[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No wiesz. Spotykacie się już jakiś czas. A ty zawsze twierdziłaś, że nie wytrzymujesz z facetem
dłużej niż tydzień!
- Ale Tom jest inny - zapewniła koleżankę Denise. - Znalazłam w nim bratnią duszę. Poza tym dba
o mnie, zaskakuje mnie małymi podarunkami i bez przerwy rozśmiesza. Nigdy się przy nim nie
nudzę, jak to było przy innych facetach. No i jest taki przystojny.
Holly stłumiła ziewnięcie. Denise zawsze tak mówiła po pierwszej randce, po czym w krótkim
czasie zmieniała zdanie. Może zresztą tym razem było to prawdą. Wytrzymali ze sobą już kilka
tygodni.
- Cieszę się twoim szczęściem - powiedziała z głębi serca.
Nazajutrz Holly zwlokła się z łóżka i wybrała na spacer. Powinna zacząć się gimnastykować, a też
pomyśleć o nowej pracy. Gdziekolwiek się znalazła, usiłowała sobie wyobrazić, że tam pracuje.
Wykluczyła sklepy z ubraniami, restauracje, hotele, bary, z całą pewnością urzędy, czyli
praktycznie wszystko.
Usiadła na ławce w parku naprzeciwko placu zabaw i słuchała gwaru rozkrzyczanych, szczęśliwych
dzieci. Przypomniała jej się bolesna uwaga Richarda, że nigdy nie będzie musiała użerać się z
dziećmi. Jakże by teraz marzyła, żeby jakiś mały Gerry biegał po placyku. Kilka miesięcy przed
diagnozą Gerry ego zaczęli rozmawiać o dziecku. Pózniej, gdy już wiedzieli, okłamywali się
godzinami, wymyślając imiona i wyobrażając sobie siebie w roli rodziców.
O wilku mowa, pomyślała na widok Richarda, który opuszczał placyk z Emily i Timmym. Miał
taką młodzieńczą twarz, kiedy ganiał dzieci po parku. One też najwyrazniej dobrze się bawiły - a w
ich przypadku był to nadzwyczaj rzadki widok. Zbierała siły na rozmowę z bratem. Spodziewała się
najgorszego.
- Halo, Holly! - przywitał ją Richard, idąc ku niej przez trawnik.
- Cześć - odparła Holly. Uścisnęła dzieciaki, które podbiegły, żeby się przywitać z ciocią. Miła
odmiana. - Co cię tu sprowadza? - zapytała Richarda. - Chciało ci się jechać taki szmat drogi?
- Przywiozłem dzieci do dziadków - wyjaśnił i zmierzwił włosy Timmy emu.
- I byliśmy w McDonaldzie - pochwalił się Timmy z przejęciem.
- Pycha! - zawołała Holly. - Prawda, że macie najlepszego tatę pod słońcem?
Richard uśmiechał się z zadowoleniem.
- Takie niezdrowe jedzenie? - spytała ze zdziwieniem brata.
- Oj tam - powiedział i machnął ręką. - Wszystko można, byle z umiarem, prawda Emily? - Usiadł
obok Holly. Pięcioletnia dziewczynka ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Jeden obiad w McDonaldzie ich nie zabije - przyznała mu rację Holly.
Timmy złapał się za szyję, udając, że się dusi. Twarz mu spurpurowiała, zaczął się krztusić, upadł
na trawę i zastygł w bezruchu. Richard i Holly roześmiali się.
- I widzisz, Holly? - zażartował Richard. - Chyba się myliliśmy. Jednak McDonald zabił
Timmy ego.
Holly spojrzała na brata zdumiona, że zwraca się do syna zdrobniale. Richard wstał i zarzucił sobie
chłopca na ramię.
- To może go teraz pochowajmy.
Timmy, przewieszony przez ramię ojca, zaczął chichotać.
- O, jednak żyje! - zawołał Richard ze śmiechem.
- Wcale nie - odparł rozbawiony Timmy.
- Musimy pędzić - powiedział Richard. - Pa, Holly.
- Pa, Holly - zawołały wesoło dzieci. Richard odszedł z Timmym na ramieniu, a Emily
podskakiwała radośnie i tańczyła koło taty, łapiąc go za rękę.
ROZDZIAA SIDMY
Barbara skończyła obsługiwać klientów, a kiedy wszyscy już wyszli z biura, natychmiast pobiegła
do pokoju dla personelu i zapaliła papierosa. W agencji turystycznej Swords Travel przez cały
dzień panował istny kocioł. Koleżanka z pracy, Melissa, zadzwoniła rano, że jest chora, dlatego
Barbara musiała się uwijać sama. Wraz z listopadem nadeszły przygnębiające ciemne wieczory i
ulewne deszcze, toteż drzwi agencji się nie zamykały, bo wszyscy rezerwowali wyjazdy do
ciepłych krajów.
Kiedy szef w końcu wyszedł załatwić coś w mieście, Barbara wymknęła się na długo oczekiwanego
papierosa. Pech jednak chciał, że dzwonek do drzwi znów zadzwonił. Zaklęła w duchu, pociągnęła
ostatni dymek i poprawiła szminkę. Wybiegła z pokoju dla personelu, spodziewając się zobaczyć
klienta niecierpliwie czekającego za ladą, ale starszy pan dopiero człapał w jej stronę.
- Przepraszam - odezwał się słabym głosem.
- Witam uprzejmie. Czym mogę służyć? - spytała, zaskoczona, że z bliska okazał się młodym
człowiekiem. Szedł przygarbiony i podpierał się laską, jakby miał za chwilę upaść. Cerę miał
ziemistą, chociaż w wielkich piwnych oczach igrał uśmiech. Barbara też się uśmiechnęła.
- Chciałbym zarezerwować wczasy - powiedział. - Czy pomogłaby mi pani wybrać odpowiednie
miejsce?
Zwykle przeklinała w duchu klientów, którzy zaprzęgali ją do tak niewdzięcznej roboty. Większość
miała zupełnie niesprecyzowane wymagania, toteż przesiadywała z nimi całymi godzinami. Tym
razem zaskoczyła samą siebie.
- Z przyjemnością. Mam na imię Barbara. Proszę spocząć, zaraz przejrzymy broszury. - Wskazała
mu krzesło i odwróciła wzrok, żeby nie patrzeć na jego zmagania z własną słabością. - Czy wybrał
pan już wstępnie kraj?
- Najchętniej Hiszpania. Może Lanzarote. Wyjazd w lecie. Przejrzeli broszury, wreszcie mężczyzna
znalazł ofertę, która mu odpowiadała.
- A w którym miesiącu?
- Może w sierpniu?
- To dobry miesiąc. Pokój z widokiem na morze?
Spojrzał przed siebie z uśmiechem.
- Bardzo chętnie.
- Pochwalam wybór. Pańska godność i adres? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- No wiesz. Spotykacie się już jakiś czas. A ty zawsze twierdziłaś, że nie wytrzymujesz z facetem
dłużej niż tydzień!
- Ale Tom jest inny - zapewniła koleżankę Denise. - Znalazłam w nim bratnią duszę. Poza tym dba
o mnie, zaskakuje mnie małymi podarunkami i bez przerwy rozśmiesza. Nigdy się przy nim nie
nudzę, jak to było przy innych facetach. No i jest taki przystojny.
Holly stłumiła ziewnięcie. Denise zawsze tak mówiła po pierwszej randce, po czym w krótkim
czasie zmieniała zdanie. Może zresztą tym razem było to prawdą. Wytrzymali ze sobą już kilka
tygodni.
- Cieszę się twoim szczęściem - powiedziała z głębi serca.
Nazajutrz Holly zwlokła się z łóżka i wybrała na spacer. Powinna zacząć się gimnastykować, a też
pomyśleć o nowej pracy. Gdziekolwiek się znalazła, usiłowała sobie wyobrazić, że tam pracuje.
Wykluczyła sklepy z ubraniami, restauracje, hotele, bary, z całą pewnością urzędy, czyli
praktycznie wszystko.
Usiadła na ławce w parku naprzeciwko placu zabaw i słuchała gwaru rozkrzyczanych, szczęśliwych
dzieci. Przypomniała jej się bolesna uwaga Richarda, że nigdy nie będzie musiała użerać się z
dziećmi. Jakże by teraz marzyła, żeby jakiś mały Gerry biegał po placyku. Kilka miesięcy przed
diagnozą Gerry ego zaczęli rozmawiać o dziecku. Pózniej, gdy już wiedzieli, okłamywali się
godzinami, wymyślając imiona i wyobrażając sobie siebie w roli rodziców.
O wilku mowa, pomyślała na widok Richarda, który opuszczał placyk z Emily i Timmym. Miał
taką młodzieńczą twarz, kiedy ganiał dzieci po parku. One też najwyrazniej dobrze się bawiły - a w
ich przypadku był to nadzwyczaj rzadki widok. Zbierała siły na rozmowę z bratem. Spodziewała się
najgorszego.
- Halo, Holly! - przywitał ją Richard, idąc ku niej przez trawnik.
- Cześć - odparła Holly. Uścisnęła dzieciaki, które podbiegły, żeby się przywitać z ciocią. Miła
odmiana. - Co cię tu sprowadza? - zapytała Richarda. - Chciało ci się jechać taki szmat drogi?
- Przywiozłem dzieci do dziadków - wyjaśnił i zmierzwił włosy Timmy emu.
- I byliśmy w McDonaldzie - pochwalił się Timmy z przejęciem.
- Pycha! - zawołała Holly. - Prawda, że macie najlepszego tatę pod słońcem?
Richard uśmiechał się z zadowoleniem.
- Takie niezdrowe jedzenie? - spytała ze zdziwieniem brata.
- Oj tam - powiedział i machnął ręką. - Wszystko można, byle z umiarem, prawda Emily? - Usiadł
obok Holly. Pięcioletnia dziewczynka ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Jeden obiad w McDonaldzie ich nie zabije - przyznała mu rację Holly.
Timmy złapał się za szyję, udając, że się dusi. Twarz mu spurpurowiała, zaczął się krztusić, upadł
na trawę i zastygł w bezruchu. Richard i Holly roześmiali się.
- I widzisz, Holly? - zażartował Richard. - Chyba się myliliśmy. Jednak McDonald zabił
Timmy ego.
Holly spojrzała na brata zdumiona, że zwraca się do syna zdrobniale. Richard wstał i zarzucił sobie
chłopca na ramię.
- To może go teraz pochowajmy.
Timmy, przewieszony przez ramię ojca, zaczął chichotać.
- O, jednak żyje! - zawołał Richard ze śmiechem.
- Wcale nie - odparł rozbawiony Timmy.
- Musimy pędzić - powiedział Richard. - Pa, Holly.
- Pa, Holly - zawołały wesoło dzieci. Richard odszedł z Timmym na ramieniu, a Emily
podskakiwała radośnie i tańczyła koło taty, łapiąc go za rękę.
ROZDZIAA SIDMY
Barbara skończyła obsługiwać klientów, a kiedy wszyscy już wyszli z biura, natychmiast pobiegła
do pokoju dla personelu i zapaliła papierosa. W agencji turystycznej Swords Travel przez cały
dzień panował istny kocioł. Koleżanka z pracy, Melissa, zadzwoniła rano, że jest chora, dlatego
Barbara musiała się uwijać sama. Wraz z listopadem nadeszły przygnębiające ciemne wieczory i
ulewne deszcze, toteż drzwi agencji się nie zamykały, bo wszyscy rezerwowali wyjazdy do
ciepłych krajów.
Kiedy szef w końcu wyszedł załatwić coś w mieście, Barbara wymknęła się na długo oczekiwanego
papierosa. Pech jednak chciał, że dzwonek do drzwi znów zadzwonił. Zaklęła w duchu, pociągnęła
ostatni dymek i poprawiła szminkę. Wybiegła z pokoju dla personelu, spodziewając się zobaczyć
klienta niecierpliwie czekającego za ladą, ale starszy pan dopiero człapał w jej stronę.
- Przepraszam - odezwał się słabym głosem.
- Witam uprzejmie. Czym mogę służyć? - spytała, zaskoczona, że z bliska okazał się młodym
człowiekiem. Szedł przygarbiony i podpierał się laską, jakby miał za chwilę upaść. Cerę miał
ziemistą, chociaż w wielkich piwnych oczach igrał uśmiech. Barbara też się uśmiechnęła.
- Chciałbym zarezerwować wczasy - powiedział. - Czy pomogłaby mi pani wybrać odpowiednie
miejsce?
Zwykle przeklinała w duchu klientów, którzy zaprzęgali ją do tak niewdzięcznej roboty. Większość
miała zupełnie niesprecyzowane wymagania, toteż przesiadywała z nimi całymi godzinami. Tym
razem zaskoczyła samą siebie.
- Z przyjemnością. Mam na imię Barbara. Proszę spocząć, zaraz przejrzymy broszury. - Wskazała
mu krzesło i odwróciła wzrok, żeby nie patrzeć na jego zmagania z własną słabością. - Czy wybrał
pan już wstępnie kraj?
- Najchętniej Hiszpania. Może Lanzarote. Wyjazd w lecie. Przejrzeli broszury, wreszcie mężczyzna
znalazł ofertę, która mu odpowiadała.
- A w którym miesiącu?
- Może w sierpniu?
- To dobry miesiąc. Pokój z widokiem na morze?
Spojrzał przed siebie z uśmiechem.
- Bardzo chętnie.
- Pochwalam wybór. Pańska godność i adres? [ Pobierz całość w formacie PDF ]