[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trwali od jednego kryzysu finansowego do następnego. Filida była tym zachwycona. Po stresach i
napięciach z okresu choroby matki, a także po tym, jak narzucono jej surową dyscyplinę
finansową w bardzo młodym wieku, nowa sytuacja miała słodki posmak wolności i beztroskiego
dzieciństwa, którego nigdy nie zaznała. I jakoś w końcu na wszystko starczało i było co włożyć
do garnka. A to przyjaciel przyniósł parę gołębi i zająca, a to znajomy oficer pożyczył
Ambrożemu swego zapasowego konia, a to znów pani Cade kupiła Filidzie nowy płaszcz i
kapelusz w eleganckim sklepie w Brukseli.
Filida mgliście zdawała sobie sprawę, że w tych ostatnich miesiącach wszyscy wirowali
na istnej karuzeli niepewności i szalonej aktywności i że charaktery ludzi, wliczając w to ją samą,
zmieniały się pod tym napięciem. Dopiero w czasie długich, cichych miesięcy, jakie nastąpiły
potem, dotarło do niej, że Ambroży mógł się okazać niegodny zaufania, jako mąż i jako człowiek
odpowiedzialny za dobrobyt rodziny. Ale nie była w stanie uwierzyć, by był wyrachowanym i
okrutnym człowiekiem.
Noc spędziła bezsennie, nękana ponurymi i groznymi myślami, a rankiem zdecydowała
się powiedzieć choć o niektórych swoich problemach babce.
- Johnny? - Pani Osborne uniosła cienkie brwi. - Zapewne masz na myśli Johnny ego
Tauntona.
- Nie wiem. Słyszałam tylko jego imię. Ale kiedy wspomniano nazwisko mego męża,
możesz sobie wyobrazić mój szok.
- A kto o tym rozmawiał, jeśli wolno spytać?
- Nie wiem, babciu. - skłamała Filida. - Byli za rogiem, mówili cicho i nie chcieli, by ich
widziano. Błagam cię, powiedz mi, co się właściwie stało.
- Nic, czym powinnaś się niepokoić, moja droga Filido. Młodzi ludzie zawsze grają
więcej, niż powinni.
- Ale żeby się zabić!
- Filido - odezwała się surowo pani Osborne - to nie jest twoja sprawa, jeśli niemądry
młody człowiek zabił się po przegranej w karty, zwłaszcza jeśli człowiek, który wygrał, nie był
wówczas twoim mężem!
- Oczywiście, babciu. Przykro mi, że ci przeszkodziłam. - Ale Filida nie była
usatysfakcjonowana. Z jednej strony, babka miała rację - nie była niczemu winna; ale z drugiej
strony nie wyglądało to tak jasno, jak to starsza pani przedstawiła. Oburzenie lorda Herewarda
było spowodowane czymś znacznie poważniejszym niż brak szczęścia w kartach.
Rozważała poważnie, czy nie zwrócić się do panny Heywood, ale odrzuciła ten pomysł.
Nie mogła przecież rozmawiać o tym z kimś obcym, zwłaszcza jeśli była to osoba bliska kogoś
tak pozbawionego współczucia jak jej teściowa. Nie, zdecydowała Filida prostując ramiona, nie
było wyjścia, trzeba było porozmawiać z lordem Herewardem.
Na bal do Telfordów Filida ubrała się bardzo starannie. Jeśli naprawdę miała sobie
poradzić z tym mężczyzną, musiała przynajmniej mieć pewność, że wygląda świetnie.
Postanowiła włożyć swoją nową wieczorową suknię z bladożółtego jedwabiu, z halką o barwie
żonkili. %7łółty właśnie wszedł w modę, lecz był trudny w noszeniu, jak ją poinformowała panna
Lannes. Ale Filidzie było w nim bardzo do twarzy, czerwień w jej włosach przechodziła bowiem
na tym tle w kasztan, a jej jasna skóra i zielone oczy znajdowały znakomitą oprawę.
Filida nie miała biżuterii, poza medalionem odziedziczonym po matce, zawiesiła go więc
na złotym łańcuszku, pożyczonym z niezwykle zasobnej kolekcji Araminty. Wsunęła stopy w
żółte pantofelki z jedwabnymi różyczkami i pozwoliła pokojówce udrapować szal wokół ramion.
- Och, wygląda pani jak z obrazka, proszę pani! - zawołała pokojówka entuzjastycznie.
- Piękny ptak to piękne pióra - odparła Filida, przyglądając się krytycznie swemu odbiciu.
Czy to wystarczy? Czy lord Hereward zechce z nią pomówić? Czy też będzie musiała na swoim
pierwszym balu tkwić pod ścianą przez cały wieczór, podczas gdy młodsze i ładniejsze panny
będą wirować w ramionach partnerów? Odrzuciła szybko myśl, że rozmowa z lordem
Herewardem obchodzi ją niemal tak samo, jak to, czy zechce poprosić ją do tańca.
A tymczasem Araminta zamęczała swoją pokojówkę, nie mogąc się zdecydować. Dopiero
w momencie gdy Hetty była już bliska płaczu, a trzy suknie leżały na podłodze zlekceważone,
wkroczyła do pokoju pani Osborne, niezwykle godna w swym fioletowym aksamicie i
wspaniałym turbanie, i uratowała sytuację.
- Jasnozieloną, Hetty... - rzekła rozkazująco.
- Ale ja chciałam włożyć różową! - zaprotestowała Araminta, chociaż tak naprawdę już
dwa razy z niej zrezygnowała.
- Z twoimi włosami, moje dziecko!
- Ale ta suknia mi się podoba, i już - wymamrotała Araminta.
- Nonsens, moja droga. Zrobisz mi przyjemność wkładając zieloną. Jest urocza i
oryginalna i doda głębi twoim włosom. Doprawdy, to pech, że obie moje wnuczki mają włosy tak
wulgarnej barwy. - Jej ton zdawał się sugerować, że gdyby zechciano jej udzielić łaski rozmowy
z Wszechmogącym, to nie doszłoby do takiego uchybienia. - Ale cóż, nie można nic na to
poradzić, więc trzeba to jak najlepiej wykorzystać.
Wciąż mrucząc, Araminta pozwoliła Hetty włożyć sobie sukienkę przez głowę, po czym,
pod surowym okiem babki, przestała się wiercić na tyle, by służąca mogła zapiąć maleńkie,
obciągane jedwabiem guziczki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •