[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyszła na balkon. Stała tak w pełnym słońcu, patrząc w dół na gęstwinę roślin, krzaków i
drzew oraz bluszczu, który piął się po balkonie. Podeszła do balustrady. Pomiędzy krzewami
dostrzegła białe i czerwone kwiaty, a dalej, po lewej stronie za murem, nieskończoną,
niebieską przestrzeń morza.
Dominica.
Przechodzący w oddali opaleni ludzie byli radośni i beztroscy. W powietrzu unosił się
przyjemny zapach i słychać było odgłosy ptaków morskich. Gorące i jasne promienie
słoneczne padały na białe ściany domu. Poczuła zapach gotowanego jedzenia słodki
zapach cynamonu i mleka kokosowego. Rozległ się radosny, męski głos i przejechał jakiś
samochód.
Weszła do pokoju i usiadła na łóżku, po czym po chwili znów się podniosła i przeszła wzdłuż
pokoju.
Znajdowały się w nim dwie pary drzwi. Josephine otworzyła jedne, znajdujące się
naprzeciwko balkonu. Za nimi były drewniane schody prowadzące gdzieś w dół. Zamknęła je
na klucz. Zastanawiała się, jak długo tutaj przebywa, od jak dawna nie jest w niewoli i kiedy
ktoś do niej przyjdzie. Kiedy zobaczy innych ludzi?
Otworzyła drugie drzwi. Była tam ogromna, piękna łazienka ze wspaniałą wanną i
marmurowymi ścianami. Wzięła długą kąpiel; polewała się kolejno gorącą i zimną wodą,
następnie napuściła ciepłej wody do wanny i siedziała w niej długi czas. Podczas kąpieli
przypomniała sobie, co jej się zdarzyło.
Pamiętała lot samolotem w Alpy, do wioski. Pamiętała noclegownię, ucisk łańcuchów na
karku i rękach. Pamiętała twarze: młodego Araba w masce domino, Indianina w wysokich
butach, grubą kobietę. Pamiętała śnieg na wierzchołkach drzew. Wszystko to wydawało jej
się teraz dziwnym i niesamowitym snem, który w ogóle jej nie dotyczył. Wypoczęta,
zanurzona w ciepłej, przyjemnej wodzie, wcale nie czuła śladów niedawnych tortur.
Wyszła z wanny i wytarła się. Nie chciało jej się ubierać i schodzić na dół, ale w pokoju nie
było ani telefonu, ani żadnego dzwonka.
Poczuła, że jest głodna, i zaczęła zastanawiać się, czy ktoś przyniesie jej jedzenie. Zajrzała do
szafy, żeby znalezć coś odpowiedniego. Wszystkie rzeczy były nowe i wszystkie w jej
rozmiarze. Założyła staniczek, majtki, długą, powiewną bluzę, spodnie i skórzane sandały.
Miała ochotę nałożyć na siebie jak najwięcej rzeczy.
Uważając, aby się nie przewrócić, ostrożnie zeszła po schodach. Doszła do holu pełnego
egzotycznych kwiatów. Stały tam krzesła i fotele, automat z papierosami, akwarium pełne
srebrnych rybek i biurko, za którym siedziała młoda kobieta wyglądająca na Hiszpankę.
Josephine podeszła bliżej i oparła się o biurko.
Czy mówi pani po angielsku? Kobieta przytaknęła.
Czy może mi pani odpowiedzieć na nieco może dziwne pytanie? Czy nie wie pani, jak
długo tu jestem?
Kobieta spojrzała wesoło. Nie wyglądała na zdziwioną.
Przyjechała pani ostatniej nocy, pani Morrow. Mam nadzieję, że pokój pani
odpowiada?
32
Josephine przytaknęła.
To jest Concord Reef Hotel"?
Si.
Dominica?
Si, senora.
A może mi pani powiedzieć, jaki mamy dziś dzień?
Był środek czerwca. Ale jeszcze wczoraj w górach był śnieg. Choć z drugiej strony tam
zawsze był śnieg. Wieczna zima. Może to był tylko sen?
Usiadła przy stole na wygodnym, skórzanym krześle obok basenu otoczonego tropikalnymi
roślinami. Zamówiła kawę i coś do jedzenia. Jadła mechanicznie; kawa smakowała jej.
Wszystko, co działo się wokół niej, odbierała jak film, który za chwilę się skończy. Zjadła
owoce, a potem wstała i wróciła do pokoju.
Aóżko było pościelone, ręczniki ułożone w innym miejscu, na stoliku panował idealny
porządek. Josephine przejrzała znowu leżące na nim foldery, próbując coś znalezć, coś
zrozumieć. Dopiero teraz, gdy poznała dzisiejszą datę, zrozumiała, jak długo przebywała w
zimowej wiosce. Zdała sobie sprawę, że tam gdzie była i gdzie robili z nią różne dziwne
rzeczy, spędziła więcej niż rok.
Usiadła na podłodze. Jej usta poruszały się bezgłośnie, jakby próbowała wytłumaczyć sobie
samej, co zaszło. Zrzuciła ubranie i weszła do łóżka. Przespała kilka godzin. Potem obudziła
się i leżała nasłuchując. Oczy zaszły jej łzami. Nigdy wcześniej nie była na Karaibach, choć
zawsze chciała tu przyjechać. Pamiętała, że gdy leżała z Jackie, odpoczywając po miłosnych
uniesieniach, często marzyły o wspólnych wakacjach gdzieś z dala od miasta, ludzi i
kłopotów. Gdzieś na takiej właśnie Dominice.
Zastanawiała się, komu jeszcze o tym mówiła. Prawdopodobnie wielu ludziom. Te wakacje
na Karaibach zawsze były jej marzeniem, ucieczką od pracy w biurze, od rzeczywistości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
Wyszła na balkon. Stała tak w pełnym słońcu, patrząc w dół na gęstwinę roślin, krzaków i
drzew oraz bluszczu, który piął się po balkonie. Podeszła do balustrady. Pomiędzy krzewami
dostrzegła białe i czerwone kwiaty, a dalej, po lewej stronie za murem, nieskończoną,
niebieską przestrzeń morza.
Dominica.
Przechodzący w oddali opaleni ludzie byli radośni i beztroscy. W powietrzu unosił się
przyjemny zapach i słychać było odgłosy ptaków morskich. Gorące i jasne promienie
słoneczne padały na białe ściany domu. Poczuła zapach gotowanego jedzenia słodki
zapach cynamonu i mleka kokosowego. Rozległ się radosny, męski głos i przejechał jakiś
samochód.
Weszła do pokoju i usiadła na łóżku, po czym po chwili znów się podniosła i przeszła wzdłuż
pokoju.
Znajdowały się w nim dwie pary drzwi. Josephine otworzyła jedne, znajdujące się
naprzeciwko balkonu. Za nimi były drewniane schody prowadzące gdzieś w dół. Zamknęła je
na klucz. Zastanawiała się, jak długo tutaj przebywa, od jak dawna nie jest w niewoli i kiedy
ktoś do niej przyjdzie. Kiedy zobaczy innych ludzi?
Otworzyła drugie drzwi. Była tam ogromna, piękna łazienka ze wspaniałą wanną i
marmurowymi ścianami. Wzięła długą kąpiel; polewała się kolejno gorącą i zimną wodą,
następnie napuściła ciepłej wody do wanny i siedziała w niej długi czas. Podczas kąpieli
przypomniała sobie, co jej się zdarzyło.
Pamiętała lot samolotem w Alpy, do wioski. Pamiętała noclegownię, ucisk łańcuchów na
karku i rękach. Pamiętała twarze: młodego Araba w masce domino, Indianina w wysokich
butach, grubą kobietę. Pamiętała śnieg na wierzchołkach drzew. Wszystko to wydawało jej
się teraz dziwnym i niesamowitym snem, który w ogóle jej nie dotyczył. Wypoczęta,
zanurzona w ciepłej, przyjemnej wodzie, wcale nie czuła śladów niedawnych tortur.
Wyszła z wanny i wytarła się. Nie chciało jej się ubierać i schodzić na dół, ale w pokoju nie
było ani telefonu, ani żadnego dzwonka.
Poczuła, że jest głodna, i zaczęła zastanawiać się, czy ktoś przyniesie jej jedzenie. Zajrzała do
szafy, żeby znalezć coś odpowiedniego. Wszystkie rzeczy były nowe i wszystkie w jej
rozmiarze. Założyła staniczek, majtki, długą, powiewną bluzę, spodnie i skórzane sandały.
Miała ochotę nałożyć na siebie jak najwięcej rzeczy.
Uważając, aby się nie przewrócić, ostrożnie zeszła po schodach. Doszła do holu pełnego
egzotycznych kwiatów. Stały tam krzesła i fotele, automat z papierosami, akwarium pełne
srebrnych rybek i biurko, za którym siedziała młoda kobieta wyglądająca na Hiszpankę.
Josephine podeszła bliżej i oparła się o biurko.
Czy mówi pani po angielsku? Kobieta przytaknęła.
Czy może mi pani odpowiedzieć na nieco może dziwne pytanie? Czy nie wie pani, jak
długo tu jestem?
Kobieta spojrzała wesoło. Nie wyglądała na zdziwioną.
Przyjechała pani ostatniej nocy, pani Morrow. Mam nadzieję, że pokój pani
odpowiada?
32
Josephine przytaknęła.
To jest Concord Reef Hotel"?
Si.
Dominica?
Si, senora.
A może mi pani powiedzieć, jaki mamy dziś dzień?
Był środek czerwca. Ale jeszcze wczoraj w górach był śnieg. Choć z drugiej strony tam
zawsze był śnieg. Wieczna zima. Może to był tylko sen?
Usiadła przy stole na wygodnym, skórzanym krześle obok basenu otoczonego tropikalnymi
roślinami. Zamówiła kawę i coś do jedzenia. Jadła mechanicznie; kawa smakowała jej.
Wszystko, co działo się wokół niej, odbierała jak film, który za chwilę się skończy. Zjadła
owoce, a potem wstała i wróciła do pokoju.
Aóżko było pościelone, ręczniki ułożone w innym miejscu, na stoliku panował idealny
porządek. Josephine przejrzała znowu leżące na nim foldery, próbując coś znalezć, coś
zrozumieć. Dopiero teraz, gdy poznała dzisiejszą datę, zrozumiała, jak długo przebywała w
zimowej wiosce. Zdała sobie sprawę, że tam gdzie była i gdzie robili z nią różne dziwne
rzeczy, spędziła więcej niż rok.
Usiadła na podłodze. Jej usta poruszały się bezgłośnie, jakby próbowała wytłumaczyć sobie
samej, co zaszło. Zrzuciła ubranie i weszła do łóżka. Przespała kilka godzin. Potem obudziła
się i leżała nasłuchując. Oczy zaszły jej łzami. Nigdy wcześniej nie była na Karaibach, choć
zawsze chciała tu przyjechać. Pamiętała, że gdy leżała z Jackie, odpoczywając po miłosnych
uniesieniach, często marzyły o wspólnych wakacjach gdzieś z dala od miasta, ludzi i
kłopotów. Gdzieś na takiej właśnie Dominice.
Zastanawiała się, komu jeszcze o tym mówiła. Prawdopodobnie wielu ludziom. Te wakacje
na Karaibach zawsze były jej marzeniem, ucieczką od pracy w biurze, od rzeczywistości. [ Pobierz całość w formacie PDF ]