[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ściła się pralnia, a w ślad za nią para ciekawskich kotów.
Załadowując lśniącą wielką pralkę, myślała wciąż o tym,
co powiedziała Lila. Czy było aż tak widoczne, że... czuła
coś do Craiga, i z wzajemnością? Czy miała wypisane na
twarzy, że w jego obecności trudno jej było skoncentrować
się na czymkolwiek?
Gotowa włączyć automat przypomniała sobie, że ubranie,
które miała na sobie, także wymagało prania. Zdjęła więc
dżinsy, skarpetki i bluzkę, wrzuciła je do środka i nastawiła
program. Odziana tylko w majteczki i biały trykotowy pod-
koszulek, pogrążona w myślach, zaczęła wchodzić powoli
na górę.
Craig bezsprzecznie ją pociągał. Wczoraj na plaży musia-
ła użyć całej siły woli, by oprzeć się jego zalotom. On zaś
z pewnością jej pożądał... i nie robił z tego żadnej tajemni-
cy. Wspomnienie zachodu słońca i blasku oświetlającego ją
w jego ramionach sprawiło, że miała nogi jak z waty. Myśl
o tym, jak ją obejmował i jak wargami rozbudził długo śpią-
ce w niej uczucia, sprawiła, że jeszcze trudniej było jej sie-
dzieć na nasłonecznionej werandzie i być przez niego obsłu-
giwaną. Wydawało jej się to absurdalne, ale znalezć się w je-
go objęciach było jedyną rzeczą, której pragnęła...
Ale Lila miała rację. Byłoby to powtórzeniem historii
z Charliem - wielki pociąg fizyczny do mężczyzny, który
na dłuższą metę niewiele więcej miał jej do zaoferowania.
Craig co prawda wyglądał na pewnego siebie, nawet nieco
agresywnego, ale... bez żadnego celu w życiu. Czasami był
artystą, czasami... kimkolwiek, przechodząc od jednej do-
rywczej pracy do drugiej. Zuzanna westchnęła. Gdyby tylko
była bardziej podobna do Liii, gdyby tylko umiała romanso-
wać z mężczyznami bez żadnego emocjonalnego zaangażo-
wania! Lecz przeczuwała, że gdyby choć raz kochała się
z nim, byłaby zgubiona. I tak już w czasie jego nieobecności
tęskniła za nim... Charlie, Craig, Craig, Charlie.
S
R
Charlie był po prostu człowiekiem, który nie mógł się na
nic zdecydować. Przechodził od jednej nieudanej pracy do
drugiej, obiecując za każdym razem, że ta następna jest jego
prawdziwym powołaniem. I gdy ponosił porażkę, pocieszał
się jednym flirtem za drugim, aż w końcu odszedł na dobre,
kiedy Zuzanna już nie mogła znieść jego niewierności i nie-
chęci do jakiejkolwiek zmiany. Ale Craig... musiał tylko
ustalić sobie cel w życiu. Miała bardzo silne przeczucie, że
osiągnąłby go. Przecież uparł się, że złamie jej opór. I czyż
mu się to prawie nie udało?
Dziwny dzwięk dochodzący z piwnicy przerwał jej roz-
myślania. Czyżby pranie było skończone? Spojrzała na ku-
chenny zegar. Jak długo już siedziała tu, myśląc o tym
mężczyznie? Bawiła się bez sensu kawałkiem sera i kraker-
sami. Zbyt długo. Wstała i przez spiżarnię zeszła do piwnicy.
Przełożyła ubrania z pralki do suszarki i pomaszerowała
z powrotem na górę.
- O, jesteś tutaj?
Zuzanna zastygła w bezruchu. Craig stał u szczytu scho-
dów i przyglądał się jej z zainteresowaniem sprawiającym,
że czuła się jeszcze bardziej rozebrana, niż w rzeczywistości
była. Stała tak, z sercem bijącym nienaturalnie głośno, zda-
jąc sobie sprawę, że jej cieniutki podkoszulek zamiast zasła-
niać, podkreślał kobiece kształty. Nie wiedziała, czy wracać,
czy iść do przodu.
- Co... Gdzie byłeś? - Starała się, by brzmiało to swo-
bodnie.
- Skończył mi się krem do golenia - powiedział, podzi-
wiając jej ciało.
- Och. - Czuła się absurdalnie, stojąc tak w połowie
schodów. - Właśnie... robiłam pranie. Muszę dzisiaj iść na
przyjęcie. - Sama nie wiedziała, dlaczego mu się tłumaczy.
-I nie mam się w co ubrać.
- Rozumiem - rzekł z błyskiem rozbawienia w oczach. -
Tak, nie mogłem nie usłyszeć... sławetny Reggie.
S
R
Zuzanna obronnym gestem założyła ramiona na piersi
i obciągnęła koszulkę.
- Właściwie wcale nie chce mi się iść, ale czuję, że po-
winnam.
- Oczywiście, że powinnaś - uznał. - Ale z tego, co sły-
szałem, powinnaś założyć coś... niespotykanego. - Prze-
krzywił głowę, jakby nagle wpadł na jakiś pomysł.-Czy by-
łaś już na górze? Może w garderobie twojej ciotki znalazła-
byś coś odpowiedniego?
- Chyba nie... - Ale właściwie Lucille także jest wysoka,
i choć nieco tęższa, nosi - mniej więcej - ten sam rozmiar co
Zuzanna. Pomysł okazał się możliwy do zrealizowania. -
Może tak - zgodziła się. - Pójdę zobaczyć.
Craig skinął głową.
- Chcesz piwa?
- Nie, dziękuję. - Czekała, aż ustąpi jej z drogi, co też
z przyjaznym gestem zrobił, i Zuzanna przebiegła pozostałe
stopnie. Poszła prosto do siebie na górę i założyła szlafrok,
a pózniej skierowała kroki przez hol, wyłożony grubym,
miękkim chodnikiem do sypialni ciotki Lucille.
Jej ciotka miała staroświecką garderobę - szafę niebotycz-
nych rozmiarów,, jak również inny mebel z lustrami na
drzwiach pękających w szwach od swetrów, bielizny i do-
datków. Zuzanna uznała niektóre części bielizny za zbyt pro-
wokujące dla kobiety w wieku ciotki... lub nawet dla niej
samej. Ale taka właśnie była Lucille.
Szafa wydała jej się prawdziwym skarbem, jednak wię-
kszość zgromadzonych tam ubrań nie przypadła jej do gu-
stu. Bardziej kosztowne suknie były zbyt ekstrawaganckie
albo trochę już niemodne. Cofnęła się, oszołomiona grą ko-
lorów i tkanin, kiedy nagle z przodu spostrzegła wieszak
z czymś, co zwróciło jej uwagę.
Był to jasnoczerwony kardigan z jedwabnej krepy, wyglą-
dający na ostatni krzyk mody, absolutnie cudowny. W pier-
wszej chwili uznała, że to jej się przywidziało - zachwycała
S
R
się tą suknią w poświęconym modzie numerze Ti mesa"
sprzed zaledwie paru tygodni, z niemożliwym do zaspoko-
jenia pożądaniem. Była to najbardziej ekstrawagancka kre-
acja C. J. Younga, jedna z jego najlepszych, z ceną absolut-
nie przekraczającą możliwości finansowe Zuzanny. Lecz był
to ten sam komplet - bezbłędnie go rozpoznała. Dotknęła
materiału palcami drżącymi z podniecenia.
- Lucille - szepnęła tonem zachwyconego podziwu -
przeszłaś samą siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
ściła się pralnia, a w ślad za nią para ciekawskich kotów.
Załadowując lśniącą wielką pralkę, myślała wciąż o tym,
co powiedziała Lila. Czy było aż tak widoczne, że... czuła
coś do Craiga, i z wzajemnością? Czy miała wypisane na
twarzy, że w jego obecności trudno jej było skoncentrować
się na czymkolwiek?
Gotowa włączyć automat przypomniała sobie, że ubranie,
które miała na sobie, także wymagało prania. Zdjęła więc
dżinsy, skarpetki i bluzkę, wrzuciła je do środka i nastawiła
program. Odziana tylko w majteczki i biały trykotowy pod-
koszulek, pogrążona w myślach, zaczęła wchodzić powoli
na górę.
Craig bezsprzecznie ją pociągał. Wczoraj na plaży musia-
ła użyć całej siły woli, by oprzeć się jego zalotom. On zaś
z pewnością jej pożądał... i nie robił z tego żadnej tajemni-
cy. Wspomnienie zachodu słońca i blasku oświetlającego ją
w jego ramionach sprawiło, że miała nogi jak z waty. Myśl
o tym, jak ją obejmował i jak wargami rozbudził długo śpią-
ce w niej uczucia, sprawiła, że jeszcze trudniej było jej sie-
dzieć na nasłonecznionej werandzie i być przez niego obsłu-
giwaną. Wydawało jej się to absurdalne, ale znalezć się w je-
go objęciach było jedyną rzeczą, której pragnęła...
Ale Lila miała rację. Byłoby to powtórzeniem historii
z Charliem - wielki pociąg fizyczny do mężczyzny, który
na dłuższą metę niewiele więcej miał jej do zaoferowania.
Craig co prawda wyglądał na pewnego siebie, nawet nieco
agresywnego, ale... bez żadnego celu w życiu. Czasami był
artystą, czasami... kimkolwiek, przechodząc od jednej do-
rywczej pracy do drugiej. Zuzanna westchnęła. Gdyby tylko
była bardziej podobna do Liii, gdyby tylko umiała romanso-
wać z mężczyznami bez żadnego emocjonalnego zaangażo-
wania! Lecz przeczuwała, że gdyby choć raz kochała się
z nim, byłaby zgubiona. I tak już w czasie jego nieobecności
tęskniła za nim... Charlie, Craig, Craig, Charlie.
S
R
Charlie był po prostu człowiekiem, który nie mógł się na
nic zdecydować. Przechodził od jednej nieudanej pracy do
drugiej, obiecując za każdym razem, że ta następna jest jego
prawdziwym powołaniem. I gdy ponosił porażkę, pocieszał
się jednym flirtem za drugim, aż w końcu odszedł na dobre,
kiedy Zuzanna już nie mogła znieść jego niewierności i nie-
chęci do jakiejkolwiek zmiany. Ale Craig... musiał tylko
ustalić sobie cel w życiu. Miała bardzo silne przeczucie, że
osiągnąłby go. Przecież uparł się, że złamie jej opór. I czyż
mu się to prawie nie udało?
Dziwny dzwięk dochodzący z piwnicy przerwał jej roz-
myślania. Czyżby pranie było skończone? Spojrzała na ku-
chenny zegar. Jak długo już siedziała tu, myśląc o tym
mężczyznie? Bawiła się bez sensu kawałkiem sera i kraker-
sami. Zbyt długo. Wstała i przez spiżarnię zeszła do piwnicy.
Przełożyła ubrania z pralki do suszarki i pomaszerowała
z powrotem na górę.
- O, jesteś tutaj?
Zuzanna zastygła w bezruchu. Craig stał u szczytu scho-
dów i przyglądał się jej z zainteresowaniem sprawiającym,
że czuła się jeszcze bardziej rozebrana, niż w rzeczywistości
była. Stała tak, z sercem bijącym nienaturalnie głośno, zda-
jąc sobie sprawę, że jej cieniutki podkoszulek zamiast zasła-
niać, podkreślał kobiece kształty. Nie wiedziała, czy wracać,
czy iść do przodu.
- Co... Gdzie byłeś? - Starała się, by brzmiało to swo-
bodnie.
- Skończył mi się krem do golenia - powiedział, podzi-
wiając jej ciało.
- Och. - Czuła się absurdalnie, stojąc tak w połowie
schodów. - Właśnie... robiłam pranie. Muszę dzisiaj iść na
przyjęcie. - Sama nie wiedziała, dlaczego mu się tłumaczy.
-I nie mam się w co ubrać.
- Rozumiem - rzekł z błyskiem rozbawienia w oczach. -
Tak, nie mogłem nie usłyszeć... sławetny Reggie.
S
R
Zuzanna obronnym gestem założyła ramiona na piersi
i obciągnęła koszulkę.
- Właściwie wcale nie chce mi się iść, ale czuję, że po-
winnam.
- Oczywiście, że powinnaś - uznał. - Ale z tego, co sły-
szałem, powinnaś założyć coś... niespotykanego. - Prze-
krzywił głowę, jakby nagle wpadł na jakiś pomysł.-Czy by-
łaś już na górze? Może w garderobie twojej ciotki znalazła-
byś coś odpowiedniego?
- Chyba nie... - Ale właściwie Lucille także jest wysoka,
i choć nieco tęższa, nosi - mniej więcej - ten sam rozmiar co
Zuzanna. Pomysł okazał się możliwy do zrealizowania. -
Może tak - zgodziła się. - Pójdę zobaczyć.
Craig skinął głową.
- Chcesz piwa?
- Nie, dziękuję. - Czekała, aż ustąpi jej z drogi, co też
z przyjaznym gestem zrobił, i Zuzanna przebiegła pozostałe
stopnie. Poszła prosto do siebie na górę i założyła szlafrok,
a pózniej skierowała kroki przez hol, wyłożony grubym,
miękkim chodnikiem do sypialni ciotki Lucille.
Jej ciotka miała staroświecką garderobę - szafę niebotycz-
nych rozmiarów,, jak również inny mebel z lustrami na
drzwiach pękających w szwach od swetrów, bielizny i do-
datków. Zuzanna uznała niektóre części bielizny za zbyt pro-
wokujące dla kobiety w wieku ciotki... lub nawet dla niej
samej. Ale taka właśnie była Lucille.
Szafa wydała jej się prawdziwym skarbem, jednak wię-
kszość zgromadzonych tam ubrań nie przypadła jej do gu-
stu. Bardziej kosztowne suknie były zbyt ekstrawaganckie
albo trochę już niemodne. Cofnęła się, oszołomiona grą ko-
lorów i tkanin, kiedy nagle z przodu spostrzegła wieszak
z czymś, co zwróciło jej uwagę.
Był to jasnoczerwony kardigan z jedwabnej krepy, wyglą-
dający na ostatni krzyk mody, absolutnie cudowny. W pier-
wszej chwili uznała, że to jej się przywidziało - zachwycała
S
R
się tą suknią w poświęconym modzie numerze Ti mesa"
sprzed zaledwie paru tygodni, z niemożliwym do zaspoko-
jenia pożądaniem. Była to najbardziej ekstrawagancka kre-
acja C. J. Younga, jedna z jego najlepszych, z ceną absolut-
nie przekraczającą możliwości finansowe Zuzanny. Lecz był
to ten sam komplet - bezbłędnie go rozpoznała. Dotknęła
materiału palcami drżącymi z podniecenia.
- Lucille - szepnęła tonem zachwyconego podziwu -
przeszłaś samą siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]