiedz jej adwokatowi, że dostałeś anonimową wiadomość, iż
Lance poszukuje płatnego zabójcy. Rzuć tę uwagę mimochodem, pod koniec dzi-
siejszego spotkania. Facet powinien być na tyle zaszokowany zdjęciami i doku-
mentami, żeby przyjąć wszystko na wiarę. Powiedz mu, że zamierzasz również
powiadomić gliniarzy. Niechybnie natychmiast zadzwoni do Lance a, ale tamten
żarliwie zaprzeczy. Niemniej wiarygodność jego klientów sporo ucierpi. Nato-
miast Trudy przyjmie z odrazą myśl, że ktoś ją podejrzewa o snucie razem z ko-
chankiem niecnych planów. A pózniej przedstaw tę samą bajeczkę o anonimowej
informacji szeryfowi i chłopcom z FBI. Powiedz, że bardzo się martwisz o moje
bezpieczeństwo, i poproś ich, by porozmawiali z Trudy i Lance em na temat tych
niepokojących plotek. Naprawdę znam ją dobrze, Sandy. Gotowa byłaby ozło-
cić Lance a za każdą próbę ratowania jej majątku, ale nie będzie chciała mieć
z tym nic wspólnego, jeśli się przekona, że może zostać pociągnięta do odpowie-
155
dzialności. Po pierwszych pytaniach gliniarzy w tej sprawie powinna się z niej
błyskawicznie wycofać.
 Widzę, że dobrze to sobie przemyślałeś. Coś jeszcze?
 Owszem. Na samym końcu rozpuść plotkę wśród dziennikarzy. Najlepiej
by było, gdybyś znalazł jakiegoś zaufanego reportera. . .
 To nie będzie trudne.
 Ale mnie naprawdę chodzi o zaufanego człowieka.
 Załatwione.
 Jesteś pewien? Przeglądałem gazety i wybrałem kilka nazwisk. Sprawdz
tych ludzi i wybierz takiego, który ci się najbardziej spodoba. Możesz mu obie-
cać, że jeśli teraz zgodzi się opublikować nie potwierdzone plotki, pózniej do-
stanie wyłączność na opisanie całej prawdy. Powinien na to pójść. A wystarczy
mu jedynie wspomnieć, że szeryf zaczyna sprawdzać pogłoski o żonie usiłują-
cej wynająć płatnego zabójcę, żeby w ten sposób zachować bezprawnie zdobyte
odszkodowanie. Temat jest na tyle sensacyjny, że dziennikarz pewnie nawet nie
będzie szukał potwierdzenia informacji. W końcu nie on jeden zajmuje się na co
dzień publikowaniem rozmaitych plotek.
Sandy sporządzał notatki, nie mogąc się nadziwić, jak doskonale jego klient
jest na wszystko przygotowany. Wreszcie schował długopis, zamknął notatnik
i zapytał:
 Ile tego jeszcze masz w zanadrzu?
 Takich teczek?
 Aha.
 W sumie ze dwadzieścia kilogramów. Przed wyjazdem zgromadziłem ma-
teriały w wynajętym pomieszczeniu w Mobile.
 Co w nich jest?
 Same brudy.
 Czyje?
 Moich byłych wspólników, innych osób. . . Sam się przekonasz.
 Kiedy?
 Już niedługo, Sandy.
Adwokat Trudy, J. Murray Riddleton, był jowialnym, otyłym sześćdziesię-
ciolatkiem specjalizującym się w dwóch dziedzinach: głośnych i nieprzyjemnych
rozwodów oraz finansowego doradztwa w zakresie wystąpień przeciwko agen-
cjom rządowym. Stanowił dość osobliwy zlepek kontrastów: był dobrze sytuowa-
ny, lecz zle się ubierał, sposób wyrażania się przeczył wysokiej inteligencji, na-
wet jego przyjazny uśmiech zawierał odcień ironii, a złośliwość nie szła w pa-
rze z łagodnym charakterem. Obszerne biuro w centrum Mobile było zaśmiecone
przestarzałymi podręcznikami prawa i aktami sprzed wielu lat. Uprzejmie powi-
156
tał w progu Sandy ego, wskazał mu krzesło i zaproponował drinka. W końcu, jak
nadmienił, minęła już siedemnasta. McDermott jednak odmówił, toteż Riddleton
sobie także niczego nie nalał.
 Jak się miewa nasz chłopczyk?  zapytał, uśmiechając się od ucha do
ucha.
 To znaczy?
 Nie żartuj. Mówię o Patricku. Znalazłeś już te zaginione pieniądze?
 Nie wiedziałem nawet, że powinienem ich szukać.
Murray potraktował to widocznie jako dowcip, gdyż śmiał się rubasznie przez
kilkanaście sekund. Prawdopodobnie nawet do głowy mu nie przyszło, że to spo-
tkanie może mieć inny przebieg od tego, jaki zaplanował. Na skraju biurka piętrzył
się wielki stos różnych dokumentów.
 Widziałem twoją klientkę wczoraj wieczorem w telewizji  zagaił Sandy
 w tym łzawym programie. . . Jak on się nazywa?
 Inside Journal. Czyż nie była cudowna? A jej córka wyglądała jak praw-
dziwa laleczka. Obie naprawdę wiele wycierpiały.
 Mój klient żąda stanowczo, aby twoja klientka zaniechała wszelkich pu-
blicznych wystąpień oraz komentarzy dotyczących ich małżeństwa i rozwodu.
 Twój klient może pocałować moją klientkę w dupę, podobnie jak ty możesz
pocałować mnie.
 Wstrzymam się z tymi czułościami, podobnie jak mój klient.
 Posłuchaj, synu. Jestem naprawdę starym wygą. Możesz gadać, co chcesz,
robić, co chcesz, i wypisywać różne bzdury. Prawa mojej klientki zabezpiecza
konstytucja.  Tu wskazał szereg zakurzonych i pokrytych pajęczynami grubych
ksiąg, zebranych na półce przy oknie.  %7łądania twego klienta zostały odrzuco-
ne. Moja klientka ma pełne prawo występować, gdzie i kiedy zechce. Nie dość, że
została znieważona przez twojego klienta, to jeszcze staje przed bardzo niepewną
przyszłością.
 Rozumiem. Chciałem tylko wyjaśnić nasze stanowiska.
 No to chyba wszystko jest jasne, prawda?
 Owszem. W takiej sytuacji nie będzie żadnych problemów z uzyskaniem
rozwodu. Twoja klientka może też zachować pełne prawa rodzicielskie.
 Stukrotne dzięki. Cóż za wspaniałomyślność!
 Mój klient nie zamierza się nawet domagać możliwości okresowych kon-
taktów z dziewczynką.
 I bardzo mądrze. Porzucił rodzinę na cztery lata, więc teraz trudno byłoby
mu wyjaśnić nagły przypływ ojcowskich uczuć.
 Powód jest nieco inny.
Sandy sięgnął do aktówki, odnalazł w teczce z dokumentami wynik analizy
kodu DNA i położył kartkę przed Riddletonem, który nagle spoważniał i skrzywił
się z obrzydzeniem.
157
 Co to jest?  zapytał podejrzliwym tonem.
 Coś, co warto przeczytać  odparł McDermott.
Murray sięgnął do kieszeni płaszcza po okulary i niedbałym ruchem wetknął je
na nos. Odsunął od siebie formularz na wyciągnięcie ręki i zaczął powoli czytać.
Już po paru sekundach na jego twarzy pojawił się wyraz osłupienia, kiedy zaś
doszedł do końca drugiej strony, mimowolnie się przygarbił.
 To straszne, prawda?  odezwał się Sandy, kiedy tamten podniósł wzrok
znad kartki.
 Tylko nie próbuj mnie pocieszać. Jestem przekonany, że ten wynik analizy
da się jakoś wytłumaczyć.
 Możesz być pewien, że wytłumaczenie jest tylko jedno. A w świetle prze-
pisów obowiązujących w Alabamie wynik testu DNA jest wiążący w wypadkach
ustalania ojcostwa. Z pewnością nie jestem takim starym wygą jak ty, domyślam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •