[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ośmieszony. Wzmogło to w nim nienawiść i gwałtowną potrze-
bę pomszczenia krzywdy.
Tropiąc Irminę zaczepił ją przy jakiejś okazji i wówczas
właśnie zauważył ich pan Wiktor Kościanko. Teraz Kościanko
poczuł się oszukany i zażądał od Irminy wyjaśnień. W efekcie
tej rozmowy pan Wiktor przeprowadził się na dół, do gabinetu,
a Irmina z kolei dała anons do prasy, że poszukuje pokoju.
Chyba wówczas zdecydowała ostatecznie zerwać ze starszym
od niej człowiekiem. Na tydzień przed śmiercią zatelefonowała
do Roberta Małysza. Pod tym nazwiskiem znała Romualda
Butryma. To pan jest Romualdem Butrymem - zwraca się
Skarbek do Małysza. - Robert Małysz zginął w Londynie w
167
wypadku samochodowym. Do kraju powrócił Romuald Butrym
z paszportem Małysza. Przy zabitym zostawił pan swoje do-
kumenty, a zabrał jego. Wasze podobieństwo sprawiło, że
dotąd nikt na to nie wpadł.
Siedzący obok pani Anny młody człowiek jest blady jak pa-
pier.
- To nieprawda! - krzyczy. - Jak pan to udowodni?
Skarbek patrzy na Annę. Jest równie jak Małysz przerażo-
na. Odsuwa dalej swoje krzesło. Wiktor Kościanko wpatruje się
w gościa żony z niedowierzaniem i jakby lękiem. Robert Ma-
łysz podnosi się.
- Muszę wyjść na chwilę - mówi drżącym głosem.
Wychodzi. W ślad za nim opuszcza jadalnię Skarbek. Za
chwilę wprowadza cztery osoby czekające dotychczas w gabi-
necie.
Kiedy wszyscy już zasiedli przy stole, Skarbek prosi o chwi-
lę cierpliwości.
- Zaczekajmy na powrót znajomego pani Anny - dodaje.
Nieobecność Roberta przedłuża się, wśród obecnych czuje
się zniecierpliwienie.
Za drzwiami odgłosy szamotania. Drzwi otwierają się gwał-
townie. Stoi w nich Robert. Jest zadyszany jak po dłuższym
biegu. Nieomal jednocześnie pada okrzyk z ust pani Marii
Witak:
- Romuś?! Skąd, się tu wziąłeś?
Marta Bońko, dotąd najbardziej opanowana, podnosi się z
krzesła, ale zaraz opada na nie z powrotem.
- Proszę. Niech panowie wejdą - zwraca się Skarbek do sto-
jących w drzwiach mężczyzn. Jeden z nich popycha Roberta do
przodu i zamyka drzwi. Zastawia je krzesłem, na którym siada.
Robert patrzy osłupiałym wzrokiem na Marię Witak i Mar-
tę Bońko. Ich obecność jest dla niego zaskoczeniem.
168
- Zechce pan usiąść - zwrócił się do niego Skarbek, wskazu-
jąc wolne krzesło.
Młody człowiek siada jak manekin.
- Proszę nam wyjaśnić, jak to się stało, że pan Małysz wy-
szedł sam, a wrócił w towarzystwie - pytanie to Skarbek kieruje
do mężczyzny, który siedzi przy drzwiach.
- Mieliśmy czuwać, aby nikt nie opuścił willi, zanim pan
stąd nie wyjdzie, kapitanie. Ten pan - wskazuje na Roberta -
zamierzał opuścić posesję. Zauważyliśmy go, jak wychodził z
podziemi okienkiem. Okienkiem piwnicznej łazienki. Potem
przebiegł przez ogród i usiłował przeskoczyć ogrodzenie od
strony Wisły. Tam go zatrzymaliśmy i zgodnie z dyspozycją
przyprowadziliśmy z powrotem.
- Tak było? - zwraca się Skarbek do Roberta.
- Tak - pada krótka odpowiedz.
- Czy teraz przyznaje się pan - pyta dalej Skarbek - że na-
zywa się pan Romuald Butrym i że od powrotu z zagranicy
posługuje się pan przywłaszczonymi dokumentami Roberta
Małysza?
Zapytany spojrzał na Martę Witak i nisko zwiesił głowę.
- Tak. Przyznaję się. Jestem Romuald Butrym. Robert Ma-
łysz zginął w wypadku samochodowym w Londynie.
- Czy przyznaje się pan do znajomości z Irminą Adamską?
- Tak.
Skarbek kładzie na stole karabinek, medalion z brelocz-
kiem oraz list, który oddał mu Leon Cieślik.
- Czy przyznaje się pan, że z tego oto karabinka zastrzelił
pan Irminę Adamską?
Romuald Butrym unosi się z krzesła i poszarzały na twarzy
mówi:
- Tak, przyznaję się. Zastrzeliłem Irminę. - Stoi trzymając
się kurczowo krawędzi stołu. Nie jest w stanie wykrztusić ani
169
słowa więcej. Nie jest w stanie się poruszyć.
Skarbek sięga po karafkę i nalewa wody do szklanki.
- Proszę wypić - podaje szklankę Butrymowi.
Ten pije. Dygocą mu ręce, oblewa przy tym ubranie, w koń-
cu odstawia szklankę i siada.
- Postaram się teraz odtworzyć państwu przebieg wydarzeń
w dniu zabójstwa. Proszę, niech mnie pan uważnie słucha i
koryguje, jeśli popełnię jakąś nieścisłość. - Skarbek zwraca się
do Romualda Butryma.
- Upewnił się pan, że Irmina została przyjaciółką zniena-
widzonego przez pana człowieka. Bliska znajomość z panią
Anną nie zaspokoiła pragnienia zemsty, nie zdołała zagłuszyć
miłości do Irminy. Próbował pan ponownie nawiązać kontakt z
Irminą, zaczepiając ją na ulicy. Ona jednak odmówiła panu
spotkania i rozmowy. Wzmogło to poczucie krzywdy. Został
pan ośmieszony i wzgardzony. Nienawiść, którą żywił pan do
Wiktora Kościanki, objęła także i Irminę. Po tym zdarzeniu
oświadczył pan Annie Kościanko, że wyjeżdża z Warszawy na
miesiąc. Chciał pan mieć swobodę działania. Krytycznego dnia
postanowił pan przeprowadzić z Irminą decydującą rozmowę.
Tu, w willi. Znał pan rozkład domu i zwyczaje mieszkańców.
Wiedział pan, w którym pokoju mieszka Irmina. Zabrał pan ze
sobą medalion oraz list Irminy, doręczony panu przez Martę
Bońko. List, w którym zawiadamiała pana, że uważa waszą
znajomość za skończoną.
Od rana obserwował pan willę. Widział pan, że Irmina wy-
jechała z panem Wiktorem. Przez cały dzień czekał pan na jej
powrót. Kościanko wrócił sam. Irmina zjawiła się znacznie
pózniej. Miał pan klucz od furtki. Wszedł więc pan na podwó-
rze przez nikogo niezauważony. Psy też już pana znały. Bywał
pan u pani Anny.
Wciąż niezauważony, przemknął się pan do pokoju Irminy.
Spała, a może zasypiała. Próbował jej pan wyjaśnić, że Wiktor
170
Kościanko to łajdak, który doprowadził do zguby pańską sio-
strę, Małgorzatę. Na dowód pokazał pan Irminie medalion,
który siostra otrzymała od Kościanki. Irmina wzięła medalion
do ręki, ale nie zareagowała na te informacje. Uznał pan to za
demonstrację pogardy i obojętności. Być może, powiedziała
także sennym głosem, że to wszystko nic ją nie obchodzi, i
kazała panu opuścić pokój.
- Rzeczywiście, tak było - potwierdził Romuald Butrym,
patrząc z podziwem na Skarbka.
- Otóż to. Senność Irminy i brak zainteresowania uznał
pan za przejaw pogardy, lekceważenia, obojętności w stosunku
do siebie. Nie wiedział pan, że kilkanaście minut wcześniej
zażyła tabletkę luminalu. Widocznie ostatnio zle sypiała, skoro
na kilka tygodni przed śmiercią lekarz zapisał jej środek na-
senny, właśnie luminal. Pan o tym nie wiedział. Luminal już
zaczął działać, Irmina zasypiała. Ogarnęła pana rozpacz. Nie
takiej reakcji pan oczekiwał. Zdjął pan ze ściany karabinek i
wymierzył w Irminę. Nacisnął pan spust.
- Nie od razu - przerwał Skarbkowi Romuald Butrym. - Ce- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •