[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odchodził od steru, wytężając słuch, wzrok i umysł, by być na niego przygotowanym.
Ze skłębionej, wyjącej ciemności wyłoniła się Philiope i stanęła u boku Conana.
 Khawarscy nurkowie zdołali uspokoić Keltrasa. Odpoczywają teraz pod pokładem.
Obiecałam, że powiem im, jeżeli wydasz rozkaz opuszczenia statku.
 Dobrze  odparł Conan, obejmując ją, lecz nie wypuszczając steru z dłoni.  Jeżeli
ktokolwiek zdoła uratować się z rozbitego okrętu i dopłynąć do brzegu, to właśnie oni. Co z
piratami?
 Siedzą, jęczą i modlą się do Bel Dagona. Jest ich zaledwie trzynastu i nigdy jeszcze nie
widzieli takiego sztormu. Boją się wylezć na pokład, boją się Crotalusa, a najbardziej ze
wszystkiego boją się ciebie.
 I bardzo dobrze  warknął Conan.  Zresztą i tak nic by tu nie zwojowali. Jesteśmy na
łasce czarownika  a on na dodatek może być na łasce czegoś potężniejszego od siebie. 
Silniej przytulił do siebie mokre, szczupłe ciało dziewczyny.  A ty jak dajesz sobie radę?
 Nigdy w życiu nie znajdowałam się w takim niebezpieczeństwie  podniosła wzrok na
poszarpany takielunek, rozświetlane błyskawicami niebo. Natychmiast opuściła oczy i
spojrzała mu w twarz.  Cieszę się, że jesteś przy mnie  powiedziała i tuląc się mocniej do
niego, złożyła mu głowę na piersi.
Szaleńcza gonitwa trwała przez całą noc. Wiatr nie ustawał, pchając przed sobą
trójmasztowiec z taką łatwością, że chwilami wydawało się, iż  Kruk leci w powietrzu.
Conanowi przemknęło przez głowę, że powinien był się porządnie namyślić, nim nadał
statkowi nazwę miłującego burzę ptaka. Walka z opornym kołem sterowym sprawiła, że ból
w nadwerężonych barkach palił jak ogień, jednak Cymmerianin obawiał się je puścić, by
karak nie ustawił się bokiem do wiatru i nie został zalany wodą. Gdyby nawałnica ze zelżała
na chwilę, spróbowałby wyrzucić dryfkotwę, lecz teraz, gdy nie można było liczyć na pomoc
przerażonej załogi, zginąłby lub tylko przyśpieszył katastrofę. Musiał pozostać przy sterze.
Crotalus, mający dla siebie cały dziób, nie był tak bezradny. Widocznie znał się na
marynarskim rzemiośle lub przyglądał się pracy załogi Conana. Niewątpliwie był też szalony,
bowiem zakradł się na śródokręcie, zabrał nóż ze stojaka z bronią i zaczął ciąć liny do
refowania. %7łagle rozwinęły się z łoskotem i zaczęły łopotać. Czarnoksiężnik powrócił pod
grotmaszt i przeciął kolejne liny, tym razem foku sztormowego.
Skutek był natychmiastowy.  Kruk dwukrotnie przyśpieszył. Przez kilka chwil Conan bał
się, że maszty połamią się albo nieszczęsny statek stanie dęba i zatonie. Takielunek jednak
wytrzymał. Zaledwie jedna czy dwie liny pękły z trzaskiem, przez co żagle łopotały jeszcze
głośniej. Statek pomknął ku swojemu przeznaczeniu przez mętną i mokrą ciemność.
Za sprawą opętańczych poczynań Crotalusa niebezpieczeństwo nadeszło szybciej, niż
można by się spodziewać. Przed dziobem pojawiła się poświata przyboju, słychać było
łamiące się o brzeg fale. Conan robił co mógł, sterując na oślep.
 Czas ostrzec załogę!  krzyknął do Philiope.  Niech czekają na rufie! Niebawem
wpadniemy na skały!
Kilka chwil pózniej piraci i nurkowie wylegli na chłostany wichrem pokład. Khawarczycy
posuwali się do burty z większą ochotą niż przerażeni morscy grabieżcy, z których większość
bała się wody i nie potrafiła pływać. Philiope przedarła się z powrotem do Conana.
 Skoczysz razem ze mną, kiedy nadejdzie czas?  krzyknęła.
 Nie, musisz ratować się z resztą!  pokręcił przecząco głową.  Przysiągłem sobie, że
jeżeli będzie trzeba, pogrzebię statek i skarb. Słyszysz, Crotalusie?!  wrzasnął. Tym razem
wicher usłużnie wyrwał mu słowa z ust i poniósł je w stronę czarownika.  Kiedy statek
rozbije się o brzeg, dopadnę cię i zatłukę jego resztkami!!!
Szaleństwo nawałnicy nie pozwalało stwierdzić, czy czarnoksiężnik odpowiedział na jego
wołanie. Philiope przysunęła się jeszcze bliżej Conana i objęła go w pasie.
 Jeżeli nie chcesz opuścić statku, zostanę z tobą!  zawołała przekrzykując szkwał.
 Niech tak będzie! Razem zginiemy lub przeżyjemy!  odpowiedział zaciskając mocniej
dłonie na sterze.
Odgłosy nawałnicy stawały się coraz bardziej złowieszcze. Wydawało się, że przed
statkiem dyszy chrapliwie jakaś demoniczna istota. W chwilę pózniej niebo przecięła
wyjątkowo jaskrawa trójzębna błyskawica. W jej świetle ukazała się blada plaża. Drogę do
niej zagradzały czarne zęby skał, na których rozbijały się spienione grzywacze. Na rufie
rozległy się ginące w łoskocie krzyki zgrozy piratów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •