[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Posłyszawszy to, Boksicki zrazu się nawet z tym wydać nie śmiał, gdzie służy, ale brata
zaczął odmawiać, ażeby skąpego i surowego Zamojskiego - bo taka o nim chodziła fama -
rzucił, a innego szukał miejsca. Obiecywał mu je wyrobić.
Parżnicki na to z góry odrzekł:
- Uchowaj Boże! Ja się nie ruszę. Kamień na miejscu obrasta. Albo mi to zle? Naprzód, że
jurgielt nigdy nie zalega, potem, że i podarki się trafiają. Prawda, że ani na obrokach, ani na
stajennych przyborach człek nie zarobi, bo rygor wielki, ale też zapłata dobra i gdy człeka
doświadczą, to go popychają. A przy tym - dodał - co kanclerz, to nie żaden inny pan albo
półpanek. Ten całą gębą królewski synowiec i ma przed sobą przyszłość znaczną. Kto wie,
na tron go może wezmą?
Poczęli tedy we dwu po swojemu politykować, a Parżnicki się okazał daleko
zręczniejszym, bo brata skonwinkował, że służba u kanclerza nie miała równej, a kto się
do niej dostał, winien się pilnować, aby nie stracić miejsca.
Nie mogło też inaczej wypaść, tylko że bracia, nawzajem się ugaszczając, pod wieczór
zawsze oba byli podchmieleni, serca się im otwierały i tajemnic dla siebie nie mieli. Boksicki
nawet, obawiając się o życie brata, wygadał mu się w końcu z tym, że na kanclerza czyhano
i tym podobne.
- Ja tam oczywiście nie bardzo wiem, co się na pokojach dzieje - odparł Parżnicki - ale ci
mogę za to ręczyć, że kanclerz jest o wszystkim uwiadomiony, bo swoich ludzi wszędzie ma,
i że jeżeli na niego napaść chcą, to rychlej on na was napadnie. Jam tego tak pewien, jak
Pan Bóg na niebie.
Boksicki, słuchając brata, znacznie ostygł i począł dumać o własnej skórze.
Inaczej mu się teraz wydawała sprawa, bo, pomimo osobistego męstwa Samuela, widział,
że on słabszym był i że z innymi sługami jego mógł też głowę położyć, stojąc przy nim.
Za drugim razem gdy się zeszli, Parżnicki począł namawiać, aby Boksicki raczej trzymał
z nim i kanclerzowi pomagał. Oburzył się na to Boksicki, ale gdy raz i drugi rozgadali się,
zmiękł i jakoś spowolniał.
- Od ciebie nic innego nie będą żądali, tylko abyś nas zawiadamiał, z jaką siłą, gdzie i
kiedy będzie Samuel się znajdował, a odwodził go od napaści, w której on głową może
nałożyć.
Jak do tego przyszli, że się potem porozumieli i najzaufańszy sługa Samuelowy stał się
narzędziem w ręku brata i posługaczem kanclerza, to tylko słabość natury ludzkiej może
tłumaczyć. Boksicki mówił sobie, że Samuela w ten sposób od zagłady zachowa.
Zmówili się więc między sobą bracia i gdy Zborowski rachował na to, że kanclerza
wezmie nieopatrznego, tymczasem Zamojski o każdym jego kroku zawiadomionym być miał i
bezpiecznie podróż odbywać.
Lecz nie chcąc zdradą i podstępem nic czynić, Zamojski głośno się odzywał z tym, tak
aby to doszło Zborowskiego, że banicję na sobie mając, nie powinien się w jurysdykcji jego,
jako starosty krakowskiego, ukazywać, bo go chwyci jako banitę.
Z tej już nie nowej, bo wznowionej pogłoski, choć uszu jego dochodziła, Samuel sobie
żartował.
- Niechaj Panu Bogu dziękuje, gdy sam cało ujdzie z moich rąk, a o moją banicję nie
frasuje się! Ja o niej dobrze wiem, że zwietrzała od śmierci Henryka i że przez to samo nic
niewarta, że pod Połockiem mnie widząc, z niej nie korzystano. Nie stało mi się nic dotąd,
więc nic stać nie może.
Było to jego najmocniejsze przekonanie.
Gdy Zborowski w Złoczowie dni parę spędził na próżnej gadaninie i snuciu planów
przyszłości, Boksicki tymczasem z bratem się o to umawiał, aby o ile możności zapobiegać
napaści i odwodzić od niej, ażby pod Kraków kanclerz się zbliżył, gdzie już ona stanie się
niepodobieństwem.
O ile gwałtownym był Samuel na razie, tak, gdy się sprawa przeciągała, nużył się nią, na
ludzi ją zdawał, obojętniał. Rzucić się na dziesięćkroć większą siłę był zawsze gotów, ale
długo wytrwać na stanowisku natura mu nie dopuszczała. I teraz przewidzieć było można, iż
w pochodzie za jadącym kanclerzem znuży się prędko, na ludzi zda wszystko i da się im
poprowadzić. Boksicki wiedział, że kląć i łajać będzie, ale w końcu ostygnie i do czego innego
się zwróci.
Ponieważ podróż Zamojskiego już była na te dni oznaczoną, a nieznacznie się zbliżyć
potrzeba było do niego tak, aby krok w krok za nim postępować, nie zwracając na siebie
podejrzeń, pan Samuel wprost ze Złoczowa zamierzył puścić się z całym swym orszakiem w
podróż i posłał do Lwowa po tę resztę wozów i ludzi, która się przypózniła, tak aby dnia
dwudziestego pierwszego kwietnia mógł stąd wyruszyć z całą swą siłą i taborem.
KONIEC TOMU DRUGIEGO.
TOM TRZECI
Rozdział pierwszy.
Kto by był mógł zajrzeć w duszę Samuela, gdy się ze Złoczowa z braćmi rozjeżdżał,
obiecując znowu wkrótce spotkać z nimi, pomimo pozornej radości, jaką przybierał,
ochoczego poruszania się, pośpiechu, z jakim się miał brać do czynu, odkryłby na dnie jej
gorzki i głęboki smutek.
%7łyciem, bojem, szałem wszelkim, nawet pogonią za nowymi wrażeniami i rozkoszami był
już tak wyczerpany, znużony, iż mu nic nie smakowało, nic go nie zajmowało goręcej.
Jedne może dzieci, syn Oleś, córka Anusia, gdy z nimi był lub o nich mówił, rozbudzali
go, dbał o nie... reszta go nie obchodziła.
Nieprzyjaciel (kanclerz) o tyle go drażnił, że widział w nim chętkę wyzywania, a on
słabszym być ani się przyznać do tego nie chciał. Zresztą Zamojski mu był obojętny, ale
przeszkadzał marszałkowi, nie lubił podczaszego, musiał więc być jego nieprzyjacielem.
Na to "polowanie na kanclerza" jechał z uczuciem w istocie takim, jakby z sokołami i
Borowskim na ptactwo lub z Boksickim na grubego zwierza. Najstraszniejszy gniew u niego
nawet w jednej potędze nie mógł trwać długo.
Po drodze zaś larum ogromne czyniono jawnie, głośno wołając i wywołując, że Zborowski
się wynosi do Włoch a ingratam patriam rzuca na zawsze.
Publicznie o tym mówił on sam, jego słudzy, rodzina i czyniono umyślnie demonstracje z
przygotowaniami, aby ludzie w to uwierzyli.
Podróż też ta cała dla rozgłosu szła bardzo powolnie. Ze Złoczowa ze swym taborem
zajechał Samuel do Glinian i tu stanął na noc, a dopiero dwudziestego szóstego kwietnia
dojechał do Lwowa.
Tu czekały na niego wielkie interesa majątkowe, którym starano się nadać znaczenie i
rozbębnić je... zawsze dla tego wyjazdu za granicę... Ingrata patria itd.
Cały kahał musiał stać w przedpokojach długo na zamku, nim się ułożono o
powołowszczyznę, browary, a potem o spław zboża do Gdańska, na ostatek o dozór nad
psy i myślistwem pańskim, które zostawiał po sobie. Przy czym wyprawiano na miasto
głośno... wracali posłańce... a na ulicach, kto chciał i nie chciał, wiedzieć musiał, iż
Zborowski opuszcza kraj, że zmuszony jest do tego prześladowaniem, niewdzięcznością, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •