[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Michał stał przy makiecie wraka statku pasażerskiego. Długo przyglądał się modelowi.
- Coś nie tak? - zaciekawiła się Danielle. - O czymś zapomnieliśmy?
- Tak - rzucił Michał i dalej patrzył.
- Co on robi? - niecierpliwił się Pierre obserwując Michała.
- Mówi nam co zrobić, żeby przeżyć - rzucił Steve. - Kiedyś kumpel z amerykańskich
zielonych beretów, jankeskich komandosów, opowiadał mi o swojej pierwszej lekcji sztuki
przeżycia udzielonej mu w Wietnamie. Przyleciał do bazy szkoleniowej w wiosce nad
brzegiem Morza Południowochińskiego. Sierżant, który był w Wietnamie już dwie tury,
zabrał grupę żółtodziobów nad brzeg morza. Usiadł tyłem do zgrai dzieciaków w mundurach i
zapatrzył się w fale. Kumpel mówił, że całe życie pamięta to morze, turkusowe z białymi
grzywaczami i rubinowo granatowe chmury z wydzierającymi się spomiędzy nich sztyletami
promieni słońca. I ten wredny zapach obcej ziemi, strachu kolegów. Po kilku godzinach
sierżant wstał, otrzepał spodnie z piachu i przemówił:  Oto pierwsza lekcja, jak nie zginąć w
Wietnamie .
- No i co? - pytał Pierre.
- Mądremu nie trzeba tłumaczyć, a głupi i tak nie pojmie - zaśmiał się Steve. - Tak
mawiali średniowieczni alchemicy do laików, którzy opłacali ich poszukiwania kamienia
filozoficznego.
- Dość tych bzdur! - syknęła Danielle. - Michał, powiesz coś wreszcie?!
- Tak - usłyszeliśmy odpowiedz mojego przyjaciela zaglądającego do komina makiety.
- Już wiem, czemu Holendrzy opowiadają dowcipy o Belgach - Hans śmiał się z
Pierre a. - Pamiętaj, nie pomoże ci żaden, nawet kilkugodzinny wykład. Sam musisz dbać o
to, na czym siedzisz. Jeśli nie kapujesz, to powinieneś wrócić do domu.
Ta wymiana zdań docierała do mnie jak przez mgłę. Przyglądałem się modelowi
statku. Makieta miała metr długości i przedstawiała typowy statek pasażerski. Mostek
kapitański był położony blisko dziobu, na wysokości trzeciego piętra, nad pokładem
głównym. W dwóch trzecich długości statku, patrząc od rufy, wystawał pojedynczy komin.
- Nasz cel to  Wilhelm Gustloff - zaczął Michał. - Zbudowano go w 1937 roku jako
statek pasażerski dla niemieckiej organizacji Deutsche Arbeitsfront, czyli Niemieckiego
Frontu Pracy. Organizowano na nim rejsy dla mas pracujących, mające dać im odpoczynek i
uświadomić potęgę państwa nazistowskiego. Orwellowski model wychowania w czystej
postaci. Jesienią 1939 roku został przebudowany i przekwalifikowany na okręt szpitalny. W
1940 roku przemianowano go na tendr mieszkalny dla szkoły marynarzy okrętów
podwodnych w Gdyni. Zatopił go radziecki okręt podwodny  S-13 dowodzony przez
kapitana Mariniesko. Tuż przed północą Rosjanie odpalili salwę trzech torped...
- Powiedz, czego i gdzie mamy szukać?! - przerwał Julio. - Gdzie ten skarb?!
- Cicho bądz! - Danielle rzuciła Portugalczykowi wściekłe spojrzenie.
Michał chwilę milczał, jakby zbierał myśli.
- %7łeby coś zrozumieć, musicie poznać budowę tego statku - rzekł wyjmując z kieszeni
kurtki długopis. - Poniżej pokładu spacerowego, to ten z pancernymi szybami, znajdowało się
pięć pokładów mieszkalnych. Na górę prowadziły trzy główne klatki schodowe i kilka
mniejszych. Tu, gdzie umocowane są szalupy, znajdowały się najlepsze kabiny. W chwili
rosyjskiego ataku torpedowego na statku znajdowali się marynarze z II dywizjonu szkolnego,
dziewczyny z kobiecych służb pomocniczych, trochę rannych żołnierzy i grupy ludności
cywilnej, w dużej mierze uprzywilejowanych nazistów. Torpedy uderzały kolejno - Michał
nakłuwał długopisem poszycie modelu - Tu, na wysokości sterówki, przed maszynownią, w
basen, gdzie ulokowano dziewczyny z marynarki wojennej, i w maszynownię. Pierwsza
torpeda prawie urwała dziób. Statek po trafieniu wciąż płynął, lecz, jak widzicie, torpedy
trafiły w zasadzie w jego dziobową część, więc tam najszybciej nabierał wody. W efekcie
 Gustloff zanurzał się, z dużą prędkością wbił się w dno i rozorał je tworząc ogromną skibę... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •