[ Pobierz całość w formacie PDF ]
paleolicie, kiedy symbioza ze środowiskiem była najdoskonalsza. Pózniej jest już tylko coraz
szybszy upadek...
Profesor A. zauważył, że Celina słucha z roztargnieniem, przerwał i spytał, dlaczego rybak,
nazwiskiem Gozdzik, którego zdjęcie zamieszczono kiedyś na pierwszej stronie "Polityki", był tak
smutny.
- To moje zdjęcie - pochwaliła się szybko Celina.
- Wiem. - Tym razem uśmiechnął się jeszcze i zmarszczkami wokół oczu, a Celina strasznie
się zdziwiła, że ktokolwiek może pamiętać jej zdjęcie.
Paweł nie potrafił wyjaśnić skąd wiedział. Pewne rzeczy wie się od zawsze. Kiedy wrócił z
wojska do zakładu, było po wszystkim. - Po czym, spytała Celina. Okazało się, że ma na myśli
strajki po podwyżce cen w siedemdziesiątym szóstym roku. Od nich wyrzucono za strajk
czterdziestu ludzi; od razu zaczął ich szukać. - Po co, zapytała Celina. Kiedy ich znalazł, wyjaśniło
się, że się boją i już się nie nadają do niczego. Celina nie spytała, do czego mieliby się nadawać, bo
Paweł znowu coś wiedział od zawsze. %7łe mianowicie przyjdzie wreszcie miejsce i czas i tę walkę
trzeba będzie "z nimi" stoczyć. Celinie zrobiło się przykro, ponieważ ani ona, ani Janusz nigdy nie
myśleli o stoczeniu walki z nimi. Paweł zgodził się: inteligencja tak, inteligencja kupiła To, jako
pomysł na życie, ale robotnicy nigdy. Byliśmy biedni, mówił, a Celina wyobraziła sobie jego ojca,
jak wstaje o czwartej nad ranem, zakłada ubranie kupione na raty, zawija w nieświeży śniadaniowy
papier kawałek czarnego salcesonu i w ciemnościach idzie na przystanek. Sąsiedzi dookoła byli
równie biedni, ale To nigdy nie było ich. Import, wschód, cudze zapożyczone sprawy, nigdy ich.
Celinie, z niejasnych dla niej powodów, znowu zrobiło się przykro.
Paweł przeglądał książki, które Celina sobie przynosiła, a najchętniej czytał
Kucharzewskiego. Szukał w nim histoii terrorystów w Narodnej Woli, które pózniej ze
szczegółami opowiadał, miał bowiem zwyczaj streszczania przeczytanych książek. Nie było na to
żadnej rady, opowiadał nawet osobom, od których dopiero co książkę pożyczył. Wyobraz sobie -
mówił Celinie - uwięziony Diegajew wysyła z aresztu list do żandarma Sudiejkina i proponuje
współpracę. Sudiejkin go wypuszcza, ale Diegajew wszystko wyznaje innemu rewolucjoniście,
który każe mu Sudiejkina zabić. Kupuje dwa łomy, wagi pół puda i długości jednego arszyna każdy
i z dwoma wspólnikami przychodzi do mieszkania żandarma. Strzela z pistoletu i trafia w brzuch,
ale tamten z przestrzelonym brzuchem ucieka do gabinetu. W gabinecie czeka wspólnik z łomem i
wali go po głowie. Sudiejkin z przestrzelonym brzuchem i rozwaloną głową biegnie do ubikacji,
ale tam czeka na niego...
- Błagam cię - nie wytrzymywała Celina, bo radosny ryk Pawła słychać było z pewnością
na całej klatce schodowej, a już na pewno piętro niżej, gdzie mieszkał pan, pracujący w Pałacu
Mostowskich. Więc Paweł ciszej już, za to z ogromnym podziwem dodawał, że wiele lat pózniej
Diegajew odnalazł się w Ameryce w stanie Południowa Dakota, jako Aleksander Pall. Skończył
matematykę, został profesorem uniwersytetu, pisał po angielsku naukowe rozprawy, ożenił się z
młodą Amerykanką i głosował na republikanów. Umarł mając sześćdziesiąt sześć lat, otoczony
powszechnym szacunkiem.
Celina zrewanżowała się Pawłowi historią Mikołaja Kibalczyca, konstruktora bomby, którą
zabito Aleksandra II. Człowiek ów miał przez całe życie jedno marzenie: zbudować maszynę
zdolną przenosić w powietrzu ludzi jak automobil. Niestety, działalność rewolucyjna wciąż
przeszkadzała mu w realizacji. Kiedy znalazł się w więzieniu, przystąpił wreszcie do prac.
Pospiesznie zaczął szkicować na ścianach celi rysunki i wzory matematyczne. Dostał papier, dziełu
nadał tytuł: "Projekt aparatu lotniczego byłego studenta Instytutu Dróg i Komunikacji Mikołaja [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
paleolicie, kiedy symbioza ze środowiskiem była najdoskonalsza. Pózniej jest już tylko coraz
szybszy upadek...
Profesor A. zauważył, że Celina słucha z roztargnieniem, przerwał i spytał, dlaczego rybak,
nazwiskiem Gozdzik, którego zdjęcie zamieszczono kiedyś na pierwszej stronie "Polityki", był tak
smutny.
- To moje zdjęcie - pochwaliła się szybko Celina.
- Wiem. - Tym razem uśmiechnął się jeszcze i zmarszczkami wokół oczu, a Celina strasznie
się zdziwiła, że ktokolwiek może pamiętać jej zdjęcie.
Paweł nie potrafił wyjaśnić skąd wiedział. Pewne rzeczy wie się od zawsze. Kiedy wrócił z
wojska do zakładu, było po wszystkim. - Po czym, spytała Celina. Okazało się, że ma na myśli
strajki po podwyżce cen w siedemdziesiątym szóstym roku. Od nich wyrzucono za strajk
czterdziestu ludzi; od razu zaczął ich szukać. - Po co, zapytała Celina. Kiedy ich znalazł, wyjaśniło
się, że się boją i już się nie nadają do niczego. Celina nie spytała, do czego mieliby się nadawać, bo
Paweł znowu coś wiedział od zawsze. %7łe mianowicie przyjdzie wreszcie miejsce i czas i tę walkę
trzeba będzie "z nimi" stoczyć. Celinie zrobiło się przykro, ponieważ ani ona, ani Janusz nigdy nie
myśleli o stoczeniu walki z nimi. Paweł zgodził się: inteligencja tak, inteligencja kupiła To, jako
pomysł na życie, ale robotnicy nigdy. Byliśmy biedni, mówił, a Celina wyobraziła sobie jego ojca,
jak wstaje o czwartej nad ranem, zakłada ubranie kupione na raty, zawija w nieświeży śniadaniowy
papier kawałek czarnego salcesonu i w ciemnościach idzie na przystanek. Sąsiedzi dookoła byli
równie biedni, ale To nigdy nie było ich. Import, wschód, cudze zapożyczone sprawy, nigdy ich.
Celinie, z niejasnych dla niej powodów, znowu zrobiło się przykro.
Paweł przeglądał książki, które Celina sobie przynosiła, a najchętniej czytał
Kucharzewskiego. Szukał w nim histoii terrorystów w Narodnej Woli, które pózniej ze
szczegółami opowiadał, miał bowiem zwyczaj streszczania przeczytanych książek. Nie było na to
żadnej rady, opowiadał nawet osobom, od których dopiero co książkę pożyczył. Wyobraz sobie -
mówił Celinie - uwięziony Diegajew wysyła z aresztu list do żandarma Sudiejkina i proponuje
współpracę. Sudiejkin go wypuszcza, ale Diegajew wszystko wyznaje innemu rewolucjoniście,
który każe mu Sudiejkina zabić. Kupuje dwa łomy, wagi pół puda i długości jednego arszyna każdy
i z dwoma wspólnikami przychodzi do mieszkania żandarma. Strzela z pistoletu i trafia w brzuch,
ale tamten z przestrzelonym brzuchem ucieka do gabinetu. W gabinecie czeka wspólnik z łomem i
wali go po głowie. Sudiejkin z przestrzelonym brzuchem i rozwaloną głową biegnie do ubikacji,
ale tam czeka na niego...
- Błagam cię - nie wytrzymywała Celina, bo radosny ryk Pawła słychać było z pewnością
na całej klatce schodowej, a już na pewno piętro niżej, gdzie mieszkał pan, pracujący w Pałacu
Mostowskich. Więc Paweł ciszej już, za to z ogromnym podziwem dodawał, że wiele lat pózniej
Diegajew odnalazł się w Ameryce w stanie Południowa Dakota, jako Aleksander Pall. Skończył
matematykę, został profesorem uniwersytetu, pisał po angielsku naukowe rozprawy, ożenił się z
młodą Amerykanką i głosował na republikanów. Umarł mając sześćdziesiąt sześć lat, otoczony
powszechnym szacunkiem.
Celina zrewanżowała się Pawłowi historią Mikołaja Kibalczyca, konstruktora bomby, którą
zabito Aleksandra II. Człowiek ów miał przez całe życie jedno marzenie: zbudować maszynę
zdolną przenosić w powietrzu ludzi jak automobil. Niestety, działalność rewolucyjna wciąż
przeszkadzała mu w realizacji. Kiedy znalazł się w więzieniu, przystąpił wreszcie do prac.
Pospiesznie zaczął szkicować na ścianach celi rysunki i wzory matematyczne. Dostał papier, dziełu
nadał tytuł: "Projekt aparatu lotniczego byłego studenta Instytutu Dróg i Komunikacji Mikołaja [ Pobierz całość w formacie PDF ]