[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wystającego z niej sznurka zawadził o spust pistoletu.
Przez CB dolatywał głos kolegi, ponieważ Bubba nie mógł znieść ciszy i z powrotem
włączył radionadajniki i telefon. Kleks chyba się lepiej poczuł, pomyślał z odrobiną złośliwości
Bubba. Ale nie miał mu nic do powiedzenia.
 Kleks do Bubby. Kryjesz się przede mną, facet? Dzwoniła twoja królowa i mówi, że się
jeszcze nie pokazałeś.
Bubba miał zaczerwienione i załzawione oczy. Nie mógł oddychać nosem. Zaczepił koszulą
o dzwignię zmiany biegów. Kleksowi nie zamykały się usta, a w dodatku zadzwonił telefon.
Bubba nie odebrał. Leżał z głową na starym dywaniku i zastanawiał się, w jaki sposób uwolnić
colta. Z podrażnionego nosa pociekła krew.
Zdziwił się na dzwięk głośnego, stanowczego pukania w szybę kierowcy. Drgnął i jęknął,
gdy uderzył ramieniem w dzwignię zmiany biegów i wrzucił bieg wsteczny. Natychmiast prawą
ręką wcisnął hamulec, z powrotem nastawił skrzynię biegów na pozycję  parkowanie i wsunął
się na fotel, żeby odetchnąć. Przestraszył się, kiedy podporucznik Budget gwałtownie otworzył
drzwi.
 Prawie mnie przejechałeś, łajdaku!  W oczach policjanta widać było wściekłość, w dłoni
trzymał pistolet.  Wysiadać i ręce do góry! Dalej!
 Co ja zrobiłem?  jęknął Bubba, wycierając twarz w rękaw. Pociągnął nosem.
 Wysiadać!
Bubba posłuchał. Oślepiły go promienie słońca. Był zmęczony, zakrwawiony i brudny.
 Rozstawić nogi, ręce na samochód!  polecił Budget.
Przeszukał go, ale nic nie znalazł.
 Dlaczego się chowałeś na podłodze?  zapytał, chowając broń do kabury.
 Nie chowałem się!
 Gówno prawda.
 Królowa skopie ci tyłek.  Na antenę powrócił Kleks.  Brzęczy, że jeszcze nie wróciłeś.
Gdzieś tak zabalował, kolego?
 Mogę mu powiedzieć, że nie mam czasu na rozmowę?  zapytał Bubba.
 Nie ruszać się!  rozkazał Budget.
Policjant zajrzał przez okno na skłębioną na podłodze matę. Sądząc po reakcji, Bubba
domyślił się, że tamten zauważył uwięziony pod fotelem rewolwer. Bubba znieruchomiał.
Rozpacz i przerażenie targały nim jak trzęsienie ziemi, gdy policjant wolnym ruchem odpiął
kajdanki od pasa i zacisnął mu je na nadgarstkach, a potem wezwał przez radio posiłki i oficera
śledczego.
Brazil nie słyszał wezwania, bo nadal miał wyłączony radionadajnik. Obserwujący pomnik
Weed wyglądał jak w transie. Brazil ugiął nogi. Gumowa pałka i latarka uwierały go w żebra.
Pocił się w nowoczesnej kamizelce kuloodpornej, a kolana nazbyt miał przyzwyczajone do gry w
tenisa, żeby długo siedzieć w kucki lub klęczeć.
Już chciał wkroczyć do akcji, gdy chłopak dotknął pomnika. Przesunął dłoń po numerze na
koszulce. Zwiesił głowę, jego ramionami wstrząsnął szloch.
Weed otarł oczy opadającym rękawem bluzy, ciesząc się, że nikt nie widział jego płaczu.
Nigdy w ten sposób nie okazywał słabości, nawet gdy ojciec go bił lub gdy straszył go Dymek.
Niczego nie czuł, gdy inni zapominali o jego urodzinach, gdy koledzy go lekceważyli, nie
zapraszali na imprezy lub nie mógł brać udziału w meczach koszykówki. Przypominał sobie, że
po raz ostatni płakał w sierpniu, kiedy uprawiającego jogging brata potrącił samochód na
przejściu dla pieszych.
Tego typu płacz nie miał żadnego sensu, chyba że Weed w samotności wspominał Twistera
pochowanego na cmentarzu w północnej części miasta. To Twister zachęcał młodszego brata do
malowania, śmiał się i robił wiele wrzawy na widok jego szalonych projektów i rysunków. Sam
Twister był sławny, miał dobre stopnie, ale rysować nie potrafił wcale. Nie umiał dobierać
kolorów ciuchów ani farb do wymalowania pokoju.
Zawsze mówił o Weedzie  ten cholerny geniusz . Używał dokładnie takiego określenia.
Chłopiec żałował, że Twister nie może podziwiać tego pomnika. Chętnie wysłuchałby jego
pochwał. Chciałby, żeby Twister stłukł Dymka albo nawet go zabił, a wtedy Weed nie musiałby
się już ukrywać, mógłby wrócić na lekcje plastyki i na próby orkiestry.
Azy popłynęły mu po policzkach na wspomnienie mediów nazywających Twistera
 huraganem szalejącym na boisku koszykówki . Był wysoki jak dąb i przystojny, dziewczyny
wieszały w pokojach plakaty z jego wizerunkiem. Gdyby zechciał, mógłby zostać gwiazdorem
filmowym albo modelem.
Mieli z Twisterem tylko siebie nawzajem, chodzili pływać do stawu w starym
kamieniołomie, starszy brat zabierał Weeda na pasaż Regency i do Bullets na hamburgery.
Oczywiście uczęszczali razem także na mecze, Twister siadał przed Weedem i na oczach tysięcy
widzów od czasu do czasu odwracał się do niego i mrugał porozumiewawczo. Weed bardzo za
nim tęsknił i nie przyjmował do wiadomości, że brat odszedł na zawsze.
 Ty wszystko wiesz, nie?  Opanowując szlochanie, zwrócił się do zmarłego starszego
brata.  Widzisz, co zrobiłem? Ciężko się napracowałem, sam, w ciemnościach. Twister,
dlaczego cię tu nie ma?
Nagle na dzwięk donośnego głosu niemal wyskoczył z butów, krzyknął, a potem wybałuszył
oczy.
 Nie ruszaj się!  zawołał podporucznik Brazil.
Stał na odległość wyciągniętej ręki.
 Co? Co się stało?  wyjąkał chłopiec.
 Co ty tutaj robisz?  zapytał Andy takim głosem, jakiego używają policjanci do
przypominania ludziom o przepisach.
 Oglądam  powiedział Weed.  Nie robię tym nic złego.  Miał nadzieję, że tak jest.
 Co oglądasz?
 Graffiti. Słyszałem o tym, no i przyszedłem popatrzeć.
 Z kim rozmawiałeś?
 Z nikim.
 Przecież słyszałem  odrzekł Brazil.
Weed musiał przemyśleć swoje położenie. Zabrało mu to minutę.
 Modliłem się do Jezusa  oznajmił.
 O co?
Policjant starał się udawać groznego, ale Weed wiedział, że to pozory.
 Za wszystkich zmarłych  wyjaśnił chłopiec.
 Jak się tu dostałeś? Pieszo?
Tamten skinął głową.
 Nikt cię tu nie przywiózł? Sam przyszedłeś?
Chłopiec ponownie skinął głową.
 Co chcesz przez to powiedzieć?
 %7łe jestem sam.
 To znaczy, że nikogo tu z tobą nie ma?
 Tak.
 Tak?  Andy chciał, żeby wszystko było jasne.  Jesteś absolutnie sam?
Chłopak jeszcze raz potwierdził kiwnięciem głowy.
 I wszedłeś tu przez płot?
 Co?
 Widziałem. Złapałeś się reklamy pralni dywanów i wszedłeś.
 Ciekawe po co się reklamują na cmentarzu, nie? Kto ma niby prać u nich dywany?
Nieboszczycy?  Weed próbował sprowadzić rozmowę na inny temat.
 Dlaczego przechodziłeś przez płot?  zapytał Brazil.
 Bo tak jest szybciej.  Chłopiec starał się zachować spokój, ale serce mu waliło.
 Czemu nie jesteś w szkole?
 Mamy wolne.
 Naprawdę? A z jakiego powodu?
 Nie pamiętam.
 Z pewnością nie obchodzimy dzisiaj żadnego święta  odrzekł Brazil.
 No to dlaczego nie ma lekcji?
Według Brazila Weed nie stanowił zagrożenia, przyjrzał mu się jednak dokładnie, aby się
upewnić, że chłopiec nie ma czasem czegoś, o czym on powinien wiedzieć.
 A więc co tu robisz?  pytał dalej.
Podszedł bliżej pomnika, żeby lepiej się przyjrzeć Magikowi Jeffowi i mimowolnie się
uśmiechnął.
 Nauczyciele chyba pracują normalnie  tłumaczył się gęsto Weed.  Zdaje się, że mają coś
do roboty, no wie pan, coś przy czym my nie musimy być. No a mama też poszła do pracy. To ja
się trochę wałęsam, wie pan, jak jest.
 Zajęłoby mi minutę sprawdzenie, czy mówisz prawdę  odpowiedział Andy. Był zły, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •