[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak - powiedział Jupiter śmiało. - Wyjaśniliśmy tajemnicę tego zamku.
Przekonanie, z jakim powiedział te słowa, wywołało lekki szok u Boba i Pete a. Jeśli
cokolwiek wyjaśnili, nic im o tym nie było wiadomo.
- Doprawdy? - zapytał Szeptacz. - I jakaż to tajemnica?
- Wy dwaj jesteście duchami zamku i to wy wystraszyliście wszystkich stamtąd. A
parę minut temu związaliście mnie i Pete a i zostawiliście w lochach zamku.
Szeptacz popatrzył na niego tak groznie, że Worthington zacisnął rękę na uchwycie
młotka.
- To bardzo poważne oskarżenie, chłopcze - wyszeptał Rex.
- Będziesz musiał je poprzeć dowodami.
Pete pomyślał sobie to samo. Czy Jupe owi pomieszało się w głowie? Przecież
związały ich Angielka i Cyganka.
- Proszę popatrzeć na czubki swoich butów - powiedział Jupiter. - Kiedy mnie
wiązaliście, postawiłem na nich nasz sekretny znak.
Rzeczywiście, na lśniącej skórze prawych butów obu mężczyzn widniał kredowy
symbol Trzech Detektywów - znak zapytania.
Rozdział 18
Wywiad z duchem
Zarówno dwaj winowajcy, jak i Pete, Bob i Worthington, byli wstrząśnięci.
- Ale... - zaczął Pete.
- Nosili kobiece ubrania i peruki - wpadł mu w słowa Jupiter.
- Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy odkryłem, że mają na sobie męskie buty.
Zrozumiałem wtedy, że pięcioosobowa banda, która nas pojmała, składa się faktycznie tylko
z dwóch mężczyzn, którzy przebierają się w różne kostiumy.
- Czy to znaczy, że dwóch Arabów, Azjata i dwie kobiety to tylko pan Rex i pan
Grant? - pytał Pete oszołomiony.
- Jupiter ma rację - powiedział pan Rex zmęczonym głosem.
- Chcieliśmy sprawiać wrażenie, że jesteśmy dużą bandą, żeby was naprawdę
nastraszyć. Obszerne kostiumy, suknie, spódnice mogliśmy szybko zmieniać. Nie chciałbym
jednak, żebyście myśleli, że naprawdę chcieliśmy wam wyrządzić krzywdę. Kiedy wasi
przyjaciele dostrzegł i mnie w tych podziemiach, wracałem właśnie, żeby was uwolnić.
- Nie jesteśmy mordercami - dodał mały pan Grant. - Ani też przemytnikami. Po
prostu jesteśmy duchami.
Zachichotał, ale pan Rex zachował powagę.
- Ja jestem mordercą - powiedział. - Zabiłem Stephena Terrilla.
- Ach słusznie - przyznał mały człowieczek takim tonem, jakby to był drobiazg, który
umknął jego pamięci, jak nakręcenie zegarka. - Pozbyłeś się go, ale trudno to brać pod uwagę.
- Policja może być innego zdania - odezwał się Worthington. - Chłopcy, myślę, że
lepiej będzie sprowadzić ją tutaj.
- Nie, zaczekajcie! - Szeptacz podniósł rękę. - Dajcie mi chwilę, a umożliwię wam
rozmowę ze Stephenem Terrillem.
- Chce pan powiedzieć z jego duchem! - wykrzyknął Pete.
- Właśnie. Porozmawiacie z jego duchem. Wyjaśni wam, dlaczego go zabiłem.
Po tych słowach Szeptacz wymknął się do sąsiedniego pokoju, nim ktokolwiek zdążył
go zatrzymać.
- Nie bójcie się, nie ucieknie-powiedział pan Grant. - Wróci za minutę. Przy okazji,
Jupiterze Jones, masz twój scyzoryk.
- Dziękuję - ucieszył się Jupe, który był bardzo przywiązany do scyzoryka.
Nie upłynęła nawet minuta, gdy drzwi sąsiedniego pokoju otworzyły się i wszedł...
nie, to nie był pan Rex. Ten mężczyzna był niższy i młodszy, miał gładko zaczesane
siwobrązowe włosy. Nosił tweedową marynarkę. Patrzył na nich z miłym uśmiechem.
- Dobry wieczór - powiedział. - Jestem Stephen Terrill. Chcieliście zobaczyć się ze
mną?
Wszyscy czterej patrzyli na niego i nie byli w stanie się odezwać. Nawet Jupiterowi
zabrakło tym razem słów.
Wreszcie pan Grant powiedział:
- To naprawdę jest Stephen Terrill.
Jupiter miał minę, jakby się właśnie wgryzł w piękne, soczyste jabłko i znalazł w
środku robaka. Nie posiadał się ze złości na samego siebie.
- Jest pan równocześnie Jonathanem Rexem, tak zwanym Szeptaczem, prawda? -
zapytał.
- On, Szeptaczem? - zdumiał się Pete. - Ależ on nie jest dość wysoki i ma włosy, i...
- Do usług - Stephen Terrill zdarł z głowy perukę ukazując kompletną łysinę.
Wyprostował się tak, że nagle był o wiele wyższy, zmrużył skośnie oczy, wykrzywił usta i
syknął: - Stać, jeśli wam życie miłe!
Zmienił się tak radykalnie, że wszyscy aż podskoczyli. Był znowu Szeptaczem.
Równocześnie był przecież rzekomo dawno zmarłym gwiazdorem filmowym. Bob i Pete
pojęli to wreszcie.
Pan Terrill wyjął z kieszeni jakiś dziwny przedmiot. Była to sztuczna blizna z
plastyku.
- Kiedy umieszczam to na szyi, zdejmuję perukę i zakładam buty na podwyższonej
podeszwie, przestaję być sobą, czyli Stephenem Terrillem - wyjaśnił. - Zciszam głos do
złowrogiego szeptu i staję się przerażającym osobnikiem znanym jako Szeptacz.
Założył z powrotem perukę, wygładził włosy i znowu wyglądał zupełnie przeciętnie.
Wszyscy zaczęli mu równocześnie zadawać pytania. Podniósł rękę.
- Lepiej usiądzmy i wszystko wam wyjaśnię. Popatrzcie na to zdjęcie - wskazał na
fotografię, gdzie Szeptacz i Terrill wymieniają uścisk dłoni. - Jest to oczywiście fotomontaż
dla poparcia złudzenia, że istnieją dwaj różni mężczyzni. Widzicie, wiele lat temu, kiedy
zdobyłem sławę jako aktor, moja nieśmiałość i wada wymowy bardzo mi utrudniały należyte
zajęcie się sprawami mojej kariery. Stworzyłem wtedy postać Szeptacza, który mnie
reprezentował. Jego przejmujący szept skrywał moje seplenienie, a grozny wygląd ułatwiał
uzyskanie tego, czego sobie życzyłem. Nikt, poza tu obecnym przyjacielem, Clarkiem
Grantem, nie wiedział o mojej podwójnej osobowości. Charlie był moim charakteryzatorem i
pomagał mi zmieniać się z Terrilla w Szeptacza.
Ten podstęp działał doskonale, dopóki nie zrobiłem mojego pierwszego filmu
dzwiękowego. Wtedy cały świat zaczął się śmiać ze mnie! To był straszliwy cios dla mojej
dumy. Wycofałem się z filmu i zamknąłem w ścianach własnego domu. Kiedy się
dowiedziałem, że bank chce mi go odebrać, zgnębiło mnie to ostatecznie, wpadłem w
rozpacz.
- W czasie budowy mego zamku, robotnicy odkryli uskok skalny w zboczu Czarnego
Kanionu. Biegł pod całym grzbietem górskim aż na drugą stronę i otwierał się na końcu
Winding Valley Road. Kazałem zamurować naturalny tunel, ale po kryjomu zainstalowałem
w ścianie drzwi. Następnie, jako Jonathan Rex, kupiłem teren po drugiej stronie tunelu i tu
zbudowałem sobie wspaniały dom. W ten sposób mogłem wchodzić i wychodzić z zamku,
nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
W tym czasie często odbywałem długie, samotne przejażdżki samochodem, starając [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Tak - powiedział Jupiter śmiało. - Wyjaśniliśmy tajemnicę tego zamku.
Przekonanie, z jakim powiedział te słowa, wywołało lekki szok u Boba i Pete a. Jeśli
cokolwiek wyjaśnili, nic im o tym nie było wiadomo.
- Doprawdy? - zapytał Szeptacz. - I jakaż to tajemnica?
- Wy dwaj jesteście duchami zamku i to wy wystraszyliście wszystkich stamtąd. A
parę minut temu związaliście mnie i Pete a i zostawiliście w lochach zamku.
Szeptacz popatrzył na niego tak groznie, że Worthington zacisnął rękę na uchwycie
młotka.
- To bardzo poważne oskarżenie, chłopcze - wyszeptał Rex.
- Będziesz musiał je poprzeć dowodami.
Pete pomyślał sobie to samo. Czy Jupe owi pomieszało się w głowie? Przecież
związały ich Angielka i Cyganka.
- Proszę popatrzeć na czubki swoich butów - powiedział Jupiter. - Kiedy mnie
wiązaliście, postawiłem na nich nasz sekretny znak.
Rzeczywiście, na lśniącej skórze prawych butów obu mężczyzn widniał kredowy
symbol Trzech Detektywów - znak zapytania.
Rozdział 18
Wywiad z duchem
Zarówno dwaj winowajcy, jak i Pete, Bob i Worthington, byli wstrząśnięci.
- Ale... - zaczął Pete.
- Nosili kobiece ubrania i peruki - wpadł mu w słowa Jupiter.
- Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy odkryłem, że mają na sobie męskie buty.
Zrozumiałem wtedy, że pięcioosobowa banda, która nas pojmała, składa się faktycznie tylko
z dwóch mężczyzn, którzy przebierają się w różne kostiumy.
- Czy to znaczy, że dwóch Arabów, Azjata i dwie kobiety to tylko pan Rex i pan
Grant? - pytał Pete oszołomiony.
- Jupiter ma rację - powiedział pan Rex zmęczonym głosem.
- Chcieliśmy sprawiać wrażenie, że jesteśmy dużą bandą, żeby was naprawdę
nastraszyć. Obszerne kostiumy, suknie, spódnice mogliśmy szybko zmieniać. Nie chciałbym
jednak, żebyście myśleli, że naprawdę chcieliśmy wam wyrządzić krzywdę. Kiedy wasi
przyjaciele dostrzegł i mnie w tych podziemiach, wracałem właśnie, żeby was uwolnić.
- Nie jesteśmy mordercami - dodał mały pan Grant. - Ani też przemytnikami. Po
prostu jesteśmy duchami.
Zachichotał, ale pan Rex zachował powagę.
- Ja jestem mordercą - powiedział. - Zabiłem Stephena Terrilla.
- Ach słusznie - przyznał mały człowieczek takim tonem, jakby to był drobiazg, który
umknął jego pamięci, jak nakręcenie zegarka. - Pozbyłeś się go, ale trudno to brać pod uwagę.
- Policja może być innego zdania - odezwał się Worthington. - Chłopcy, myślę, że
lepiej będzie sprowadzić ją tutaj.
- Nie, zaczekajcie! - Szeptacz podniósł rękę. - Dajcie mi chwilę, a umożliwię wam
rozmowę ze Stephenem Terrillem.
- Chce pan powiedzieć z jego duchem! - wykrzyknął Pete.
- Właśnie. Porozmawiacie z jego duchem. Wyjaśni wam, dlaczego go zabiłem.
Po tych słowach Szeptacz wymknął się do sąsiedniego pokoju, nim ktokolwiek zdążył
go zatrzymać.
- Nie bójcie się, nie ucieknie-powiedział pan Grant. - Wróci za minutę. Przy okazji,
Jupiterze Jones, masz twój scyzoryk.
- Dziękuję - ucieszył się Jupe, który był bardzo przywiązany do scyzoryka.
Nie upłynęła nawet minuta, gdy drzwi sąsiedniego pokoju otworzyły się i wszedł...
nie, to nie był pan Rex. Ten mężczyzna był niższy i młodszy, miał gładko zaczesane
siwobrązowe włosy. Nosił tweedową marynarkę. Patrzył na nich z miłym uśmiechem.
- Dobry wieczór - powiedział. - Jestem Stephen Terrill. Chcieliście zobaczyć się ze
mną?
Wszyscy czterej patrzyli na niego i nie byli w stanie się odezwać. Nawet Jupiterowi
zabrakło tym razem słów.
Wreszcie pan Grant powiedział:
- To naprawdę jest Stephen Terrill.
Jupiter miał minę, jakby się właśnie wgryzł w piękne, soczyste jabłko i znalazł w
środku robaka. Nie posiadał się ze złości na samego siebie.
- Jest pan równocześnie Jonathanem Rexem, tak zwanym Szeptaczem, prawda? -
zapytał.
- On, Szeptaczem? - zdumiał się Pete. - Ależ on nie jest dość wysoki i ma włosy, i...
- Do usług - Stephen Terrill zdarł z głowy perukę ukazując kompletną łysinę.
Wyprostował się tak, że nagle był o wiele wyższy, zmrużył skośnie oczy, wykrzywił usta i
syknął: - Stać, jeśli wam życie miłe!
Zmienił się tak radykalnie, że wszyscy aż podskoczyli. Był znowu Szeptaczem.
Równocześnie był przecież rzekomo dawno zmarłym gwiazdorem filmowym. Bob i Pete
pojęli to wreszcie.
Pan Terrill wyjął z kieszeni jakiś dziwny przedmiot. Była to sztuczna blizna z
plastyku.
- Kiedy umieszczam to na szyi, zdejmuję perukę i zakładam buty na podwyższonej
podeszwie, przestaję być sobą, czyli Stephenem Terrillem - wyjaśnił. - Zciszam głos do
złowrogiego szeptu i staję się przerażającym osobnikiem znanym jako Szeptacz.
Założył z powrotem perukę, wygładził włosy i znowu wyglądał zupełnie przeciętnie.
Wszyscy zaczęli mu równocześnie zadawać pytania. Podniósł rękę.
- Lepiej usiądzmy i wszystko wam wyjaśnię. Popatrzcie na to zdjęcie - wskazał na
fotografię, gdzie Szeptacz i Terrill wymieniają uścisk dłoni. - Jest to oczywiście fotomontaż
dla poparcia złudzenia, że istnieją dwaj różni mężczyzni. Widzicie, wiele lat temu, kiedy
zdobyłem sławę jako aktor, moja nieśmiałość i wada wymowy bardzo mi utrudniały należyte
zajęcie się sprawami mojej kariery. Stworzyłem wtedy postać Szeptacza, który mnie
reprezentował. Jego przejmujący szept skrywał moje seplenienie, a grozny wygląd ułatwiał
uzyskanie tego, czego sobie życzyłem. Nikt, poza tu obecnym przyjacielem, Clarkiem
Grantem, nie wiedział o mojej podwójnej osobowości. Charlie był moim charakteryzatorem i
pomagał mi zmieniać się z Terrilla w Szeptacza.
Ten podstęp działał doskonale, dopóki nie zrobiłem mojego pierwszego filmu
dzwiękowego. Wtedy cały świat zaczął się śmiać ze mnie! To był straszliwy cios dla mojej
dumy. Wycofałem się z filmu i zamknąłem w ścianach własnego domu. Kiedy się
dowiedziałem, że bank chce mi go odebrać, zgnębiło mnie to ostatecznie, wpadłem w
rozpacz.
- W czasie budowy mego zamku, robotnicy odkryli uskok skalny w zboczu Czarnego
Kanionu. Biegł pod całym grzbietem górskim aż na drugą stronę i otwierał się na końcu
Winding Valley Road. Kazałem zamurować naturalny tunel, ale po kryjomu zainstalowałem
w ścianie drzwi. Następnie, jako Jonathan Rex, kupiłem teren po drugiej stronie tunelu i tu
zbudowałem sobie wspaniały dom. W ten sposób mogłem wchodzić i wychodzić z zamku,
nie wzbudzając niczyich podejrzeń.
W tym czasie często odbywałem długie, samotne przejażdżki samochodem, starając [ Pobierz całość w formacie PDF ]