[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak - odpowiedziałem.
31
- Romantyczny spacer we dwoje? - mę\czyzna wyjął papierosa bez filtra i wsunął go w
lufkę.
Nie wiedziałem, czy tłumaczyć obcemu człowiekowi, \e dziewczyna obok mnie nie
jest moją narzeczoną.
- Szukamy genius loci - wypaliła Małgosia. Przybysz zamyślił się.
- Skarbów szukacie? - domyślił się.
- Pewnie wielu tych skarbów szukało - powiedziałem.
Miałem nadzieję, \e tubylec opowie mi coś o ludziach, którzy jezdzili po okolicy i
wypytywali ludzi o ukryte skarby, miejscowe legendy.
- A pewnie, jeden to nawet znalazł - powiedział.
- Jak to zwykle bywa, został ukarany za skąpstwo i rozpił się - za\artowałem.
- Skąd pan wie? - mę\czyzna zerknął na mnie spode łba.
- Zawsze tak jest - mruknąłem.
- Racja.
Zapadło milczenie przerywane bzyczeniem much i gzów. Dym z papierosa nieco je
odstraszał.
- Niech pan opowie o tym miejscowym skąpcu - poprosiłem.
Mę\czyzna zadowolony, \e ma ciekawych wszystkiego słuchaczy, uśmiechnął się,
wypuścił wielki kłąb dymu, jak parowóz, nim ruszy ze stacji.
- Dawno temu taki jeden miejscowy hrabia, co zbierał antyki, miał takie fikuśne
dzbany...
- Amfory - podpowiedziałem właściwe słowo.
- No! - mę\czyzna przyznał mi rację. - No i on te staro\ytne amfory napełnił winem.
Przywiózł je z daleka, gdzie króle budowali takie trójkątne groby, z Egiptu, kraju
faraonów - wyprostował wskazujący palec dla podkreślenia znaczenia ostatnich słów. -
Podobno kto to wino pijał z amfor, ten zachowywał młodość i siłę. Trzymał to wszystko
w tajemnej piwniczce i sam tylko korzystał z dobrodziejstw. No i jego skąpstwo zostało
ukarane, bo syn zginął na wojnie, on sam wkrótce zmarł ze zgryzoty, a to wino zostało
gdzieś tu, na górze - bajarz wskazał na zbocza Góry Dylewskiej.
- Pewnie byli tacy, co szukali? - domyślałem się.
- A byli. Stary młynarz to znalazł, ale widocznie na chłopską krew to wino nie
działało.
- Dlaczego? - zdziwiła się Małgosia.
- Młynarz zapił się na śmierć - tubylec pociągnął nosem. - Musiał znalezć te dzbanki,
bo chodził wiecznie pijany, a nigdy w sklepie wódki ni wina nie kupował. Znalezli go
zimą w śniegu. Szedł przez las i zasnął. Lekarze, co go kroili, \eby zbadać, czy go nie
zabito, mówili, \e musiał być pijany i nawet nie poczuł, jak zamarzł.
- Brr... - Małgosia wzdrygnęła się.
- A gdzie stal ten młyn? - dopytywałem się.
Wsi, gdzie stał młyn, ju\ nie było, więc mę\czyzna pokazał mi na mapie, gdzie nale\y
szukać ruin młyna. Dowiedziałem się te\, gdzie znaleziono ciało młynarza.
- Dziękuję bardzo - powiedziałem \egnając nieznajomego.
Ten tylko uśmiechnął się i poszedł dalej ście\ką. Gdy zniknął nam z oczu, Małgosia
parsknęła śmiechem.
- Ale historia! - śmiała się. - Zwietna bajka. Znajomi nie uwierzą, \e są na świecie
ludzie, którzy jeszcze wierzą w takie legendy.
32
Zerknęła na mnie i na mapę, którą trzymałem w ręku.
- Ty! - szturchnęła mnie w ramię. - Co to jest kauke?
- Raczej kto to jest? - poprawiłem. - Jeden z rodzajów pruskich demonów leśnych.
- Myślisz, \e ten miejscowy był jakimś duchem? - powątpiewała w opowieść tubylca.
- Nie śmiej się z opowieści leśnych ludzi - pouczyłem dziewczynę.
Chyba się obraziła, bo w milczeniu wracaliśmy do Wysokiej Wsi. Wędrówka od domu
do domu upewniła mnie w tym, \e ktoś jezdził po okolicy i wypytywał ludzi o jaskinie,
jakieś dziwne znaleziska w okolicy.
- Widzisz?! - mówiłem do Małgosi, gdy za ka\dym razem wychodziliśmy z chałupy i
obieraliśmy kurs na następną.
Póznym popołudniem dotarliśmy do Dylewa. Zaproszono nas na obiad, gdzie pan
Tomasz przedstawił mnie jako syna znajomych, który spędza w okolicy wakacje i
interesuje się historią.
- Mo\e najmiesz go jako pomocnika do swoich zadań? - zaproponował profesor Miki.
- To świetny pomysł - ucieszył się szef. - Opowiedzieć mu o amforach?
W tym momencie Małgosia solidnie kopnęła mnie pod stołem.
- Jasne, w końcu nie mamy \adnych tajemnic - orzekł Miki. Skończyliśmy posiłek.
Piotr zabrał Małgosię na dół, by pokazać jej początek wykopalisk. Stanęliśmy z panem
Tomaszem przy bramie oczekując powrotu dziewczyny.
- Pawle, znam chyba wyjaśnienie tej sprawy ze skrytką - powiedział Pan Samochodzik.
- Miki opowiedział mi, \e potomkini rodu Rose wspominała o rodowym skarbcu
ukrytym na wzgórzach. W jednej z jaskiń miała być sala rycerska wyło\ona marmurem,
gdzie przechowywano staro\ytne rzezby, rycerskie zbroje znalezione w jakiejś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl szkicerysunki.xlx.pl
- Tak - odpowiedziałem.
31
- Romantyczny spacer we dwoje? - mę\czyzna wyjął papierosa bez filtra i wsunął go w
lufkę.
Nie wiedziałem, czy tłumaczyć obcemu człowiekowi, \e dziewczyna obok mnie nie
jest moją narzeczoną.
- Szukamy genius loci - wypaliła Małgosia. Przybysz zamyślił się.
- Skarbów szukacie? - domyślił się.
- Pewnie wielu tych skarbów szukało - powiedziałem.
Miałem nadzieję, \e tubylec opowie mi coś o ludziach, którzy jezdzili po okolicy i
wypytywali ludzi o ukryte skarby, miejscowe legendy.
- A pewnie, jeden to nawet znalazł - powiedział.
- Jak to zwykle bywa, został ukarany za skąpstwo i rozpił się - za\artowałem.
- Skąd pan wie? - mę\czyzna zerknął na mnie spode łba.
- Zawsze tak jest - mruknąłem.
- Racja.
Zapadło milczenie przerywane bzyczeniem much i gzów. Dym z papierosa nieco je
odstraszał.
- Niech pan opowie o tym miejscowym skąpcu - poprosiłem.
Mę\czyzna zadowolony, \e ma ciekawych wszystkiego słuchaczy, uśmiechnął się,
wypuścił wielki kłąb dymu, jak parowóz, nim ruszy ze stacji.
- Dawno temu taki jeden miejscowy hrabia, co zbierał antyki, miał takie fikuśne
dzbany...
- Amfory - podpowiedziałem właściwe słowo.
- No! - mę\czyzna przyznał mi rację. - No i on te staro\ytne amfory napełnił winem.
Przywiózł je z daleka, gdzie króle budowali takie trójkątne groby, z Egiptu, kraju
faraonów - wyprostował wskazujący palec dla podkreślenia znaczenia ostatnich słów. -
Podobno kto to wino pijał z amfor, ten zachowywał młodość i siłę. Trzymał to wszystko
w tajemnej piwniczce i sam tylko korzystał z dobrodziejstw. No i jego skąpstwo zostało
ukarane, bo syn zginął na wojnie, on sam wkrótce zmarł ze zgryzoty, a to wino zostało
gdzieś tu, na górze - bajarz wskazał na zbocza Góry Dylewskiej.
- Pewnie byli tacy, co szukali? - domyślałem się.
- A byli. Stary młynarz to znalazł, ale widocznie na chłopską krew to wino nie
działało.
- Dlaczego? - zdziwiła się Małgosia.
- Młynarz zapił się na śmierć - tubylec pociągnął nosem. - Musiał znalezć te dzbanki,
bo chodził wiecznie pijany, a nigdy w sklepie wódki ni wina nie kupował. Znalezli go
zimą w śniegu. Szedł przez las i zasnął. Lekarze, co go kroili, \eby zbadać, czy go nie
zabito, mówili, \e musiał być pijany i nawet nie poczuł, jak zamarzł.
- Brr... - Małgosia wzdrygnęła się.
- A gdzie stal ten młyn? - dopytywałem się.
Wsi, gdzie stał młyn, ju\ nie było, więc mę\czyzna pokazał mi na mapie, gdzie nale\y
szukać ruin młyna. Dowiedziałem się te\, gdzie znaleziono ciało młynarza.
- Dziękuję bardzo - powiedziałem \egnając nieznajomego.
Ten tylko uśmiechnął się i poszedł dalej ście\ką. Gdy zniknął nam z oczu, Małgosia
parsknęła śmiechem.
- Ale historia! - śmiała się. - Zwietna bajka. Znajomi nie uwierzą, \e są na świecie
ludzie, którzy jeszcze wierzą w takie legendy.
32
Zerknęła na mnie i na mapę, którą trzymałem w ręku.
- Ty! - szturchnęła mnie w ramię. - Co to jest kauke?
- Raczej kto to jest? - poprawiłem. - Jeden z rodzajów pruskich demonów leśnych.
- Myślisz, \e ten miejscowy był jakimś duchem? - powątpiewała w opowieść tubylca.
- Nie śmiej się z opowieści leśnych ludzi - pouczyłem dziewczynę.
Chyba się obraziła, bo w milczeniu wracaliśmy do Wysokiej Wsi. Wędrówka od domu
do domu upewniła mnie w tym, \e ktoś jezdził po okolicy i wypytywał ludzi o jaskinie,
jakieś dziwne znaleziska w okolicy.
- Widzisz?! - mówiłem do Małgosi, gdy za ka\dym razem wychodziliśmy z chałupy i
obieraliśmy kurs na następną.
Póznym popołudniem dotarliśmy do Dylewa. Zaproszono nas na obiad, gdzie pan
Tomasz przedstawił mnie jako syna znajomych, który spędza w okolicy wakacje i
interesuje się historią.
- Mo\e najmiesz go jako pomocnika do swoich zadań? - zaproponował profesor Miki.
- To świetny pomysł - ucieszył się szef. - Opowiedzieć mu o amforach?
W tym momencie Małgosia solidnie kopnęła mnie pod stołem.
- Jasne, w końcu nie mamy \adnych tajemnic - orzekł Miki. Skończyliśmy posiłek.
Piotr zabrał Małgosię na dół, by pokazać jej początek wykopalisk. Stanęliśmy z panem
Tomaszem przy bramie oczekując powrotu dziewczyny.
- Pawle, znam chyba wyjaśnienie tej sprawy ze skrytką - powiedział Pan Samochodzik.
- Miki opowiedział mi, \e potomkini rodu Rose wspominała o rodowym skarbcu
ukrytym na wzgórzach. W jednej z jaskiń miała być sala rycerska wyło\ona marmurem,
gdzie przechowywano staro\ytne rzezby, rycerskie zbroje znalezione w jakiejś [ Pobierz całość w formacie PDF ]