[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jeszcze zobaczyć drugi brzeg rzeki i las rozciągający się aż do Veikinnosi.
- Tak, to musiał być sam Zły. Takich ślepi nigdy wcześniej nie widziałem. Nie masz pojęcia
cóż to był za potwór! - Pastor cofnął się, bo para z jego oddechu zaczęła osiadać na szybce. - Całą
twarz porastała mu sierść. Ręce miał kudłate jak łapy zwierzęcia. Ale podobny był do człowieka!
Popędziłem konia i pognałem naprzód, gdy ten diabeł bezszelestnie zniknął między drzewami.
Trochę zbyt gwałtownie wpadliśmy na twoje podwórze, jednak uznałem, że najlepiej będzie oddalić
się od tamtych złych oczu. Może obserwują zagrodę ze skraju lasu...
Hannah, chociaż była przerażona, spytała całkiem przytomnie:
- A jak zareagował koń? Czy się wystraszył? Pastor jakby się ocknął i popatrzył na Hannah
zdziwiony.
- Koń? Nie, koń mnie usłuchał.
- Nie sądzi pastor, że zwierzę zachowałoby się inaczej, gdyby coś mu zagrażało?
Hannah dobrze wiedziała, że konie to mądre stworzenia, potrafią wyczuć niebezpieczeństwo
szybciej niż ludzie. Pastor zmrużył oczy i rzekł z irytacją.
- Podajesz w wątpliwość słowa sługi Kościoła, Hannah?
- Ależ nie! Pomyślałam tylko, że człowiek w promieniach słońca i w wieczornym mroku
może wyglądać jak... jak coś innego, jak jakaś zjawa.
Sama słyszała, jak niemądrze to zabrzmiało.
- Hannah, i ty nazywasz tę postać człowiekiem? Tak, tak, to tylko potwierdza moje
przypuszczenia o twoim złym nastawieniu do Pisma Zwiętego. A może nawet sama zadajesz się z
tym włochatym diabłem? Skąd mogę wiedzieć, czy jest inaczej?
Pastor wstał i ruszył do wyjścia. Tymczasem Hannah siedziała na ławie oniemiała. Musiała
kilkakrotnie przełknąć ślinę, by odzyskać mowę.
- Pastor chyba zdaje sobie sprawę z tego, co powiedział? Podniosła świecę i długo patrzyła
w jego pucołowatą
twarz. W końcu pastor Spuścił wzrok.
- Nie sądziłam, że sługa Kościoła tak się wystraszy spotkaniem ze złymi mocami. Sama
przeżegnałabym się i wezwała na pomoc Pana Boga. Potem spokojnie prowadziłabym konia, ufna,
że Bóg nade mną czuwa. - Wyprostowała się i uśmiechnęła. Nagle poczuła wielki spokój, a
jednocześnie ogarnęło ją współczucie dla przerażonego pastora. - Wielebny zrobił znak krzyża
dopiero, gdy dotarł do mojej chaty.
Popatrzyła na stojącego przed nią niezadowolonego mężczyznę. Wyraznie było widać, że
nie podoba mu się ta sytuacja, bo twarz mu pociemniała. Zanim jednak zdążył otworzyć usta,
Hannah zaproponowała:
- Pastor może przenocować u nas, jeśli nie ma ochoty jechać dalej po ciemku, chociaż nie
ma tu wygód.
Pastor milczał. Z mroczną, zaciętą miną ruszył ku drzwiom. Był na tyle niski, że nie musiał
się schylać.
Letni wieczór był jeszcze jasny, chociaż słońce zaszło za górę, a nad wodą unosiła się
wieczorna mgła.
- Kiedy Pan mi towarzyszy, niczego się nie boję. Ruszam w drogę do zajazdu. Jutro mam
się tam spotkać ze sługami Kościoła z Sogn.
Dość niezdarnie dosiadł konia i wyjechał z podwórza.
Nie podziękował ani za jedzenie, ani za propozycję noclegu. Hannah odprowadziła
wzrokiem jezdzca póki nie zniknął za najbliższym zakrętem. Dopiero wtedy spojrzała na las po
przeciwnej stronie. Wciąż miała wrażenie, że ktoś się jej przygląda.
Czyżby naprawdę ktoś się tam czaił? Może góra rzeczywiście skrywa coś niezwykłego. Nils
nie był kłamcą, a i pastor naprawdę bardzo się wystraszył. Przecież ona sama także dostrzegła jakiś
ruch.
Tego wieczoru starannie pozamykała wszystkie okna, a w drzwiach założyła dodatkową
antabę. Nim zapadła w sen, długo leżała, wsłuchując się w odgłosy nocy.
Wstała bladym świtem i przygotowała wiadra i konwie na mleko. Tej nocy spała
niespokojnie. W delikatnym świetle poranka chłodna mgła tajemniczo otulała jezioro Storeskar.
Zwiat pogrążony był w ciszy. Do pory dojenia pozostało jeszcze sporo czasu, Hannah
skierowała się więc do szopy, w której stał olbrzymi żelazny piec na piętnaście fajerek. W drugiej
części pomieszczenia składowano brzozowe drewno. Hannah postanowiła napiec placków. W
każdej chwili mogła się spodziewać nadejścia kosiarzy. Właściwe rozgrzanie pieca wymagało
czasu, zdecydowała więc, że rozpali ogień przed obrządkiem.
Sięgnęła do drewnianego haczyka przytrzymującego niskie drzwi i zmartwiała. Haczyk
zwisał swobodnie, choć drzwi były przymknięte. Czyżby zapomniała je wczoraj zamknąć? Wciąż
pamiętała przerażającą historię pastora i z trudem zmusiła się, by biegiem nie powrócić do chaty.
Nasłuchiwała przez chwilę, lecz do jej uszu nie doszedł żaden dzwięk. Nad górami powoli
wstawało poranne słońce, zmagając się z ciemnością. Wkrótce letnie promienie rozświetliły szczyty
gór. Hannah uspokoiła się. Mocno zaciskając palce na haczyku, otworzyła drzwi.
Weszła do środka i wyczuła, że ktoś tu jest. Zapragnęła uciec, ale sparaliżowana strachem,
nie była w stanie zrobić kroku. Z trudem łapała powietrze. Po chwili usłyszała niski, chrapliwy
męski głos:
- Nie bój się. Proszę, nie uciekaj!
W głosie nie było grozby, raczej wyczuła w nim prośbę.
- Nic ci nie zrobię, uwierz mi! Hannah wydusiła z trudem:
- Kim jesteś?
- Naprawdę chcesz to wiedzieć? A czy mogę ci zaufać?
Hannah przestraszyła się nie na żarty. Prawdę mówiąc, nie chciała wiedzieć, kim jest ten
ktoś. To pewnie jakiś ukrywający się zbrodniarz. Tyle słyszała o zabójcach, którzy uciekają przed
karą i żyją po lasach wśród gór. Jeśli ten człowiek dopuścił się zbrodni, może zabić jeszcze raz.
Zdziwiła się, słysząc swój własny głos:
- Powiedz, proszę. Będę milczeć, jeśli tego chcesz. Powoli uspokajała się. Dobry Boże,
poprosiła w duchu, wesprzyj mnie!
- Jesteś odważna. Musisz uwierzyć, że mówię prawdę. Zresztą przekonasz się na własne
oczy.
Hannah zadrżała. Te słowa zabrzmiały złowieszczo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •