[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w innym kraju? Poczuła ucisk w gardle.
- Leandro, nie naciskaj. Potrzebuję czasu do namys-
łu. Nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.
- Potrzebujesz czasu. - Zawiesił głos. - Dobrze. Daję
ci tydzień, a potem porozmawiamy... poważnie.
Nie miała mu nic więcej do powiedzenia. Gdyby za-
częła z nim teraz dyskutować, naciskałby i naciskał, aż
w końcu by z niej to wydusił, a jej już chciało się płakać.
Gdyby otworzyła usta, niechybnie by się rozsypała.
- Tydzień - powtórzyła.
- Jeden tydzień. - Odwrócił się i podszedł do drzwi. -
Jeżeli zechcesz porozmawiać wcześniej, znasz mój nu-
mer. Trzymaj się z daleka od promieni X i innych za-
grożeń, zrozumiane? %7ładnego ryzyka.
Otarła łzy dopiero, gdy wyszedł.
Musi być silna. Dla swojego dobra, jak i dla dobra
dziecka, bo za nic w świecie nie wpakuje się w związek
skazany na klęskę od samego początku.
S
R
ROZDZIAA TRZYNASTY
Nie zmrużył oka przez całą noc. Tęsknił za Becky,
myślał o niej i o nowinie, która obojgiem wstrząsnęła.
Becky będzie miała dziecko.
Zaproponował jej ślub, ale odmówiła. Oświadczyła,
że wyjdzie za mąż tylko z miłości. Hm.
Czy to znaczy, że go odtrąciła, bo go nie kocha, czy
dlatego że myśli, że on jej nie kocha? Fakt, nie powie-
dział jej, że ją kocha, ale i ona też mu nie wyznała
miłości. Ale kiedy się kochali... to było niepowtarzalne.
Głęboko satysfakcjonujące. Dlatego, że on ją kocha. Był
przekonany, że ona czuje to samo.
Zadzwonić do niej? Powiedzieć, co do niej czuje?
Nie, dał jej tydzień na przemyślenia. Jeżeli zacznie ją
ponaglać, straci ją na zawsze. Ale z drugiej strony, dając
jej cały tydzień, ryzykuje, że przez ten czas Becky zdys-
tansuje się jeszcze bardziej.
Idiotyczna sytuacja. W pracy nigdy nie miał prob-
lemu z podjęciem decyzji. Wiedział, co robi, i nawet
w skrajnie niesprzyjających okolicznościach działał
sprawnie i skutecznie. W życiu prywatnym do tej pory
też nigdy nie miał wątpliwości. Więc dlaczego teraz się
waha?
Ponieważ ma tak dużo do stracenia. Kocha Becky: po
raz pierwszy w życiu szczerze kogoś pokochał. Piosenka,
której słowa mówią, że miłość jest piękna, nie ma naj-
S
R
mniejszego sensu. Jeżeli wyzna jej miłość, a okaże się, że
ona go nie kocha, serce mu pęknie, a jeżeli mu nie
uwierzy, będzie jeszcze gorzej.
Bal się panicznie, że zrobi niewłaściwy krok i Becky
odsunie się jeszcze dalej. Mimo że opowiadała mu o swo-
jej przeszłości, czul, że nie wszystko mu wyznała. %7łe boi
się mu zaufać, by jej nie zranił. Więc teraz on jedynie
może zrobić to, co doprowadza go do szału. Czekać.
I mieć nadzieję, że w tej przestrzeni, którą jej podaro-
wał, zacznie jej go brakować i wówczas zrozumie, że to,
co ich łączy, jest wyjątkowe i warto o to walczyć.
Na szczęście na oddziale nie słychać żadnych plotek,
pomyślał któregoś dnia. Nikt nie komentował tego, że nie
widziano ich razem w porze lunchu ani na kawie. Nikt też
nie dopytywał się, dlaczego nie spotyka się ich razem
w mieście.
Czuł, że musi zająć się czymś innym. Czymś, co
sprawi, że przestanie myśleć o Becky, tęsknić za nią bez
przerwy. Może, przyszło mu do głowy, nadszedł czas
zająć się przyczyną, dla której znalazł się w Anglii.
Od kilku tygodni miał okazję przyglądać się ordyna-
torowi szpitala Robertowi Cordellowi. Wydał mu się
człowiekiem przyzwoitym i rozważnym. Budził jego za-
ufanie. Tym bardziej więc jego postępowanie trzydzieści
pięć lat wcześniej wydało się Leandrowi co najmniej
zagadkowe. O jego życiu prywatnym Leandro wiedział
tylko tyle, że nie jest żonaty. Nie wypytywał o szczegóły,
by uniknąć plotek.
%7łałował, że nie zapytał o to Becky.
Obiecał jednak, że nie będzie jej nękał, a zależało
mu, by wiedziała, że on zawsze dotrzymuje słowa. Nie
S
R
pozostawało mu nic innego, jak po dyżurze zapukać do
gabinetu doktora Cordella.
- O, Leandro, witaj. - Ordynator powitał go szerokim
uśmiechem. - Słyszałem, że już się u nas zadomowiłeś.
- Chyba tak.
- Co cię do mnie sprowadza?
Zapewne spodziewał się jakiejś prośby związanej z pra-
cą: o przydzielenie większej liczby personelu, o nowy'
sprzęt, ewentualnie pytań na temat szkoleń.
- Hm... - Jak to powiedzieć? - Chciałbym poroz-
mawiać.
- Nie ma sprawy. Jeżeli chcesz u nas zostać po po-
wrocie Davida, nie widzę żadnych przeszkód. Jesteś
ozdobą naszego szpitala.
Hm, zmieni zdanie, jak pogadamy.
- Nie chodzi o pracę. To sprawa osobista. Wiem, że
może nie jest to dobrze widziane... ale czy moglibyśmy
pójść na drinka w jakieś spokojne miejsce?
- Sprawa osobista? - Doktor Cordell ściągnął brwi.
Zmieszanie na twarzy ordynatora podsunęło Leand-
rowi podejrzenie, że być może obawia się on niestosow-
nych wyznań z jego strony.
- To nie to, o czym myślisz - powiedział lekko roz-
bawiony, ale chwilę pózniej spoważniał. - To jest spra-
wa, która nie powinna dotrzeć do niepożądanych uszu.
- Chodzi o coś bardzo poważnego.
- Tak.
- Leandro, moja sekretarka już wyszła do domu. Sia-
daj. Zrobię nam kawę i zamknę drzwi na klucz. - Chwilę
pózniej postawił na biurku dwa kubki. - O co chodzi?
- Nie będę niczego owijał w bawełnę, zapytam
wprost: czy mówi ci coś nazwisko Maricella Garcia?
S
R
- Tak. Dlaczego o to pytasz?
- Jej pełne nazwisko brzmi Maricella Garcia Herrera.
- Jesteś jej synem? - domyślił się, a Leandro przytak-
nął. - Znałem twoją matkę w studenckich czasach.
- Wiem.
- Opowiadała o mnie?
- Tak, rok temu.
- Więc twój ojciec, pan Herrera...
- Nie ma pana Herrery - Leandro wszedł mu w sło-
wo. - Nie noszę nazwiska ojca, jedynie nazwisko matki.
Rok temu poważnie zachorowała.
- Maricella zachorowała? - przestraszył się Robert
Cordell. - Jak się teraz czuje?
- Jest już zdrowa, dziękuję. Inaczej nie wyjechałbym
z Barcelony.
- Ostatni raz ją widziałem trzydzieści sześć... - Cor-
dell zawahał się, po czym gwałtownym ruchem położył
dłoń na sercu. - Panie święty... Ty masz trzydzieści pięć [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •