[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nigdy się tak do mnie nie zwracaj, Zee. Nigdy przenigdy. Przynajmniej tyle jesteś mi
winien.rzucić się do walki. Zatrzymał się jednak i spojrzał w górę. Zobaczyłam cień przecinający
gwiazdy. Z nieba spadł Zee splunął. Zlina niczym kwas wypaliła dziurę w śniegu. Nieznajomy zrobił
kolejny krok. Zamarłam, gotowa demon. o oddychaniu. Jego peleryna pochłaniała światło. Dolna
część bladej twarzy lśniła jak diamentowy pyłOturu. Wbił się W lód jak ciemna strzała. Aż
zadygotałam od siły tego uderzenia. Na moment zapomniałamna śniegu.
rozsypany
Sięgnęłam pod płaszcz i dotknęłam noży matki. Serce łomotało mi jak szalone.
- Zee.
- Tak, Maxine? - odpowiedział szeptem.
- Pomożesz mi tym razem?
66
śniegu, jakby były lżejsze od powietrza.Nic nie powiedział. Demon się zaśmiał, ciepło i
chrapliwie. Stopy w kształcie ostrzy tkwiły na powierzchni
- Zee nie może złamać przyrzeczenia - oznajmił demon.
Spod kapelusza wypełzł kosmyk włosów i sięgnął do nieznajomego, który stał obok cichy jak
śmierć. Nie mogniełam oderwać od nich wzroku. Kosmyk włosów dotknął policzka mężczyzny. W
ciemnych oczach błysnęła czysta nawiść.
- Dobrze się spisałeś, Naganiaczu - powiedział demon.
- To dla mnie zaszczyt - odparł mężczyzna z pokorą, choć wyczułam, że kłamie.
Demon chyba też zdawał sobie z tego sprawę. Kosmyk włosów, delikatny niczym długi palec,
wsunął się
się wokół tego haka i szarpnęło. Raz. Mężczyzna upadł na kolana.Naganiaczowi za kołnierz.
Zobaczyłam żelazną obrożę na szyi. Miała ogniwo. Hak. Pasmo włosów demona owinęło
- Naganiaczu - mruknął demon. - Naucz się klęczeć przed naszą panią.
Mężczyzna nic nie powiedział. Próbował wstać, ale smycz się napięła i poleciał na ziemię, prosto
w śnieg. Zaczął dyszeć, wargi mu posiniały z zimna. Teraz czuł chłód.Peleryna demona
zatrzepotała, zasłaniając gwiazdy.
- Uklęknij. Z całym oddaniem. Na kolana.
- Nie - wychrypiałam. - Przestań.
odcinał się od śniegu. Stał na palcach, a ta jego niesamowita, żyjąca peleryna poruszyła się na
wietrze w rytmie Demon się odwrócił. Oczy zakrywało mu rondo kapelusza, ale i tak się
zorientowałam, że na mnie patrzy. Ostro oddechu. Wdzięcznie. Groznie.
Twarde usta się wykrzywiły.
- Podziwiasz nas.
- Podziwiam twój wdzięk - przyznałam chrapliwym głosem. - Ale i tak cię zabiję.
- Wszystkich nas zabijesz - odparł. - Ale jeszcze nie dzisiaj.
temperaturach. Pewnie o to właśnie chodziło. Pozbawić mnie zbroi. Wtedy łatwo mnie skrzywdzić.
Wystraszyć.Na pewno nie, jeśli zostanę tu dużo dłużej. Chłopcy, choćby nie wiem jak się starali, nie
ochronią mnie w takich Prawie szczękałam zębami.
- Czego chcesz?
- Ciebie - odpowiedział.
Wpatrywał się we mnie. Dygotały mu ramiona, a ręce ginęły w zlodowaciałej zaspie.Chłopcy się
poruszyli, błysnęły czerwone oczy, załomotały serca. Spojrzałam na mężczyznę na śniegu.
- %7łeby mnie zabić - stwierdziłam. Demon się uśmiechnął.
Patrzyłam, jak tańczy dookoła mnie, wbijając stopy w lód i śnieg. Ciągnął za sobą mężczyznę.
Długi kosmyk %7łeby pójść za tobą.
włosów nadal był zaplątany w żelazną obrożę. Zrobiło mi się trochę żal nieznajomego, choć to on
wepchnął mnie pod autobus. Próbował wstać i znowu upadł.
jak odległy, zalany księżycowym światłem horyzont. Poły peleryny łopotały niczym skrzydła.
Dostrzegłam tam jaDemon górował nad nami, zlewał się z nocnym niebem. Usta zacisnął w twardą
ciemną kreskę, prostą i zimną - się jego zimny cień. Chłopcy wtulili się we mnie ciaśniej.
Wstrząsnął mną dreszcz, ale nie z zimna.kiś ruch: twarze i dłonie, ciała wirujące w otchłani. Oturu
pochłaniał światło księżyca i gwiazd. Na śniegu rysował
- Boisz się nas - wyszeptał demon. - Twoje serce się zagubiło. Lecz teraz tu jesteśmy. Narodzeni
na nowo, dla siebie nawzajem.
- No to mi powiedz, co powinnam wiedzieć - zaskrzeczałam, jakby głos zamarzł mi w krtani.
- Co powinnaś wiedzieć... - powtórzył pod nosem. -Powinnaś znać świat pod swoimi nogami.
Ty, Pani, twoje ogary, początek Aowów. Odwieczna bogini. Ale zapomniałaś. Stałaś się zagadką. -
Demon się zawahał. - Co się z to-bą porobiło, Tropicielko?
i tak musnął mnie w czoło. Zalała mnie fala niewiarygodnego ciepła. Złocista jak słońce,
oślepiająca. Przez dżinsy Pomyślałam o matce. Kosmyk włosów wystrzelił w stronę mojej głowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Nigdy się tak do mnie nie zwracaj, Zee. Nigdy przenigdy. Przynajmniej tyle jesteś mi
winien.rzucić się do walki. Zatrzymał się jednak i spojrzał w górę. Zobaczyłam cień przecinający
gwiazdy. Z nieba spadł Zee splunął. Zlina niczym kwas wypaliła dziurę w śniegu. Nieznajomy zrobił
kolejny krok. Zamarłam, gotowa demon. o oddychaniu. Jego peleryna pochłaniała światło. Dolna
część bladej twarzy lśniła jak diamentowy pyłOturu. Wbił się W lód jak ciemna strzała. Aż
zadygotałam od siły tego uderzenia. Na moment zapomniałamna śniegu.
rozsypany
Sięgnęłam pod płaszcz i dotknęłam noży matki. Serce łomotało mi jak szalone.
- Zee.
- Tak, Maxine? - odpowiedział szeptem.
- Pomożesz mi tym razem?
66
śniegu, jakby były lżejsze od powietrza.Nic nie powiedział. Demon się zaśmiał, ciepło i
chrapliwie. Stopy w kształcie ostrzy tkwiły na powierzchni
- Zee nie może złamać przyrzeczenia - oznajmił demon.
Spod kapelusza wypełzł kosmyk włosów i sięgnął do nieznajomego, który stał obok cichy jak
śmierć. Nie mogniełam oderwać od nich wzroku. Kosmyk włosów dotknął policzka mężczyzny. W
ciemnych oczach błysnęła czysta nawiść.
- Dobrze się spisałeś, Naganiaczu - powiedział demon.
- To dla mnie zaszczyt - odparł mężczyzna z pokorą, choć wyczułam, że kłamie.
Demon chyba też zdawał sobie z tego sprawę. Kosmyk włosów, delikatny niczym długi palec,
wsunął się
się wokół tego haka i szarpnęło. Raz. Mężczyzna upadł na kolana.Naganiaczowi za kołnierz.
Zobaczyłam żelazną obrożę na szyi. Miała ogniwo. Hak. Pasmo włosów demona owinęło
- Naganiaczu - mruknął demon. - Naucz się klęczeć przed naszą panią.
Mężczyzna nic nie powiedział. Próbował wstać, ale smycz się napięła i poleciał na ziemię, prosto
w śnieg. Zaczął dyszeć, wargi mu posiniały z zimna. Teraz czuł chłód.Peleryna demona
zatrzepotała, zasłaniając gwiazdy.
- Uklęknij. Z całym oddaniem. Na kolana.
- Nie - wychrypiałam. - Przestań.
odcinał się od śniegu. Stał na palcach, a ta jego niesamowita, żyjąca peleryna poruszyła się na
wietrze w rytmie Demon się odwrócił. Oczy zakrywało mu rondo kapelusza, ale i tak się
zorientowałam, że na mnie patrzy. Ostro oddechu. Wdzięcznie. Groznie.
Twarde usta się wykrzywiły.
- Podziwiasz nas.
- Podziwiam twój wdzięk - przyznałam chrapliwym głosem. - Ale i tak cię zabiję.
- Wszystkich nas zabijesz - odparł. - Ale jeszcze nie dzisiaj.
temperaturach. Pewnie o to właśnie chodziło. Pozbawić mnie zbroi. Wtedy łatwo mnie skrzywdzić.
Wystraszyć.Na pewno nie, jeśli zostanę tu dużo dłużej. Chłopcy, choćby nie wiem jak się starali, nie
ochronią mnie w takich Prawie szczękałam zębami.
- Czego chcesz?
- Ciebie - odpowiedział.
Wpatrywał się we mnie. Dygotały mu ramiona, a ręce ginęły w zlodowaciałej zaspie.Chłopcy się
poruszyli, błysnęły czerwone oczy, załomotały serca. Spojrzałam na mężczyznę na śniegu.
- %7łeby mnie zabić - stwierdziłam. Demon się uśmiechnął.
Patrzyłam, jak tańczy dookoła mnie, wbijając stopy w lód i śnieg. Ciągnął za sobą mężczyznę.
Długi kosmyk %7łeby pójść za tobą.
włosów nadal był zaplątany w żelazną obrożę. Zrobiło mi się trochę żal nieznajomego, choć to on
wepchnął mnie pod autobus. Próbował wstać i znowu upadł.
jak odległy, zalany księżycowym światłem horyzont. Poły peleryny łopotały niczym skrzydła.
Dostrzegłam tam jaDemon górował nad nami, zlewał się z nocnym niebem. Usta zacisnął w twardą
ciemną kreskę, prostą i zimną - się jego zimny cień. Chłopcy wtulili się we mnie ciaśniej.
Wstrząsnął mną dreszcz, ale nie z zimna.kiś ruch: twarze i dłonie, ciała wirujące w otchłani. Oturu
pochłaniał światło księżyca i gwiazd. Na śniegu rysował
- Boisz się nas - wyszeptał demon. - Twoje serce się zagubiło. Lecz teraz tu jesteśmy. Narodzeni
na nowo, dla siebie nawzajem.
- No to mi powiedz, co powinnam wiedzieć - zaskrzeczałam, jakby głos zamarzł mi w krtani.
- Co powinnaś wiedzieć... - powtórzył pod nosem. -Powinnaś znać świat pod swoimi nogami.
Ty, Pani, twoje ogary, początek Aowów. Odwieczna bogini. Ale zapomniałaś. Stałaś się zagadką. -
Demon się zawahał. - Co się z to-bą porobiło, Tropicielko?
i tak musnął mnie w czoło. Zalała mnie fala niewiarygodnego ciepła. Złocista jak słońce,
oślepiająca. Przez dżinsy Pomyślałam o matce. Kosmyk włosów wystrzelił w stronę mojej głowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]