[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaczęłaś też tkać niezwykle piękne makaty.
Obiecuję ci, że będzie to jedynie formalna wizyta w interesach, jeśli się zgodzisz, bym
przyjechał. Mam też dla ciebie pewną propozycję, czysto biznesowego charakteru. Tak się
złożyło, że mam zamiar otworzyć tutaj sklep, w którym będą sprzedawane wyłącznie
norweskie towary. Mam nadzieję, że pózniej stworzy się z tego cała sieć sklepów z filiami w
licznych dużych miastach Stanów Zjednoczonych. Twoje prace, jak wiesz, są tutaj bardzo
cenione przez wszystkich, którzy je znają, zamówień ze Stanów masz przecież sporo.
Chciałbym więc zawrzeć z tobą umowę, abyś robiła i przekazywała do mojego sklepu
gobeliny i makaty. Otrzymasz bardzo dobrą zapłatę i spodziewam się, że z czasem mógłbym
spopularyzować twoje nazwisko i twoją sztukę daleko poza granicami mojego stanu. Można
by też pomyśleć, żeby twoje wyroby połączyć w jakiś sposób z koncertami twojego syna. Jego
nazwisko jest bardzo dobrze znane w znacznych częściach naszego kraju i z pewnością
budziłaby wielkie zainteresowanie wiadomość, że wy dwoje to matka i syn. Można by na
przykład urządzić wystawę twoich prac w związku z jego koncertem. Ale o tym oczywiście
będziesz w każdym przypadku decydować ty sama. Długo się zastanawiałem, zanim usiadłem
do pisania tego listu. Uważam jednak, że musiałem cię zapytać, bo to przecież unikalna
możliwość dla ciebie, sam muszę ci to powiedzieć. Taka możliwość nie zdarza się każdemu, a
na ogół tylko razw życiu. Onet in a life time jak mawiają Amerykanie.
Mam nadzieję, że przynajmniej mi odpowiesz.
Z największym szacunkiem, Martin Bakken
Mali odłożyła list, długo siedziała, wpatrując się gdzieś przed siebie pustym wzrokiem.
Nie napaliła w piecu i w tkalni było bardzo zimno. Zdała sobie sprawę, że nie będzie mogła
długo tutaj siedzieć.
Co powinna zrobić w tej sytuacji? Pod wpływem pierwszego impulsu chciała zgnieść list i
wrzucić go do ognia. Coś jednak ją przed tym powstrzymało. Tkanie z latami stało się czymś
o wiele więcej niż hobby, którym zajmowała się w czasie wolnym. Teraz jest to ważna część
jej życia. Odczuwała radość i dumę, widząc, że jej prace budzą coraz większe
zainteresowanie w świecie. I były też z tego pieniądze. Bardzo trudny okres na przełomie lat
dwudziestych i trzydziestych, kiedy to tysiące ludzi bankrutowało i traciło pracę, oni w
Stornes przeżyli, prawie niczego nie odczuwając. I to właśnie dzięki jej tkactwu. Szkatułka z
pieniędzmi, którą oboje z Havardem zakopali przy ścianie domu, systematycznie się
wypełniała.
W ostatnich latach sytuacja zaczęła się stabilizować również w gospodarce norweskiej.
Havard mówił, że wkrótce będą mogli umieścić pieniądze w banku. Uważał, że to teraz
bezpieczne posunięcie, a bank będzie im wypłacał odsetki. To Mali wstrzymywała jeszcze
ostateczną decyzję. Lęk przed niedobrymi tendencjami w gospodarce światowej wciąż w niej
trwał. Pamiętała, że jeszcze niedawno bankrutowały również banki... ale te czasy już minęły -
zapewniał Havard z wielkim przekonaniem. On cały czas trzymał rękę na pulsie. Ustalili
więc, że na początku nowego roku wybiorą się do Stangvik, do Kasy Oszczędnościowej. Mali
zastanawiała się, jaką minę zrobi szef banku, kiedy zobaczy, ile pieniędzy ze sobą przywiezli.
Ale pieniądze to jedna sprawa. Oczywiście dobrze jest je mieć. Jednak popularność,
również za granicą, zdawała się znaczyć dla niej co najmniej tyle samo. Już dawno zdała
sobie sprawę z tego, że jest więcej niż zdolna. %7łe w swojej dziedzinie jest artystką dokładnie
tak samo jak Sivert w swojej. Zwiadomość tego buzowała w niej czasami i budziła dumę.
Dlaczego miałaby ukrywać swoje osiągnięcia i nie skorzystać, kiedy nadarzają się takie
wspaniałe możliwości? Zresztą miałoby to znaczenie nie tylko dla niej, lecz także dla
Norwegii, gdyby jej prace zdobyły uznanie i popularność za granicą.
Mali ponownie wzięła list. Dawniej była pewna, że nie chce mieć nigdy więcej do
czynienia z Martinem Bakkenem. Powiedziała mu to otwarcie, kiedy odwiedził ją w Stornes.
Gdyby teraz zgodziła się na kolejne spotkanie, chociaż dotyczyłoby ono jedynie interesów...
Havard nie byłby zadowolony, co do tego nie miała wątpliwości. Jego wzrok ciemniał z
zazdrości natychmiast, gdy tylko ktoś wspomniał światowego Amerykanina. Jak więc Mali
miałaby mu powiedzieć, że ten człowiek znowu do nich przyjedzie?
Ale to przecież moja sprawa, pomyślała nagle. Tu chodzi o moją pracę, o moje
możliwości. Havard będzie się musiał jakoś z tym pogodzić. I nagle wiedziała już, że
odpowie na list Amerykanina. I zgodzi się na kolejną wizytę. Najpierw jednak będzie musiała
pokazać list Havardowi. Miała nadzieję, że mąż zrozumie, iż chodzi tylko o interesy. Nie, nie
tylko, pomyślała, składając list i chowając go w kieszeni fartucha. Chodzi też o sławę i
uznanie. Kusiło ją to wszystko.
Wstała, strzepnęła ze spódnicy strzępki wełny. Oczywiście, że odpowie Amerykaninowi!
- Ukrywałaś list od tego drania przez tyle czasu? - syknął Havard, kiedy poinformowała
go o wszystkim jeszcze tego samego wieczora w sypialni. - Noga tego faceta nie postanie w
naszym dworze, powiedziałem i zdania nie zmienię.
- No a ja, czy ja nie mam już nic do powiedzenia? - spytała Mali ostrym tonem. - Tu
chodzi o moją pracę, Havardzie. To jest wyjątkowa możliwość, tyle to chyba i ty pojmujesz?
- On kupiłby cały świat, gdyby tylko dzięki temu mógł do ciebie dotrzeć, ten cały Bakken
- warknął Havard gniewnie. -Wszystko, o czym pisze, to tylko kolejna próba, by zwabić cię
do USA.
- No teraz to wygadujesz prawdziwe głupstwa - rzekła Mail spokojnie. - Gdyby mnie
pociągały jego miliony, to pojechałabym za pierwszym razem, kiedy mi to zaproponował.
Rany boskie, Havard, przecież my nie jesteśmy już młodzi. Dobrze wiesz, że ja mam tutaj we
dworze wszystko, czego pragnę, przy tobie...
- Nie, najwyrazniej nie wszystko - odparł ze złością. - Bo gdyby tak było, to już dawno
spaliłabyś ten przeklęty list!
- Nie zachowuj się jak smarkacz - krzyknęła Mali, rozplatając warkocz. - To po prostu
interesy, Havardzie. To wyjątkowa możliwość, by upowszechnić moje prace...
- Ciekawe tylko, skąd wezmiesz na to czas? I tak masz dni wypełnione od świtu do nocy.
Ciągle jesteś zmęczona i... jak zamierzasz to zorganizować...
- Zastanawiałam się już nad tym - odparła Mali. - Musimy przyjąć więcej ludzi do
pomocy. Ja muszę mieć czas na pracę w tkalni...
- Więc nie będziesz już gospodynią we dworze? - Havard oddychał ciężko i biegał po
pokoju tam i z powrotem.
- Oczywiście, że będę gospodynią. Muszę tylko mieć większą pomoc...
- Doba ma dwadzieścia cztery godziny, nawet dla ciebie, Mali. Ktoś będzie musiał
ponieść konsekwencje, i ja już wiem, kto to będzie. Ja! Będę cię widywał jedynie przy
posiłkach, do sypialni będziesz się zakradać pózną nocą, kiedy ja od dawna już będę spał. No
i będziesz jezdzić tu i tam... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •