[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale będziesz spał na kanapie.
- Zdaje się, że mówiłaś coś o rozgrzewaniu mnie do białości
w twoim łóżku.
- Kłamałam - oparła. Kiedy pochylił się, żeby ją pocałować,
położyła mu ręce na ramionach i potrząsnęła głową. - Za
szybko, Kyle. Nie jestem jeszcze gotowa na takie sytuacje.
- Skąd wiesz?
Jej uśmiech stał się chłodny.
- Wiesz, jak to mówią, kto się raz sparzył, na zimne dmucha.
Ja tak się sparzyłam, że będę dmuchała na zimne do końca
życia.
Odsunął się, robiąc jej przejście.
- Nie sądzę, żeby było z tobą aż tak zle. Jeśli się nad tym
zastanowisz, sama dojdziesz do takiego wniosku.
- Zgaś światła, dobrze?
- Sam...
- Dobranoc, Kyle.
- O której śniadanie?
- Kiedy tylko je przygotujesz. Lubię jajecznicę. Caitlyn
przepada za naleśnikami, ale cokolwiek zrobisz, będziemy zadowolone.
Usłyszał, jak drzwi na piętrze się zamykają. Gdyby był prawdziwym
mężczyzną, poszedłby na górę i wskoczył do jej łóżka.
Przecież dzisiaj reagowała na jego pieszczoty. Drżała pod
wpływem jego dotyku, pragnęła go. Bez wysiłku by ją przekonał,
by się z nim kochała. Wyobraził sobie, jakby to było
i od razu poczuł, że ogarnia go podniecenie.
Przeklinając pod nosem, rzucił koc na kanapę. Była twarda
i niewygodna, lecz to nie brak wygody nie pozwalał mu zasnąć,
tylko bliskość Sam.
ROZDZIAA DZIEWITY
Obudził ją dochodzący z kuchni zapach kawy. W pierwszej
chwili się zdziwiła, lecz szybko przypomniała sobie, że Kyle
jest w domu. Nie miała pojęcia, dlaczego świadomość jego
obecności wpływała na nią kojąco. Nie potrzebowała Kyle'a,
nie chciała go. Im rzadziej go będzie widywać, tym lepiej.
W pokoju nadal panował mrok, świt dopiero zaczynał wpełzać
przez otwarte okno. Włożyła szlafrok i boso zbiegła na
dół. W kuchni zobaczyła Kyle'a siedzącego za stołem. Policzki
miał zarośnięte, włosy zmierzwione od snu, oczy jasne i czyste
jak poranne niebo nad Wyoming.
- Dzień dobry - powitał ją. Kieł leżał zwinięty u jego stóp,
w dzbanku stała świeżo zaparzona kawa.
- Dzień dobry. - Unosząc brwi, nalała sobie kawy i usiadła
naprzeciw niego. - Nie przypuszczałam, że doczekam się takiego
dnia - mruknęła, obejmując kubek dłońmi. - Kyle Fortune
udomowiony.
- Jest jeszcze wiele rzeczy, których o mnie nie wiesz.
- Czyżby? Może mi powiesz.
- Dobrze. - Wraz z krzesłem odchylił się do tyłu. - Przede
wszystkim powinnaś wiedzieć, że musiałem się wykazać nadludzko
silną wolą, żeby śpiąc z tobą pod jednym dachem, nie
wedrzeć się siłą do twojego łóżka. Przez pół nocy walczyłem
z sobą, ale w końcu szlachetność wzięła górę nad popędem.
Nie mogę jednak obiecać, że następnym razem zachowam się
tak samo. W zasadzie gwarantuję ci, że nie.
Przełknęła łyk kawy, starając się zachować spokój. Przy
tym mężczyznie nic nie było łatwe, nawet poranna kawa.
- Skąd ci przyszło do głowy, że będzie jakiś następny raz?
- A skąd tobie przyszło do głowy, że nie?
- Nie możemy tak żyć, drżeć na widok własnego cienia,
liczyć na twoją opiekę. Damy sobie z Caitlyn radę. - W milczeniu
pił kawę i patrzył na nią z namysłem, co doprowadzało
ją do szaleństwa. - Dotychczas świetnie sobie radziłyśmy.
- Bo ja nie wiedziałem, że mam córkę. - Odstawił kubek,
skrzyżował ręce na piersi i jeszcze bardziej odchylił się w tył.
- Nie ma takiej siły, prawnej czy fizycznej, która by mnie od
niej odsunęła.
- Nie powiedziałam, że właśnie tego chcę.
- Słuszna uwaga. Powiedz, czego właściwie chcesz.
Wyprostował się, nogi krzesła stuknęły o podłogę. Kieł
umknął w kąt kuchni, a Kyle nagle pochylił się nad stołem
i zbliżył twarz do twarzy Sam. Patrzył na nią wrogo.
- To akurat jest dość proste - odparła bez wahania. Nie
mrugnąwszy nawet okiem, odstawiła kubek, oparła się o porysowany
blat i oznajmiła: - Chcę, żeby moja córka była
szczęśliwa.
- Bez ojca?
- Nie, to by było głupie. Tak naprawdę nigdy nie chciałam
cię od niej odizolować, ale okoliczności mnie do tego zmusiły.
Teraz sytuacja się zmieniła. - Odwróciła wzrok. - Wszystko
tak się poplątało.
- Nie musi tak być. Chodz. - Chwycił ją za rękę i pociągnął
za sobą na werandę. Trawa była jeszcze wilgotna, a rosa
zmieniała pajęczyny w sznury skrzących się kryształków.
Kyle oparł się o balustradę i przyciągnął Sam do siebie. Przez
cienki materiał szlafroka czuła jego ciepło, słyszała miarowe
bicie serca. Gdzieś w oddali zapiał kogut. - Nie musimy ciągle
się kłócić.
Oparła głowę na jego ramieniu. Gdy dotknął ustami jej skroni,
lekko zadrżała.
- Chcę dla niej tego samego co ty - powiedział. Jego oddech
był ciepły jak wiosenny wiatr.
- Naprawdę?
- Jej szczęście jest najważniejsze.
- Czyżby? - Bardzo chciała mu wierzyć, ale kiedy stała
tak blisko niego, nie potrafiła myśleć logicznie.
- Zaufaj mi, Sam. Tym razem będzie lepiej.
- Tym razem? - powtórzyła. Zdała sobie sprawę, że mówi
o ich związku. Wszystko było takie skomplikowane i niejasne,
w przeszłości i teraz. Czy dzisiaj mogła zaznać tyle szczęścia,
żeby zatrzeć wspomnienie wczorajszego bólu?
Na schodach rozległy się kroki i Sam odskoczyła od Kyle'a,
zanim córka zdążyła ich zobaczyć przytulonych. Mogłaby wyciągnąć
fałszywe wnioski.
- Mamo?
- Tutaj, kochanie.
Caitlyn, jeszcze w piżamie, przebiegła przez kuchnię i na
widok Kyle'a zatrzymała się jak wryta.
- Jesteś tu jeszcze? - Czyżby w jej głosie słychać było
nutę nadziei?
- Tak. Twoja mama nie może się mnie pozbyć.
- Spędził noc na kanapie w salonie. - Samantha chciała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •