[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przede wszystkim zapomnij o tym, co o nich sły szałeś - powiedział cicho. - Wbij sobie
do głowy, że
nie trafiłbyś tutaj, gdybyś był od nich gorszy. A teraz zmykaj. Dobrej zabawy.
Danny uśmiechnął się i potruchtał na pierwsze okrąże nie. Zanim przystąpił do rzutów,
zupełnie pozbył się strachu. Na dwadzieścia prób trafił osiemnaście razy, czyli o wiele lepiej
niż połowa pozostałych graczy. Po treningu
nowi koledzy zabrali go na pizzę. Gdzie słyszeli o jego upodobaniach?
- Hej, Dań! - zawołał Skip Norton. - Wiesz, że tu każą nam jeść pizzę przed meczami?
- No to wybrałem dobrą szkołę - roześmiał się Danny.
Na pierwszy prawdziwy sparing Wooden podzielił swoich podopiecznych na dwie
drużyny: czerwonych i niebieskich. Kolory nie miały nic wspólnego z praw dziwymi
umiejętnościami graczy. Danny, w niebieskiej koszulce, miał pilnować Skipa Nortona z
czerwonych. A Norton przecież już dwukrotnie grał w zespole All- -American... Danny tak się
tym przejął, że poczuł nagłe
mdłości. Ale zaraz po gwizdku zapomniał o panice i znów stał się tygrysem.
93
W Nowym Jorku spotykał wielu twardych graczy, rozpychających się łokciami, by skoczyć
do zbiórki.
218
Norton jednak bezwstydnie ciągle go faulował, nawet poza "trumną". Jeśli to potrwa dłużej,
będę cały w siniakach, pomyślał Danny. Po dziesięciu minutach doczekał
się nagrody. - Dobra robota, Snyder - pochwalił go trener. - Otrzymałeś znamię niezłego
chuligana. W przyszłości też się nie dawaj Skipowi. - Popatrzył na drugiego z koszykarzy. - A
ty, Norton, na drugi raz trochę się pohamuj. Na prawdziwym meczu od razu cię wyrzucą za
takie zachowanie. - Przepraszam, trenerze - roześmiał się Skip. - Chciałem tylko poklepać
nowego kolegę. - Ciepło zwrócił się do Danny'ego: - Nie gniewaj się. To przedsmak tego, co
dostaniesz w sezonie. Następnym razem możesz mi oddać. Ale tylko do połowy meczu.
Zgoda? - Zgoda. - Danny próbował się uśmiechnąć. Bolały go wszystkie żebra. Wiedział,
że do wieczora będzie miał siniaki. Były już widoczne, gdy stanął pod prysznicem. - Są
chwile, kiedy lepiej być czarnym, Danny. Ka-reema mogę faulować. Na nim nic nie widać. -
Ha, ha... - ironicznie zaśmiał się olbrzymi środkowy.
Rozdział 31
Jak na ironię losu, w odległości zaledwie półtora kilo metra od sali treningowej, w której
brylował Danny, borykał się z kłopotami jego były przybrany ojciec. Praw dę mówiąc,
przeżywał kryzys. A tak zupełnie szczerze - totalną katastrofę.
W pierwszym roku pożycia szczęśliwa para nie do czekała się potomka. Cholera, myślał
Elliott. Mam na dzieję, że nie będę musiał drugi raz przechodzić przez to
samo. Dlaczego wciąż trafiam na kobiety z takimi prob lemami?
Victoria z ociąganiem zgodziła się na badania.
- Ty też pójdziesz - powiedziała smutno, z góry przewidując wynik.
- Vicky... Mówiłem ci miliony razy. Już mnie spraw dzali. Nic mi nie dolega - odparł niemal
przepraszającym tonem.
Zapisał ją na serię testów w klinice UCLA, pod nadzorem szacownego ordynatora oddziału
ginekologicznego i specjalisty w leczeniu bezpłodności doktora Mortimera
220
Shapiro. Pan doktor, jak sam stwierdził, przebadał Yictorię "stąd do przyszłej środy" i oznajmił,
że jest zupełnie zdrową dwudziestokilkuletnią kobietą, z każdą komórką i hormonem na
przewidzianym miejscu. W piątek po południu zadzwonił do Snydera, przekazał mu tę
wiadomość i zaczął go namawiać, żeby mimo wszystko przyszedł w poniedziałek i poddał
kontroli swój własny organ reprodukcyjny. - Ale... - wahał się Elliott. - Dajże święty spokój! -
ze złością warknęła Victoria. - Kłuto mnie, oglądano i miętoszono na wszystkie strony, od
dziobu do rufy, a ty nie możesz po prostu popracować ręką i strzyknąć do słoiczka?
Pozbądzmy się tych problemów! Nigdy dotąd nie widział jej tak rozgniewanej. Nie miał
wyboru. Umówił się z lekarzem na poniedziałek, o jedenastej. Weekend minął im pod
znakiem waśni. Victoria wciąż się dąsała, a Elliott siedział i myślał. Rozsądek podpowiadał
mu, że wbrew statystyce trafił na DWIE bezpłodne żony. Lecz z drugiej strony, Victoria była
podobno zdrowa. Czego się bał? Statystyki? W sobotę wieczór doszło do najgorszego.
Victoria trzasnęła drzwiami, wsiadła do białego mercedesa 250sl i pojechała wzdłuż Stone
94
Canyon Road na Bulwar Zachodzącego Słońca i dalej. W pierwszej chwili Elliott poczuł
nawet małą ulgę, że nie musi dłużej znosić jej humorów. Prawdę powiedziawszy, to co miał do
ukrycia? Poprzedni egzamin zdał śpiewająco. Dlaczego teraz miało być inaczej? Przyszło mu
do głowy, że może na budowie stanął kiedyś za blisko jakiejś maszynerii i został
napromieniowany. Zaraz jednak przestał użalać się nad sobą i z coraz większym niepoko-
221
jem myślał o Yictorii. Nie miała zwyczaju jezdzić cienin(|
nocą do Hollywood lub - jeśli skręciła w prawo - dolj Malibu.
Zadzwoniła tuż przed północą.
- Nie wracam dzisiaj. Zobaczymy się rano, dob rze? - oznajmiła beznamiętnie.
- Dobrze - odparł, bo co miał powiedzieć.
Rzucał się i wiercił, rozmyślając, gdzie dziś śpi jego żona. Albo raczej - z kim.
Wróciła póznym rankiem i szybko zapadła w drzemkę. Też spędziła bezsenną noc, ale
raczej nie z niepokoju. Kiedy już wstała, wzięła kąpiel i weszła do garderoby,
żeby wybrać suknię stosowną na niedzielę. Elliott spró bował wciągnąć ją do rozmowy.
- Mogę spytać, gdzie byłaś? - bąknął. Nie potrafił przemawiać tak stanowczym tonem
jak mężowie na filmach. - Bawiłam się - rzuciła lakonicznie.
- Możesz mi powiedzieć, kim jest ten szczęśliwiec? - Gdybym chciała, tobym ci
powiedziała. Nie wytrzymał dłużej.
- Do diabła, co się z tobą dzieje, Victorio? Skąd ta nagła oziębłość?
- Och... - zaszczebiotała z drwiną. - "Oziębłość" to rzeczywiście dobre słowo. Gdy kobieta
odkryje, że jej
drogi małżonek jest zwyczajnym oszustem, to wówczas można mówić tylko o oziębłości.
- Co to ma znaczyć?!
- Nie owijając w bawełnę... tylko się nie obraz... okłamywałeś mnie, mówiąc, że chcesz
zostać ojcem.
- Vicky! Ile razy mam ci powtarzać, że na prośbę Niny...
Jak burza wypadła z garderoby, pobiegła do salonu
222
i przyniosła stamtąd wczorajszy numer "Los Angeles Times". Był otwarty na właściwej stronie.
- Aż dziw bierze, że sam tego nie przeczytałeś. Może nie lubisz Joyce Haber? Rzuciła mu
gazetą w twarz. Elliott zerknął na tytuł: Nina czeka na nino i ziemia rozstąpiła mu się pod
nogami. Notka brzmiała:
" Superagentka WMA Nina Porter, postrzegana przez wszystkich jako następczyni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •