[ Pobierz całość w formacie PDF ]

%7ływa wyobraznia Shannon zdumiała Meri. Przypomniała sobie
deszczowy wierszyk.
Trina zaczęła się wiercić niecierpliwie na plecach Piwka.
- Chcę na dół, szybko! -
- Daj mi ją. - Shannon wyciągnęła ręce i delikatnie postawiła
małą na ziemi.
- Staruszkowie niech idą na górę. My tu mamy swoje sprawy,
prawda, żabko? Zaraz opowiem ci wszystko o pieskach - powiedziała,
niecierpliwie dając znaki dorosłym.
Meri, wchodząc za Piwkiem po schodach, nasłuchiwała
rozmowy z dołu.
- Po pierwsze - zaczęła poważnym tonem Shannon - nie możesz
dotknąć dzieci Aapsy, dopóki ona ci na to nie pozwoli, rozumiesz?
Najpierw musi cię powąchać i przekonać się, że nie zrobisz im
krzywdy.
- Mam nadzieję, że Aapsa nie gryzie? - zapytała Meri, kiedy
weszli do mieszkania.
98
RS
- Skąd, jest łagodna jak baranek. Zresztą Shannon niańczyła jej
poprzedni miot, dopóki szczeniaków nie rozdano. Właściwie to
bardziej jej pies niż Joe'ego. Istna psia mama.
- Chyba cię to nie martwi?
- Nie. Na tym polega sztuka: trzeba wiedzieć, kiedy się martwić,
a kiedy cieszyć.
- Widzę, że wiele nauczyłeś się o ojcostwie w ciągu tego roku.
- Nie tyle, żeby przestać się martwić przez dwadzieścia cztery
godziny na dobę, Meri. Napijesz się czegoś? - Gestem zaprosił ją do
kuchni.
- Dziękuję. Po drodze wstąpiłyśmy na hamburgera i koktail
mleczny.
- A jak twoja praca naukowa? - zagadnął, przyrządzając sobie
wodę z lodem.
- Och, rodzi się w bólach.
W rzeczywistości przerwała pisanie, za to powieść "Uliczny
Anioł" po każdej nocy zyskiwała nowy rozdział. Sny stawały się coraz
bogatsze.
- Powiedziałaś  w bólach"? To brzmi tak, jakbyś wolała tworzyć
coś zupełnie innego niż naukowe tezy. Ale co?
- Och, nic takiego. Po prostu... kilka razy zastanawiałam się,
zupełnie teoretycznie, czy byłabym zdolna napisać powieść.
- Dlaczego nie? Spróbuj, to się dowiesz.
- Nie ma sensu. Babcia nigdy by tego nie zaakceptowała. Nikt z
Mansfieldów nie splamił się pisaniem popularnych powieści.
99
RS
- Aż tak się z nią liczysz?
- No cóż, Matylda zaopiekowała się mną, kiedy straciłam
rodziców i była dla mnie bardzo dobra. Ponadto wychowała mnie w
poczuciu przynależności do rodu. Nazwisko Mansfield nieraz bywa
ciężarem, ale wiążą się z nim również pewne przywileje.
Piwek skrzywił się sceptycznie.
- Bzdura. Po prostu pozwalasz, żeby babka i cała rodzina
decydowały za ciebie, co masz robić, a czego nie. Powiedz, co
chciałabyś pisać?
Meri zawahała się i głęboko odetchnęła.
- Romanse - wyznała zmieszana, sama nie wiedząc dlaczego w
odruchu szczerości zdradziła mu część tajemnicy. Szybko sięgnęła po
podręczniki. - Może zaczęlibyśmy lekcję, dobrze?
- Jak sobie życzysz - przytaknął i poprowadził ją przez
wahadłowe drzwi do saloniku.
Pierwszą rzeczą, jaka przyciągnęła wzrok Meri, były róże.
Znów piękne róże! Widzę, że to zaczyna być stałym zwyczajem.
- Aatwo się do nich przyzwyczaić, kiedy już się je powąchało.
- Coś jeszcze się tu zmieniło - zauważyła z udanym namysłem,
rozglądając się po pokoju.
- Pomalowaliśmy ściany.
- Ach, tak. Bielszy odcień bieli?
- Bardzo subtelnie to pani wyraziła, panno Mansfield. Ja
powiedziałbym raczej, że były brudne jak ścierka, a teraz, na twoją
cześć, są trochę bielsze. Siadajmy.
100
RS
Meri usiadła oszołomiona tym, co usłyszała.
- Posłuchaj, Piwku, jest mi bardzo głupio, że pomalowałeś pokój
tylko dlatego, że przychodzę na lekcje. A tak piękne róże są bardzo
drogie, i...
- ... i są twoimi ulubionymi kwiatami - dokończył. - Do tego
stopnia, że używasz różanych perfum. Dlatego zawsze tu będą dla
ciebie - powiedział, przysuwając się bliżej.
- Nie starałeś się tak dla Emmetta.
- Emmett nie jest piękną kobietą. Nie pachnie różami i nie nosi
puszystych kaszmirów. - Powolnym ruchem ujął jej dłoń. - A jego
skóra nie jest gładka jak jedwab.
- Piwku...
- Wiesz co, Meri?
- Tak?
- Wyciągnąłem rękę i dotknąłem cię, a ty wcale się nie
spłoszyłaś. Powiedz, czy kiedykolwiek trzymałaś się za ręce z
facetem, który kocha motocykle i piwo?
- Nie, nigdy.
Delikatnie pogładził kciukiem wierzch jej dłoni.
- I co, dobrze ci?
Meri była zbyt zdumiona brakiem swoich zwykłych reakcji, by
odpowiedzieć. Zamiast napięcia i lęku czuła przyjemne, niemal
opiekuńcze dotknięcie twardej męskiej dłoni. Miała coraz większą
ochotę przytulić się do Piwka.
- Dobrze mi.
101
RS
- To przytul się do mnie choć trochę. Obiecuję, że nie zrobię
niczego, czego nie będziesz chciała.
Pokonując własne opory, pozwoliła, by przyciągnął ją ku sobie,
ale w momencie, kiedy miała się oprzeć o jego ramię, zesztywniała.
- Popatrz na mnie - poprosił. Posłuchała, lecz się nie poruszyła.
- A teraz udziel mi nowej lekcji, Meri. Naucz mnie, jak się
obchodzić z jedwabiem, kaszmirem i różami. I wytłumacz, dlaczego
się mnie boisz.
Uparcie pokręciła głową, tak jak wiele razy przedtem.
- Są rzeczy, o których nie mogę powiedzieć nikomu. Zresztą
każdy ma jakieś tajemnice, prawda?
- Powiedz przynajmniej, czy ma to coś wspólnego z rozpadem
twojego małżeństwa?
- Piwek, zadajesz pytania, na które nie mogę odpowiedzieć.
Uniósł palcem jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
- Założę się, że odpowiesz na pocałunek, jeśli zrobimy to ładnie i
powoli.
Meri powtarzała sobie w myśli, że może zaufać temu
mężczyznie. W jego oczach wyczytała zachętę. Z wolna przesunął
palec, muskając jej dolną wargę.
- Przecież wian, że chcesz mnie całować - wyszeptał. - Chcesz
poznać smak moich warg. Nie bój się. Nie zrobię nic więcej. Chyba że
sama zechcesz.
102
RS
Minęła chwila i wreszcie Meri skinęła przyzwalająco. Od dwóch
tygodni marzyła, by sprawdzić, czy jego pocałunki smakują tak jak w
snach. Powoli, bardzo powoli uniosła ku niemu głowę.
Piwek ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął ku sobie. Teraz oboje
pragnęli tego samego. Ich usta spotkały się w połowie drogi. Wargi
musnęły się leciutko, a tchnienie oddechów zmieszało na jedną
krótką, ulotną chwilę.
Było to niezwykłe doznanie. Ten pocałunek był romantyczny,
delikatny jak płatek róży, sentymentalny i słodki jak młodzieńcze
marzenia, które zbyt wcześnie i brutalnie mu odebrano. A teraz, po
latach, najgorszy uczeń w szkole poznawał uroki pierwszej miłości.
- Powiedz, że to nie było takie straszne - szepnął głuchym,
niskim głosem, kiedy odsunęli się, by popatrzeć sobie w oczy.
Meri niemal z zachwytem pochwyciła jego rękę i przycisnęła do
ust, przecząco kręcąc głową. Nie zdążył zareagować, gdyż na
schodach zadudniły pospieszne kroki. W przerażeniu odsunęła się od
Piwka. Przytomnie podał jej książkę, a sam pochwycił papier i ołówek
leżące na stoliku.
- Ciekawe, co opuściłem w tym tygodniu? - zapytał głośno.
- Mamusiu, mamusiu! - wykrzyknęła Trina, wpadając przez
wahadłowe drzwi, aż z łomotem odskoczyły na boki. - Aapsa ma
biusty!
- Nie biusty, tylko sutki, trąbko - skorygowała ją Shannon z
kuchni. - Jakie bąbelki wolisz, cytrynowe czy pomarańczowe?
103
RS
- Pomarańczowe! - odkrzyknęła Trina i, szeroko otwierając oczy
z przejęcia, pokazała mamie i Piwkowi dziesięć rozcapierzonych
palców.
- Ona ma aż tyle sutków. Więcej od ciebie, mamusiu -
oznajmiła.
- Tak, tak, mamusiu, aż o osiem więcej - wymamrotał Piwek,
krztusząc się ze śmiechu. Powstrzymywał go jedynie rumieniec na
twarzy Meri.
Ale Trina miała równie odkrywczą wiadomość dla niego.
- A pieski chłopczyki mają malutkie siusiaki - poinformowała.
- Zupełnie jak ty, tatusiu - zauważyła niewinnie Meri.
- Hej, K.D, przestań pleplać i chodz do kuchni - rozległ się
rozkazujący głos Shannon. - Małe dziewczynki nie powinny mówić
pewnych słów.
- Takich na cztery litery? - zapytała rzeczowo mała,
przepychając się przez drzwi.
- Zwłaszcza takich! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •