[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworzył je.
 My równie\ popatrzymy na te skarby  oświadczył porucznik Judziński i wraz z
pozostałymi milicjantami i aresztowanymi poszedł za nami do wie\y.
Kościelny zapalił grube świece i po krętych schodach zeszliśmy do piwnicy.
 Gdzie mo\e być skrytka?  rozmyślał głośno Pietruszka, rozglądając się po łukowato
sklepionym suficie dość du\ego pomieszczenia.
 Dymnik. Niech pan zajrzy do dymnika  niecierpliwie rzekł dyrektor Marczak,
budząc tym zachwyt Pietruszki.
 Dymnik? Pan jest genialny, dyrektorze. Tak od razu wskazał pan miejsce ukrycia
skarbu  a\ piał z zachwytu.
 Dobra, dobra  mruknął dyrektor.  Otwórz pan ten dymnik i wyjmij pan skarby.
Gdy Pietruszka mozolił się z otwarciem zamka dymnika, panna Ala weszła w kąt piwnicy
i schowała do torby, ukryty pod dwoma kawałkami gruzu, niedu\y aparacik nadawczy.
Spełnił ju\ swoje zadanie i zbyteczny.
 Oto i skarby!  szepnął nagle Pietruszka. I otworzył drzwiczki dymnika.
W milczeniu, z napięciem, patrzyliśmy, jak wsunął rękę do schowka w dymniku i kolejno
wyjmował: pudełko blaszane, cztery przepiękne, kute w srebrze relikwiarze bardzo starej
roboty oraz infułę z naszytymi na niej drogimi kamieniami.
 Wszystko się zgadza  tryumfująco oświadczył Pietruszka.  Nikt nie zaglądał do
schowka, nikt z niego nic nie zabrał.
 A pudełko?  burknął dyrektor.
Pietruszka otworzył blaszane pudełko i zaczął liczyć:
 Raz, dwa... pięć... osiem... dziesięć rubinów. Marczak gniewnym gestem odebrał mu
pudełko i nawet do niego nie zaglądając, oświadczył:
 Tym razem nie dam się nabrać, panie Pietruszka. Te rubiny są fałszywe!...
Pietruszka wziął pudełko od dyrektora i zaczął oglądać kamienie.
 One są prawdziwe, panie dyrektorze  rzekł po chwili.  Trochę się na tym znam.
To prawdziwe szlachetne kamienie.
Dyrektor Marczak znowu odebrał Pietruszce pudełko. Nie zaglądając do wnętrza, zaczął
pudełkiem wymachiwać, a\ kamienie zagrzechotały jak kostki do gry.
 Te rubiny są fałszywe, panie Pietruszka. Batura je podmienił.
Wyjąłem pudełko z rąk dyrektora, otworzyłem je, zajrzałem do wnętrza.
A to, co oświadczyłem, zabrzmiało dla dyrektora i dla moich przyjaciół jak wystrzał
armatni:
 Rubiny są prawdziwe, panie dyrektorze.
 Co? Co takiego?!  wydusił z siebie dyrektor.
 Co takiego?...  usłyszałem zdumiony głos Batury.
 Prawdziwe?...  zaniepokoił się Cagliostro.
A ja kiwnąłem głową i otwarte pudełko podsunąłem dyrektorowi.
 Niech pan je obejrzy, dyrektorze. One są najprawdziwiej prawdziwe.
Ale zamiast dyrektora pudełko chwycił Batura. Chciwie zajrzał do wnętrza.
Widziałem, jak jego powieki zatrzepotały gwałtownie, tak był zdumiony. Po prostu nie
dowierzał własnym oczom.
 Są prawdziwe...  szepnął i spojrzał na Cagliostra. A mistrz odpowiedział mu równie
zdumionym spojrzeniem.
Dyrektor Marczak wziął pudełko od Batury i teraz dopiero zaczął dokładnie oglądać
kamienie.
 Tak, rzeczywiście...  szepnął.  Wyglądają na prawdziwe. Jak się to stało, panie
Tomaszu? Przecie\ słyszeliśmy audycję radiową. Nic z tego nie rozumiem...
 Ja te\ nic nie rozumiem  ponuro mruknął Batura.
Skłoniłem się Cagliostrowi.
 To panu, mistrzu, zawdzięczam hokus-pokus.
 Mnie?  przestraszył się Cagliostro.
 Tak. Ju\ wczoraj odkryłem trzeci schowek Koeniga. Wyjąłem z niego prawdziwe
kamienie i zabrałem je do swego pokoju. Z pańskiego woreczka, mistrzu, wyjąłem
fałszywe rubiny i wło\yłem do woreczka prawdziwe. Do pudełka zaś w dymniku
poło\yłem fałszywe rubiny. Resztę roboty wykonaliście sami, panowie  znowu
skłoniłem się Cagliostrowi i Baturze.  Panowie wło\yli do skrytki prawdziwe rubiny, a
wyjęli fałszywe. Zwiat jest iluzją, mistrzu Cagliostro.
Dyrektor Marczak złapał się za głowę.
 O Bo\e, ja zwariuję! Fałszywe, prawdziwe, prawdziwe, fałszywe. Gdzie w końcu były
fałszywe, a gdzie prawdziwe rubiny?
A ja wymieniłem z porucznikiem Judzińskim porozumiewawcze spojrzenia. To przecie\
on, na moją wielką prośbę, pozwolił mi podło\yć Cagliostrowi prawdziwe rubiny. Odkąd
ujawniłem sprawę z obrabowaniem schowków, milicja miała nieustannie na oku i
Baturę, i Cagliostra. Nawet gdyby domyślili się tej zamiany, nie mieli mo\liwości
ucieczki. Prosiłem porucznika o zezwolenie na zamianę, bo jak to niekiedy mi się zdarza,
lubię efektowne sceny na zakończenie przygody.
Tymczasem dyrektor Marczak sporządził naprędce protokół z otwarcia skrytki. A gdy mi
go dawał do podpisu, rzekł cicho:
 Uratował pan swoją skórę, bo nic ze skrytki nie zginęło. Ale nie mogę panu darować,
\e zrobił pan ze mnie błazna, który nie potrafił rozpoznać prawdziwych rubinów.
Wskazałem świecę palącą się w ręku kościelnego:
 Tu jest mroczno, panie dyrektorze. Mo\na powiedzieć, \e w tej piwnicy jest nawet
bardzo ciemno. I nietrudno o pomyłkę, prawda?
***** [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •