[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z laminowanym blatem, posadziła przy nim Tomka,
zawiązała mu na szyi ściereczkę i odłupała czubek jajka
na miękko, które tymczasem ugotowała. Tomek siedział
spokojnie i wcinał ze smakiem.
Wiktoria zrobiła sobie kawę i przysiadła obok niego.
- Chciałbyś pójść dzisiaj nad wodę? - zagadnęła.
Maluch przestał jeść i wgapił się w nią. Po podbródku
spływało mu żółtko. Podczas gdy je wycierała, dał się
słyszeć odgłos otwierania i zamykania drzwi wejściowych,
a potem kroki na schodach. Po chwili w kuchni pojawiła
siÄ™ Ellen.
- Dzień dobry! - przywitała ją Wiktoria.
- O, ranny ptaszek z pani!
- Tomek nie dał mi dłużej spać.
- Przyszłam zobaczyć, czy nie trzeba pomóc go nakar
mić, ale widzę, że pani dała sobie radę sama.
Ellen miała dziwny sposób mówienia, gdyż z tonu jej
głosu trudno było wywnioskować, czy wyraża aprobatę
czy dezaprobatę. Również wyraz jej twarzy był zawsze taki
150
sam - oczka jak główki szpilek i zasznurowane usta.
Pomiędzy rzadkimi siwymi włosami, ściągniętymi do tyłu
w ciasny koczek, przeświecała skóra czaszki. Ellen skur
czyła się z wiekiem, gdyż jej ponadczasowe stroje wy
glądały tak, jakby były o numer za duże. Ręce miała silne
i zręczne, skórę zaczerwienioną od ciężkiej roboty, stawy
zgrubiałe, a palce pokrzywione jak korzenie. Założyła je
na podołku swego kwiecistego fartucha i czekała na
polecenia, jakby w jej życiu nie było miejsca na leniu
chowanie. Wiktoria zastanawiała się, ile też ona może
mieć lat.
- Może napije się pani ze mną kawy? - zaproponowała.
- O nie, nie pijam kawy, bo mi szkodzi.
- To może herbaty?
- Nie, dziękuję, piłam już swoją herbatę.
- No więc czemu pani nie usiądzie? Szkoda nóg!
Obawiała się, że i ta propozycja zostanie odrzucona, ale
może niewinne spojrzenie Tomka podziałało na staruszkę
zachęcająco, bo przysunęła sobie krzesło i usiadła u szczytu
stołu.
- Papusiaj jajeczko, skarbie! - zwróciła się do chłop
ca, a w stronę Wiktorii rzuciła: - Jakaż to urocza
dziecina!
- Pani lubi dzieci, prawda?
- O, bardzo! W Benchoile zawsze było dużo dzieci.
Najwidoczniej Ellen przyszła, żeby popatrzeć na Tom
ka, a przy okazji trochę poplotkować, bo nie potrwało
długo, a rozgadała się na dobre.
- Nastałam tu bawić Charliego, jak był malutki. On
był najmłodszy z chłopców. Oczywiście zajmowałam się
wszystkimi, ale tylko Charlie był mój. Wie pani, że on jest
teraz w Ameryce? Ożenił się z Amerykanką!
Kiedy mówiła, jej ręce poruszały się nieustannie. Sma
rowała masłem grzankę dla Tomka i kroiła ją na małe
kawałki, tak jakby Wiktoria nie mogła tego zrobić
sama.
151
- Tak mi przykro, że przyjechaliśmy nie w porę...
Wiktoria wróciła do dręczącego ją problemu. - Po prostu
nie wiedzieliśmy...
Urwała, zmieszana, i pożałowała, że w ogóle poruszyła
ten temat. Ellen jednak mówiła, jak gdyby nigdy nic:
- Chodzi pani o to, że nasz pan umarł tak nagle
i dopiero co był pogrzeb?
- Tak, właśnie.
- Piękny miał pogrzeb. Stawiły się wszystkie ważne
persony z okolicy.
- O, na pewno.
- Nasz pan był strasznie samotny, bo nie miał własnych
dzieci. Pani pułkownikowa bardzo się martwiła, że nie
może urodzić. Pamiętam, jak mówiła: Popatrz Ellen,
pokój dziecinny stoi pusty, czeka na dzieci, a tu chyba nie
będzie ani jednego!" No i nie było.
Mówiąc to, wsadziła Tomkowi w rączkę następny
kawałek grzanki.
- I co się z nią stało? - podtrzymała rozmowę Wikto
ria.
- Umarła, chyba z pięć lat temu. To była piękna pani,
zawsze roześmiana... - Nagle zmieniła temat i zwróciła się
do Tomka: - Papusiaj, papusiaj, pyszne śniadanko.
- Czy pani ukochany chłopczyk, to znaczy Charlie, miał
dzieci?
- Tak, ma syna. Jakiż to był sprytny chłopaczek!
Zwykle przyjeżdżał tu na wakacje i wszyscy troje świetnie
się bawili. Jakie pikniki urządzali na wzgórzach albo na
plaży w Creagan! Zawsze się wymawiałam, że mam za
dużo roboty w domu, żeby jeszcze łazić po piknikach, ale
John mi na to odpowiadał: Musisz pójść z nami, Ellen,
bo bez ciebie piknik siÄ™ nie liczy!"
- Więc syn Charliego ma na imię John?
- Tak, na cześć pana pułkownika.
- Na pewno brakowało go pani, kiedy musiał wracać
do Ameryki?
152 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
z laminowanym blatem, posadziła przy nim Tomka,
zawiązała mu na szyi ściereczkę i odłupała czubek jajka
na miękko, które tymczasem ugotowała. Tomek siedział
spokojnie i wcinał ze smakiem.
Wiktoria zrobiła sobie kawę i przysiadła obok niego.
- Chciałbyś pójść dzisiaj nad wodę? - zagadnęła.
Maluch przestał jeść i wgapił się w nią. Po podbródku
spływało mu żółtko. Podczas gdy je wycierała, dał się
słyszeć odgłos otwierania i zamykania drzwi wejściowych,
a potem kroki na schodach. Po chwili w kuchni pojawiła
siÄ™ Ellen.
- Dzień dobry! - przywitała ją Wiktoria.
- O, ranny ptaszek z pani!
- Tomek nie dał mi dłużej spać.
- Przyszłam zobaczyć, czy nie trzeba pomóc go nakar
mić, ale widzę, że pani dała sobie radę sama.
Ellen miała dziwny sposób mówienia, gdyż z tonu jej
głosu trudno było wywnioskować, czy wyraża aprobatę
czy dezaprobatę. Również wyraz jej twarzy był zawsze taki
150
sam - oczka jak główki szpilek i zasznurowane usta.
Pomiędzy rzadkimi siwymi włosami, ściągniętymi do tyłu
w ciasny koczek, przeświecała skóra czaszki. Ellen skur
czyła się z wiekiem, gdyż jej ponadczasowe stroje wy
glądały tak, jakby były o numer za duże. Ręce miała silne
i zręczne, skórę zaczerwienioną od ciężkiej roboty, stawy
zgrubiałe, a palce pokrzywione jak korzenie. Założyła je
na podołku swego kwiecistego fartucha i czekała na
polecenia, jakby w jej życiu nie było miejsca na leniu
chowanie. Wiktoria zastanawiała się, ile też ona może
mieć lat.
- Może napije się pani ze mną kawy? - zaproponowała.
- O nie, nie pijam kawy, bo mi szkodzi.
- To może herbaty?
- Nie, dziękuję, piłam już swoją herbatę.
- No więc czemu pani nie usiądzie? Szkoda nóg!
Obawiała się, że i ta propozycja zostanie odrzucona, ale
może niewinne spojrzenie Tomka podziałało na staruszkę
zachęcająco, bo przysunęła sobie krzesło i usiadła u szczytu
stołu.
- Papusiaj jajeczko, skarbie! - zwróciła się do chłop
ca, a w stronę Wiktorii rzuciła: - Jakaż to urocza
dziecina!
- Pani lubi dzieci, prawda?
- O, bardzo! W Benchoile zawsze było dużo dzieci.
Najwidoczniej Ellen przyszła, żeby popatrzeć na Tom
ka, a przy okazji trochę poplotkować, bo nie potrwało
długo, a rozgadała się na dobre.
- Nastałam tu bawić Charliego, jak był malutki. On
był najmłodszy z chłopców. Oczywiście zajmowałam się
wszystkimi, ale tylko Charlie był mój. Wie pani, że on jest
teraz w Ameryce? Ożenił się z Amerykanką!
Kiedy mówiła, jej ręce poruszały się nieustannie. Sma
rowała masłem grzankę dla Tomka i kroiła ją na małe
kawałki, tak jakby Wiktoria nie mogła tego zrobić
sama.
151
- Tak mi przykro, że przyjechaliśmy nie w porę...
Wiktoria wróciła do dręczącego ją problemu. - Po prostu
nie wiedzieliśmy...
Urwała, zmieszana, i pożałowała, że w ogóle poruszyła
ten temat. Ellen jednak mówiła, jak gdyby nigdy nic:
- Chodzi pani o to, że nasz pan umarł tak nagle
i dopiero co był pogrzeb?
- Tak, właśnie.
- Piękny miał pogrzeb. Stawiły się wszystkie ważne
persony z okolicy.
- O, na pewno.
- Nasz pan był strasznie samotny, bo nie miał własnych
dzieci. Pani pułkownikowa bardzo się martwiła, że nie
może urodzić. Pamiętam, jak mówiła: Popatrz Ellen,
pokój dziecinny stoi pusty, czeka na dzieci, a tu chyba nie
będzie ani jednego!" No i nie było.
Mówiąc to, wsadziła Tomkowi w rączkę następny
kawałek grzanki.
- I co się z nią stało? - podtrzymała rozmowę Wikto
ria.
- Umarła, chyba z pięć lat temu. To była piękna pani,
zawsze roześmiana... - Nagle zmieniła temat i zwróciła się
do Tomka: - Papusiaj, papusiaj, pyszne śniadanko.
- Czy pani ukochany chłopczyk, to znaczy Charlie, miał
dzieci?
- Tak, ma syna. Jakiż to był sprytny chłopaczek!
Zwykle przyjeżdżał tu na wakacje i wszyscy troje świetnie
się bawili. Jakie pikniki urządzali na wzgórzach albo na
plaży w Creagan! Zawsze się wymawiałam, że mam za
dużo roboty w domu, żeby jeszcze łazić po piknikach, ale
John mi na to odpowiadał: Musisz pójść z nami, Ellen,
bo bez ciebie piknik siÄ™ nie liczy!"
- Więc syn Charliego ma na imię John?
- Tak, na cześć pana pułkownika.
- Na pewno brakowało go pani, kiedy musiał wracać
do Ameryki?
152 [ Pobierz całość w formacie PDF ]