[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale po co to było Krupie czy też Drzyzdze?
 Aby mieć wstęp do bogatych domów, do towarzystwa. Przecież i pan, i mistrz Nataniel
jadaliście i mieszkaliście wraz z nim  uśmiech komisarza stał się jakby nieco złośliwy 
pomagaliście mu zdemaskować malarza Borówko...
Spuściłem głowę.
 A pozostali dwaj nie interesują pana?  zatroszczył się Kolec.  Nawet ten Sójka prawie
pogrzebany żywcem przez Urwisów?
Machnąłem ręką.
 Była też w szajce kobieta...  zawiesił głos oficer.
Musiałem drgnąć na tę wiadomość, bo mój gość odchrząknął, jakby tłumiąc śmiech. Tak
przecież dlań niezwyczajny!
 A co z nią?  prawie wykrzyknąłem.
 Buja na wolności  smutek wrócił do normy  na razie, ponieważ... ale to już zupełnie
inna historia.
Mimo woli odetchnąłem z ulgą, ale zapytałem gniewnie:
 Nie ma pan zamiaru jej darować?
 Taki już mój zawód  komisarz Kolec dopił herbaty, pożegnał się życząc mi nowych
dzieł historycznych i wyszedł.
A ja, pomny rady Nataniela, wydobyłem z szuflady zdjęcie Babiego Lata i jąłem
wpatrywać się w nie usilnie, tłumacząc sobie, że to jest właśnie miłość.
 Nie, ja chyba śnię!  wołał dyrektor Marczak, podczas gdy Paweł wykładał na jego
biurko zaświadczenia, dyplomy, legitymacje i inne dowody swych niebywałych umiejętności.
 Pan jest za dobry!
 Nie zatrudni mnie pan?...
 Ależ, drogi panie, natychmiast zatrudniam pana! I od razu niech się pan szykuje do
roboty! Otrzymaliśmy bowiem informację, drogi panie Pawle i drogi panie Tomaszu, że w
antykwariatach i sklepach jubilerskich, zwłaszcza Wybrzeża, pojawiło się wiele
siedemnastowiecznej biżuterii, najprawdopodobniej szwedzkiej. Natomiast w kasynach
Trójmiasta szaleje nasz dobry znajomy Waldemar Batura. I co pan na to, panie Tomaszu?
Uśmiechnąłem się niewesoło:
 To nieprawda, że Waldek szaleje w kasynach...
 A od kiedy to pan mówi na tego złodzieja i oszusta: Waldek?  przerwał mi dyrektor.
 Czy nie pamięta pan, że był on moim kolegą na studiach? A jeśli on szaleje, to już
chyba w innym wymiarze, panie dyrektorze. Waldemar Batura nie żyje.
Marczak uderzył ręką w stół:
 Nie żyje? Dał się pan nabrać na kolejny podstęp drania!
 Panie dyrektorze...
Wzruszył ramionami:
 Nigdy bym nie pomyślał, że to pan będzie obrońcą Batury!
 Nie takim znów obrońcą  mówiłem spokojnie  bo wcale nie wykluczam jego udziału
w tym nagłym rozmnożeniu się szwedzkiej biżuterii. Ale Waldek, jak sam to nazwał,
 zatrzymał się w biegu . Jego miejsce zajął nasz nowy, równie grozny przeciwnik...
 Kto?!  poderwał się dyrektor.
 Jerzy Batura. Jego syn.
 Syn?  zdumiał się Marczak.
 Przynajmniej za takiego się podaje. Zresztą nieważne, jest czy nie jest synem Waldka.
Ważne, że  jak się wydaje  wiele umie i już wypowiedział nam wojnę.
 Skąd pan to wie? A zresztą, o tym potem  zaczął gorączkowo Marczak.  Jakie ma pan
plany w związku z tą sprawą, nazwijmy ją  szwedzką ?
 Popytam wśród archiwistów i historyków, specjalistów od okresu  potopu . Może coś
wiedzą o zaginięciu wtedy jakiegoś znacznego  skarbu . Paweł, jak tylko dopełni formalności
związanych z zatrudnieniem, skoczy na Wybrzeże, spenetruje antykwariaty, sklepy
jubilerskie i zajrzy do kasyn. To na początek. Poza tam sądzę, że powinniśmy otrzymać, i to
wkrótce, jakiś sygnał, może próbujący nas zmylić, od syna Waldka. O ile oczywiście ma coś
wspólnego z tą sprawą. A wydaje mi się, że tak.
 Sygnał? Nawet oszukańczy? Przed zakończeniem roboty?  powątpiewał dyrektor.  To
jakoś nie w złodziejskim stylu... Zwłaszcza, że ten gość ma być, według pana, świetnym
fachowcem...
 A jeśli to dla Jerzego Batury nie tylko wykonywanie  zawodu , ale i sprawa osobista?...
 zapytałem cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •