[ Pobierz całość w formacie PDF ]

znali i tak samo wyceniali książki, ale tak to właśnie
wyglądało.
Rozzłoszczona tym podłym spiskiem, Marianna zacisnęła
zęby i kazała woznicy zatrzymać się przy kolejnym sklepie
z drogocennymi starociami. Co prawda nie miała go na
swej liście, ale znajdował się w bardzo bogatej dzielnicy.
Widziała, jak jakaś dama w modnych muślinach wychodzi
właśnie ze środka, niosąc pod pachą starannie zapakowaną
paczuszkę. Kilka innych osób w drogich i eleganckich
ubraniach podziwiaÅ‚o klejnoty uÅ‚ożone na wystawie. Ozna­
czaÅ‚o to, że sprzedawca cieszyÅ‚ siÄ™ poważaniem w towarzy­
stwie. Marianna postanowiła sprawdzić, co powie o jej
książkach.
Lily zaÅ‚amaÅ‚a rÄ™ce, kiedy stanÄ™li przed szyldem an­
tykwariatu, a Mariannie zrobiło jej się żal. Lily była
bardziej członkiem rodziny niż służącą. Pracowała za
bardzo małe pieniądze, a czyniła to z takim oddaniem
i cierpliwością, że podbiła serca wszystkich domowników.
45
PATRICIA RICE
Chodziła spać pózno, by pomóc swym paniom przy
rozbieraniu, a wstawała wcześniej, by naprawiać, cerować
i prasować ich suknie. Zasługiwała teraz na odrobinę
wypoczynku.
- Wracam za minutkę, Lily. Może zostaniesz tutaj
i pooglądasz sobie kapelusze różnych dam, a ja sprawdzę
tylko, czy właściciel jest w środku.
- Nie mogę tego zrobić, proszę pani. Nie powinna pani
wchodzić tam beze mnie. To nie wypada.
Marianna wyszła z powozu, korzystając z pomocy
woznicy. Odwróciła się szybko do Lily, by ją zatrzymać.
- WidziaÅ‚am, jak do Å›rodka weszÅ‚a wÅ‚aÅ›nie moja przy­
jaciółka. To chyba będzie odpowiednie towarzystwo,
prawda?
Oczywiście skłamała, ale nie wahała się kłamać, kiedy
mogła w ten sposób uszczęśliwić innych ludzi. Zastanawiała
się już kiedyś nad odwiecznym problemem nieuczciwych
środków i uczciwego celu, i doszła do wniosku, że wszystko
zależy od konkretnego przypadku, od konkretnych środków
i konkretnego celu. W tym przypadku środki były zupełnie
nieszkodliwe, a przynosiły wspaniały pożytek.
Lily oparła się wygodnie i uśmiechnęła z zadowoleniem,
a Marianna szybko przeniosła ciężką torbę przez szacowną
bramÄ™  Antykwariatu Arystotelesa".
Powinnam mieć służącego, pomyślała, kiedy stanęła na
grubym, tureckim dywanie. Cenne kryształy, zamknięte
w szklanych pudłach przywodziły jej na myśl kosztownie
wyposażone salony wielkich domów, w których ostatnio
bywała. Wspaniałe obrazy olejne, przyozdabiające ściany
sklepu, przypominały jej muzea, które odwiedzała przy
każdej okazji. Do takich miejsc nie wchodziło się bez
46
KLEJNOT
lokaja lub służącej, w dodatku w starej sukni i ze zniszczoną
torbą. Z pewnością to wnętrze nie przypominało sklepików
tych skąpców, z którymi dzisiaj rozmawiała.
Z przerażeniem pomyślała, że na pewno wszyscy na nią
patrzą i krytykują jej wygląd. Zaczęła się powoli cofać do
wyjścia, by uciec, zanim ktokolwiek ją rozpozna. Może
wróci tu pózniej w lepszej sukni i wypożyczy od kogoś
lokaja, który poniesie jej książki. Wówczas zyska sobie
o wiele większy szacunek sprzedawcy, zanim przystąpi do
targów. Może w takim miejscu w ogóle nie obsługiwano
podobnych jej łudzi. Może przyjmują tutaj tylko królów
i królowe. Poczuła, jak żołądek kurczy jej się ze strachu
i już odwróciła się do wyjścia, kiedy z wnętrza sklepu
dobiegł ją znajomy głos.
- Lady Marian, prawda?
Przez moment zastanawiała się, czy nie powinna udać,
że nic nie słyszała. Może wtedy on uwierzy, że się pomylił.
Ale mężczyzni tacy jak on nigdy się nie mylą, pomyślała,
krzywiąc twarz ze złością - mylą się tylko kobiety, takie
jak ona. To najlepszy przyjaciel Darleya. Spróbuje nie
powtórzyć tego samego bÅ‚Ä™du i bÄ™dzie nadzwyczaj uprzej­
ma. Zresztą słyszała już jego kroki za plecami. Ułożyła
usta w najmilszy ze swych uśmiechów i odwróciła się, by
go przywitać.
- Dzień dobry, panie Montague - powiedziała łagodnie,
nie ozdabiajÄ…c tego pytaniami w rodzaju  Jak tam sprze­
daż?" czy  Wypił pan już dzisiejszą porcję świeżej krwi?".
Utrzymywała równowagę ducha powtarzając te pytania
tylko w myślach, podczas gdy młody elegant w kosztownym
oliwkowym surducie i skórzanych bryczesach mierzył ją
wzrokiem.
47
PATRICIA RICE
- Przyszliśmy sprzedawać, prawda? - spytał, dojrzawszy
jej torbÄ™.
Marian omal się nie zakrztusiła, słysząc, jak wracają do
niej jej własne słowa, choć nawet ich nie wypowiedziała.
Ten człowiek miał język węża. Uśmiechnęła się słodko, co
natychmiast spotkało się z podejrzliwym spojrzeniem
Reginalda.
- W takim razie musiałam się pomylić. Proszę mi
wybaczyć, sir. Powóz już na mnie czeka.
Bardzo lubiła wypowiadać to zdanie. Czuła się wtedy
jak prawdziwa księżniczka.
Obok Montague'a pojawił się nagle krępy mężczyzna
w kamizelce ze srebrnymi guzikami i monoklem, który
dyndał na końcu srebrnego łańcuszka. Obrzucił spojrzeniem
dwójkę młodych ludzi i bez słowa ostrzeżenia otworzył
torbę, którą Marianna postawiła na dywanie.
Marianna krzyknęła zdumiona i już miała go odepchnąć,
jednak powstrzymało ją przeciągłe gwizdnięcie, pełne
podziwu i szacunku. W tej samej chwili poczuła na
ramieniu dłoń Montague'a.
- Jacobs zna się doskonale na tych rzeczach. Jeżeli
dostarcza pani albo sprzedaje starocie, to właśnie on
powinien je zobaczyć.
Mężczyzna zwany Jacobsem z nabożną czcią wyjął
z torby średniowieczny manuskrypt. Położył go ostrożnie na
szklanej ladzie i zanim dotknął go ponownie, założył cienkie
białe rękawiczki. Kiedy przewracał stronice książki, na jego
twarzy malowała się fascynacja granicząca z uniesieniem.
- OczywiÅ›cie nie zamierza pani tego sprzedawać - wy­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • szkicerysunki.xlx.pl
  •